Adam! Do patelni się przymierzam, ale z drugiej strony – ja gotuję dla siebie powiedzmy cztery potrawy w tygodniu i nie jest mi potrzebna aż tak bardzo, ale pooglądać sobie mogę.
Te grzejniki oglądam z ciekawości bo przecież klimę mam, ich mnogość tylko utwierdza mnie w przekonaniu że nie tylko moje mieszkanie jest zimne jak jasna cholera.
A mamę wkurzam mandarynkami bo takich w domu nie ma. Ja za to nie mam kawy i się wyrównuje :)
Poszedłem biegać. W czwartek! Poszedłem biegać w czwartek! W gruncie rzeczy mógłbym biegać co czwartek…Wychodziłbym o 13, wracał trochę po 14, i na ostatnie trzy godzinki do pracy…Mógłbym, nie robię tego bo to trochę kuszenie losu. W sumie to mógłbym dodać czwarty dzień w sobotę, albo w poniedziałek popołudniu. Na upartego mógłbym…dość! Trzy razy w tygodniu wystarczy, jak będzie potrzeba to się zastanowię nad sobotą, ale nie ma co szaleć. Muszę to swoje uzależnienie kontrolować.
No to poszedłem…musiałem odpowiednio dobrać ubranie (czytaj ubrać się trochę chłodniej, bo nie mam pojęcia jak to jest ze schnięciem tych ubrań), wziąłem rękawiczki (bardzo dobra decyzja) i pobiegłem. Na początku trochę wiało, ale co to dla mnie. Pokrążyłem trochę po centrum, czyli taka typowo wtorkowa trasa z kilkoma udziwnieniami typu powtórki, powroty, zmiany ulic, ale zgubić się? To praktycznie niemożliwe. Te ulice są znajome. Nie jestem jeszcze jak Vimes i nie poznaję ulic po rodzaju nawierzchni, ale poznaję po budynkach. Biegło się bardzo przyjemnie, temperatura odpowiednia, prędkość w porządku, w końcu to tylko przyjemna przebieżka. I już takie 12 kilosków to nie problem. Takie moje małe zwycięstwo :) I uśmiech na gębie na cały dzień.
Na obiad poszedłem do szkoły i znowu byłem pierwszy, więc mogłem sobie powybierać :) No i rzecz jasna jedzenie było super. A po obiedzie doładowałem swoją szkolną kartę o kolejne 100 RMB i mam teraz ~160 RMB. No to teraz jest naprawdę, naprawdę w porządku jeżeli chodzi o kasę na karcie.
A skoro miałem trochę czasu zrobiłem kilka zdjęć bieżni, która czeka mnie jutro. Już się nie mogę doczekać, tylko padać ma jutro, a interwałów w deszczu nie lubię…Cóż…nic z tym nie zrobię więc muszę sobie jakoś poradzić. I tak mnie kusi by zrobić 7-8×3’ a nie 6×3’, by jeszcze skrócić przerwy…Zawsze jak mam za dużo czasu wolnego to myślę o bieganiu. Tylko muszę się trochę przyhamować, jest w końcu dopiero listopad a ja już mam się rozpędzać i wydłużać biegi? Jeszcze nie…spokojnie…a zresztą, jak będę się dobrze czuł jutro to czemu nie :)
Następnie ruszyłem w stronę ulicy odwiedzanej we wtorek i zakupiłem cztery…cosie…jak dla mnie to jest to ciasto wylane na olej. Świetne na gorąco, nietakświetne na zimno. Lidia mówi, że to specjalność z jej miasta i praktycznie nie można tego dostać nigdzie indziej. Hmm…hmm…z drugiej strony Lidia mieszka tu półtorej roku i nie zna niektórych ulic. Ani kodu pocztowego…a to już jest dziwne.
Ach…kupiłem też słonecznik. Bo tak przejeźdzałem i widzę, że jest kilka worków to się zatrzymałem i wszystkie worki były ze słonecznikiem. Nie za bardzo wiedziałem który wybrać, ale zasugerowano mi jakiś, okazał się słodki, to go wziąłem. Tak z pół kilo. I chyba tylko tak będę kupować słonecznik bo wyszło tanio i smacznie. Tylko jak ja spamiętam które nasiona już kosztowałem, a które jeszcze nie?
I naprawdę słonecznik był pycha. Pożarłem też CCLKA, które okazało się melonem.
Kolacja to zgodnie z obietnicą tofu, do tego papryczki (wrzuciłem 4, trzeba wrzucić więcej) i pomidor. Szybko i smacznie. Idealna odmiana od stołówkowego jedzenia. Następne dwie kolacje także pochłonę w domu, dopiero niedzielna będzie w szkolnej stołówce. Z obiadami jeszcze się zastanawiam, sobotni raczej w szkole, a jutrzejszy i niedzielny? Wszystko zależy od tego jak pójdzie z treningami. Bo nie chcę skracać dystansu tylko po to by zjeść w szkole. A tego się trochę boję gdy myślę o piątkowych treningach…ale przecież w piątki też mogę jeść w domu.
Pół notki o bieganiu, ale musicie mi wybaczyć. Naprawdę brakuje mi takiego porządnego biegania, tylko z drugiej strony pod koniec sierpnia wyłem z bólu na treningach, a teraz jest wszystko w porządku. Widać byłem mocno przeciążony. Także jest dobrze.
Jest nawet bardzo dobrze, rozpisałem plany zajęć aż do ostatniego tygodnia grudnia. Na ten tydzień chcę przygotować coś świątecznego i końcoworocznego. Ale mam jeszcze mnóstwo czasu, także spokojnie przygotuję coś fajnego. A potem tylko 3 tygodnie w styczniu…pewnie nawet nie bo trzeba doliczyć egzaminy semestralne…i wracam do Domu…
Pokręcona trasa z dzisiaj: