Czyli siedem dni wolnego. Naprawdę odwykłem od chodzenia do pracy z jednym dniem przerwy, ale co ma powiedzieć taka June, którą coś takiego będzie czekać już wkrótce? No właśnie…
Skończyłem wtorek, ale to taki wtorek jakich nie lubię, czyli ten parzysty. Nie lubię tych parzystych bo mam wtedy trzy zajęcia. Sześć godzin. I to się tak wydaje a tam masz sześć godzin w pracy to co narzekasz, ludzie po dwanaście pracują, no tak pracują po dwanaście, ale rzadko kiedy jest to praca z ludźmi a jeszcze rzadziej z ludźmi i umysłowa.
Są chwile odprężenia w których mogę sobie spokojnie ze studentami porozmawiać, jednak to są naprawdę urywki, gdyż Oni nie są aż na takim poziomie by prowadzić swobodnie konwersacje po angielsku. No i tego nie się od Nich nie oczekuje. Dla Nich angielski to tylko narzędzie ułatwiające poradzenie sobie w pracy. Nie to co w przypadku Tych specjalizujących się w angielskim, od Nich wymagałbym już znacznie więcej.
Na szczęście jednak nie ma frustracji jak w przypadku pracy w Changchun. Tutaj studenci są bardzo ogarnięci, nie spóźniają się na zajęcia i na dodatek robią zadania domowe. Jedna grupa nawet je rozpisała chociaż mówiłem że nie muszą tego robić. Wyraźnie mówiłem że nie muszą, ale widać tego nie nie usłyszeli. Takie to huncwoty haha.
A skoro już jesteśmy przy huncwotach, to pora na Hong Kong, o tym co tam się dzieje wiemy chyba wszyscy, Chińczycy natomiast już nieszczególnie. June wie bo Jej powiedziałem, ale potem sama gdzieś wynalazła chiński artykuł na ten temat, czyli nie ma aż takiej tragedii. Owszem, jest cenzura, ale jak ktoś chce się czegoś dowiedzieć to się dowie, kwestia spędzenia odpowiedniej ilości czasu i wystarczającego samozaparcia.
Bardzo dużo studentów zostaje w koledżu, znaczy większość wraca do domu, ale praktycznie nikt nie rusza się na wycieczki. Łącznie może z 3 osoby spośród przepytanych około pięciuset, czyli licho. To smutne że sztucznie stworzone święto mające zachęcać ludzi do podróży zniechęca Ich bo jest Ich najzwyczajniej w świecie zbyt wiele. Zachęca za to do odwiedzenia rodziny, czyli też nie ma tak źle.