Tydzień dwunasty

Okolica

W tym tygodniu w galerii (nowej, nie starej, ta stara już w ogóle nie działa) pojawiło się sporo zdjęć starych budynków. Niektóre są naprawdę stare, jak ten z 1937 który już prezentowałem w tym tygodniu.

dsc03770-copy

Skąd one się wzięły? Zdjęcia, nie budynki oczywiście. Ano wzięły się z mojego weekendowego człapania po okolicy. Przespacerowałem się wokół jednego kampusu, zobaczyłem co jest za płotem, poszedłem dalej i dalej, no i droga sama mnie poprowadziła.

dsc03772-copy

Podobno w Chinach stawiano budynki/mury blisko siebie żeby kobiety miały oparcie w czasie chodzenia. Najpierw co prawda krępowano im stopy a potem pomagano znaleźć oparcie. Tak…

dsc03784-copy

Spacerując po tych ulicach dochodzę do wniosku że to bardziej z powodu braku miejsca niż z powodu krępowania stóp, ale możliwe że było to zależne od regionu.

W każdym razie nie polecam takich spacerów ludziom z klaustrofobią bo momentami robi się ciasno. Dwie osoby jeszcze się wyminą, ale człowiek i skuter może mieć problem. No dobrze, ale to bardziej tyczy się tych nowych budynków, a jak to jest z tymi starymi?

dsc03814-copy

Te stare są skryte za tymi nowymi. Dlaczego? Sam chciałbym to wiedzieć. Z reguły jest tak że ludzie mieszkający w takich miejscach nie chcieli sprzedać tych terenów żadnemu deweloperowi. Nie wiem czy podobnie było tutaj, ale przypuszczam że żaden poważny deweloper się po budynki nie zgłosił. Przynajmniej w przypadku dwóch kampusów.

dsc03825-copy

W przypadku trzeciego, tego z mojej uczelni, sytuacja jest trochę inna. Tuż przy bramie głównej znajduje się mapa uczelni i na tej mapie znajdują się trzy stadiony, chociaż stoi tylko, znajduje się także dużo więcej budynków i według mapy kampus jest naprawdę spory.

dsc03826-copy

Rzeczywistość jest trochę bardziej prozaiczna bowiem mapa przedstawia plan, a skoro plan powstał to tereny trzeba wykupić. Terenów okoliczni mieszkańcy nie chcą sprzedać. W cenie jaką uniwersytet jest skłonny zapłacić. Więc pozostaje czekać. A że w Chinach twój dom/mieszkanie tak naprawdę nie jest Twoje, jedynie dzierżawisz je od Państwa na okres 70, czy tam 75 lat, to trochę jeszcze poczekają, ale w końcu dopną swego.  Tak, tak, nawet jeżeli kupisz mieszkanie za ileśtam pieniędzy to ono i tak nie będzie twoje. W Xiamen, na wyspie, ceny mieszkań są absurdalne i sięgają 30k złotych za metr. Dziękuję, postoję.

dsc03874-copy

I teraz tak. Te budynki są stare, bardzo stare jak na Chiny. W innych miejscach w kraju obwołano by takie miejsca miejscami szczególnego nadzoru i byłyby chronione, wręcz odwiedzałyby je rzesze turystów. A tutaj? Tutaj te miejsca sobie stoją i niszczeją stając się jedynie czyimś śmietnikiem. Smutny to widok.

Dzień sportu

dsc03876-copy

Studenci wiedzieli od dwóch tygodni. Nauczyciele dowiedzieli się rano. Nauczyciele z zagranicy dowiedzieli się dopiero gdy się zapytali. Przepływ informacji na linii uniwersytet – nauczyciele z zagranicy kuleje do tego stopnia że mógłbym się przypadkiem pojawić na piątkowych zajęciach i denerwować się że studentów nie ma. Szczęście że się nie pojawiłem.

dsc03894-copy

Jakoś mnie to nie złości nawet. Przywykłem już. Ot, nie można mieć planów/życia, trzeba być przygotowanym na wszystko.

Pierwszy deszcz

Nie pamiętam od kiedy, ale chcę powiedzieć miesiąc, po czym patrzę na daty zdjęć i widzę że poprzednio padało dwudziestego czwartego października, czyli niecałe trzy tygodnie temu. Jesień zupełnie inna niż w Polsce.

dsc03926-copy

Co nie znaczy że nie ma zimno. No dobrze, nie jest to Polskie zimno, ale jednak dwie warstwy na górę trzeba założyć gdy się idzie biegać z rana. Wilgotność sprawia że chłód przechodzi prosto do kości. Dla mnie to idealna pogoda, świetny czas by robić długie wybiegania. Tyle tylko, że w tym okresie jest mi to zupełnie, ale to zupełnie nieprzydatne. Bo jeżeli mój start docelowy będzie w lipcu (a jestem już zapisany i opłacony) to na osiem miesięcy do przodu nie ma się co wychylać i dawać z siebie wszystkiego bo to krótka droga do przetrenowania.

dsc03927-copy

A przetrenowanie to cholerstwo straszne. Przed wyjazdem do Mjanmy zegarek powiedział mi że muszę odpoczywać przez jakieś 120 godzin by wrócić do poziomu zero. Pięć dni bez biegania. Także licznik się wyzerował, ale co z tego skoro po kolejnych trzech tygodniach dobił po raz kolejny do tych 120 godzin, a wręcz je przebił sięgając ponad 140 godzin. Nie byłoby w tym nic złego, zignorowałbym to po prostu gdyby nie to że czułem się faktycznie zmęczony.  Zarówno psychicznie jak i fizycznie. A o ile ze zmęczeniem fizycznym jeszcze sobie poradzę tak zmęczenie psychiczne jest trudniejsze do pokonania. Trzeba było wrzucić na luz, zrewidować plany i już. Dzisiaj rano licznik po raz pierwszy od miesiąca pokazał zero godzin i czułem się świetnie. Co prawda po długim wybieganiu zrobiły się 43 godziny (do pełnego wypoczynku), ale jutro czeka mnie tylko lekka przebieżka i całkowicie wolny poniedziałek, więc we wtorek powinno dobić do zera.

dsc03972-copy

Nie mam pojęcia na ile ten zegarek mnie zna, w końcu współpracujemy ze sobą dopiero od lipca, ale chcę to sprawdzić. Pewnie te wyniki są zawyżone, bo moje tętno tutaj nie jest moje tętno w Polsce, ale jestem tutaj a nie w Polsce i wypada się dostosować. Nie chcę przerabiać sytuacji sprzed dwóch lat kiedy to nie byłem w stanie 10 kilometrów przebiec.

dsc03978-copy

Restauracje

Co prawda w tym tygodniu skupiałem się na zdjęciach reklam, ale myślę że wkrótce się przespaceruję i pokażę ile w okolicy jest restauracji. Takiej zwykłej normalnej okolicy, nie przy kampusie gdzie restauracji musi być od groma, w końcu jakoś tych studentów trzeba wyżywić.

dsc04017-copy

W okolicy szkoły June co chwilę jakaś restauracja jest otwierana i co chwilę jakaś jest zamykana, zresztą wczoraj mieliście próbkę ogłoszeń wynajmę restaurację, dlaczego tak się dzieje? No cóż, w Chinach uważa się że najlepszą inwestycją jest mieszkanie/dom, a że mieszkania/domy w okolicy to kwoty absurdalne (parę akapitów wyżej) to ludzie chcą rozkręcić jakiś własny biznes.

dsc04019-copy

Otwierają restaurację. Albo sklep z herbatą (jeżeli jakiś student mówi o własnym biznesie to 7/10 pomysłów to sklep z herbatą/kawą), ale częściej jednak restaurację.

dsc04026-copy

A czemu otwierają restaurację bo potrafią gotować i jest to łatwa praca. Każdy kto widział chociaż jeden odcinek Hell’s Kitchen wie że ani jedno ani drugie nie jest prawdą. No dobrze, czasem pierwsze jest prawdą, ale z reguły…no cóż…jakby to delikatnie…nie, nie potrafią gotować.

dsc04125-copy

Na południu jest to tym bardziej widoczne że jedzenie tutaj jest generalnie…jakby to delikatnie…niezbyt dobrze wyeksponowane. Innymi słowy – jedzenie tutaj jest nijakie. Mieszkańcy tej prowincji lubują się w potrawach prostych, delikatnie przyprawionych, coś jak Marge Simpson mówiąca że tajnym składnikiem jej wieprzowiny jest…sól!

dsc04152-copy

To absolutnie nie jest złe, broń Boże, ale jest najzwyczajniej w świecie nudne.

dsc04155-copy

Dla mnie jest nudne, a dla ludzi otwierających restauracje niesamowicie trudne. Bo umówmy się, jeżeli przygotowuje się proste potrawy to trzeba je przygotowywać bardzo dobrze, inaczej szybko wypadnie się z rynku. Jeżeli prostych potraw nie przyrządza się bardzo dobrze, a bardzo często się ich bardzo dobrze nie przyrządza, w końcu restauracja to łatwa praca to ludzie przyjdą raz, po czym pójdą do drugiej restauracji.

dsc04251-copy

Albo te wszystkie restauracje są jedynie przykrywką.

Wai Mai

o-copy

My mamy pyszne.pl Chińczycy mają kilkanaście swoich aplikacji, z których wai mai jest jedną z najpopularniejszych.
Zasada jest prosta, znajdujesz restaurację, wybierasz dania, płacisz i czekasz. Nie wiem jak ja wrócę do płacenia gotówką kiedyś. Naprawdę nie wiem. Teraz już nawet za kukurydzę na ulicy od kobieciny z wózkiem można zapłacić przez telefon. Ludzie nie mają ubikacji w mieszkaniu, ale mają aplikację przez którą inni im płacą.

y-copy

Wracając, wybierasz dania, płacisz, dostajesz kupony żeby zapłacić mniej i czekasz. A że jesteś w Chinach to jesteś niecierpliwy i patrzysz sobie na mapę gdzie znajduje się dostawca z twoim jedzeniem. Ja nie żartuję, totalna inwigilacja w imię poprawy usług.

My, niestety, mieszkamy trochę na odludziu, więc zbyt dużego wyboru dobrych restauracji nie mamy, ale i tak zawsze coś się znajdzie. Ostatnio wykopałem nawet przyzwoitą restaurację z ostrym jedzeniem o wdzięcznej nazwie LaLaLa.

Tydzień jedenasty

Szok na twarzach studentów

a-copy

To zdumiewające jak można, po miesiącu mówienia, informowania, przypominania, zaskoczyć studentów wyciągając arkusze egzaminacyjne. Naprawdę tego się nie spodziewałem.
W sumie to niektórzy z nich też się nie spodziewali tego egzaminu.  Nie wiem czy ci młodzi ludzie mają aż taki problem z angielskim, czy są aż tak nieogarnięci, czy może tak jest im po prostu wszystko jedno.
Stawiam na opcję trzecią, bo mnóstwo, ale to mnóstwo z nich nie przyszło nawet spojrzeć na wyniki. Nie chcę tutaj już nawet mówić o tym jak im poszło bo chce mi się jedynie pokręcić głową z żalu. Część z nich oblałaby polską maturę rozszerzoną z kretesem. No kurczę. A to studenci drugiego roku, na jednej z najlepszych uczelni w Chinach, w dodatku ci the best of the best, a jednak zdobycie 5 punktów było dla niektórych niewykonalne. Przypuszczam że ma to solidny związek z tym szokiem na ich twarzach.

aa-copy

Większość jednak poradziła sobie co najmniej przyzwoicie, więc nie ma powodów do obaw o egzamin końcowy.

ae-copy

Za to w przypadku pierwszego roku. No cóż. Część z nich Polskiej matury na poziomie podstawowej by nie oblała, ale jakoś zaskakujące dobrze by jej nie zdała. No po prostu nie mam słów. Na jakieś 160 prac może 5 osób miało komplet punktów. A my tu mówimy o poziomie podstawowym w Polskich szkołach i porównujemy z best of the best. Generalnie słabo. Grubo poniżej moich oczekiwań. Ciekawi mnie jakby to wyglądało na specjalności językowej.

c-copy

Zaraz po egzaminie, żeby nie umrzeć z nudów przy książce, zrobiliśmy test IELTS i tutaj była tragedia. Dużo tych młodych ludzi chce kiedyś studiować za granicą, ale oni sobie w ogóle z tym testem nie radzili. Słabo to widzę, naprawdę słabo. Zwłaszcza gdy słyszę że chcą studiować na MIT. Może to co stracą na słuchaniu planują nadrobić na pisaniu? Kto ich tam wie.

dsc03480-copy

A skoro o egzaminach mowa to wydrukowano mi ich za mało. Bo czemu nie.

dsc03593-copy

Człowiek stara się być poważny, motywować tych młodych ludzi do nauki przykładem, stosować rzeczy których się nauczył, mówi o tym jak się uczyć, jak podchodzić do egzaminów, wprowadza jakieś zasady dyscyplinarne, słowem robi to co nauczyciel robić powinien, a potem dostaje za mało egzaminów i studenci muszą pisać na kartkach…
No jak to, kurczę, wygląda…Cha bu duo, prawda? Da radę? No kurczę, da radę, oczywiście że da radę, zawsze sobie można poradzić, o ile się chce, ale to nie powinno działać w ten sposób. Po prostu nie powinno…

dsc03615-copy

Skoro już w temacie egzaminów, to w zeszłym tygodniu zdałem sobie sprawę że nie mam egzaminów końcowych, a miałem bo napisałem je jeszcze we wrześniu. Na moje szczęście ostał mi się jeden plik dźwiękowy, więc do jednego egzaminu wystarczyło zrobić pytania, a raczej przepisać je ze słuchu, a drugi egzamin chociaż trzeba było zrobić od podstaw, to mając już nagrane te najbardziej wkurzające informacje zrobiłem w jeden wieczór. Teraz kopię zapasową mam w dwóch miejscach, bo trzeci raz tych egzaminów robić nie chcę. Co za dużo to niezdrowo.

f-copy

W górę

Ponieważ miałem trochę więcej czasu wolnego w poniedziałek postanowiłem ruszyć cztery litery i wejść na wzgórze niedaleko szkoły. Po raz kolejny, ale tym razem wejść a nie wbiec. Problem z tym wzgórzem jest taki że dojazd autobusem to tam jest, ale za skarby świata nie mogłem się doszukać jak z niego skorzystać. Postanowiłem więc iść przed siebie licząc na to że jakiś autobus się znajdzie i jakoś patrząc na nazwy przystanków się w tym odnajdę.

k-copy

Oczywiście nie wziąłem pod uwagę tego że rozkładu jazdy może najzwyczajniej w świecie na przystanku nie być.

I to był wielbłąd. W każdym razie ruszyłem, szedłem i szedłem, po drodze minęły mnie dwa autobusy, a maszerowałem chyba godzinę, w dodatku wybrałem dłuższą drogę, bo obszedłem kampus, zamiast przejść na skróty.

Koniec końców dotarłem pod wzgórze i zacząłem wchodzić. Blisko 1700 schodów i niecałe 30 minut później byłem już na szczycie.

l-copy

Generalnie to syf straszny, tam to już chyba nikt nie sprząta, a ludzie też tego nie szanują, a może to tylko mniejszość nie szanuje, ale ze mniejszość w Chinach i tak oznacza kilka milionów to wygląda to tak jak wygląda.

Widok jest bardzo przyjemny, zwłaszcza gdy patrzy się na zatokę w bezchmurny dzień. Zapewne wschód słońca musi tam wyglądać obłędnie, w końcu słońce wschodzi właśnie od tamtej strony. Nie wiem czy w tym roku uda mi się go jeszcze zobaczyć, ale kto wie, zwłaszcza że słońce wschodzi teraz coraz później. No poważnie, wschód słońca po 6, przecież to jakiś żart…

s-copy

Zakupy

Ogólnie rzecz biorąc zakupy w Chinach nie różnią się aż tak bardzo od zakupów w Polsce. Masa ludzi poruszających się po sklepie jak zombie, czyhająca na promocje i szukająca najkrótszej kolejki. Naprawdę nie widzę tu żadnych różnic. Największa różnica jest taka że warzywa i owoce warzą kasjerki w sklepie. Nie na  kasie, nie warzysz sobie sam, tylko idziesz grzeczni z workiem do Pani kasjerki (Pana kasjera nie widziałem) i Ona nabija cenę. Gdy są dwie to z reguły gadają do sobie że z tym obcokrajowcem nie ma co rozmawiać bo on po chińsku nie rozumie, albo próbują się pytać czy rozumie po chińsku.  Biorąc pod uwagę że i tak porozumiewają się w jakimś tam swoim dialekcie którego związek z mandaryńskim kończy się na tym że lingwiści przypisują je do jednej rodziny to nie ma za bardzo sensu nawet co kwestionować tego że się nie rozumie i/lub odpowiadać że się rozumie. Lepiej po prostu się uśmiechnąć i grać tego głupiego obcokrajowca.

z-copy

A potem idzie się do kasy i tutaj Pan/Pani kasjer kasują rzeczy. No właśnie. Teraz taka sytuacja. Gdy nie ma ze mną June, wykładam wszystkie rzeczy na ladę/taśmę i idę na drugą stronę by spakować je do plecaka. Tak też zrobiłem tym razem, pakuję wszystko co kupiłem gdy widzę że jakaś kobieta maca moje tofu palcem. Nie, to nie jakiś abstrakcyjny eufemizm, ona stała i macała moje tofu.  Powiedziałem kasjerce że ja tego tofu już nie chcę, ale że ludziom zajmuje moment zanim zorientują się że obcokrajowiec mówi do nich po chińsku (w końcu nie są do tego przyzwyczajeni), skasowała to tofu. Cóż, ja już macanego tofu nie chciałem więc oddałem je kobiece która  to tofu wymacała, mówiąc że to dla niej. A ona je wzięła i zrzuciła z lady.

Także chyba wyszedłem na jakiegoś chama, albo kogoś solidnie obraziłem, ale jednak kupowanie wymacanego tofu nie wydaje mi się być dobrym pomysłem.

Tydzień dziesiąty

Egzaminy

Tydzień dziewiąty na uczelni, podobnie jak tydzień dziesiąty, to tygodnie egzaminów połówkowych.

a-copy

W teorii ma to być taki bodziec motywujący studentów do ciągłej pracy. Mi osobiście  w ogóle ten Polski system nie pasował i uważam że jedno kolokwium decydujące o wszystkim jest okropnym demotywatorem.

dsc03213-copy

W każdym razie w teorii jest to rozwiązane fajne, ale w praktyce…no cóż, począwszy od ‘egzaminy śród semestralne nie są aż takie ważne, więc nie mamy żadnego wzorca według którego trzeba je przygotowywać’ (co jeszcze nie jest złe, bo w końcu jest jakaś normalność, ale daje już lekki przedsmak tego co się może dziać), poprzez studentów wypełniających arkusze z innych egzaminów bo się spóźnili i widzieli jakąś kartkę papieru na biurku, na studentach którzy wchodzą do sali jak gdyby nigdy nic w połowie pierwszego zadania i mają pretensje że nie chcę ich do egzaminu dopuścić.

c-copy

Rozumiem spóźnić się w zimę w Polsce, samemu mi się zdarzyło nie raz. Nigdy na kolokwium, ale na zajęcia od czasu do czasu tak. Wystarczyło żeby któryś z autobusów czy tramwajów spóźnił się, lub wręcz nie przyjechał, co przecież jest normą w zimę.
Spóźnić się na zajęcia w Chinach, gdy trzeba mieszkać w akademiku będącym 10 minut spacerkiem od sal? Nie pojmę. Raz studentka przyszła mi w połowie pierwszych zajęć, czyli spóźniła się 30 minut i na pytanie dlaczego odpowiedziała ‘cały mój pokój zaspał’ i ona uważała że to jest wytłumaczenie. No bo przecież skoro wszyscy zaspali to jej indywidualna odpowiedzialność jest zmniejszona.

dsc03285-copy

Czasem pytam się June skąd się taka mentalność bierze, na co żona odpowiada ‘nikt od nich tego nie wymaga, chińscy nauczyciele się nie przejmują, a oni sami nie rozumieją że robią coś nie tak’. Uwierzycie że w takich chwilach nawet ta szkoła w Changchun wydaje mi się lepsza? Tam przynajmniej studenci chcieli ze mną rozmawiać, a ci tutaj…i to pomimo o niebo lepszych wyników na egzaminach. Ot kolejny dowód na to że to jakie oceny masz nie ma wpływu na to jakim jesteś człowiekiem.

b-copy

Zgubiłem się

To świeża wiadomość, bo z soboty. Otóż w czasie długiego wybiegania zgubiłem się.

e-copy

Najpierw się przewróciłem, bo jakiś farfocel nie posprzątał przewróconej, przez tajfun, lampy do której przykuty był stalowy drut. No i wyrżnąłem o ten drut, poleciałem prosto na dłonie i znowu lewe kolano, a przy okazji jakimś cudem obiłem zegarek. Myślę że powinienem zgłosić się do SUUNTO i powiedzieć że nikt nie przetestuje odporności ich zegarków na starcia z betonem jak ja. Jak na razie to znosi te starcia gorzej niż garmin.

d-copy

Gdy już przemyłem jodyną rany ruszyłem przed siebie. Bo w sumie taką trasę wybrałem – cały czas przed siebie, prosto w nieznane. Nagle pojawiło się rozdroże z lampą i pobiegłem w prawo, dobiegłem do końca drogi w wiosce i stanąłem przed główną drogą. Zawróciłem z powrotem do wioski, bo było jeszcze za ciemno by biegać po głównej drodze i zacząłem szukać tej lampy. Przebiegłem wioskę dwa razy w całości, pytając ludzi po drodze jak się dostać na dworzec. Niektórzy pytali się mnie o to na jaki dworzec chce się dostać, bo chociaż 3 kilometry od wioski znajduje się jeden to może chciałem się dostać do tego drugiego, tego na wyspie, raz padło pytanie czy chce się tam dostać na nogach, co w tamtej chwili bardzo mnie rozbawiło, ale im dłużej nad tym myślę tym widzę że było to głębsze pytanie niż wtedy rozumiałem. Bo przecież mogłem powiedzieć że chcę złapać stopa, ale wtedy pewnie zostałbym oddelegowany do tej głównej drogi, czego nie chciałem zrobić.

dsc03106-copy

W końcu skierowany w dwóch przeciwnych kierunkach stwierdziłem ze pobiegnę do tej głównej drogi bo zaczęło robić się widno. Tylko że wtedy dotarło do mnie że minąłem tę lampę już dwa razy i teraz wystarczy zakręcić i pobiec przed siebie. Tak też zrobiłem i po trochę ponad godzinie byłem w domu, ale jedno powiem – masakra. Zamiast coraz lepiej to biega mi się coraz gorzej.

dsc03107-copy

Obwoźni sprzedawcy

Znacie może takie sceny z westernów gdy do miasteczka przyjeżdża koleś, z reguły pseudo lekarz, z jakimiś specyfikami które mają ludziom życie ułatwić, lub uleczyć ich z czegoś?

dsc03135-copy

Przypuszczam że kiedyś gdzieś między komunizmem a kapitalizmem w Polsce było podobnie, pojawiali się gdzieś, na jakichś festynach, ludzie sprzedający pewnie proszki do prania, albo inne cuda mówiąc że są z zagranicy i zarabiali na tym krocie.

dsc03136-copy

W Chinach spotkałem się z tym po raz pierwszy w piątek. Znaczy może spotkałem się wcześniej, ale nie byłem tego świadomy. Koło 19 koleś rozstawił samochód przy targu wieczornym i zaczął prezentację. Nie mam pojęcia co sprzedawał bo stałem za daleko i za krótko.  W końcu to piątek więc muszę iść wcześnie do łóżka, w końcu czeka na mnie długi bieg w sobotę z rana.

f-copy

Zresztą nawet gdybym miał aparat to i tak bym się nie dopchał. Było wokół niego tylu ludzi, że aż mnie ścięło. Większość oczywiście starszych, ale kilka w średnim wieku też się znalazło. To niesamowite że taki sposób sprzedaży czegokolwiek może jeszcze funkcjonować i jest interesujący dla tego pokolenia. Głośna muzyka, kolorowe światła, a w koło ludzie między sześćdziesiątym a siedemdziesiątym rokiem życia oglądający prezentację jakiegoś domokrążcy.

g-copy

Przekąski

To taki powrót do korzeni kiedy wszystko było nowe, intrygująca, a aparat był kiepski. Także zaczynamy mały przegląd chińskich przekąsek.

dsc03229-copy

Na pierwszy ogień idą nasiona słonecznika z kilku różnych firm. Różnią się one nie tylko opakowaniem, ale także smakiem. Nie ma tutaj co prawda takiego wyboru jak w Jiawang gdzie można było sobie wybrać dowolny z kilku-kilkunastu smaków począwszy od normalnego na arbuzowym skończywszy, ale nie jest źle.

dsc03231-copy

A skoro o arbuzie mowa to oto nasiona arbuza. Kiedyś myślałem że to źle przypieczone nasiona dyni, ale nie, to nasiona arbuza. Ja nie żartuję, to są rozwinięte i przypieczone nasiona arbuza, które je się jako przekąskę.

dsc03230-copy

Następnie mamy mój ukochany bób. Bób smażony, ale z nim muszą robić coś jeszcze, bo po samym smażeniu świeży bób nie będzie tak wyglądać.

dsc03232-copy

A to paskudnie wyglądające ale przepyszne, przynajmniej te robione przez June, fasolki sojowe. Smażone na głębokim oleju z solą. Pycha, po prostu pycha. Pewnie od samego patrzenia poziom HDL skacze, ale hej, czasem sobie można pozwolić na odrobinę szaleństwa.

dsc03233-copy

Przechodzimy do kategorii mięsnej. Ale tak spokojnie, bo to jest bardziej kategoria mięsopodobne, czyli kurze nóżki. Dostałem kiedyś jedną od uczennicy w Jiawang, została na półce aż do dnia wyjazdu. Brakuje mi odwagi by to skosztować. Chociaż raz, smażoną na głębokim oleju zjadłem. Bez smaku praktycznie.

dsc03236-copy

A to mamy kurze udko. W plastiku, z roczną datą spożycia. Bo czemu nie?

dsc03237-copy

Było już na facebooku, ale co mi tam, niech będzie jeszcze raz. Noga świńska, z roczną datą spożycia, bo czemu nie? Zjadłem już kiedyś świńską stopę, może nie w całości, ale w kawałkach, ale takiej z plastiku bym nie spróbował.

dsc03238-copy

A oto i mały melon ze znaczkiem 福, czyli szczęście. Podobno biją rekordy popularności w Wietnamie.

[KK] Historia kuzynki June

Kuzynka June, z wykształcenia pielęgniarka, poznała chłopaka mając 22 lata. Uznała wtedy że to jeszcze za wcześnie na ślub, bo ledwo co skończyła studia i otworzyła własną malutką przychodnię lekarską.
Prowadziła ją, gdy w wieku 24 lat Jej rodzice zaczęli umawiać ją na randki w ciemno. W końcu pochodzi z małej wioski w której w wieku 24 kobieta powinna być już po ślubie i przynajmniej w ciąży.
W wieku 26 lat uznała że pora wyjść za mąż, bo jeżeli nie teraz to kiedy? Nie była zadowolona ze swojego ówczesnego chłopaka, żołnierza (co okaże się ważne), ale uznała że się nada.
Małżeństwo to od samego początku zapowiadało się na intrygujące. Już w dniu ślubu mąż miał na twarzy ślad od paznokci. Skąd się wzięły? Poszło o pieniądze. Żona chciała wszystkie pieniądze jakie dostał mąż od swoich znajomych z okazji ślubu, a mąż powiedział że oddał wszystko, czemu żona nie chciała dać wiary i w końcu męża zaatakowała. On jednak kobiecie nie oddał.

Kolejną dużą kością niezgody był zakup mieszkania. Ona chciała w Luoyang, czyli tam gdzie miała swoją małą przychodnią. On nie chciał bo pochodził z innej prowincji i Jego rodzice nie chcieli się na to zgodzić, w końcu w Chinach to na synu spoczywa obowiązek opieki nad rodzicami.
W tym czasie na świecie już pojawił się ich syn. Ojciec do domu nie wracał coraz częściej, aż w końcu przestał przychodzić w ogóle, de facto zamieszkał w koszarach. To kuzynka June musiała opiekować się synem i kliniką, oczywiście sama nie dawała rady więc to Jej rodzice przyszli Jej z pomocą.

Kuzynka uznała że skoro mąż nie przychodzi i nie opiekuje się synem to Ona chce rozwodu. On się na to zgodzić nie chciał, z początku. Z czasem postawił kuzynce warunek dostaniesz rozwód, ale ja dostanę syna.
A Ona, pod presją rodziny, zgodziła się.

Teraz syna nie widuje. Ojciec zabrał Go do swojej rodzinnej miejscowości, a tam rodzice Mu opowiadają że matka jest zła i Go zostawiła.

Kącik kulturowy – przesilenie zimowe

Czyli festiwal dongzhi.

Tradycyjnie jest to czas w którym rodzina powinna być razem, by wspólnie przygotowywać tangyuan, czyli kulki ryżowe symbolizujące jedność rodziny. Każdy członek rodziny powinien zjeść przynajmniej jedno duże tangyuan, oraz kilka małych. Kulki z mąki ryżowej mogą być pozbawione nadzienia, jak i nadziewane. Gotuje się jej w słodkiej zupie, lub wywarze, a następnie podaje w misce razem z zupą. Często podaje się je z winem ryżawym.

Na północy Chin częściej je się pierogi. Zwyczaj ten jakoby pochodzi od Zhang Zhongjing z czasów dynastii Han. Legenda głosi że pewnego chłodnego dnia w zimę zauważył biednych ludzi z odmrożonymi uszami. Postanowił Im pomóc i nakazał swoim uczniom przygotować pierogi z jagnięciną i innymi składnikami, a następnie rozdać je biednym by ich ogrzać. Pierogi były w kształcie uszu, więc nazwano to danie quhan jiaoer tang, czyli pierogowa zupa przeganiająca chłód.

Stara tradycja nakazuje ludziom z jednej rodziny, oraz o tym samym nazwisku, spotkać się w świątyni by oddać cześć przodkom.

Więcej o tangyuan

W czasach dynastii Ming były une nazywane yuanxiao, która to nazwa jest dalej stosowana w północnych Chinach. Oznacza dosłownie pierwszy wieczór.

W południowych Chinach, a tu obecnie przebywamy, wszystkie odmiany tangyuan nazywane są właśnie tak lub tangtuan. Legenda głosi, że w czasie rządów Yuan Shikaia zaprzestano stosowania nazwy yuanxiao gdyż można ją było przeczytać jako usunąć Yuan.
Dosłownie tangyuan oznaczają okrągłe kulki w zupie, tangtuan z kolei oznacza okrągłe pierogi w zupie.

Zależnie od region stosuje się różne nadzienie. Na południu dominują nadzienia słodkie takie jak cukier, sezam, pasta z fasoli, a na północy preferowane są nadzienia słone takie jak mięso czy warzywa.
Różne są także techniki przygotowywania. Na południu najpierw przygotowuje się kulki z nadzienia które następnie umieszcza się w koszu z mąką ryżową po czym potrząsa się naczyniem by mąka oblepiła nadzienie.
Na północy z kolei najpierw przygotowuje się ciasto z mąki ryżowej a następnie lepi pierogi wkładając farsz.

Kulturowy poniedziałek – szczęśliwy nowy rok

Co robić w nowy rok by był szczęśliwy?

Zacznijmy od jedzenia, bo to jest niezwykle istotna część kultury Chin.
Ryba (dowolna, nie ma znaczenia jaka to odmiana) jest obowiązkowa, ponieważ 鱼(ryba) brzmi jak 余 (dostatek), więc wierzy się że jedzenie ryby sprowadzi dostatek pieniędzy i szczęścia w nowym roku.

Pierogi, pierogi są równie istotne co ryba, ponieważ kształtem przypominają kształtem bloczek srebrna, czyli starożytny chiński pieniądz. Uważa się że jedzenie pierogów w czasie obchodów nowego roku sprowadzi pieniądze i bogactwo do domu.

Skoro jedzenie mamy za sobą pora na kilka rzeczy które trzeba zrobić i których robić nie należy.
Przez pierwsze trzy dni nowego roku nie należy sprzątać w domu, ani myć włosów, gdyż możemy usunąć szczęście.
Płacz dziecka sprowadza nieszczęście, więc dzieci są rozpieszczane do granic możliwości.
W żadnym wypadku nie można prosić o pożyczkę.
Ludzie urodzeni w roku małpy (2004, 1992, 1980, 1968, 1956, 1944, 1932 i tak dalej) powinni wejść w nowy rok mając na sobie czerwoną bieliznę.

Robi się ciekawie? To przyjrzyjmy się bliżej rzeczom których robić nie należy absolutnie w pierwszy dzień nowego roku.

Branie leków jest zakazane gdyż wierzy się że wtedy będzie się chorym przez cały rok będzie chorować. Chorzy w pierwszych sekundach nowego roku tradycyjnie rozbijają swoje lekarstwa gdyż wierzą że ma to pomóc im w walce z chorobą.

Pierwsze śniadanie powinno zawierać ryż, w żadnym wypadku nie powinno być owsianką, gdyż owsianka uznawana jest za jedzenie ubogich, a nowego roku nie można zaczynać ubogo. Nie należy jeść mięsa gdyż może obrazić do bogów.

Przez pierwsze dwa dni nie należy prać ubrań gdyż są to dni urodzin boga wody.

Nie należy używać igły, a nożem i nożyczkami należy operować ostrożnie gdyż zranienie się, lub kogoś, oznacza utratę majątku

Kobiety nie powinny wychodzić z domu, gdyż będzie jej towarzyszyło nieszczęście przez cały rok.

Z kolei przez pierwsze dwa tygodnie obowiązują poniższe zasady.

Złamanie narzędzi oznacza utratę majątku.
Wizyta w szpitalu oznacza sprowadzanie choroby do rodziny.
Wsztstkie długi należy spłacić i absolutnie nie pożyczać pieniędzy gdyż sprowadza to nieszczęście.
Słoik na ryż nie może być pusty, gdyż ma oznaczać głód w nadchodzącym roku.
Uszokodzone ubrania mają przynosić nieszczęście.
Absolutnie nie wolno zabijać zwierząt.
Wystrzegać się kolorów białego i czarnego, zwłaszcza w ubiorze.

I to by było na tyle.

Kulturowy piątek

Czyli spojrzenie na najpopularniejsze frazy w języku chińskim w roku 2015.

Numerem jeden było dla mnie 世界呢么大,我想去看看, czyli Świat jest tak olbrzymi, chcę go zobaczyć. To nie byle jakie stwierdzenie, ba nie byle jakie zdanie, to oficjalna rezygnacja złożona przez nauczyciela w szkole średniej. Zdanie odbiło się takich echem w Chinach, że było ciągle powtarzane przez moich studentów na zajęciach.
10 znaków a jaka moc!

你们城里人真会玩, czyli Wy ludzie z wielkiego miasta naprawdę wiecie jak się bawić. Przy okazji kręcenia filmu, ktoś postanowił podszyć się pod jednego z aktorów a zrobił to tak sprytnie że media Go nie rozpoznały i zaczęły przeprowadzać wywiady i publikować zdjęcia. Po chwili oczywiście internauci zorientowali się o co chodzi i tak oto fraza zyskała na popularności.

duang, po prostu duang. Odgłos jaki wywoływały włosy Jackiego Chana w jednej z reklam szamponów. Słówko nie oznacza absolutnie nic, ale przez kilka tygodni było wszędzie, na każdej jednej możliwej reklamie czegokolwiek. Wszystko było duang, moda na to jednak szybko odeszła. Chociaż tak między Bogiem a prawdą, to nawet teraz wpisując duang pojawiły mi się dwie ikonki z Jackim Chanem mówiącym duang, więc chociaż moda odeszła to jednak słówko gdzieś tam się zakorzeniło, chociaż tak po prawdzie jest absolutnie bzdurne i zupełnie do życia niepotrzebne.

Tak na to patrzę to widzę że wygląda to o wiele lepiej niż panujące w 2014 no zuo no die, czyli nie spróbujesz to nie zginiesz, taki nowoczesny, chiński odpowiednik carpe diem i 你行你上,不行不逼逼, czyli jeżeli możesz coś zrobić to zrób to, a jeżeli nie możesz to nie narzekaj. To pierwsze to chyba w ogóle była jakaś opózniona chińska reakcja na amerykańskie YOLO (You Only Live Once, czyli właśnie carpe diem, które podbijało amerykański internet).

Pogoda

Jak już pisałem tydzień temu rozpoczęła się zima. Przynajmniej ta solarna. Rozpoczęła się w niedzielę. Nie będę ukrywać, te pory solarne sprawdzają się w środkowych Chinach. W Zhengzhou i Xuzhou faktycznie ten listopad jest takim przedsionkiem zimy, a i w Polsce mamy przecież przedzimie. W Changchun oczywiście już śnieg pada.
A u nas? 32 stopnie w niedzielę. Podobno rekordowo upalny weekend. W tym tygodniu czeka nas ochłodzenie, temperatura w nocy ma spaść do 18 stopni! DO OSIEMNASTU STOPNI! Jak my będziemy spać?! Przecież to niewyobrażalne, dobrze że mamy kurtki zimowe z Zhengzhou to jakoś te zimne noce wytrzymamy.

No już dość żartów. W weekend trzeba było te dwadzieścia sześć kilometrów przebiec i było nie najgorzej, ale dzień później przy czternastu kilometrach nie dałem już rady i zrobiłem tylko trzynaście. Za ciepło, za duszno, może za dużo, ale prawdę mówiąc jest nieporównywalnie lepiej od tego jak było jeszcze miesiąc temu.

A teraz trochę o smogu bo praktycznie zawsze gdy mówi się o zanieczyszczonym powietrzu, zwłaszcza teraz gdy jest to taki popularny temat w Polsce, mówi się o Pekinie, niektórzy rzucają przykład Szanghaju, ale to chyba bardziej na zasadzie znam to miasto w Chinach to podam nazwę, bo poziom PM2.5 w Szanghaju jest o wiele niższy niż w Pekinie, a w samym Pekinie aż tak źle nie ma. Gorzej nie jest nawet na północnym wschodzie, chociaż tam w zimę jest źle. Najgorzej jest w prowincji Hebei, czyli blisko Pekinu i tam średnie dzienne stężenie w miastach najbardziej zanieczyszczonych waha się w okolicach 140-150. W Pekinie koło 90, a w Szanghaju 60, w Xiamen około 30, ale to jest jedno z najmniej zanieczyszczonych miast w Chinach.
Tylko że te wszystkie wyniki bledną gdy spojrzymy na listę najbardziej zanieczyszczonych miast na świecie i zorientujemy si ę że w pierwszej dwudziestce nie ma żadnego miasta z Chin, jest za to kilkanaście z Indii, a reszta to Pakistan, Bangladesz i Iran. Tylko że tam to skażenie nie prezentuje się tak ładnie w telewizji więc o tym się nie mówi aż tyle.

Skończyło się rumakowanie

Pierwszych kilka śniadań zaraz po przyjeździe tutaj zjedliśmy z June na ulicy. Jedzenie ulicznego jedzenia jest jednym z podstawowych elementów chińskiej kultury. Ludzie wstają rano i idą kupić czy to smażone na głębokim oleju placki z cebulą, czy to smażone na głębokim oleju kawałki ciasta, czy też owsiankę tak gęstą że łyżka w niej stoi, tutaj kupują też zupy z jelitami, a gdzie indziej zupy pieprzowe. Uwielbiane są także bułeczki, bardziej przypominające knedle niż nasze bułki, tutaj w dodatku będące podawane na słodko. Generalnie to wybór śniadaniowego jedzenia jest dość spory i każdy znajdzie tutaj coś dla siebie bez większych kłopotów.

Ludzie sprzedający to jedzenie przyjeżdżają codziennie, przygotowują jedzenie, po czym znikają. Niektórzy przyjeżdżają koło piątej, bo widzę Ich gdy zwlekam się z łóżka o piątej dwadzieścia iść biegać. Zwijają się przed dziesiątą i wieczorem większość z Nich nie wraca, czyli pracują wcześnie rano, a potem to kto wie, może jadą w inny rejon i sprzedają coś innego. W końcu sprzedając kawałek smażonego na głębokim oleju ciasta za jednego juana trzeba ich trochę sprzedać żeby na życie zarobić.

Parę tygodni temu przyszła straż/policja i powiedzieli że sprzedawać nie można. Sprzedawcy, wszyscy łącznie z tymi sprzedającymi warzywa, owoce i mięso, wiele sobie z tego nie zrobili i pojawili się ponownie. Potem policja przyszła po raz kolejny i następnego dnia pojawili się tylko Ci robiący jedzenie na miejscu, ale już dwa dni potem byli wszyscy. A wiedzieć musicie że Ci sprzedający warzywa, owoce i mięso tarasują cały chodnik, przejść nie można i jeszcze do tego wszędzie są te zakichane rybie łuski.
W zeszłym tygodniu straż przyszła wieczorem by rozgonić sprzedających wieczorem. Ludzie zaczęli krzyczeć straż bije, straż bije. Straż nikogo nie biła, ale ludzie krzyczeli tak na wszelki wypadek.

Dzisiaj wróciłem z biegu i jak to mam w zwyczaju postanowiłem kupić placek z cebulą, ale go nie było. Nie było małżeństwa które zawsze te placki robiło i sprzedawało. Po chwili dotarło do mnie że jest tylko małżeństwo sprzedające te smażone na głębokim oleju kawałki ciasta. Kupiłem je więc dwa i w drodze do domu zauważyłem Panią z plackami, ale tym razem bez placków, więc placka nie kupiłem. Pani stała za płotem, już nie na ulicy, a przyczajona w innym miejscu razem z innymi sprzedawcami, ale bez okularów nie rozpoznałem kto tam jest.

Nie wiem czy jutro będzie ktokolwiek na ulicy sprzedawał jedzenie. I z jednej strony myślę że to dobrze bo pamiętam z Zhengzhou jaki syf może powstać po obecności takich obwoźnych restauracji, ale z drugiej strony uderza mnie to przecież Oni tak naprawdę nie śmiecili, po Nich nigdy nie pozostawał syf. A jednak muszą się przenieść lub w ogóle zniknąć. Pani od placków sprzedaje także te bułeczki, więc Ona sobie jeszcze poradzi, ale Panów od zup już chyba nie zobaczę w tym miejscu.