
Wechat
A bardziej po chińsku – weixin, to program służący do kontaktowania się z ludźmi. Można Ich sobie wyszukiwać, dodawać z listy znajomych QQ, dodawać normalnie, dodawać z listy w telefonie, szukać wysyłając i odpowiadając na listy w butelkach, lub najzwyczajniej w świecie nie szukać wcale.

Jak przystało na medium społeczne mają tam konta celebryci. Jak przystało na nowoczesne medium społeczne, można się z takimi osobami skontaktować, lub uwaga uwaga: wykupić kontakt. Wybieramy sobie swojego ulubionego piosenkarza/piosenkarkę, płacimy jakąś tam sumę pieniędzy miesięcznie/kwartalnie/rocznie i w zamian owa osoba będzie nam wysyłała wiadomości na dzień dobry, dobranoc, uzyskamy dostęp do pamiętników pisanych tylko dla wybranych, oraz będziemy mogli wysłać takiej osobie prezent wirtualny.

Gao kao
Jak pisałem wielokrotnie jest to egzamin trudny i istotny. Niby odpowiednik polskiej matury, ale z o wiele większym znaczeniem. Tutaj jeszcze nie nadeszły czasy w których jak się nie dostaniesz to jednej szkoły to możesz sobie wybrać pięćdziesiąt innych i to one będą o Ciebie zabiegać. Kto wie czy w ogóle nadejdą. W każdym razie, dwie historie z których jedna jest mi bardzo bliska i smutna, a druga mniej bliska ale równie smutna.

Pierwsza dotyczy dziewczyny imieniem Daisy, która w takiej nieszczególnie spokojnej klasie nazywana jest małą nauczycielką angielskiego i nie jest tak bez powodu bo faktycznie całkiem nieźle sobie radzi o ile mogę to wywnioskować po jednych zajęciach i rozmowie poprzez QQ.
Jej marzeniem było zostać tłumaczką, ale cytując za mało się uczyłam i nie poszło mi najlepiej. No…chciała zostać tłumaczem, nie poszło Jej najlepiej i teraz studiuje finanse…A jest mi to bardzo bliskie bo sam przez półtorej roku próbowałem studiować finanse, ale los chciał inaczej i jestem tu gdzie jestem. Co tylko dowodzi, że nie należy się poddawać. Wiem że niektórzy uczniowie po nieudanym gao kao zostają na kolejny rok w swoim ogólniaku, spinają się jeszcze mocniej i próbują rok później by dostać się na wymarzony kierunek, ale pewnie nie wszyscy mają taką możliwość w domu i na tyle samozaparcia by przetrzymać jeszcze czwarty rok piekła. Chociaż…może wtedy wygląda to trochę inaczej, nie trzeba się sprężać na wszystkich przedmiotach, tylko czy wtedy ciśnienie nie będzie jeszcze większe? Bo jest więcej czasu by skupiać się na tych kilku wybranych najważniejszych? Może…

No i historia druga, o dziewczynie z soboty która zaskoczyła mnie tym jak bezproblemowo rozmawiała ze mną po angielsku. Już po kilku minutach wiedziałem że na tych zajęciach będzie się nudzić bo są znacznie, ale to znacznie poniżej zarówno Jej poziomu jak i możliwości. I to do tego stopnia, że nie miałbym nawet Jej gdzie wysłać, bo z miejsca bije wszystkich innych studentów o głowę, nawet biorąc pod uwagę drugoroczniaków z klubu. A gdy powiedziała że jest z Shandong (Szntung, bleh) to wiedziałem, po prostu wiedziałem że tu nie pasuje. O ile East, jeden z członków klubu też jest z Shandong i jest powyżej przeciętnej tutaj, tak Eliza jest jeszcze poziom wyżej, albo i dwa. I taka dziewczyna przychodzi na lekcje do ludzi którzy mają problem się przedstawić po angielsku. A wystarczyłoby chwilę pomyśleć i podzielić uczniów według poziomów, nie według grup…W każdym razie:
– Dlaczego ty tu jesteś?
– Bo chciałem pozwiedzać północne Chiny, a że komunikacja tutaj jest tragiczna to najlepiej było zamieszkać. A Ty?
– No…nie dostałam się ani na uniwersytet pierwszy, ani na ten zapasowy, więc jestem tutaj…
A ja kiedyś sobie powiedziałem, że pojadę studiować anglistykę do Białegostoku jeżeli nie uda się na UŚ…To są dwie historie które będę opowiadać wszystkim uczniom których spotkam w Jiawang, wszystkim bez wyjątku, żeby nie żałowali potem, bo zapierdzielać kilkanaście godzin dziennie i potem wylądować w jednym z najzimniejszych zakątków Chin będąc zbyt dużą rybą w małym jeziorze nie będzie fajnie.

Więzienie
Może i ogólniak to piekło, a nauczyciele w drugiej klasie są (cytat) potworami, ale budynek kolegium wygląda jak więzienie. Grube stalowe drzwi, brak światła, malutkie okienka w drzwiach, brakuje jeszcze krat w oknach…Takie spostrzeżenie.
Crazy English
Ja rozumiem radość wynikającą z poznawania języka, nawet mogę zrozumieć to że powtarzanie w kółko zdań przez kilka godzin jest skuteczne, jednak nie dam sobie wmówić że można w ten sposób nauczyć się dobrze języka. Owszem, pewne podstawy, pewne zwroty, nawyki językowe – jak najbardziej, ale nauczyć się języka nie da w ten sposób. Dlatego też strasznie denerwuje mnie chamskie naciąganie ludzi na kursy trwające piętnaście godzin dziennie przez sześć dni. Nie, to Ci nie pomoże nauczyć się języka, ale to Twoje pieniądze. Napisałem i już mnie to wkurza trochę mniej.

Niedziela
Przyszedłem na zajęcia bogaty o wiedzę iż dzisiaj w szkołach się pracuje i…hej…nikogo nie ma. Tym razem, na szczęście, miałem ze sobą klucze. Otwarłem drzwi. Skserowałem co miałem do skserowania i czekam. Przyszedł uczeń z mamą. Ona coś do mnie po chińsku, ja skserowałem jakieś cosie i gadam z chłopakiem. Trochę zagubiony, w końcu to jego pierwszy raz, ale jak tylko mama zniknęła z pola widzenia to się rozruszał. Przyszła Pani z biura i powiedziała że w takim razie dzisiaj zajęcia mogą mieć tylko 30 minut.
Doskonale.
