Rok 2015 pod kątem biegania uznaję za zamknięty.
Łącznie wybiegałem 3028 kilometrów, może więcej, może mniej ale powinno oscylować w tych granicach. Jest to o blisko 700 kilometrów więcej niż rok temu, a przy okazji jest to mój trzeci największy objętościowo rok.
Zajęło mi to łącznie 258 godzin i 4 minuty, czyli 45 godzin więcej niż rok temu i ponownie jest to trzeci wynik w karierze.
Średnie tempo to 5:07 minut na kilometr, czyli o 21 sekund lepiej niż rok temu. Jest to mój najlepszy wynik. Średnia 11km/h to nie wyzwanie, coraz bardziej zbliżam się do tych 12km/h, czyli wszystko jest w porządku.
Najszybsze tempo to 2. Bieg Powstań Śląskich gdzie skończyło się na 43:39 w netto, czyli…najszybciej od 2012 roku. To że była to w ogóle pierwsza dycha na zawodach od 2012 roku pomińmy.
Przebiegłem dwa maratony, oba w okolicach 4:20, czyli bez szału, ale przynajmniej nie zdychałem po nich i mogłem od razu wrócić do biegania. To jest dla mnie bardzo ważne, cały czas mam taką obawę w głowie – co się stanie jeżeli pobiegnę maraton na maksa i będę dochodził do siebie przez kilka tygodni tak jak cztery lata temu. Oczywiście teraz nie będę dochodził do siebie aż tak długo, ale dwa tygodnie pewnie bym się męczył. Dlatego też mam taki problem z tym maratonem w sobotę, ale skoro to podsumowanie to podsumowujmy.
Przebiegłem pierwszy maraton w górach, a raczej w górkach. Całkowicie go zlekceważyłem. Z jednej strony nie miałem za dużo czasu żeby się przygotować bo od zapisów do startu minęły dwa tygodnie, a z drugiej spojrzałem na zarys trasy i pomyślałem że jeden podbieg na czterysta metrów i drugi na dwieście to nic takiego. W jakim ja kurczę byłem błędzie. O ile ten na czterysta metrów jeszcze dało się przeżyć, tak ten drugi był gdzieś na trzydziestym piątym kilometrze i to już była katorga. Jednak dzięki temu nauczyłem się żeby nie lekceważyć podbiegów i mieć zawsze przy sobie zapas soli, a nie tylko żeli z solą.
Największym objętościowo miesiącem był grudzień – 341 kilometrów, jednak to w sierpniu spędziłem najwięcej czasu biegając – 28 godzin i 31 minut. Maj był za to najszybszym miesiącem, średnie tempo wynosiło 4:52 minut na kilometr. Długo ten maj odchorowywałem bo to jednak było o wiele za szybko. Drugim najszybszym miesiącem był grudzień tutaj tempo to 4:58 minut na kilometr i czuję się zupełnie inaczej niż te kilka miesięcy temu.
Plany
Trzy tysiące kilometrów to świetna spraw, ten dystans chcę utrzymać, średnio to 250 kilometrów na miesiąc, więc powinno być dobrze, ale piszę to teraz, a nie wiem jak będzie wyglądać to na wiosnę i lato gdy wilgotność dobije do 100% a temperatury wzrosną do 35 stopni.
Drugi punkt planu to przebiec maraton w piątek (w końcu to już rok 2016) i spróbować sił w jakimś krótszym górskim ultramaratonie w Polsce. Celuję w Chudego Wawrzyńca bo tam poległem w 2012 roku i chcę się zrewanżować.
Z drugim punktem powiązany jest punkt trzeci czyli jeszcze więcej wycieczek biegowych i wbiegania, bo na razie to jeszcze wchodzę, na to dwudzieste piętro.
Nie chcę zakładać jakiegoś czasu w maratonie bo tam będzie trzydzieści tysięcy ludzi i pewnie tempa nie znajdę przez pierwszych pięć kilometrów, ale zobaczymy bo na rekord życiowy jestem przygotowany.