Historia opium w Chinach

Początki

Według notek historycznych opium zostało sprowadzone do Chin w czasach dynastii Tang (618-907) przez Arabskich handlarzy.
Z czasów dynastii Song (960-1279) pochodzą zapiski Su Dongpo, poety i farmakologa, mówiące o wykorzystywaniu opium jako rośliny leczniczej: Daoiści zachęcają do picia wody jisu, ale nawet dziecko może przygotować zupę z maku.

Początkowo wykorzystywano opium by kontrolować płyny ustrojowe, oraz dbać o qi. W czasach dynastii Ming (1368-1644) opium wykorzystywano także jako afrodyzjak, o czym pisał Xu Boling w dziele Yingjing Juan:
Stosuje się je głównie by poprawić męskość, wzmocnić spermę i odzyskać wigor. Wzmacnia sztukę alchemików, uprawiania miłości, oraz dam dworskich. Często stosowanie pomaga z biegunką prowadzącą do utraty energii. Jego cena jest równa złotu.

Władcy z czasów dynastii Ming otrzymywali opium od swoich lenników.

Opium pozostawało legalne aż do początków panowania dynastii Qing.

Rozwój handlu

Po Bitwie o Plassey w 1757 wojska brytyjskie zaanektowały Bengalu w konsekwencji czego monopol na produkcję opium przeszedł z rąk cesarzy Mughal do Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Jednakże BKW była zadłużona na 28 milionów funtów w konsekwencji wojny w Indiach oraz kupowania herbaty z Chin za którą musiała płacić srebrem. By zyskać dodatkowe środki BKW zaczęła sprzedawać opium w Kalkucie co znacznie poprawiło przychody.

Ponieważ import opium do Chin był nielegalny BKW utworzyła złożony układ handlowy częściowo oparty na legalnych źródłach a częściowo wykorzystywał źródła nie do końca legalne.

Brytyjscy handlarze kupowali herbatę na kredy, w Kantonie, który to kredyt był spłacany sprzedając opium w Kalkucie.
Stamtąd Brytyjskie statki dostarczały opium na wybrzeże Chin przy pomocy Chińskich handlarzy.
Opium znajdowało się w skrzyniach i było pakowane w małe kulki.

W 1797 BKW objęła jeszcze mocniejszą kontrolę nad handlem opium zmuszając hodowców do bezpośredniej sprzedaży, eliminując tym samym pośredników.

Ocenia się że eksport opium wzrósł z około 15000 kilogramów w 1730 do około 76000 kilogramów w 1773.

W 1799 cesarz Jiaqing zakazał importu opium.
Pomimo tego już od 1804 roku to Chińczycy zaczęli płacić BKW za opium. Między 1806 a 1809 rokiem zapłacili około siedem milionów srebrnych dolarów amerykańskich.
W międzyczasie do handlu opium wprowadzili się amerykanie, którzy zaczęli sprzedawać tańsze, ale gorsze jakościowo opium z Turcji. Dzięki temu w 1810 roku 10% handlu opium znajdowało się właśnie w rękach amerykanów.

an-australian-in-china-opium-smoking

W tym samym roku cesarz wydał cesarski edykt:

Opium jest szkodą. Opium jest trucizną która uszkadza dobre zwyczaje i moralność. Jego zażywanie jest zakazane prawem.
Teraz, prosty człowiek z ludu, Yang, ma czelność przynieść je do Zakazanego Miasta. W rzeczy samej on lekceważy prawo!
Jednakże ostatnimi czasy wzrosła liczba osób handlujących oraz spożywających opium. Zdradliwi handlarze kupują i sprzedają opium by zarobić.
Dom celny przy bramie Ch’ung-wen powstał by nadzorować import (nie nadzoruje przemycania opium).
Jeżeli ograniczymy szukanie opium jedynie do portów to z pewnością nie wykryjemy całego przemytu. Powinniśmy także nakazać głównemu komendantowi policji, oraz policjantom nadzorujących pięć bram by zatrzymywali przemyt opium, oraz szukali go przy wszystkich bramach.
W przypadku złapania kogoś kto próbował dokonać przemytu powinni go natychmiastowo ukarać, a opium zniszczyć.
W prowincjach Guangdong, oraz Fujien z których opium jest dostarczane wydaliśmy nakaz by osoby je nadzorujące, oraz nadzorujące handel morski przeprowadzały dokładne poszukiwanie i odcięły dostawców.
W żadnym wypadu nie należy traktować tego listu jako pustych słów i pozwolić na dalszy przemyt opium.

Dekret nie przyniósł większych efektów. Rząd Qing znajdujący się daleko na północy Chin w Pekinie nie był w stanie powstrzymać przemytu na południu Chin.
Dziurawa granica oraz galopujący wzrost zapotrzebowania sprawił że w latach 1820-ych import wynosił około 910 ton rocznie.

W latach 20-ych dziewiętnastego wieku na rynek trafiło także opium z Malwy, części Indii która nie była pod kontrolą Brytyjską. Doprowadziło to do spadku cen oraz wzrostu produkcji.

tumblr_m4usazjTf21rnqa79o1_500

Wydostawanie się srebra z Chin nie było jedynym problemem. W 1838 roku liczba osób uzależnionych od opium wahała się między czterema a dwunastoma milionami a cesarz Daoguang nakazał podjęci kolejnych działać.

Część doradców zalecająca legalizację i opodatkowanie opium została pokonana przez doradców dążących do jeszcze większej kontroli.
Cesarz wysłał Lin Zexu stojącego na czele tych drugich doradców do Kantonu. Tam szybko aresztował chińskich handlarzy opium i nakazał zagranicznym firmom zwrot towaru. Gdy ci odmówili Lin wprowadził całkowity zakaz handlu a obywateli innych krajów zamknął w fabrykach co ostatecznie doprowadziło do przekazania opium.

W ciągu następnych 23 dni zniszczono ponad 1016 ton przemycanego opium.

Pierwsza wojna opiumowa

Po wykonaniu rozkazu zniszczenia opium przez komisarza Lin brytyjscy handlarze zaczęli domagać się zwrotu jego wartości od swoich rządów.
Rząd brytyjski uważał że władze Chin są odpowiedzialne za zwrot pieniędzy i wysłał wojska z Indii, które atakowały wybrzeże Chin. Już w 1842 roku podpisano traktat w Nankin, który nie tylko pozwolił na zwiększeni handlu Opium ale także przekazał Brytyjczykom Hong Kong, nakazał Chińczykom obniżenie stawek handlowych, oraz nadał Wielkiej Brytanii status najbardziej uprzywilejowanego kraju oraz zezwolił na posiadanie przedstawicieli dyplomatycznych. Dodatkowo Chiny zostały zobowiązane do wypłaty trzech milionów dolarów w ramach zadośćuczynienia handlarzom.

Druga wojna opiumowa

Pomimo otwarcia nowych portów, co zostało zagwarantowane przez traktat w Nankinie już w 1854 wydatki Wielkiej Brytanii na import z Chin były dziewięciokrotnie wyższe od przychodów z eksportu do Chin. W tym samym czasie wydatki na administrację w Hong Kongu, Singapurze, oraz Indiach znacznie wzrosły.
Jedyną drogą na zrównoważanie tego deficytu było opium.

Brytyjczycy znaleźli pretekst do kolejnego wprowadzenia wojsk w odmowie na wprowadzenie kolejnych ambasadorów, skargach płynących od brytyjskich handlarzy, oraz przejęcia brytyjskiego statku Arrow.

Druga wojna opiumowa trwała od 1856 do 1860 i zakończyła się podpisaniem traktatu w Tiencinie (Tianjin), który otworzył kolejnych pięć portów oraz pozwolił obcokrajowcom, po raz pierwszy, na handel wewnątrz Chin, a nie tylko w obrębie portów.

Podobne traktaty zostały podpisane z USA, oraz Francją i są uznawane przez Chińskich historyków jako początek stulecia upokorzeń.

3409796_orig

Udomowienie i stłumienie pod koniec czasów dynastii Qing

Po zakończeniu rebelii Tajpingów gospodarka China zaczęła być powiązana z opium na kilku frontach.

Handlarze traktowali opium jako zamiennik pieniędzy, gdyż było ono akceptowane w wewnętrznych prowincjach takich jak Syczuan czy Junnan, a jednocześnie ważyło mniej niż jego równowartość w gotówce.

Mak może być uprawiany praktycznie wszędzie co sprawiło że uprawy zaczęły mnożyć się jak grzyby po deszczu. A dzięki przychodom z handlu miejscowi oficjele mogli sprostać wymaganym przychodom z podatków, nawet w miejscach w których inne zbiory nie przynosiły wielkich plonów.

Pomimo tego że rząd w dalszym ciągu oczekiwał walki z opium częstokroć miejscowi nadzorcy ignorowali to polecenie zarówno z powodu łapówek jak i niechęci do zwrócenia się przeciwko hodowcom uzależnionym od hodowli maku.

W latach 1880-ych nawet zarządcy którzy początkowo walczyli z hodowlą musieli się poddać i uzależnili przychody z podatków od hodowli maku.

Gdy rząd wyruszył z nową kampanią wycelowaną przeciwko opium opór nadszedł już nie ze strony Brytyjczyków, których zyski drastycznie się skurczyły ale ze strony chińskich rolników, którzy przejęli handel z rąk brytyjskich.
Sprzeciwiali się także hurtownicy i sprzedawcy, a także miliony osób zażywających opium z których wiele pochodziło z bardzo wpływowych rodzin.

Rząd jednak się nie poddał czym oddalił od siebie ludzi, poprosił o pomoc międzynarodowe agencje zwalczające narkotyki.

Międzynarodowo komisja do spraw opium określiła palenie opium jako modny, wręcz wyrafinowany sposób spędzenia czasu, zwłaszcza wśród młodych osób.

W 1907 roku Wielka Brytania podpisała traktat w którym zobowiązała się do stopniowego wycofania się z eksportu opium do Chin, a same Chiny postanowiły skończyć z krajową produkcją.
Ocenia się że spadła ona z 34000 ton rocznie w 1906 do 3900 ton rocznie w 1911.

Jednak rok 1911 przyniósł koniec dynastii Qing co sprawiło że krajowi hodowcy wrócili do sprawdzonej źródła dochodów, a organizacje międzynarodowe, oraz rządy innych krajów przestały czuć się zobligowane do pomocy w walce z opium.

chinese-opium-smokers

I w tym miejscu kończy się to co można znaleźć bez problemu. Czyli kończy się dziwnie, bo jak to tak? Mamy rok 1911, dynastia Qing upada, Chiny są w rozsypce a opium panuje na ulicach, a potem nagle opium znika zupełnie, więc co się stało? Jak nietrudno się domyślić głównym odpowiedzialnym za ostateczne pokonanie opium jest Mao Zedong, ale jak do tego doszło znajdziecie poniżej, ale to już będzie bardziej anegdotyczne gdyż ciężko znaleźć jakieś porządne źródła.

Czasy Mao

Już w pierwszych miesiącach po przejęciu władzy Maoiści zaczęli stosować metodę masową w walce z narkotykami.

Metoda ta polegała na tym że tłumy ludzi (lub masa, dlatego masowa metoda) zwalczała produkcję, handel oraz zażywanie opium, wszystko zorganizowanie oddolnie, po wydaniu wezwania do walki w imię lepszych Chin.

Maoiści wezwali osoby uzależnione do odrzucenia uzależnienia i przyłączenia się do walki o nowe społeczeństwo. Stworzono komuny ludzi walczących z uzależnieniem poprzez rozmowy i edukację.

Przechwycone opium było niszczone co uczestniczy celebrowali radośnie. Do walki przyłączono dzieci, oraz gazety i radio. Żony kłóciły się z mężami, dzieci z rodzicami, wszyscy dążyli do stworzenia nowego społeczeństwa.

W tym samym czasie zaczęto organizować grupy zwalczające sieci biznesowe sprzedające opium. Innymi słowy – towar zaczął znikać z rynku.

Sam Mao głosił że walka z narkotykami jest walką klas, walką ze starym społeczeństwem. Uznano cały układ związany z opium oraz wszystkich ludzi z nim związanych za wrogi, szkodliwy dla kraju, ale osoby uzależnione uznano za ofiary, którym należy pomagać.

Pomagano także płotkom handlującym małymi ilościami. Zaoferowano im, oraz hodowcom, wykup towaru przez rząd w zamian za co mieli opuścić ten biznes na zawsze. Większość się zgodziła, a opornych wrzucono do więzień.

Zupełnie inaczej traktowano grube ryby, które na handlu się wzbogaciły. Uznano je za wrogów ludzi i poddawano sądom na oczach tysięcy ludzi. Winnych skazywano na śmierć lub dożywocie.

Profesjonalizm

W końcu, na miesiąc przed końcem roku akademickiego ktoś w tej szkole wziął się w garść i postanowił zaskoczyć wszystkich profesjonalizmem.

Przekazano wszystkim informacje że od 20 do 22 czerwca mamy wolne z okazji święta smoczych łodzi, oraz że w tym samym tygodniu mamy przeprowadzić wszystkie egzaminy końcowe. Oczywiście nie zmieniając przy tym planu zajęć.

Czyli zostaliśmy zaskoczeniu profesjonalizmem, ale to jest taki profesjonalizm jak komunizm czy buddyzm tutaj – z chińskimi cechami charakterystycznymi.

Tym razem się tym nie przejąłem bo od tego tygodnia zacząłem studentom zapowiadać egzaminy na tydzień czternasty, a w następnym zacznę zapowiadać na tydzień piętnasty. W szesnastym oddam te wszystkie książeczki, do klas pójdę, ale głównie po to by pogadać ze studentami, może puścić im jakieś ciekawe wystąpienia z TED.com i poćwiczymy sobie listening comprehension.

Przeglądając ostatnie notki dotarło do mnie jak bardzo mnie to miejsce zmieniło. Może nie zmieniło na stałe a jedynie sprawiło że się do niego dopasowałem. Źle mi z tym bo zostałem sprowadzony do poziomu który nie jest mój i przegrywam brakiem doświadczenia. Czyli z jednej strony jest mi źle bo przegrywam i czuję że to miejsce mnie wewnętrznie niszczy sprawiając że jestem kimś kim być nie chcę, a z drugiej strony czuję się nie najgorzej mając świadomość że nie mam wielkiego doświadczenia w czymś takim.

Odnośnie tych małpek z wczorajszego wpisu – wyjaśniła mi to June. Znajdujemy się w pobliżu stolicy prowincji która nie jest zbyt bogata, więc ludzi z wszystkich możliwych zakamarków przyjeżdżają tu za pracą. I tutaj wychodzi takie powiedzenie które mamy w Polsce, a które June już zdążyła zaadoptować wyciągniesz człowieka ze wsi, ale wsi z człowieka nie wyciągniesz.

Jeszcze taka sytuacja z wczoraj, która przytrafiła się June.

Poszła do sklepu kupić parę rzeczy do makijażu bo mają dzisiaj show w przedszkolu i nie chciała by malowali Ją czymś co mogłoby Ją uczulić.
Najpierw została zlustrowana z góry na dół bo nie miała na sobie żadnej z tych paskudnych (kwestia gustu), tanich sukienek które są tutaj niesamowicie popularne. Oczywiście zostało Jej to wypomniane. Podobnie jak blizny na twarzy co dodatkowo zostało okraszone że powinna je ukryć pod podkładem, ale najlepsze nastąpiło pod koniec.
Jeżeli kupisz u nas to co miesiąc zrobię Ci makijaż za darmo.
– Ale ja za miesiąc wyjeżdżam do Europy więc mi to nic nie da.
– To powinnaś kupić u nas, w Chinach.
– W Europie też mają dobre kosmetyki.
– Jeżeli kochasz swój kraj, jeżeli kochasz Chiny to kupisz u nas!
– Jeżeli teraz rozmawiamy o miłości do kraju to ja wychodzę.

Zuile.

Upał

I gorąc i w ogóle bleh. Prawdę mówiąc po tym poniedziałku odechciało mi się zupełnie wszystkiego. Od nauczania, poprzez pisanie, na samym pobycie w tym miejscu kończąc. Ciężko, bardzo ciężko jest mi tę szkołę lubić.

A uczniowie krzyczący na mnie gdy biegam i wścibscy panowie tej sytuacji nie poprawiają.

Ot, taka sytuacja z wczoraj.
Przez pierwszą godzinę zajęć ciężko było mi słyszeć własne myśli nie wspominając już nawet o słuchaniu studentów ponieważ z sali obok dobywał się ryk. Nie hałas, ale ryk. Nauczycielka angielskiego w stylu chińskim puszczała studentom słówka, a Oni każde powtarzali. Powtarzali to złe słowo. Wykrzykiwali je trzykrotnie.

Potem nauczycielka postanowiła że będzie prowadzić zajęcia przy otwartych drzwiach, ale niestety pomieszała się jej transparentność z eskalacją hałasu. Otwarte drzwi i mikrofon przy ustach nie jest dobrym rozwiązaniem dla ludzi w salach obok.

Ścierpiałem i to bo stwierdziłem że zostało jeszcze 40 minut i w sumie to nie ma co Jej przeszkadzać, wszystkim jest ciepło i chcą mieć otwarte drzwi, a hałas w sali nie zawsze jest złym znakiem.

Jednak kiedy zaczęła puszczać chińskie piosenki nie wytrzymałem i poszedłem zwrócić Jej uwagę.

Wszedłem do sali, w końcu drzwi otwarte, i od razu rozległ się ryk. Studenci zaczęli krzyczeć Hello! Hello!, zachowywać się jakby nigdy wcześniej nie widzieli kogoś spoza Chin, muczeć jakbym przyszedł tę nauczycielkę co najmniej porwać do tańca i całować, czyli generalnie to tak standardowo jak na dzieciaki z ogólniaka. Tyle tylko że są już na studiach i pewnych rzeczy nie wypada.

Przepraszam, mogłabyś albo zamknąć drzwi, albo ściszyć tę muzykę?
Spróbuję.

Zanim jeszcze wyszedłem z sali, ba, zanim skończyłem to pytanie drzwi były już zamknięte, ale ryk unosił się dalej.

Gdy wróciłem do mojej sali panowała już cisza a moi studenci zaczęli bić mi brawo. Co było miłe, ale tylko potwierdza moje przekonanie że trafiłem na wyjątkowych ludzi, bo reszta jest ogólnie rzecz biorąc, taka jaka jest.

Do widzenia

IMG_1383

Chciałbym zacząć od podziękowań. Dziękuję meridko za te wszystkie wyjeżdżone kilometry, za te wszystkie wspólne godziny, za podjazdy które wydawały się niemożliwe i za najszybsze zjazdy w życiu.

Za wszystkie wywrotki przez ramię i za tych kilka przez ramę. Za te zawody w Jiawang gdzie musiałem kryć się za wozem bo jechałem na szarym końcu.

Za to że mogłem tyle w Jiawang zobaczyć i zrobić zdjęć których inaczej nigdy bym nie zrobił.

Za to że dzięki tobie spotkałem wspaniałych ludzi którzy sami z siebie, bez pytania, bez znajomości angielskiego, przychodzili mi z pomocą. To dzięki tobie zakochałem się w tym kraju i nabrałem wiary w jego ludzi. Czy to wtedy gdy po raz kolejny zgubiłem drogę powrotną i swoim łamanym chińskim pytałem o drogę do Jiawang, czy wtedy gdy Pan normalnie wulkanizujący opony zalepiał mi dętkę.

To dzięki tobie zobaczyłem prawdziwe Chińskie wioski, prawdziwe pola, po prostu prawdziwe Chiny, a nie te sztuczne wypacykowane przygotowane na najazd turystów.

Czekałaś na mnie miesiąc w piwnicy. Znalazłem Cię zakurzoną, ale przypięta marnym łańcuchem do drugiego roweru.

Przejechałaś pociągiem półtorej tysiąca kilometrów do Changchun.

Przejechałaś drugie półtorej tysiąca z Changchun do Zhengzhou.

Wczoraj, jak wiele razy przedtem, zostawiłem Cię zapiętą pod kamerą w czasie zajęć. Ktoś cię zabrał ciągnąc to tylnie koło. Ktoś w masca i okularach przeciwsłonecznych. Dla mnie to oczywiste co trzeba zrobić skoro kamery są wszędzie. Dla mnie problemu tutaj nie ma, bo znaleźć tego człowieka nie będzie problemem skoro kamery są wszędzie.

Niestety meridko wiem że do mnie już nie wrócisz. Wiem że Cię wywiozą daleko stąd i sprzedadzą a Twoje numry seryjne na nic się nie przydadzą. Wiem i jest mi z tego powodu bardzo przykro, ale nie ma we mnie już złości.

Gdybym wyszedł z klas tak jak skończyłem zajęcia to dalej byś tam stała, ale zamiast tego zostałem by rozmawiać ze studentem. Miałem cię wczoraj stracić i to rozumiem, ale i tak jest mi przykro. Mam nadzieję że twój nowy właściciel także cię wywoskuje na wiosnę jak my z June w tym roku.

Upał

Czuję że zaraz mózg mi się usmaży. To zdecydowanie nie jest pogoda dla mnie. Podobno w tym tygodniu ma w końcu spaść deszcz, ale dopóki nie zobaczę to nie uwierzę. Nie dlatego że jestem okropnym niedowiarkiem, ale prognozy pogody to tylko prognozy więc nie można ich brać za pewnik, niezależnie od tego jak często się do tej pory sprawdzały.

Przede mną jeszcze dwa zajęcia, trzy godziny, ale po raz pierwszy mam w sobie niechęć. Niechęć po części wzięła się z tego upału, a po części z faktu że dzisiaj dwóm grupom powiedziałem o egzaminie końcowym. No tak, końcowym jedne zajęcia po śródsemestralnych.

Tym razem postanowiłem trochę wyprzedzić studium języków obcych i stwierdziłem że skoro rząd ustalił 22. Czerwca dniem wolnym nieodrabianym to zajęć nie będzie. A skoro wypada to w szesnastym tygodniu to znaczy że i sprawdzianu nie będzie. Nie wiem co prawa jak to będzie oficjalnie rozwiązane, ale prawdę mówiąc nie mam zamiaru czekać i się dowiadywać skoro mogę te sprawdziany już zapowiedzieć i przeprowadzić.

Mam nadzieję że nikt nie pomyśli o wydłużaniu do tygodnia siedemnastego, chociaż kto to wie…Ja i tak uwinę się z wszystkimi grupami tak szybko jak to możliwe. W końcu trzeciego lipca wylatujemy do Polski, także trzeba te wszystkie sprawy zamknąć jak najszybciej.

Od jakiegoś czasu pytam studentów o to jaką pracę chcieliby mieć w przyszłości i nie przestają mnie zadziwiać. Pisałem już chyba o chłopaku który chce otworzyć sklep z butami bo je uwielbia, zapewne nie pisałem o masie, ale to prawdziwej masie, studentów którzy chcą być nauczycielami bo ich życie jest proste, nie pracują zbyt długo i mają masę czasu wolnego by robić co im się podoba (Oni w to naprawdę wierzą…), ale dzisiaj jeden ze studentów takie naprawdę przyszłościowego, moim zdaniem, kierunku jakim jest programowanie, powiedział że chce pracować w sklepie.
Dlaczego?
Bo do sklepu przychodzisz kiedy zaczynasz pracę, wychodzisz kiedy ją kończysz. Po pracy masz czas dla siebie, nie ma stresu, nie ma presji, nie musisz się przejmować.

Ten młody człowiek, w wieku dwudziestu jeden lat, jest już tak zmęczony ciągłą presją, że woli pracować w sklepie niż robić coś co mogłoby Go zmęczyć psychicznie.
Zapewne nie on jeden, ale to właśnie on się przyznał.

Użeranie się

Nie było notki wczoraj za co przepraszam, ale mam bardzo dobrą wymówkę.

Pół dnia walczyłem o zwrot pieniędzy za bilet powrotny.

Kilka słów wstępu. Ogólnie rzecz biorąc pod koniec kontraktu w Chinach szkoły dają jakiś tam bonus. Najczęściej jest to bonus wykorzystywany jako bilet powrotny i widnieje w kontrakcie jako opłata za samolot. Z tego co się orientuje szkoły publiczne są zobligowane do zwrotu kosztów biletu do pewnej kwoty.

W Jiawang dostawałem ten bonus po każdym semestrze, w Changchun dostałem raz a porządnie, a tutaj szkoła, według kontraktu, podeszła do tematu bardzo profesjonalnie. Najpierw dostałem zwrot za przylot a potem miałem dostać zwrot za wylot lub szkoła miała mi bilet kupić. Normalnie pod koniec kontraktu ten bonus jest na tyle wysoki że pokrywa te oba loty.

Z kupowaniem biletów w Chinach jest lekki problem. Karty kredytowe są dość niechętnie wydawane, chociaż zwykłe karty wydaje się od ręki. A skoro są niechętnie wydawane to niewiele osób je posiada, więc zakup biletów lotniczych jest lekko utrudniony. Dlatego też zapytałem w biurze czy nie będzie problemów z zakupem biletów od razu dla June.
Najmniejszych
. I uwierzyłem.

Jakiś miesiąc temu wszyscy nauczyciele dostali emaila że szkoła kupuje biletów i nie ma zwrotów. Stwierdziłem że to w sumie nie problem skoro kupią bilet dla June i przecież wszystkim nam zależy na jak najniższej cenie. Bo to logiczne.
I tak założyłem.

Znalazłem tanie bilety z przyzwoitym czasem przesiadki (były tańsze, ale umówmy się, mało komu chce się spędzać 20+ godzin na lotnisku w Kijowie) i wysłałem je na dół z ceną jaką znalazłem i jaka mi odpowiada. Bo nie oszukujmy się mogłem kupić jeszcze lepsze ale były jeszcze droższe a nie chciałem się aż tak wykosztować.

Dostałem odpowiedź zwrotną że przez internet nie kupią bo bilety mogą okazać się fałszywe, a agent podaje taką cenę że te dwa bilety kosztowałby mnie o osiem par butów do biegania więcej (lub 4 bardzo dobre pary). A na to sobiw pozwolić nie chciałem.

Postanowiłem więc zrobić coś co poskutkowałoby w Europie czyli przypomnieć Pani z biura co jest w kontrakcie podpisanym przez obie strony.
I tak okazało się że jednak ten zwrot dostanę o ile dostarczę fakturę za bilet i bilet będzie tańszy niż kupiony przez agencję (no proszę…).

Także fakturę dostarczyłem, a zwrot pewnie dostanę przed wylotem. Czasem brakuje mi słów żeby to wszystko opisać. Po co taki zapis w kontrakcie skoro się go nie respektuje, po co w ogóle ten kontrakt. Pytań mam bez liku.

Zuile.

Zmian nie ma

To będzie powracający temat w ciągu następnych kilku tygodni…

Nie włączyłem wczoraj budzika i zerwałem się z łóżka równo z dzwonkiem budzącym studentów, nigdy więcej, wszędzie Ich pełno, chodzą tylko i przeszkadzają. Jeszcze w dodatku garminek nie chciał złapać sygnału więc trochę trasy mi ucięło. A potem trzeba między tymi niezorganizowanymi masami się przeciskać, skakać. Nie, nigdy więcej. Lepiej wstawać te dwadzieścia minut wcześniej i omijać to wszystko.

Rano to właściwie pół biedy bo dziewczyny jeszcze nie noszą parasolek, ale w południe to już naprawdę jest przerażające. Jedyna różnica między prawdziwym deszczem a prażącym słońcem jest taka że faceci nie noszą parasolek więc tylko połowa studentów zajmuje niepotrzebnie więcej miejsca.

To w ogóle ciekawe jak Chińczycy szybko się opalają. Wystarczy kilka dni a już prezentują piękną brązową skórę. A że brązowa skóra kojarzona była przez setki lat z ludźmi pracującymi na polach to dziewczyny chcą się wybielać. W końcu kto chciałby uchodzić za jakąś tam pospolitą chłopkę skoro można mieć skórę jak porcelana. Ciekawe że nie wpadły jeszcze na to by celowo zapadać na anemię. Chociaż kto wie, może wpadły…

Prognoza pogody która ma June mówiła że dzisiaj będzie padać, to samo zresztą mówiła wczoraj (znaczy że wczoraj miało padać), nic na to jednak nie wskazuje. Wręcz przeciwnie…o ile jeszcze rano na niebie było parę chmur, tak teraz nie ma już nic. Gorąc, upał, hica…ogrodnicy chodzą i polewają drzewa i trawy bo inaczej wszystko by uschło.

Moja długoterminowo prognoza rozmyśliła się z tego deszczu za tydzień i na chwilę obecną zapowiada 30+ przez najbliższych dziesięć dni. To naprawdę nie jest dla mnie. Zresztą nie tylko dla mnie, studenci też mają ewidentne problemy ze skupieniem się na lekcjach, ale kto mógłby się Im dziwić? W takiej temperaturze nie da się pracować.

Dzisiaj dotarł paszport June, więc mi nie pozostaje nic innego jak odliczać dni do wyjazdu. Tak jak pisałem wczoraj, lekko ponad dwadzieścia zajęć, dni trochę więcej, ale wiadomo – egzaminy.

Gorąc

Wczoraj było ponad trzydzieści stopni, dzisiaj jest tylko trzydzieści. Nie do zniesienia jak dla mnie. Niby w klasach są te kręcące się wiatraki sufitowe, które trochę pomagają, ale na dworze jest tragicznie.

Odwykłem od czegoś takiego. Rok spędzony w jednej z najzimniejszych prowincji w Chinach w połączeniu z przeciętnym polskim latem sprawił że moje ciało teraz wariuje. Nie moi drodzy, takie temperatury to nie są dla mnie.

Co prawda przenosimy się od września jeszcze bardziej na południe, ale będziemy nad morzem, więc przynajmniej w teorii powinno być przyjemniej w lato. Znając moje szczęście słupek rtęci będzie wskazywał mniej ale wilgotność będzie większa i będę cierpiał jeszcze bardziej…

A może nie :-)

Zostało mi jeszcze trochę ponad 20 zajęć, bodajże 26 i koniec. Znaczy potem czekają mnie jeszcze egzaminy końcowe, ale tego już nie liczę, bo to drobnostka. Najgorzej będzie tych dwadzieścia kilka zajęć przetrzymać. Chociaż…w gruncie rzeczy to już za 3 tygodnie czekają mnie pierwsze egzaminy końcowe.

Końcowe, a jeszcze teraz przychodzą do mnie studenci i mówią że tych śród semestralnych nie zdawali bo Ich nie było…No masakra jakaś. Na szczęście takich spóźnialskich nie ma zbyt wiele więc się tym zbytnio nie przejmuję. Chociaż prawdę mówiąc ja się takimi osobami w ogóle nie przejmuję. Sami są sobie winni.

Patrzę w prognozę pogody i widzę że deszcz nadejdzie może za tydzień. Może, bo to długo terminowa więc nie ma co się nią sugerować. W tym tygodniu raczej deszczu nie będzie. Ta suchość nie przeszkadza mi ani trochę w zimę, ba, w zimę jest to ogromna zaleta, ale teraz…teraz to jest makabra. Rok temu Henan było wysuszone w lato okropnie, June wspominała że przez 3 miesiące deszcz spadł trzy razy, Jej rodzice pogłębiali studnię, mnóstwo upraw uschło i ludzie zbyt szczęśliwi nie byli. Wygląda na to że ten rok będzie dosyć podobny do poprzedniego. Niestety.