Przerwa

Następna notka z Chin pojawi się gdzieś pod koniec sierpnia.
Możliwe, że po drodze pojawią się jakieś notki z Polski, ale tego obiecać nie mogę.

W każdym razie mam nadzieję, że się Wam dobrze czytało tych ostatnich kilkanaście wpisów i udaliście się do galerii by obejrzeć zdjęcia.

A skoro znikam na miesiąc to odpowiem na kilka pytań z wyszukiwarek

‘taobao dla odbiorców zagranicznych’ – gdy dogadasz się ze sprzedawcą żeby wysłał do Polski to trzeba będzie jeszcze zapłacić a nie ma innej opcji niż użycie chińskiego banku.

‘jak rozrobić tusz w kamieniu do pieczęci ‘ – nalewamy wody do kamienia do pieczęci, możemy dosypać trochę soli, po czym stawiamy tusz i dociskając do dołu kręcimy dopóki woda nie zmieni koloru na taki który nas interesuje

‘CZY WYMIENIE KORONY NORWESKIE NA CHINSKIM LOTNISKU W PEKINIE’ – TAK, ALE PO BARDZO KIEPSKIM KURSIE

Pekin dzień piąty

P1000571 (Copy)

Zaczęło się od burzy, która obudziła mnie w środku nocy. Zaczęło grzmieć do tego stopnia że w samochodach uruchamiały się alarmy, zaczęło padać tak że ulice zamieniły się w rzeki, a rano trzeba było skakać niczym żaba, było więc bardzo mokro.

P1000580 (Copy)

Plan był prosty – mega sklep i plac Tienanmen.

P1000592 (Copy)

Mega sklep bo trzeba było w końcu zrobić jakieś zakupy. A jak zakupy to trzeba się targować. W targowanie się z chińczykami trzeba traktować jako zabawę, Oni ciągną w swoją stronę i chcą zarobić jak najwięcej, a Ty w swoją bo chcesz kupić jak najtaniej. Na szczęście łączy Was ta chęć zawarcia transakcji, do tego stopnia że są w stanie znacząco zejść z ceny…A może inaczej: cena początkowo zawsze będzie absurdalnie wysoka.

P1000609 (Copy)

Trzeba się chwilę pomęczyć, pokiwać głową, pooglądać towar z każdej strony, ponarzekać, a to jak na Polaka przystało mam we krwi, powiedzieć że tyle się nie ma, a w końcu spróbować odejść bo to jest największy haczyk…jeżeli próbujesz odejść a stracili z Tobą już kilka minut to będą walczyć do samego końca. Jeżeli wtedy cena dalej Cię nie zadowala to pora się zastanowić nad zmianą produktu.

P1000606 (Copy)

Można też pokazać na rozklejone buty i rozbawić Chińczyka do łez. To też jest skuteczna taktyka. Rozklejone buty? No tak…trzy tygodnie temu odkleiły mi się podeszwy, ale że te buty są ze mną już ponad dekadę, ciągle się nie starły i są niesamowicie wygodne to ich nie wyrzucę…chociaż skleję gdy wrócę do kraju. Gdy stoję i podnoszę palce u stóp to podeszwy zostają a buty się podnoszą. Przypomina mi to paszcze krokodyli.

P1000612 (Copy)

Jak kupisz nowe to przyjdź i daj mi te bo to świetne buty.
Nigdy.

P1000622 (Copy)

A gdy szał zakupowy minął pojechałem na plac Tienanmen licząc że zobaczę tam coś ciekawego. Pech mój taki że pogoda była kiepska, zachmurzenie olbrzymie, widać niebo nad Pekinem smuci się z powodu mojego odjazdu, chociaż to dziwne bo do tej pory starało się mnie wygonić tymi temperaturami. Nie udało się. Zostałem. A teraz płacze bo wyjeżdżam.

Skąd jesteś?
Z Polski
‘Cześć!’
No super.
‘Dziękuję’
Naprawdę fajnie.
Mam znajomą z Warszawy. Jesteś pierwszy raz w Pekinie?
Nie…mieszkam w Chinach od roku.
Ach…to dzisiaj idziesz do Zakazanego Miasta?
Nie…
To Wielki Mur może?
Widziałem tydzień temu…
A może chciałbyś zobaczyć kolekcję kaligrafii?
Chłopie, popatrz [patrzę na buty]. Ja jestem nauczycielem…
Ach…[uśmiecha się] to kup sobie nowe. Cześć.

Rozklekotane buty zapewniają zarówno zniżki w sklepach jak i spokój od naciągaczy.

P1000632 (Copy)

Minęła chwila w czasie której kilku uczniów z Shandong zrobiło sobie ze mną zdjęcia, ludzie kupowali lody od nielegalnych sprzedawczyń, dzieciaki patrzyły na mnie jak na stworzenie z innej planety, a pewna Pani chciała mi pomóc zrobić zdjęcie na tle Zakazanego Miasta. Chwila trwała paręnaście minut. Wystarczająco długo by zrozumieć że poniedziałki są tutaj dosyć leniwe. Ruszyłem więc w drogę powrotną.

P1000646 (Copy)

Droga powrotna wydłużyła się o świątynie Lamy.

P1000677 (Copy)

A co to?

Świątynia Yonghe to świątynia i zakon szkoły Geluk buddyzmu tybetańskiego. Jest to jedna z największych i najważniejszych świątyni tej odmiany buddyzmu na świecie.

P1000698 (Copy)
Jej budowę rozpoczęto w 1694 roku i początkowo służyła jako rezydencja cesarskich eunuchów.  W 1722 połowa w dalszym ciągu była cesarska a drugą oddano w ręce mnichów.
Świątynia nie została zaatakowana w czasach Rewolucji Kulturowej, podobno dzięki staraniom premiera Zhou Enlai.

P1000701 (Copy)

Tylko że zanim udałem się do świątyni wypadało coś zjeść. Nie było żadnej restauracji po drodze więc padło na restaurację tybetańską. Zamówiłem nudle. Na zimno…To było zaskoczenie, w dodatku same nudle były…średnie.

P1000715 (Copy)

Te wczorajsze były fatalne, ale te dzisiejsze  to też nic nadzwyczajnego…nie ma to jak przygotowane na świeżo gdy ciasto uderza o blat z takim impetem że głowa zaczyna boleć i zastanawiasz się nad tym czy jednak nie lepiej byłoby zamówić coś z ryżem. Przyprawione było tak średnio, w dodatku żadnych przypraw na stole…i wtedy sobie uzmysłowiłem że to restauracja koło świątyni buddyjskiej więc jakich ja przypraw miałem się tutaj spodziewać.

P1000718 (Copy)

Świątynia była bardzo ciekawa, różniła się trochę od innych tym że ostatnie trzy pawilony były ze sobą połączone. Wszędzie mnóstwo złota, bardzo zadbana, odmalowana, odkurzona, widać ze jest bardzo uszanowana. W świątyniach buddyjskich uderza mnie bardzo mocno jedna rzecz: ilość sklepów. Bo nie byłem jeszcze w świątyni w której nie byłoby sklepu. W taoistycznych nie przypominam sobie więcej niż jednego, w meczecie był jeden, tylko w tej tybetańskiej w Xi’an (jeżeli chodzi o buddyjskie) był jeden.

P1000720 (Copy)

W każdej innej buddyjskiej były co najmniej dwa, a w tej chyba cztery, trzy na pewno. Rozumiem istotę, bo w końcu gdzieś trzeba jakieś posążki czy amulety kupić, a świątynia musi na czymś zarabiać, nie rozumiem za to ilości. Chociaż może to też dobrze dla świątyń bo nie muszą wtedy zajmować się kolejną wolną przestrzenią i mają dodatkowy dochód.  Taki chiński koloryt.

P1000733 (Copy)

Jutro…jutro jadę do hotelu z biurem firmy i się przepakowuję. Ostatni pełny dzień.

P1000748 (Copy)

Pekin – dzień czwarty

P1000419 (Copy)

Z prostego planu udało zrobić się połowę, chociaż rano myślałem że uda zrobić się coś jeszcze.

P1000423 (Copy)

Czyli zacznijmy od stadionu narodowego, osławionego, ptasiego gniazda. To między innymi na nim odbywały się Igrzyska Olimpijskie w 2008 roku, zaraz obok znajduje się narodowe centrum sportów wodnych, oraz jakieś inne mniejsze obiekty.

P1000428 (Copy)

Stadion znajduje się kawałek drogi od centrum i by się do niego zbliżyć trzeba przejść przez bramki z wykrywaczami metalu oraz przeskanować zawartość toreb. Nie sprawdzają za to zawartości butelek. Tak, nie sprawdzają. Na mojej pierwszej stacji metra sprawdzali przy pomocy skanerów, a na innej dzisiaj kazali mi napić się wody z butelki bo nie mieli żadnych skanerów. Jest to dosyć dziwne, ale rozumiem że lepiej dmuchać na zimne.  Lub coś się stało w ciągu ostatnich paru dni a nikt o tym nigdzie nie napisał.

P1000444 (Copy)

Jeżeli chcemy wejść na stadion to musimy kupić bilet, za wejście na dach płaci się dodatkowo. Ciekawostką jest to, że nie ma żadnej kasy biletowej, jest tylko bramka z, tak zgadliście, wykrywaczami metalu i rentgenem, a bilety kupuje się u ludzi stojących pod stadionem. Trochę mnie to zmyliło więc kupiłem dopiero przed bramką a i wtedy miałem obawy, które zniknęły dopiero gdy wszedłem za bramki.

P1000464 (Copy)

Jest…zniszczony. Ma raptem pięć lat a jest brudny, pordzewiały, odchodzi z niego farba i pomimo niesamowitego kształtu, fantastycznej architektury i naprawdę ale to naprawdę genialnego wyglądu  nie robi dobrego wrażenia. Przynajmniej z zewnątrz. Ten świetny projekt mający przypominać ptasie gniazdo wykłada się gdy zaczyna padać deszcz. Wszystkie schody zalane wodą do tego stopnia że ludzie sprzątający nie nadążają ze ścieraniem.

P1000468 (Copy)
W środku jest już lepiej. Jest czysto, dobre oświetlenie do tego trochę pamiątek z igrzysk, ale znowu nie tak dużo jakby się można spodziewać. Kilka sklepów, mała restauracja, można się przejść po stadionie i muszę pochwalić architektów bo  nawet z samej korony wszystko widać bardzo dobrze. Czyli jest dobrze. Na bieżnię rzecz jasna nie można wejść, ale można sobie na niej pojeździć na Segwayu…no dobrze, jak ktoś lubi, taka to namiastka bycia na bieżni olimpijskiej.  Stadion ten podobno służy teraz także do rozgrywania meczów piłkarskich, ale boisko wydaje mi się za małe…a może to wrażenie.

P1000489 (Copy)

A potem ruszyłem w drogą powrotną, po drodze zahaczając o meczet przy ulicy Krowiej. Będę to powtarzał do znudzenia bo bardzo mi się ta nazwa podoba. Trochę musiałem pobłądzić, bo taka jest cena gdy spisuje się nazwy ulic z google maps nie patrząc na kierunki.

P1000491 (Copy)

A co to?

P1000500 (Copy)

Niujie libasi, czyli 牛街礼拜寺 to najstarszy meczet w Pekinie, zbudowano go w roku 996.
Jest najważniejszą świątynią dla muzułmanów mieszkających w pobliżu a zarazem największym meczetem w Pekinie. Znajduje się w dzielnicy Xuanwu w której mieszka większość pekińskich wyznawców islamu.
Zajmuje powierzchnię około 10000 metrów kwadratowych i łączy styl budowy kultury islamu oraz Han. Innymi słowy jest to meczet wsadzony w typową chińską świątynię.

P1000518 (Copy)

Z zewnątrz wygląda jak każda inna świątynia w Chinach, w środku różni się tym że są spore toalety dla mężczyzn i kobiet (chociaż dla kobiet w zupełnie innym miejscu, za osobnym murem i z osobną salą do modlitw) i brakiem posągów przedstawiających bogów. Nie ma żadnych strzelistych wież ani nic w tym guście. Przed wejściem do sali modlitw tylko stojak z napisem Prosimy nie wchodzić jeżeli nie jesteś muzułmaninem i żadnego strażnika.
Bardzo mało ludzi, cicho i spokojnie.

P1000565 (Copy)

A że dzielnica muzułmańska to mnóstwo, ale to mnóstwo sklepów z jedzeniem. W postaci mięsa i ciastek. Pierwszy raz trafiłem do miejsca w Chinach gdzie są muzułmanie ale nie ma nudli. No dobrze, były, ale takie laciate że ich nie zjadłem. Pierwszy raz.

P1000552 (Copy)

I to tyle na dzisiaj, bo co za dużo to niezdrowo. Od blisko trzech tygodni ciągle tylko łażę i łażę, już mi się wszystko powoli zlewa. Wystarczy tych doświadczeń, jutro jeszcze odwiedzę jeden megasklep a we wtorek się już pakuję do Polski.

P1000566 (Copy)

Pekin dzień trzeci

P1000032 (Copy)

Jak wyszedłem z hotelu trochę po siódmej rano tak wróciłem trochę przed siódmą po południu.

P1000028 (Copy)

By dostać się na Chiński Wielki Mur w Badaling (bo wejść jest kilka, ale to w Badaling ma najlepsze połączenie szynowe), trzeba dostać się na stację kolejową Beijing Północ i stamtąd wsiąść do dowolnego pociągu oznaczonego numerem S201/03/05/07/09/11/13/15/17/19/21, powrotne oznaczone są numerami parzystymi do 22. Mając kartę miejską nie trzeba nawet kupować biletu, wystarczy ją zeskanować.

P1000043 (Copy)

I teraz ciekawostka – pierwszy raz w metrze skanowano czy mam wodę w butelce. Nie tylko prześwietlono mój plecak ale potem jakimś urządzeniem sprawdzano czy to faktycznie jest woda…

P1000061 (Copy)

W Badaling zameldowałem się przed 10, więc ta podróż nie należała do najkrótszych. Mur…Mur robi wrażenie kolosalne. Nie jest wysoki, nie wiem jak można podejrzewać że jest widoczny z kosmosu skoro wystaje raptem na trzy do pięciu metrów, ale jest potężny.

P1000065 (Copy)

Ciągnie się i ciągnie…tylko problem z Badaling jest taki, że w jedną stronę ciągnie się dwa kilometry i jest tam praktycznie pusto, a w drugą ciągnie się również dwa ale jest tam ludzi od groma bo rozpoczyna się kolejka do kolejki która wwozi wyżej. Pół godziny spaceru, godzina stania w kolejce…Trochę te proporcje powinny być inne. Wiem dlaczego podobno zbudowano Wielki Mur, ale będąc na nim mam przed oczami armie z 2 wieku przed naszą erą które próbują zdobyć te strome wzniesienia na koniach i nie dostrzegam zagrożenia.

P1000086 (Copy)

Nie widzę również potrzeby budowania trzymetrowej zapory przed imigrantami skoro mogą przerzucić w nocy hak z liną i się wspiąć. Z drugiej strony, nie mam pojęcia z jaką mocą napadali na Chiny wojownicy z Mandżurii, może dla ich koni sama wspinaczka nie była trudna. Ja w każdym razie uważam że było stromo. Na szczęście nie ślisko i wiał przyjemny wiatr. Także bardzo sympatyczne warunki do dłuższego spaceru, a nie tylko takich ośmiu kilometrów.

P1000127 (Copy)

A co to?

Wielki Chiński Mur to zespół fortyfikacji zbudowanych z kamieni, cegieł, ziemi, drewna, oraz innych materiałów biegnący przede wszystkim ze wschodu na zachód na granicy dawnych cesarstw chińskich z ich wrogami (zazwyczaj Mongołami i mieszkańcami Mandźuri).

P1000141 (Copy)

Część murów zbudowano już w 7 wieku przed naszą erą, jednak za początek tego obecnego Muru należy przyjąć lata 220-206 p.n.e. kiedy to pierwszy cesarz Chin rozkazał jego budowę. Nie liczcie jednak że wiele z tego muru zobaczycie.
Mur miał pełnić także funkcję kontroli granic, czyli siedzieli sobie celnicy i narzucali cło, regulowano eksport import, imigrację i emigrację.
Obecnie przyjmuje się że cały mur, łącznie z wszystkimi odnogami mierzył łącznie 21196 kilometrów.

P1000131 (Copy)

Wracając do Pekinu spojrzałem w komórkę gdzie miałem zapisane dwa adresy. Jeden był nie po drodze, a drugi był dokładnie w drodze do hotelu żadnych przesiadek, więc skorzystałem i poszedłem do Świątyni Dongyue.

P1000160 (Copy)

A co to?

P1000171 (Copy)

Świątynia Dongye, czyli 北京东岳庙, a dosłownie Pekińska świątynia wschodniego szczytu to świątynia taoistyczna. Świątynia ta jest zadedykowana bogu góry Tai, najświętszej z pięciu świętych gór taoizmu. Jest to największa świątynia szkoły Zhengyi w północnych Chinach.

P1000172 (Copy)

Takie moje szczęście że trafiłem w czasie renowacji i większość świątyni była zamknięta.

P1000195 (Copy)

To co widziałem to mnóstwo pomieszczeń z opisami poszczególnych grup w taoizmie. Czyli ci zajmują się tym, ci tamtym, a ci jeszcze czymś innym, ooo a ci to się zajmują tymi co się zajmują tymi.  Strasznie zapuszczona, więc dobrze że ją odnawiają.

P1000393 (Copy)

Jutro meczet przy ulicy krowiej i żeby zakończyć  chodzenie po świątyniach różnych religii – katedra katolicka.

P1000397 (Copy)

Pekin dzień drugi

IMG_1806 (Copy)

Plan na dzisiaj był jeszcze prostszy od tego z wczoraj – muzeum historii naturalnej, kupić aparat i może coś jeszcze. Pod może coś jeszcze znajdowało się centrum olimpijskie, kampus uniwersytetu pekińskiego i Beijing Garden Expo. Czyli dużo.

IMG_1811 (Copy)

Muzeum historii naturalnej…no cóż…muzeum historii naturalnej oprócz szkieletów dinozaurów nie było tam zbyt wiele interesujących rzeczy, ale także niewiele się spodziewałem. Myślałem tylko że skamielin będzie trochę więcej i będą trochę lepsze w końcu to Chiny…A jednak nie.

IMG_1813 (Copy)

Ach…to że stoicie w kolejce do kasy z napisem wydawanie biletów nie znaczy że stoicie w dobrej kolejce.

IMG_1818 (Copy)

O wiele ciekawiej było przed muzeum, gdzie znajdowały się rzeźby przedstawiające ósemkę ekscentryków  z dzielnicy teatralnej. Osiem osób które tak wsławiły się tym co robiły że stały się na zawsze częścią kultury w Chinach.

IMG_1816 (Copy)

A potem pojechałem do sklepu by kupić aparat. Walczyłem ze kilka dni, mówiłem że nie potrzebuję, ale gdy zobaczyłem armię terakotową to uznałem że chociaż żadne zdjęcia nie oddadzą tego jak ona się prezentuje to przynajmniej będę mógł o to bardziej obwiniać siebie niż maszynę.

IMG_1824 (Copy)

No i od dwóch dni rozmawiałem ze sprzedawcami na taobao odnośnie konkretnego upatrzonego modelu, znalazłem sklep który miał go na stanie i był w Pekinie. Pojechałem pod wskazany adres i moim oczom ukazał się  sześcipiętrowy (pięć nad ziemią, jedno pod) budynek pełen elektroniki.

IMG_1857 (Copy)

Jeden z czterech. Tylko i wyłącznie aparaty, kamery, komputery, konsole, telefony, tablety. Lutowanie na miejscu, komputery przyczepiane do bagażników rowerowych.  Poczułem się znowu jak małe dziecko gdy tata zabierał mnie na giełdę komputerową w Katowicach. Dostałem oczopląsu.

IMG_1858 (Copy)

Musiałem dostać się na piętro szóste, co wzbudziło we mnie lekki niepokój bowiem pięter było pięć, ale uznałem że może to piąte jest szóstym bo liczą też podziemne. Tyle tylko że ostatnie piętro zajmowała restauracja. Zjechałem na drugie piętro gdzie były praktycznie same sklepy z aparatami i zacząłem szukać po numerze sklepu…ale też nic.  W końcu podeszła do mnie pewna Pani i zapytała czy szukam czegoś konkretnego. Pokazałem nazwę modelu, ona pokazała cenę, przyszedł szef, potargowaliśmy się:
– Mniej więcej tyle…
– Ale w tym sklepie jest za tyle…
– Za tyle…? Oryginalny z Japonii?
– No tak, tutaj mam adres.
– Dobra. Poczekaj pięć minut.
I za pięć minut odebrałem mój nowy aparat. Do tego trzeba go było odpowiednio ubrać i wyposażyć. Trochę mnie przeraża bo ilość opcji jest niesamowita. Będę musiał ogarniać go krok po kroku. Na szczęście mam dobrego przewodnika.

P1000005 (Copy)

Dostałem też dzisiaj maila od jednego z moich uczniów z klasy 10, opowiedział co tam u niego słychać, że strasznie się krępuje bo to Jego pierwszy list po angielsku, ale poradził sobie całkiem dobrze. To było bardzo, ale to bardzo przyjemne.

P1000014 (Copy)

Plan na jutro to Chiński Wielki Mur w Badaling. A reszta to już tylko dodatki.

P1000019 (Copy)

Pekin dzień pierwszy

IMG_1067 (Copy)

Plan na dzisiaj był bardzo prosty – Pałac Letni i ZOO. Nie wiedziałem tylko w jakiej kolejności.

IMG_1088 (Copy)

Zacznijmy jednak od otwarcia drzwi z pokoju i…wizytówek młodych panien. Rany…ja wiedziałem że w końcu to moje robienie zdjęć tym reklamom w różnych miastach jakoś się na mnie odbije, ale nie sądziłem że w Pekinie sami będą mi te numery telefonu podawać. I ze zdjęciami. Nagimi.

IMG_1091 (Copy)

Wyszedłem, zjadłem śniadanie w restauracji pod hotelem i stwierdziłem że najpierw ZOO.

IMG_1137 (Copy)

Jeszcze w ogólniaku, w wakacje między klasą trzecią a czwartą gdy wybiło mi lat osiemnaście poszedłem do pracy. Tak się złożyło że mogłem pracować w Śląskim ogrodzie zoologicznym.

IMG_1216 (Copy)

Na akwariach i terrariach. Było to niezwykle wzbogacająca przeżycie i naprawdę lubiłem tam pracować. Może nie działo się jakoś bardzo dużo, ale było sympatycznie, praca prosta, ze zwierzętami.

IMG_1410 (Copy)

Co prawda nie takimi do głaskania, ale zawsze ze zwierzętami, czyli naprawdę dla mnie fajna. Ogrody zoologiczne nigdy mnie nie smuciły, nigdy nie mówiłem lepiej żeby te zwierzęta były na wolności bo owszem lepiej by było gdyby były na wolności, ale nie są więc lepiej zarówno dla nich jak i dla nas jeżeli do takiego ogrodu od czasu do czasu pójdziemy.

IMG_1494 (Copy)

Dla nas bo się możemy doedukować, a dla nich bo te ogrody są strasznie ale to strasznie deficytowe i niedofinansowane. A jak ogród jest biedny to cierpią przede wszystkim zwierzęta bo ani klatki/wybiegi nie będą fajne/duże/urozmaicone ani jedzenia nie będzie tak dużo jak być powinno.

IMG_1522 (Copy)

A jeżeli zoo jest bogate to zwierzątkom żyje się lepiej, są prowadzone nad nimi badania przez co lepiej je rozumiemy i możemy lepiej chronić, no i są prowadzone akcje rozpłodowe gatunków zagrożonych co w ogóle jest super.  Takie jest moje podejście do ogrodów zoologicznych.

IMG_1564 (Copy)

Dzisiaj jednak, pierwszy raz w życiu, było mi smutno w ZOO. Gdy zobaczyłem te malutkie klateczki i zwierzęta chodzące w kółko to naprawdę zrobiło mi się smutno. Tak porównując z moim ZOO to niektóre klatki/wybiegi były tak samo małe. A gdy patrzyłem na pandy to było mi ich żal…może to z powodu ciepła, ale wydawały się strasznie zmęczone i jakieś takie bardziej niemrawe od tych w Chengdu.

IMG_1600 (Copy)
Smutek mi jednak przeszedł gdy zobaczyłem inne klatki/wybiegi…zmiotły mnie z ziemi wybiegi dla małp. Trzy ogromne pawilony z masą drzew, przeszkód sztucznych, prawdziwych, przejść, miejsc do zabaw i widać było że małpom to odpowiadało. Także małpy mają się w porządku.

IMG_1597 (Copy)

To co zawsze mnie denerwuje najbardziej w ogrodach zoologicznych to ludzie. Jeżeli jest napisane by nie pukać w klatkę to cóż…pukać nie należy. Fajnie że chcesz zrobić zdjęcie wilkowi, ale on akurat dostaje szału z gorąca cały się leni i czeka go jeszcze 10 godzin pukania w szybę a potem jeszcze reszta życia…Wszędzie jest tak samo.

IMG_1621 (Copy)

Wielkie koty miały wielkie wybiegi i fantastyczny był wybieg dla tygrysa, który akurat leżał w basenie i się chłodził. Podobno lew to król zwierząt, ale gdzie mu tam do tygrysa. To są naprawdę dostojne zwierzęta a w gruncie rzeczy to koty które skaczą jak zobaczą piłkę. A taki tygrys, no kto by pomyślał.

IMG_1625 (Copy)

Pierwszy raz w życiu widziałem amerykańskiego bizona, który był mną zupełnie nie wzruszony i leżał w cieniu. Robił wrażenie większego od naszych żubrów.

IMG_1629 (Copy)

Wydaje mi się że zbiór gadów jest mniejszy niż w moim ZOO, na pewno jest mniej rodzajów węży, te które są pochodzą głównie z okolic Chin i oprócz pytona albinosa z Birmy nie widziałem nic ciekawego. Tyle tylko że takich albinosów mieli cztery a kiedyś już takiego widziałem.

IMG_1643 (Copy)

Również kopytnych chyba mniej niż na Śląsku, ale w sumie mój ogród ma chyba największą kolekcję w Polsce.

Fajny, chociaż mały, był pawilon z pingwinami. Ale chyba nawet tam było dla nich za ciepło. Tylko do wody nie wskakiwały popływać. Ani nawet nie machały…jakieś takie podejrzane.

IMG_1647 (Copy)

Bardzo, ale to bardzo podobał mi się wybieg z żyrafami które można było karmić. Wchodziło się do takiej małej zagrody, kupowało gałęzie z liśćmi i karmiło żyrafy. To tak jak w Polsce, tyle tylko że tutaj wszystko pod nadzorem więc nikt nie poda żyrafie żyletek.

Pierwszy raz od wielu lat zobaczyłem znowu niedźwiedzia polarnego. Dalej są olbrzymie i niesamowicie dostojne.

IMG_1665 (Copy)

Przejdźmy jednak do prawdziwej wisienki na torcie czyli Pekińskiego Oceanarium.

Dech mi odebrało kilka razy.

IMG_1693 (Copy)

Gdy byłem na rafie koralowej i przepływała nade mną płaszczka, gdy z bliska przyglądałem się tym gigantycznym rybom z rafy, gdy widziałem jeszcze więcej płaszczek. NIE SA MO WI TE. Jeżeli kiedyś będę mieć akwarium to albo znowu spróbuje z krewetkami (bo one są przeurocze!), albo jakieś olbrzymie z rafą koralową, bo te ryby są piękne.

IMG_1727 (Copy)

Gdy zobaczyłem delfiny. Zdjęć dobrych chyba nie zrobiłem bo ludzie mi przeszkadzali siedząc w oknach, ale…delfiny. To było wspaniałe.

11 lat temu nasłuchałem się o oceanariach i marzeniach żeby takie było na Śląsku…ani trochę się nie dziwię, ani trochę…

IMG_1744 (Copy)

Obiad zjadłem w sieci Kung Fu w logu której jest Bruce Lee. Naprawdę…

IMG_1768 (Copy)

A potem pojechałem do Pałacu Letniego.

A co to?

Pałac letni, lub ogrody stworzonej harmonii to dawny pałac cesarski. W centrum ogrodów znajduje się olbrzymie sztuczne jezioro z którego ziemi usypano wzniesnie na którym stawiano budynki. Jest to arcydzieło wśród chińskich ogrodów.

IMG_1798 (Copy)

Tak bardzo skupiłem się na budynkach że nie wiem czy udało mi się na zdjęciach oddać ogrody. Fakt jest taki, że obejrzenie i ZOO i całego pałacu letniego jest bardzo trudne w jeden dzień. Chociaż znajdują się całkiem blisko siebie, raptem 3 przystanki metrem. Ogrody są piękne, bardzo spokojne z mnóstwem, ale to mnóstwem drzew, charakterystycznych mostów, małą ilością kwiatów (to chyba największa różnica między ogrodami w Europie a tymi w Chinach), a mimo to są przepiękne.

IMG_1801 (Copy)

Chodziłem po nich blisko trzy godziny gdy nagle zerwała się burza a w raz z nią wiatr który połamał drzewo na mojej drodze, prawie mnie porwał gdy próbowałem zrobić zdjęcie i zaczęło padać. Bo co to za burza bez deszczu. Nie mając ze sobą żadnego środka ochronnego przed deszczem postanowiłem wrócić do hotelu. A gdy po 30 minutach (bo wyszedłem innym wyjściem) dotarłem do metra, przestawało już padać, także pałac letni muszę zaliczyć kiedyś jeszcze raz.

IMG_1805 (Copy)

Chengdu – Pekin ciąg dalszy

IMG_1031 (Copy)

Dwadzieścia siedem godzin.
I nie wiem czy sikać mi się chce dlatego że piję tyle wody czy od patrzenia na Pana z naprzeciwka.
Dwadzieścia siedem godzin minus dziesięć.
Bo przez tyle słońce świeci na tyle jasno że można podziwiać widoki. A jest co podziwiać. Góry w Syczuanie są piękne. Z rana spowite mgłą, a pod nimi rzeka. Na niektórych zboczach znajdują się domy, na innych pola, na jeszcze innych świątynie. Na wszystkich drzewa.
Dwadzieścia siedem godzin minus osiemnaście.
Bo osiem udało mi się przedrzemać. Spania to w tym wiele nie było.
A ostatnie dziewięć to już z górki. Jeżeli nogi nie drętwieją to nie ma źle.

IMG_1041 (Copy)

Teraz na pytanie a czy dałoby się to zrobić taniej? Mogę odpowiedzieć na pewno nie pod względem pociągów. Da się przetrzymać podróż z jednego końca Chin na drugi na siedząco. Nie ma w tym wiele przyjemności, ale da się to zrobić.

A potem było już z górki. Metro z dworca, potem linia 6, wysiadka na 9 przystanku, pokazanie adresu taksówkarzowi i hotel. Dzięki temu wiem jak trafić do metra i jak dojść do biura firmy. Hotel mam akurat po środku. Czyli dobrze, bo blisko do dwóch różnych linii metra.

Z dzisiaj tylko jedna historyjka i kończę bo ta noc była naprawdę przedrzemana

Historyjka
Z racji tego że nic nie jadłem od śniadania to po zameldowaniu się w  hotelu poszedłem coś zjeść. A że restauracji jest w Chinach bez liku bez problemu znalazłem taką całkiem sympatyczną niedaleko hotelu. Wszedłem, przywitałem się, pokazałem na ścianie co chcę zjeść i pokazałem że na miejscu. Bo Pan się grzecznie zapytał czy na wynos. A potem wysłał córkę do kuchni. CÓRKĘ!
Po chwili przyniosła michę ryżu z warzywami i kawałkami boczku, oraz…łyżką.
Tutaj na momencik przerwę.

IMG_1053 (Copy)
Czytałem ostatnio wypowiedź faceta który mieszka w Chinach kilka lat, mówi płynnie  po mandaryńsku, ożenił się z Chinką i bardzo go irytuje gdy ludzie nazywają go laowei (czyli obcokrajowiec) niektórzy, w tym on,  traktują to określenie jako obraźliwe. Nie znam tego języka aż tak dobrze, ale słowo to dosłownie oznacza tyle co stary/szanowny/na zawsze z zagranicy. I zawsze się w nim krew gotuje. Smutna prawda jest taka, że będąc białym w Chinach zawsze będzie się…białym w Chinach. Dostać chińskie obywatelstwo nie mając żadnych krewnych (innych niż przez małżeństwo) jest bardzo, ale to bardzo trudno. W 2000 roku takich osób było ledwie 941 (jak podają wyniki spisu narodowego), a przypuszczam że nawet te osoby byłby w oczach 99% społeczeństwa laowei. Po prostu tutaj będąc innym jest się no cóż… innym.

IMG_1057 (Copy)
A wspominam o tym bo poszedłem poprosić o pałeczki. Bardzo mi się miło zrobiło gdy podano mi łyżkę, ale nie za bardzo wiedziałem jak mam sobie poradzić z kawałkami boczku, więc poprosiłem o pałeczki. Czasem gdy ktoś krzyknie laowei odwrócę się i powiem boran ren, czyli polak, a czasem się uśmiechnę. Jestem inny, wystaję głowę ponad tłum, w najmniejszym stopniu nie czuję się znaturalizowany i nic nie wskazuje żebym się znaturalizował.  Nie rozumiem jak można się oburzać o to że w Chinach zauważają że obcokrajowcy są no cóż.. obcokrajowcami. Każdy jednak ma prawo oburzać się o co tylko mu się podoba.

IMG_1066 (Copy)

Chengdu – Pekin

IMG_0541 (Copy)

Jak wiecie mieszkam w Chinach od września zeszłego roku, z krótką przerwą na przełomie stycznia i lutego, czyli dość długo. Za krótko by nauczyć się chińskiego, ale dość długo by zobaczyć Chiny zarówno z dobrej jak i nieco innej strony. Nie, nie złej. Innej.  O tej innej piszę rzadko bo nie uważam żeby pisanie o takich rzeczach było konstruktywne czy pomocne. Mi z pewnością w niczym nie pomaga. Zdaję sobie sprawę że przez to obraz tego kraju jest trochę wygłaskany. W końcu często piszę o tym jacy ludzie są tutaj mili, uprzyjemni, pomocni, sympatyczni i chociaż nie potrafimy się porozumieć przy użyciu języka to jakoś gestami dajemy sobie radę i nie jest tak źle. W pociągu do Pekinu zobaczyłem coś co mnie nie zbulwersowało, ale zdziwiło na tyle że postanowiłem napisać Wam o kilku rzeczach o których normalnie nie piszę bo nie uważam je za istotne. Także uwaga, przygotujecie się na listę rzeczy dość nieprzyjemnych.

IMG_0547 (Copy)

Nie pisałem o tym że ludzie plują i smarkają na ulicy. Dlatego że widać to też w Polsce i nie jest to nic aż tak nadzwyczajnego. W Chinach jednak jest to posunięte trochę dalej i tutaj ludzie plują nawet w budynkach czy w środkach komunikacji. Czasem do śmietnika, czasem nie. Niemniej jednak nie jest to coś co by mnie oburzało. Ot koloryt.

IMG_0575 (Copy)

Nie pisałem o tym że dzieci załatwiają swoje potrzeby na ulicy. Oczywiście pod okiem dorosłych. Mają takie specjalne ubrania z wycięciem na pupie i kucają i się załatwiają. Nie pisałem o tym by pamiętam jak wracając kiedyś z zajęć z uczelni (nie) widziałem czegoś czego nie chciałem widzieć. (Nie) widziałem bo znajomy wyraźnie zwrócił mi uwagę i jeszcze się pytał czy widziałem.  Pewne rzeczy można próbować wyprzeć z pamięci, ale się nie da. Zresztą to nie był jeden jedyny raz gdy widziałem takie coś w Polsce. Tutaj jest to trochę częstsze, ale też ludzi z dziećmi jest więcej. A chyba wolałbym żeby dziecko załatwiało się na ulicy niż w chińskiej toalecie.

IMG_0599 (Copy)

Nie pisałem o tym że papierosy pali się wszędzie. Bo wychowałem się w Domu w którym wszyscy palili, w kraju w którym można było palić praktycznie wszędzie i mnie to nie rusza. Co prawda palenie w szpitalach, pociągach, autobusach wydaje mi się dość dziwne, ale tak już jest. Najdziwniejsi są ludzie palący jadąc na rowerze.

IMG_0676 (Copy)

Nie pisałem o tym że w Chinach się kolejek nie uznaje, trzeba się wpychać i walczyć o swoje. Nie pisałem bo w Polsce przecież jest tak samo, tyle tylko że u nas uważa się to za chamstwo. To jedynie kwestia perspektywy. Tutaj to jest norma.

IMG_0682 (Copy)

Nie pisałem o tym że chińczyków nie rusza jeżeli cię potrącą lub ich potrącisz. Są do tego przyzwyczajeni. Ponownie – kwestia perspektywy.

IMG_0806 (Copy)

Dzisiaj jednak o tym napisałem bo, chociaż nie rusza mnie to ani trochę, traktuję to jako chiński koloryt, coś jak słuchanie radia bez głośników przez starszych ludzi (oj tak, bardzo często), to w drodze do Pekinu byłem świadkiem czegoś co mnie poruszyło. Nie zbulwersowało, nie zniesmaczyło,  ale poruszyło.

IMG_0840 (Copy)

Siedziałem w pociągu, minęło już kilka dobrych godzin mojej dwudziestosiedmiogodzinnej podróży do Pekinu gdy zauważyłem że siedzący naprzeciwko mnie starszy Pan dziwnie wykrzywia twarz po czym usłyszałem dźwięk nierozerwalnie związany z plastikowymi butelkami. Wyrwany ze snu nie za bardzo się zorientowałem o co chodzi. Przy kolejnej okazji przyjrzałem się całemu procederowi dość dokładniej.
Pan włożył w spodnie pustą butelkę po wodzie, na jego twarzy pojawił się dziwny grymas, a po kilku chwilach wyjmował już trochę pełniejszą butelkę. Nie trzeba było mi niczego więcej. Zaskoczony tą sytuacją rozglądałem się na boki patrząc czy inni się temu przyglądają, ale nie…nikt nie zwracał uwagi.
Oczywiście ten Pan wysikał się tak by nikt tego nie zauważył i prawie by mu się udało gdybym nie siedział dokładnie naprzeciwko.

Dwadzieścia siedem godzin i to nie były jedyne dwa razy.

Przynajmniej miałem miejsce przy oknie więc mogłem się rozłożyć na stoliku.

A w ramach bonusu by zakończyć czymś wesołym historyjki dwie.

IMG_0849 (Copy)

Historyjka#1
Wchodząc na dworzec w Chengdu przepuściłem torbę przez skaner, jak we wszystkich innych dworcach w Chinach i coraz bardziej zastanawia mnie po co te skanery w ogóle są skoro ciągle mam w plecaku multitool oraz żyletki, których mieć nie powinienem. Myśl ta jednak zaprzątała moją głowę przez krótki moment bo zaraz za skanerem leżała kaczka.
Kaczka.
W worku.
Żywa.
Żywa kaczka w worku.
Leżała i kwaczała.
Absolutnie wmurowany stałem, nie wiem, dwie minuty. Aż Pan policjant zaczął się ze mnie śmiać i pokazał mnie koleżance. Wyciągnąłem aparat i gestem zapytałem się czy mogę zrobić zdjęcie. Pokiwał głową i jeszcze przestawił kaczkę by spojrzała się w aparat.

IMG_0888 (Copy)

Historyjka#2
Po przeskanowaniu plecaka (naprawdę nie wiem w jakim celu) trzeba zostać obmacanym przez policjanta i przejechany ręcznym wykrywaczem metali. Bo ten jeden na bramce to za mało. Nie dość że przewożę ostre narzędzie na które nikt nie reaguje to jeszcze muszę być dwa razy sprawdzony wykrywaczem metalu.
Koniec końców podchodzę do policjanta i zostałem obmacany. Od dwóch tygodni szlajam się po dworcach w Chinach i pierwszy raz sprawdzano mi nawet kieszenie. Ach…policjant był płci żeńskiej. W Europie nie do pomyślenia żeby kobieta sprawdzała mężczyzn.

IMG_1012 (Copy)

Chengdu

IMG_0369 (Copy)

Plan na dzisiaj był bardzo prosty, tak jak i cały plan pobytu w Chengdu: pojechać do centrum badawczego pand olbrzymich w Chengdu. No i do tego zjeść jeszcze coś legendarnie ostrego, ale to ewentualnie.

IMG_0377 (Copy)

A co to?

Baza badawczo-rozrodcza pand wielkich w Chengdu to centrum badawcze non profit.  Założono je w 1987 roku i na dzień dobry umieszczono w nim 6 pand. Do 2008 roku urodziły się tutaj 124 pandy a łączna liczba zwiększyła się do 83.

IMG_0413 (Copy)
Oprócz pand wielkich znajduje się tutaj także centrum badawczo-rozrodcze pand czerwonych, ale one nie są takim magnesem jak ich duzi kuzyni.

IMG_0413 (Copy)

No tak, ale trzeba tam jakoś dojechać. Fiaskiem zakończyły się moje wczorajsze poszukiwania autobusu. Internet się nie postarał, bo nazwa przystanku była podana tylko w pinyin więc nie wiedziałem w którą stronę mam jechać.

IMG_0415 (Copy)

Także skorzystałem z taksówki. Dojechałem bez większych problemów, w przyzwoitej cenie i praktycznie zaraz po otwarciu, albo jeszcze parę minut przed oficjalnym otwarciem. Wiedziałem że muszę przyjechać wcześnie bo o 830 odbywa się pora karmienia, a jeżeli jest coś co zwierzęta przetrzymywane w niewoli lubią (lub co lubią opiekunowie) to powtarzalność. Dlatego też o 830 czekałem przed wybiegiem i czekałem, czekałem…aż nagle spojrzałem w bok i zobaczyłem biało czarnego niedźwiedzio kota.

IMG_0426 (Copy)
Siedział sobie spokojnie patrząc na budynek z którego wyszedł a po chwili coś tam mruknął do siebie i powoli ruszył przed siebie. I to naprawdę powoli. Nie tak jak niedźwiedź i na pewno nie tak jak kot.

IMG_0435 (Copy)

Chociaż to może być złudne bo ten chłopak jest podobno jednym z najpotężniejszych w centrum. Ruszył tak ociężale  w stronę bambusa, a gdy do niego dotarł to usiadł i zaczął go pałaszować. Rozkosznie go otwierał, wyrywał zębami to co z zewnątrz niepotrzebne i jadał środek. I jadł, jadł, ale ja już pobiegłem do dwulatków po drugiej stronie.

IMG_0452 (Copy)

Ich było troje i wszystkie pałaszowały bambusa. Jeden na leżąco, a dwa pozostałe na siedząco. Wyglądało to przeuroczo, ale te zwierzaki w ogóle wyglądają cudownie.

IMG_0452 (Copy)
Pobiegałem z aparatem zobaczyć jeszcze kilka innych w porze karmienia i wszystkie, absolutnie wszystkie, wyglądały przeuroczo i wychodziły nawet w czasie deszczu. A potem zamiast chować się do domków zostawały na dworze, widać im deszcz nie przeszkadzał za bardzo.  I tak jadły te bambusy trzymając je tym swoim prowizorycznym kciukiem, jadły i leżały. Dorwałem jedną która siedziała na kamieniu zapatrzona przed siebie i obracała głowę jedynie gdy słyszała któregoś ze swoich opiekunów.

IMG_0474 (Copy)

To całkiem ciekawa baza, można pooglądać jak ludzie opiekują się malutkimi pandami (od kilku dni coś pokasłuję, więc idąc za radą napisaną przed wejściem postanowiłem nie ryzykować zdrowia pand i nie wchodzić), zobaczyć jak dba się o dorosłe, czy też pójść do kuchni i spróbować chleba dla pand. Bo chociaż 99% ich diety to bambus to jednak dodaje im się też trochę innego jedzenia.

IMG_0503 (Copy)

Wybiegi na jakich się znajdują są całkiem spore, nie jakieś olbrzymie, ale też nie mam pojęcia jak dużego terytorium potrzebują, więc nie krytykuję. Wydawały się jeżeli nie szczęśliwe to przynamniej zadowolone z tego co mają.

IMG_0501 (Copy)

To co zaciekawiło mnie najbardziej to zabezpieczenia. Gdyby któraś z pand chciała podejść do fosy oddzielającej wybieg od ludzi byłaby praktycznie na wyciągnięcie ręki, metr może półtora od murku. A murki były wysokie na dwa metry.  Takie to delikatne olbrzymy.

IMG_0510 (Copy)

A gdy już wychodziłem zaczęli ludzie wchodzić, całe szczęście udało mi się ominąć te tłumy.

Obiad kupiłem na ulicy i znowu nie był ostry. Ja nie wiem…wygląda na to że jedzenie w Syczuanie nie jest ostre dopóki się o to nie poprosi. Naprawdę spodziewałem się takiego jedzenia jak w Xi’an gdzie na ulicy smarowali wszystko papryką i nie wiedziałem czy pocę się z ciepła czy z powodu tego co zjadłem.

IMG_0528 (Copy)

A skoro jestem w Syczuanie to postanowiłem zjeść coś syczuańskiego i w porze kolacji szukając dworca odwiedziłem dwie restauracje. W pierwszej pochłonąłem coś co chyba było skórą, bo mięsem raczej nie, ale całkiem przyzwoite tyle tylko że znowu nie na ostro…A w drugiej zamówiłem kurczak kung pao.

A co to?

Kurczak Kung Pao, czyli  宫保雞丁 to kurczak na ostro z orzechami, warzywami i papryczkami chili, aczkolwiek w Syczuanie powinny być to papryczki syczuańskie.  Jest to jedno z najbardziej znanych chińskich dań.
Nazwa podobno pochodzi od Ding Baozhen, oficjela z czasów dynastii Qing będącego gubernatorem Syczuanu. Jego tytuł brzmiał Kung pao, czyli strażnik pałacu.
W czasach rewolucji kulturowej danie to nazywano hongbao jiding (kawałki kurczaka smażone na szybko), lub hula jiding (kawałki kurczaka z papryką).
W wersji oryginalnej pociętego kurczaka marynuje się, a przed smażeniem wsypuje się przyprawy do woka, po czym dodaje papryki by nadać olejowi zapach. Dopiero potem smaży się mięso z warzywami i orzechami.

IMG_0528 (Copy)

O ile pandy były niesamowite, fantastyczne i przede wszystkim zapierające dech w piersiach tak jedzenie w Syczuanie trochę mnie zawiodło…może to moja biała twarz, może miejsca w których jadłem, ale nawet się nie spociłem. Tak mi trochę smutno z tego powodu, bo naprawdę myślałem że tak osławione ostre jedzenie sprawi że będę musiał pić mleko do obiadu…myślałem że nawet na ulicy nie będę w s tanie niczego zjeść. Trochę moje oczekiwania przerosły rzeczywistość, bo w to że jestem już znieczulony na ostre nie uwierzę.

IMG_0537 (Copy)

A wychodząc z restauracji zobaczyłem…to po raz drugi. Po raz drugi usłyszałem ar szy, po raz drugi zauważyłem tych wąsatych panów w kącie, tego starszego pana przy pałeczkach i tego uśmiechniętego kucharza, te stoliki, kolory, każdy element tej małej restauracji w Chengdu, wszystko to już widziałem. Zdałem sobie sprawę że już to przeżyłem kiedyś, a teraz przeżyłem po raz drugi. To było najmocniejsze deja vu jakie przeżyłem. Przynajmniej z tych które sobie przypominam.

IMG_0540 (Copy)

Xi’an – Chengdu ciąg dalszy

IMG_0309 (Copy)

No tak, bo siedemnaście godzin w pociągu to materiał na dwie notki. Tyle tylko że nie było w tym nic przerażającego. Ot siedemnaście godzin na siedząco, przysypiając na stoliku. Jeżeli w drodze do Pekinu nie będzie mi dane siedzieć przy oknie to nie wiem co zrobię. Siedemanście przeżyłem, ale dwadzieścia siedem to może być mały problem. Całe szczęście istnieją podcasty, inaczej chyba bym zwariował.

IMG_0321 (Copy)

Pierwsze co zobaczyłem po przebudzeniu to góry. Szczyty pokryte mgłą, u podnóży domy, a po chwili nic nie widziałem…wjechaliśmy w tunel…i znowu szczyty, mgła, domy, rzeka u podnóży…tunel…przez kilka godzin przejeźdzaliśmy przez tunele wydrążone w górach mając po obu stronach przepiękne zielone od drzew wzniesienia których kilka było przyozdobionych świątyniami. Już wiem że do Syczuanu wrócę, teraz przyjechałem tylko zobaczyć pandy i popróbować jedzenia, ale wrócę tu oglądać te góry, bo są przepiękne. Dawno już nie widziałem czegoś tak pięknego. W ich obliczu czułem się tak malutki, taki nieistotny, to takie uczucie które czyni nas skromnymi i świadomymi własnej maleńkości.

IMG_0332 (Copy)

Dwie rzeczy rzuciły mi się w oczy w Chengdu.

IMG_0334 (Copy)

Pierwsza, rzuciła się od razu, leje. Czyli nici z beztroskiego szlajania się pod mieście. Szkoda.

IMG_0337 (Copy)
Druga, pand nie ma wszędzie. To zdumiewające, ale myślałem że pandy będą tutaj wszędzie. Bo skoro w Chengdu jest największy na świecie instytut badawczy pand to pandy powinny być nie tylko w godle miasta, powinny być nie tylko wszechobecną maskotką, ale przede wszystkim ludzie w kostiumach pand powinni witać gości na dworcu, a w sklepach wszystko powinno być  z pandami. Począwszy od ubrań na przepisach w restauracjach skończywszy. Chociażby kurczak po syczuańsku a’la panda, czyli z kiełkami bambusa, albo baozi a’la panda, czyli w kształcie głowy pandy. A tutaj nic z tych rzeczy…Nie, miasto nie stałoby się jednowymiarowe przez to.

IMG_0335 (Copy)

Będą dwie ciekawostki.
Ciekawostka #1
Nie każdy taksówkarz zawiezie Cię do hotelu jeżeli masz do niego trochę ponad kilometr. Co uważam za świństwo, ale słyszałem już o tym w Pekinie więc rozumiem o co chodzi. Wyższe zyski są z dłuższych podróży i czasem lepiej  stać niż jechać. Całe szczęście nie wszyscy tak o tym myślą i trafiłem do hotelu. Teraz co prawda nie wiem jak trafić na stację kolejową, ale tym będę się martwić we wtorek.

IMG_0336 (Copy)

Ciekawostka #2
Nie wszystko w Syczuanie jest ostro. Na przykład kurczak w restauracji był z cebulą i ani grama papryki…Jutro poproszę o coś ostrego.

IMG_0363 (Copy)