
Plan na dzisiaj był bardzo prosty – Pałac Letni i ZOO. Nie wiedziałem tylko w jakiej kolejności.

Zacznijmy jednak od otwarcia drzwi z pokoju i…wizytówek młodych panien. Rany…ja wiedziałem że w końcu to moje robienie zdjęć tym reklamom w różnych miastach jakoś się na mnie odbije, ale nie sądziłem że w Pekinie sami będą mi te numery telefonu podawać. I ze zdjęciami. Nagimi.

Wyszedłem, zjadłem śniadanie w restauracji pod hotelem i stwierdziłem że najpierw ZOO.

Jeszcze w ogólniaku, w wakacje między klasą trzecią a czwartą gdy wybiło mi lat osiemnaście poszedłem do pracy. Tak się złożyło że mogłem pracować w Śląskim ogrodzie zoologicznym.

Na akwariach i terrariach. Było to niezwykle wzbogacająca przeżycie i naprawdę lubiłem tam pracować. Może nie działo się jakoś bardzo dużo, ale było sympatycznie, praca prosta, ze zwierzętami.

Co prawda nie takimi do głaskania, ale zawsze ze zwierzętami, czyli naprawdę dla mnie fajna. Ogrody zoologiczne nigdy mnie nie smuciły, nigdy nie mówiłem lepiej żeby te zwierzęta były na wolności bo owszem lepiej by było gdyby były na wolności, ale nie są więc lepiej zarówno dla nich jak i dla nas jeżeli do takiego ogrodu od czasu do czasu pójdziemy.

Dla nas bo się możemy doedukować, a dla nich bo te ogrody są strasznie ale to strasznie deficytowe i niedofinansowane. A jak ogród jest biedny to cierpią przede wszystkim zwierzęta bo ani klatki/wybiegi nie będą fajne/duże/urozmaicone ani jedzenia nie będzie tak dużo jak być powinno.

A jeżeli zoo jest bogate to zwierzątkom żyje się lepiej, są prowadzone nad nimi badania przez co lepiej je rozumiemy i możemy lepiej chronić, no i są prowadzone akcje rozpłodowe gatunków zagrożonych co w ogóle jest super. Takie jest moje podejście do ogrodów zoologicznych.

Dzisiaj jednak, pierwszy raz w życiu, było mi smutno w ZOO. Gdy zobaczyłem te malutkie klateczki i zwierzęta chodzące w kółko to naprawdę zrobiło mi się smutno. Tak porównując z moim ZOO to niektóre klatki/wybiegi były tak samo małe. A gdy patrzyłem na pandy to było mi ich żal…może to z powodu ciepła, ale wydawały się strasznie zmęczone i jakieś takie bardziej niemrawe od tych w Chengdu.

Smutek mi jednak przeszedł gdy zobaczyłem inne klatki/wybiegi…zmiotły mnie z ziemi wybiegi dla małp. Trzy ogromne pawilony z masą drzew, przeszkód sztucznych, prawdziwych, przejść, miejsc do zabaw i widać było że małpom to odpowiadało. Także małpy mają się w porządku.

To co zawsze mnie denerwuje najbardziej w ogrodach zoologicznych to ludzie. Jeżeli jest napisane by nie pukać w klatkę to cóż…pukać nie należy. Fajnie że chcesz zrobić zdjęcie wilkowi, ale on akurat dostaje szału z gorąca cały się leni i czeka go jeszcze 10 godzin pukania w szybę a potem jeszcze reszta życia…Wszędzie jest tak samo.

Wielkie koty miały wielkie wybiegi i fantastyczny był wybieg dla tygrysa, który akurat leżał w basenie i się chłodził. Podobno lew to król zwierząt, ale gdzie mu tam do tygrysa. To są naprawdę dostojne zwierzęta a w gruncie rzeczy to koty które skaczą jak zobaczą piłkę. A taki tygrys, no kto by pomyślał.

Pierwszy raz w życiu widziałem amerykańskiego bizona, który był mną zupełnie nie wzruszony i leżał w cieniu. Robił wrażenie większego od naszych żubrów.

Wydaje mi się że zbiór gadów jest mniejszy niż w moim ZOO, na pewno jest mniej rodzajów węży, te które są pochodzą głównie z okolic Chin i oprócz pytona albinosa z Birmy nie widziałem nic ciekawego. Tyle tylko że takich albinosów mieli cztery a kiedyś już takiego widziałem.

Również kopytnych chyba mniej niż na Śląsku, ale w sumie mój ogród ma chyba największą kolekcję w Polsce.
Fajny, chociaż mały, był pawilon z pingwinami. Ale chyba nawet tam było dla nich za ciepło. Tylko do wody nie wskakiwały popływać. Ani nawet nie machały…jakieś takie podejrzane.

Bardzo, ale to bardzo podobał mi się wybieg z żyrafami które można było karmić. Wchodziło się do takiej małej zagrody, kupowało gałęzie z liśćmi i karmiło żyrafy. To tak jak w Polsce, tyle tylko że tutaj wszystko pod nadzorem więc nikt nie poda żyrafie żyletek.
Pierwszy raz od wielu lat zobaczyłem znowu niedźwiedzia polarnego. Dalej są olbrzymie i niesamowicie dostojne.

Przejdźmy jednak do prawdziwej wisienki na torcie czyli Pekińskiego Oceanarium.
Dech mi odebrało kilka razy.

Gdy byłem na rafie koralowej i przepływała nade mną płaszczka, gdy z bliska przyglądałem się tym gigantycznym rybom z rafy, gdy widziałem jeszcze więcej płaszczek. NIE SA MO WI TE. Jeżeli kiedyś będę mieć akwarium to albo znowu spróbuje z krewetkami (bo one są przeurocze!), albo jakieś olbrzymie z rafą koralową, bo te ryby są piękne.

Gdy zobaczyłem delfiny. Zdjęć dobrych chyba nie zrobiłem bo ludzie mi przeszkadzali siedząc w oknach, ale…delfiny. To było wspaniałe.
11 lat temu nasłuchałem się o oceanariach i marzeniach żeby takie było na Śląsku…ani trochę się nie dziwię, ani trochę…

Obiad zjadłem w sieci Kung Fu w logu której jest Bruce Lee. Naprawdę…

A potem pojechałem do Pałacu Letniego.
A co to?
Pałac letni, lub ogrody stworzonej harmonii to dawny pałac cesarski. W centrum ogrodów znajduje się olbrzymie sztuczne jezioro z którego ziemi usypano wzniesnie na którym stawiano budynki. Jest to arcydzieło wśród chińskich ogrodów.

Tak bardzo skupiłem się na budynkach że nie wiem czy udało mi się na zdjęciach oddać ogrody. Fakt jest taki, że obejrzenie i ZOO i całego pałacu letniego jest bardzo trudne w jeden dzień. Chociaż znajdują się całkiem blisko siebie, raptem 3 przystanki metrem. Ogrody są piękne, bardzo spokojne z mnóstwem, ale to mnóstwem drzew, charakterystycznych mostów, małą ilością kwiatów (to chyba największa różnica między ogrodami w Europie a tymi w Chinach), a mimo to są przepiękne.

Chodziłem po nich blisko trzy godziny gdy nagle zerwała się burza a w raz z nią wiatr który połamał drzewo na mojej drodze, prawie mnie porwał gdy próbowałem zrobić zdjęcie i zaczęło padać. Bo co to za burza bez deszczu. Nie mając ze sobą żadnego środka ochronnego przed deszczem postanowiłem wrócić do hotelu. A gdy po 30 minutach (bo wyszedłem innym wyjściem) dotarłem do metra, przestawało już padać, także pałac letni muszę zaliczyć kiedyś jeszcze raz.
