Tajfun i słowotwórstwo
Miał w nas uderzyć tajfun o dźwięcznej nazwie Haima, którą oczywiście Chińczycy przetranskrybowali do 海马 czyli morski koń. Urocze. Znaczy, nikt tego jako morski koń nie czyta, tak jak nikt nie czyta 女儿 jako kobieta syn, ale można to tak odczytać.
Uderzył za to w Filipiny i nie wygląda to zbyt kolorowo. W Xiamen nikt nie zginął gdy uderzył w nas super tajfun, elektryczność i wodę przywrócono w dwa dni, a w ciągu dwóch tygodni wszystko wróciło to stanu ogólnie jest dobrze. Wygląda na to że na Filipinach tak lekko nie będzie. U nas tym razem skończyło się na deszczu i strasznej wilgotności (dzisiaj w czasie biegu myślałem że wyzionę ducha, cztery litry wody a przecież kończy się już październik, więc nie powinno być aż tak źle).
W ogóle tajfun to fajny przykład chińskiego słowotwórstwa. Wygląda to po chińsku o tak: 台风 i pisze się taifeng czyli tajwański wiatr/wiatr od Tajwanu. Czyli już kiedyś tam Chińczycy wiedzieli że te wiatry nadchodzą od strony Tajwanu.
Czasem ten język jest bardzo przyjazny i logiczny, bo 台 to skrót od Tajwan, którego pełna nazwa to 台北 (no dobra, to już nie wygląda tak fajnie), a 风 to po prostu wiatr. Dokładnie to samo 风 mamy w 风水, czyli feng shui (dosłownie wiatr woda). Pisałem już o ogniu parę tygodni temu, więc wiecie że naprawdę są chwile gdy to wszystko układa się w logiczną całość. Nawet ta nieszczęsna kobieta syn, czyli córka.
Kobieta syn
A skoro już mowa o rozróżnianiu płci to w tym tygodniu ogłoszono złapanie szajki zajmującej się przewożeniem próbek krwi kobiet w ciąży do Hong Kongu gdzie sprawdzano płeć ich dzieci. Bo w Chińskiej Republice Ludowej sprawdzanie płci dziecka jest nielegalne. Do tego stopnia nielegalne że wręcz karalne. Lekarz może cię źle zdiagnozować jeszcze pogorszyć samopoczucie i nic się nie stanie, ale jeżeli sprawdzi i poda ci płeć dziecka to policja go aresztują, dorzuci grzywnę i jeszcze wrzuci do więzienia. Chciałbym żartować, naprawdę chciałbym, ale taka jest prawda.
Podobno, ale to w już nie wierzę ta konkretna szajka zarobiła 30 milionów dolarów, co jest jakąś straszną abstrakcją i przypuszczam że chodzi tu o 30 milionów juanów co jest równie abstrakcyjną kwotą, ale o wiele łatwiejszą do przyjęcia.
A dlaczego tylu ludzi chce sprawdzać płeć swojego dziecka? Co się będziemy oszukiwać, wszystko to ma związek z tym że Chiny przez lata, setki lat wręcz były społeczeństwem typowo rolniczym a córki na roli są o wiele mniej przydatne niż syn. Gdy wprowadzono politykę jednego dziecka ludzie najzwyczajniej w świecie nie chcieli tracić tej jedynej szansy na kogoś kto nie zapewni im przyszłości. Zaraz, zaraz, nie zapewni im przyszłości? No tak, pamiętajmy że rząd Chiński generalnie nie ingerował za mocno w życie swoich obywateli, ale co za tym szło byli oni zdani tylko na siebie i swoją rodzinę, więc syn w przyszłości miał utrzymywać swoich rodziców, a córka? No cóż, córka nie za bardzo miała jak rodziców utrzymywać (to jest straszne uproszczenie, ale musimy je w tej chwili zaakceptować). Także syn -> dostatnia przyszłość dla rodziny, córka -> będziemy przymierać głodem na starość. Oczywiście rząd Chiński rozumiał to i w niektórych miejscach pozwalana na drugą szansę, czyli jak się urodzi córka to można było starać się o drugie dziecko bez wnoszenia opłat.
Politykę jednego dziecka zluzowano dwa lata temu, w tym roku zniesiono całkowicie, rząd Chiński wręcz zachęca ludzi do posiadania drugiego dziecka bo dotarło do nich że siły roboczej ubywa. W rolnictwie nie pracuje już najwięcej osób, ba , wszystko wskazuje na to że wkrótce rolników będzie mniej niż osób zatrudnionych w przemyśle bo sektor usługowy już zatrudnia najwięcej osób.
Najzabawniejsze jest to że kobiet już jest blisko 50 milionów mniej niż mężczyzn, a różnica w tych rocznikach które w ciągu najbliższych kilku lat będą się żenić wynosi 12 milionów. W przedziale 0-14 lat ta różnica wynosi 18 milionów. Czyli w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat 30 milionów Chińczyków będzie miało spory problem ze znalezieniem żony. Naprawdę spory.
Może zamiast chcieć mieć syna rodziny powinny chcieć mieć córkę? Lub córki?
Kawa z Mjanmy
Miałem dwie.
Jedną świeżo paloną, zmieloną przy mnie w pobliżu hinduskiej świątyni przez panią która ewidentnie była hinduską, chyba nawet zdjęcie na facebooka wrzuciłem. Nie wiem czy powinienem winić za to podróż samolotem, czy może klimat w Xiamen, ale kawa była bez smaku. Znaczy coś tam było, ale czuć że to kawa z typu tych lepiej zróbmy coś lekkiego, niezbyt gorzkiego, niezbyt kwaśnego, ale cenowo i tak zmiażdżyło każdą kawę dostępną w Chinach.
A drugą kupiłem w sklepie i muszę przyznać że jestem pod wrażeniem. Mocna, lekko gorzka, no świetna. I teraz żałuję że kupiłem tylko dwa opakowania, chociaż może to i lepiej, bo pewnie i tak by się popsuły w tym klimacie
Z innych kawowych wieści. Przyglądałem się rozpuszczalnej kawie którą normalnie kupuję na taobao i dotarło do mnie że ona wcale nie jest z Wietnamu jak początkowo myślałem. Znaczy inaczej, ona jest przywożona z Wietnamu, ale produkowana jest w Tajlandii na tajski rynek, skąd jest eksportowana do Wietnamu, gdzie kupują ją Chińczycy i sprzedają w Chinach.
Czasem, najzwyczajniej w świecie, brakuje mi słów.
‘Wy macie zegarki, a my mamy czas’
Takie stwierdzenie przeczytałem ostatnio i bardzo mi się spodobało. Bo ono doskonale oddaje Chińskie podejście do czasu.
Dwa tygodnie temu poprosiłem naszą koordynatorkę o wydrukowanie egzaminów na nadchodzący poniedziałek. Dostałem je w piątek. No tak, nie powinienem narzekać bo dostałem w piątek na dwa dni przed egzaminami. Tylko to jest taki jeden z kamyczków w ogrodzie Chińskiego podejścia do czasu – dlaczego mam zrobić coś wcześniej skoro mogę to zrobić później.
Drugim takim kamyczkiem jest to że moi studenci mają cały semestr na przygotowanie prezentacji na dowolnie wybrany temat zabrali się za to w tym tygodniu. No dobrze, nie wszyscy, ale jednak większość. Problem jest jeden – to jest połowa semestru, od poniedziałku ruszają egzaminy, a potem zostały już tylko dwa zajęcia i egzamin ustny, także tego…już wiem że część z nich tylko łatwych 15 punktów nie dostanie. Pytanie czy oni to wiedzą?