Próba druga.
Tym razem się nie zawiesił co jest dużym plusem. Było kilka momentów kiedy myślałem że się zawiesił, skłamałbym mówiąc że nie spoglądałem nerwowo na zmieniające się numerki, a po przekroczeniu bariery jednej godziny moje serce zamarło bo dotarło do mnie że teraz aktualizacje będą co dziesięć metrów i co minutę, nie szybciej. Wtedy zacząłem nerwowo szukać czegoś migającego, ale nic w zegarku nie migało, więc pozostało mi jedynie biegać i liczyć że się nie zawiesi, chociaż teraz patrząc na to z perspektywy kilku godzin dociera do mnie że powinien włączyć lampkę i sprawdzać czy lampka się świeci, bo przecież gdy wisi to lampka się świecić nie będzie.
Teraz pora na negatyw.
Po powrocie do domu i zgraniu biegu na komputer okazało się że gps złapał sygnał z zupełnie innego punktu, ale zarówno zegarek jak i oprogramowanie ten sygnał zignorowało. Taki sam sygnał złapał gps w komórce (bo stwierdziłem że skoro istnieje ryzyko że zegarek mi się wysypie to chociaż dystans mi komórka zapisze, a czas jakoś tam sobie wykalkuluję).
Wgrałem bieg do zasłużonego programu sporttracks i nagle okazuje się że zamiast 14 kilometrów przebiegłem 24 z czego 10 łącznie w mniej niż minutę. Oczywiście do korekty.
Wgrałem bieg do endomondo i tutaj okazało się że przebiegłem ponad 330 kilometrów. Oczywiście bieg usunięty i wpisany ręcznie.
Ogólnie to tragedii nie ma. Owszem, jest źle bo nie oszukujmy się normalnego treningu w ten sposób nie da się poprowadzić, ale na moje szczęście ja tylko biegam i chociaż jest to strasznie frustrujące to jednak na razie sobie radzę. Oczywiście nowy zegarek już mam upatrzony i tylko czekam aż wrócę do Polski, ale włosów z głowy sobie nie wyrywam.
Oczywiście jeżeli w sobotę w czasie długiego wybiegania zegarek mi się wysypie to będę pisał w zupełnie innym tonie, ale miejmy nadzieję że do tego nie dojdzie.