Wyzionął mi ducha.
Znaczy nie tyle cały gps co po prostu skorodowały się wtyki do ładowania. Przemycie alkoholem nie pomogło, a że jakoś musiałem go ładować (bo zgrywać bieg mogłem przez komórkę) to nie było innego wyjścia trzeba go było wymienić.
No to pora udać się do decathlonu. Zegarek wymieniony od ręki, co prawda kasjer rozmawiał z June po chińsku a widząc mnie zaczął rozmawiać ze mną po angielsku i poprosił o dopłatę, ale już mniejsza o to. Oczywiście niczego nie dopłacałem, wziąłem zegarek i wróciliśmy do domu.
Zaktualizowałem go, co prawda z małymi problemami bo oryginalny kabel z decathlonu nie chciał działać tak jak powinien, ale tych kabli mamy w domu od cholery więc nie było problemu znaleźć inny, działający.
Dzisiaj z rana ruszyłem na pierwszy bieg i wszystko było super, znaczy gdzieś na moment zegarek mnie zgubił i doliczył mi czterysta metrów, ale to się zdarzało nawet przy garminie i przy tym pierwszym zegarku, ale z czasem było coraz lepiej.
Doszło do tego że przestałem na zegarek spoglądać i gdy spojrzałem na niego w trakcie trzeciego podbiegu zdałem sobie sprawę że zostałem oszukany o półtorej kilometra, ale do dołu. Zatrzymałem się, spojrzałem jeszcze raz na zegarek, a on się zwyczajnie w świecie zawiesił.
To mi się raz zdarzyło na tym poprzednim, ale nie w trakcie biegania, więc zgłupiałem całkowicie.
Machnąłem na to ręką, zbiegłem trochę w dół, potem zrobiłem cztery kolejne podbiegi i wróciłem stałą trasą do domu.
Czyli zrobiłem taką trasę jak dwa i trzy tygodnie temu, trochę dłuższą nawet, ale stwierdziłem że nie będę się upominał o paręset metrów i po prostu skopiowałem sobie dane sprzed dwóch tygodni. A to czy biegłem wolniej, czy szybciej to nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
Mam nadzieję że jutro się to nie powtórzy, ale już i tak przeglądam internet w poszukiwaniu nowego zegarka. Tak na wszelki wypadek.