Pierwsze koty za płoty

P1220726

Czyli pierwsze zajęcia już za mną.
Z tymi poniedziałkowymi zajęciami będzie mały, malutki, maluteńki problem. Mianowicie są w poniedziałek, a w tym semestrze dwa z trzech dni wolnych z powodu świąt wypadną w poniedziałek. Dlatego też dzisiejsza grupa będzie miała dwa razy miesięczną przerwę między zajęciami. Wszystko po to by ta druga grupa nie była poszkodowana. W innym wypadku Ci z dzisiaj mieliby zajęć 9, a Ci z przyszłego tygodnia 6. A 6 zajęć oznacza raptem 3 lekcje.
W dodatku ktoś w szkole wymyślił że semestr ma mieć 17 tygodni. 17 tygodni! Jak ja mam to podzielić po równo między dwie grupy? No nie podzielę.

P1220727

Wczoraj, jak zresztą można domyślić się z filmu, dotarłem do świątyni. To była pierwsza świątynia na południu Chin do której wszedłem i chociaż one wszystkie są do siebie bardzo podobne, to jednak te na południu widywane czy to przejazdem, czy przebiegiem, czy też tak jak ta poniżej, wydają się być bardziej wyraziste, bardziej kolorowe i jeszcze fajniej przyozdobione. Chociaż chyba nie są aż tak rozsławione jak te na północy bo nie potrafię sobie przypomnieć jakiejś sławnej świątyni z południa Chin.

P1220729

Ciastko z ryżem (poważnie, na zewnątrz jakieś ciasto, a w środku ryż)

Dotarłem do tej świątyni na nowym rowerze, ale o nim będę pisać kiedy indziej. Prawdę mówiąc to cel obrałem sobie inny, ale dotarłem do tej świątyni i postanowiłem podjechać pod górę na którą wbiegaliśmy w czasie maratonu. Po paruset metrach guma w oponie nie wytrzymała i trzeba było wracać do domu. Tylko że wracać musiałem na feldze bo chociaż jedną dziurę zalepiłem to powietrze dalej schodziło, więc dziur musiało być więcej, a żadnej widać nie było.
Powrót na feldze sprawił że na dętce pojawiło się kilkanaście małych dziur. Walka o dętkę trwała półtorej godziny, ale ostatecznie uznałem wyższość dziur i dałem sobie spokój z próbami ich zalepienia.

P1220731

Zupa z makaronem w stylu japońskim (gdzieś tam w środku pływał małż)

Historia dętki skończyła się dzisiaj gdy wylądowała w koszu na śmieci po zakupie nowej. Dziękuję Ci dętko z przedniego koła nowego roweru. Służyłaś mi krótki i nie zdążyliśmy się nawet zakolegować, jednak dziękuję, pozwoliłaś mi wrócić do domu ze sklepu i dojechać do świątyni. Mam nadzieję że odnajdziesz się w swoim nowym życiu.

Wesele

Było o ślubie, to dzisiaj będzie o weselu.

2e6ca6830803a21650f3b9c830dab52a

Wszystko zaczęło się o piątej rano kiedy to June musiała iść do fryzjerki by przygotowała Jej fryzurę i makijaż (czyli taka fryzjerka i wizażystka, dwa w jednym, kombo jak kawa z mlekiem). Ja się, rzecz jasna, z łóżka ruszać nie musiałem. Nie miałem nawet zamiaru. Wychodzenie o 8 rano spod nagrzanej kołdry do zimnego mieszkania, a z niego na zimną ulicę by zjeść śniadanie jest bolesne. Sytuacji nie poprawia hulający wiatr, a jedyna myśl która daje motywację to to będzie dobra zupa.
Wstawanie o 5 rano by zrobić dokładnie to samo ale bez perspektywy zjedzenia dobrej zupy jest czymś czego absolutnie nie chciałbym się podjąć i dlatego cieszyłem się niezwykle że to ktoś inny szedł z June.

35ac2cfe19c69db2795f50bfa111fd4a

Zupa z wołowiną jest przysmakiem z tego regionu Chin. Nie jest jakimś znanym rarytasem który można dostać wszędzie, w każdej prowincji, nawet w nie każdej części prowincji Henan znajdziemy restaurację serwującą tę zupę, ale w Luoyang i okolicach znajdziemy ją bez problemu. Z reguły restauracje które ją sprzedają, nie robią niczego innego. Te większe sprzedają jeszcze wołowinę, lub wołowe podroby, ale w tych mniejszych zamówić można tylko zupę.
Samo przyrządzenie jest proste, wrzuca się do miski przyprawy, dosypuje warzyw, krwi i mięsa, a potem zalewa gotującym się wywarem, który po chwili się odlewa, zalewa się jeszcze raz, znowu odlewa, a po chwili zalewa po raz trzeci i podaje. Do tego zawsze dostaje się chleb, albo w całości w postaci placka, albo pocięty jak makaron.

Wybaczcie tę przerwę w narracji, ale mając żonę Chinkę nie mogę teraz nie wspomnieć o jedzeniu.

P1220687

Góra: nuggetsy, wołowina, orzeszki ziemne, warzywa na słodko
Środek: galaretka z mięsem wieprzowym, świńskie uszy, coś słodkiego
Dół: udka, makaron, jajka

June wróciła i zaczęła z koleżankami ćwiczyć taniec. Dla mnie oznaczało to pobudkę bo minutowa piosenka zapętlona w niemalże nieskończoność była równie irytująca co twinkle twinkle little star grane na taniej zabawce przez 12 godzin w pociągu do Kunming rok temu. W nocy.

P1220692

Doszły: kiełki czosnku i ryba

Do mniej więcej 1030 siedzieliśmy ze znajomymi June w Jej pokoju, a potem…no cóż, potem to wszyscy wyszli, łącznie z June i zostałem w pokoju sam.

P1220693

Wieprzowina. Boczek po chińsku, czyli więcej tłuszczu niż mięsa.

Dlaczego? Tradycja.
Zgodnie z tradycją powinienem przyjść do domu rodziców June i dopiero wtedy zobaczyłbym Ją po raz pierwszy. Z racji tego że tej tradycji nie dało się zrobić, to po prostu zabroniono mi wychodzić z pokoju. W międzyczasie posadzono June w salonie i robiono sobie z Nią zdjęcia.
A ja czekałem w pokoju i czytałem książkę. Cóż innego miałem robić?

P1220694

Ryż na słodko.

Po jakichś 40 minutach June weszła do pokoju i okazało się że możemy iść. Więc wyszliśmy, ruszyliśmy do samochodu, a przed nami szedł Pan odpalający petardy. Chińczycy uwielbiają jak jest głośno, to zdumiewające że problemy ze słuchem nie są w tym kraju częstsze. Samochód zawiózł nas do sali gdzie odbył się obiad.

P1220695

Golonka

Zaczęli się z June i znajomymi rozsiadać, ale po chwili zostaliśmy przeniesieni w inne miejsce, gdzie byliśmy już tylko my (czyli June, ja i znajomi) i tam też zjedliśmy obiad. W oddali od reszty rodziny, innych znajomych. Na salę wyszliśmy (June i ja) tylko raz by wnieść toast.
Po mniej więcej godzinie nie było już nikogo na dużej sali i dostaliśmy informację że wracamy.

P1220696

Wieprzowina. Prawie sam tłuszcz.

Wróciliśmy, June się przebrała i ot, koniec wesela.

P1220697

Tofu, pierwszy raz jadłem w restauracji na ciepło.

P1220699

Bakłażan w sosie słodko kwaśnym.

P1220698

Mapo tofu.

Kilka słów wyjaśnień i zaległości

Notek długo nie było, to fakt niezaprzeczalny. Były za to filmy i mam nadzieję że one chociaż trochę Wam ten czas bez słowa pisanego wypełniły. Do tego doszły zdjęcia i wrzucając je do galerii dotarło do mnie że przez trzy miesiące zrobiłem ich mniej niż 100, co jest wręcz żenujące. Dlatego też zamierzam ich robić więcej i wrzucać na bloga, bo to chyba ich brak w notkach sprawił że przestało mi się chcieć wyciągać aparat. Bo sam przed sobą nie chcę się przyznać do przyzwyczajenia się do pewnych widoków.

P1220645

Jak już zapewne wiecie jesteśmy z June po ślubie i po weselu. Nie mamy jeszcze załatwionych wszystkich formalności ze stroną Polską, więc to jeszcze nie pora na wyszczególnianie wszystkiego co trzeba zrobić (napięcie zauważalnie rośnie), ale że jesteśmy po ślubie w Chinach to wszystkie formalności po stronie Chińskiej mamy załatwione.

P1220632

Nie chwaliłem się za bardzo tym że bierzemy ślub, bo tak po prawdzie to nie wiedziałem czy nam się uda. June dzwoniła wielokrotnie do urzędu stanu cywilnego (małżeństwa międzynarodowe zawierane są w innym wydziale niż normalne) i dodzwoniła się dwukrotnie. Pierwszy raz usłyszała ‘nie wiemy kiedy zaczniemy pracę po nowym roku, najlepiej dzwonić później’, chociaż daty dni wolnych w placówkach rządowych ustalane są odgórnie i były już opublikowane. A drugi raz dodzwoniła się piętnastego lutego kiedy to staliśmy w kolejce po bilety do Zhengzhou (stolicy prowincji w której June jest zameldowana, bo tylko w takim mieście można zawrzeć małżeństwo międzynarodowe). Staliśmy w niej bo uznaliśmy że pojedziemy do tego urzędu i spróbujemy, albo się uda w ten dzień, albo w następny, w najgorszym wypadku znajdziemy hotel i tyle (w całym Zhengzhou zaprzestano przyjmowania obcokrajowców do tańszych hoteli, nawet ten w którym spałem 3 lata temu się z tego wycofał).
Tym razem June usłyszała ‘Rano mamy dwa śluby to raczej nie damy rady, ale po południu pracujemy do 1630 i mamy ślub i rozwód, więc obiecać nie możemy, ale powinniśmy Was zmieścić. Tylko czy macie dokumenty? Aaa…z ambasady? No to lepiej żebyście je przetłumaczyli w tym biurze, bo może coś być nie w porządku.’

P1220637

Dojechaliśmy do Zhengzhou. Tam czekała już kuzynka June z mężem i chwała Im za to, bo bez Nich byłby klops. Najpierw pojechaliśmy do biura tłumaczeń. Tam stwierdzono że dokument z konsulatu nie może być użyty z powodu ‘no widzi Pani, tutaj nie ma nazwisk i imion przetłumaczonych, a to musi być przetłumaczone’, także wszystkie imiona moje, oraz imiona moich rodziców, do tego nazwisko i nazwisko rodowe mamy mam teraz zapisane w hanzi (chińskich znaczkach). Oczywiście ‘Cały dokument trzeba tłumaczyć od nowa’. Pierwsza moja myśl to, jak często w Chinach, znowu próbują nas naciągnąć, ale po czasie dotarło do mnie że może faktycznie coś jest na rzeczy bo jednak byliśmy w konsulacie w Kantonie, który prowincją Henan (tą w której June jest zameldowana) się nie zajmuje i nie mieli obowiązku wiedzieć jak to wygląda.

P1220638

Z tym dokumentem pojechaliśmy do urzędu stanu cywilnego, gdzie bez kolejki weszliśmy do biura, wytłumaczyliśmy o co chodzi i zaczęliśmy wypełnianie papierka. Dosłownie jednego. Jeden dla mnie, drugi dla June. W całości po Chińsku, więc nie wiem co się w nim znajdowało oprócz informacji o tym kim jestem z zawodu, jakie mam wykształcenie i kiedy się urodziłem.

P1220639

Po wypełnieniu Pani urzędnik pyta czy mamy zdjęcia. ‘Nie mają państwo? To muszą państwo zrobić, gdyby państwo zadzwonili wcześniej to byśmy powiedzieli że trzeba mieć.’ Nóż się w kieszeni otwiera, ale trzeba było zacisnąć zęby, wsiąść w samochód kuzynki i pojechać znowu do budynku z biurem tłumaczeń, bo ‘tam jest fotograf’. Fotograf był, zrobił zdjęcia.

P1220641

Wróciliśmy do urzędu, oddaliśmy zdjęcia i po paru minutach dostaliśmy wydruk z naszymi danymi, trzeba było sprawdzić ich autentyczność i przyłożyć palec wskazujący. Przyłożyliśmy. June za słabo, ja za mocno, więc Pani urzędnik burczała że musi drukować raz jeszcze. Drugi raz już Ona sama przyciskała nasze palce.

P1220644

Po tym wszystkim trzeba było uiścić opłatę urzędową. Opłata urzędowa za zawarcie małżeństwa wynosi 9 RMB. 9 RMB to śniadanie, a i to nie zawsze. 9 RMB to nie jest nawet kawa, to trzy butelki 0,5L coca coli, to 3 placki z ulicy, to w przeliczeniu jakieś 5 złotych. Kwota abstrakcyjnie niska w porównaniu do reszty naszych wydatków na ślub.

P1220668

Po uiszczeniu opłaty dostaliśmy po czerwonej książeczce i od razu ruszyliśmy do biura tłumaczeń, bo w nim zajmują się także załatwianiem kolejnych dokumentów. W końcu na co mi akt małżeństwa w Chinach, ja go jeszcze w Polsce muszę umiejscowić, czyli akt małżeństwa trzeba oddać do chińskiego ministerstwa spraw wewnętrznych, notariusza, tłumacza, konsulatu polskiego (niekoniecznie w tej kolejności) i dopiero z nim można iść do konsulatu (lub urzędu stanu cywilnego w Polsce) z prośbą o umiejscowienie.

P1220671

I tyle. To był ślub. Ach. Kuzynka i Jej mąż cały czas siedzieli w samochodzie, więc nam nie świadczyli. Świadkowie na ślubie nie są potrzebni, gości można zaprosić, ale to nie jest żadna ceremonia, nikt się o nic nie pyta, nie ma żadnej podniosłości momentu, wystarczy wypełnić wniosek, podpisać i już po ślubie.

O weselu i innych zaległościach będzie w najbliższym czasie, także czekajcie cierpliwie.