Ostatnie poniedziałkowe bieganie

I o ile początek był obiecujący, tak gdzieś na szóstym kilometrze poczułem głód i czułem że to się dobrze nie skończy, a na ósmym złapała mnie kolka i wiedziałem że z tego nic dobrego nie będzie. Dobiegłem do godziny, a do mieszkania wróciłem spacerem. Chciałem napisać pieszo bo bieganie to dla mnie coś innego niż chodzenie pieszo, ale przecież jak biegnę to też biegnę pieszo. W każdym razie uznałem że nie ma sensu się mordować i odpuściłem. Mogłem biec, ale wtedy pewnie znienawidziłbym bieganie i nie chciałoby mi się wyjść jutro, a jutro też wyjść pobiegać z rana chcę.
Nie ma sensu się mordować gdy biega się dla przyjemności. Bieganie ma przede wszystkim sprawiać radość.
Lało się dzisiaj ze mnie potwornie. Dwa lata temu mój organizm był przyzwyczajony do biegania w takiej temperaturze i chociaż się pociłem to nie aż tak jak teraz. Praktycznie co trening wracam z koszulką z której można pot wyżymać, wygląda tak jakbym wrócił z biegu w deszczu. I trochę mi z tym źle, ale nigdy nie ma warunków idealnych do biegania, także nie ma co narzekać. Jeżeli się chce to można biegać, jeżeli się nie chce to wypada odpuścić.

Zakończyłem zajęcia, oddałem książki, oddałem klucze, rozdałem prezenty i widziałem że nawet komuś się tam głupio zrobiło że nie miał nic dla mnie, ale to nie o to chodzi przecież. Dzieciaki z SSAT zrobiły mi zdjęcia i pojechałem do mieszkania.
Jechałem, jechałem, dojechałem, zsiadłem, wyjąłem klucze i dotarło do mnie że nie mam już tych kluczy do tej szkoły. Nie mam…to koniec tej przygody, tego rozdziału, ale to coś więcej. Już tam nie wrócę i chociaż pożegnałem się ze wszystkimi to czuję że będzie mi tych ludzi brakować. Zwłaszcza że Nancy powiedziała że otwierają nowe sale i w sumie to szkoda że wyjeżdżam.
I tak mi się smutno zrobiło z tego powodu. Bo tak powiedziała, bo te klucze, bo to wcale nie było tak jakbym miał już tam nie wrócić…a jednak nie wrócę. Już drugi rok z rzędu to przechodzę i wcale łatwiejsze nie jest. Pomimo tego że przecież z Jiawang jestem bardziej zżyty.

Teraz już nikt nie wydaje mi się potworkiem, ani potworem, żadnego ucznia bym się nie pozbył. Teraz wszystko mi pasuje, chociaż przez ten rok było momentami tragicznie. Jednak czuję że rozwinąłem się jako nauczyciel. Prowadziłem z zajęcia przygotowujące do SSAT czyli wstępnych egzaminów do prywatnych ogólniaków w USA, prowadziłem z zajęcia z dzieciakami w wieku 6-10 lat i to bez potrzeby używania chińskiego. Czuję że to mi naprawdę wiele dało. Przede wszystkim pod kątem nauki języka chińskiego, ale także pod kątem praktyki nauczycielskiej, wykorzystywałem wiele narzędzi które myślałem że się sprawdzą i chociaż wiele z nich się nie sprawdziło to kilka już tak i jestem z tego zadowolony. Zostawiłem Chrisowi swoje notatki na temat uczniów, żeby mógł to przekazać kolejnemu nauczycielowi. Ciągłość musi być. I będę za tę szkołę kciuki trzymał.

A dzisiaj bez zdjęć, bo zamiast się szlajać po dworze przed obiadem to wysprzątałem przedpokój. Taki byłem pracowity.

Niedziela i przegapione #44

P1130084 (Copy)

To moja przedostatnia niedziela w Changchun. Ba, przedostatnia niedziela w Chinach. Jutro będzie przedostatni poniedziałek bo odlot mam o drugiej w nocy…Ogólnie rzecz biorąc spodziewajcie się dużej ilości wpisów zawierających słowo ostatni w różnych wariacjach.

Daisy z piątku się ze mną już pożegnała na qq. Napisała że ma nadzieję kiedyś się jeszcze ze mną spotkać i porozmawiać. To jedna z nielicznych studentek które będę dobrze wspominał. Bo przecież Ona to ja 10 lat temu. Mam tylko nadzieję że uda się Jej robić w życiu to co naprawdę lubi.

http://youtu.be/P55uyCNLNvc

Dzisiaj zostałem poczęstowany 孤鸟, czyli gu niao, o czym nagrałem film:

Nie mam pojęcia jaka jest prawidłowa nazwa tego owocu, ale faktycznie po wybaiduwaniu 孤鸟 pojawiają się zdjęcia owocu. I smaczne, a nigdy w Polsce nie widziałem.

Taki temat znalazłem na jednym z for Pomocy! Czuję się samotny w czasie długiego biegu :( i znajduje się w środku naprawdę smutna historia mężczyzny, bo już nie chłopaka, który biega sześć razy dziennie po 15-20 kilometrów by dostarczyć sobie endorfin. Robił tak odkąd skończył 13 lat, zawsze gdy się źle czuł ubierał buty i szedł biegać by uciec od tego uczucia.
Tak sobie myślę że coś w tym jest, faktycznie biegając można przed czymś uciec, ale podobnie jest z książkami, filmami, grami, czy w ogóle czymkolwiek czemu się oddajemy, jakimkolwiek innym hobby. Wszystko to może pomóc nam w ucieczce przed czymś co nas przygniata. Różnica między bieganiem a innymi hobby jest taka, że ten strzał endorfin jest, przynajmniej dla mnie, silniejszy. Zrobiło mi się strasznie żal tego mężczyzny bo chociaż nigdy nie robiłem czegoś takiego to czasem biegałem mając podły nastrój, tyle tylko że nigdy nie wychodziłem bo mam podły nastrój, a i nie zawsze wracałem po biegu z czystą głową. To był czas w którym mogłem spokojnie wszystko przemyśleć, a raczej w którym myśli spokojnie mogły do mnie dotrzeć. Ja nigdy nie biegałem by uciec od czegoś, zawsze by do czegoś dobiec. Miałem wręcz takiego fioła że będąc w złym nastroju wolałem sobie zapuścić jakąś grę niż pójść pobiegać, bo robiąc niezaplanowany trening mógłbym się przetrenować. Bieganie traktowałem naprawdę bardzo zadaniowo. Nawet teraz zapisuję ile chcę przebiec w poszczególne dni. Tyle tylko że z reguły to przekraczam.

P1130085 (Copy)

Poczęstowano mnie również sernikiem dzisiaj. Beauty przyniosła mi miskę z sernikiem, a ja już miałem łzy w oczach bo to sernik. Sernik…jak ja tęsknie za sernikiem mamy. I nawet za pasztetem w lato. Ale za sernikiem. I nawet wziąłem pierwszego gryza chociaż nie biegałem dzisiaj co jest naruszeniem mojej zasady o niejedzeniu słodkich rzeczy w dni niebiegowe i…to nie był sernik. To było oszustwo, kłamstwo. Wyglądało jak sernik, ale w smaku było żadne. Miękkie, mlaszczące, ale na szczęście nie było rodzynek. Rodzynki tylko dopełniłby obrazu nędzy i rozpaczy.

Durian

P1130074 (Copy)

Z rana na zajęcia i po parunastu minutach okazuje się że mam jednego ucznia, drugi nie przyszedł. Chris mówi że to koniec zajęć, ale prosi żebym został  pogadać, ojciec jednego ucznia narzeka że zajęcia odwołane i ogólnie rzecz biorąc nie było to przyjemne. Z Chrisem natomiast pogadaliśmy o relacjach damsko-męskich w Chinach (nie będę się o przypadku Chrisa rozpisywał) i pojechałem do mieszkania. Przebrałem się i poszedłem biegać.
A raczej truchtać bo to moje tempo ostatnimi czasy jest żenujące, ale tak jak mówiłem – siła. Do tego coraz częściej zaczynają mnie kolana boleć, a to jest dość średni znak. Na szczęście w Polsce mam jeszcze kilka nie zajechanych par butów, więc sprawdzę czy to kwestia obuwia czy tak to już teraz będzie. Jeżeli tak to już teraz będzie to trzeba będzie zacząć się witać z myślą o tym że karierę maratończyka zakończę, a biegać będę dla zdrowia. I to jest w sumie taka myśl jaka mi przyświeca od paru tygodni. Mam takie wrażenie że o ile maraton pewnie bym i teraz przebiegł to największy problem miałbym z głową. Miałbym setki myśli pokroju a po co ci to, weź odpuść, to nie ma sensu i tym razem nie miałbym już tak łatwo by je pokonać. Bo pewnie bym pokonał. Zawsze pokonywałem, mam większe doświadczenie od nich.

P1130075 (Copy)

W każdym razie biegłem przed siebie z podwiniętymi rękawami, biegłem się nie oglądałem, ach jakże było wspaniale jak to śpiewał Kazik w Kulcie. Ludzie mnie mijali, mijałem ludzi, czasem się uśmiechali, czasem schodzili z drogi, a czasem na nią wchodzili, czasem kiwali głową, czasem coś mówili i się uśmiechali. A raz grupka dziewczyn zaczęła krzyczeć:
Obcokrajowiec, obcokrajowiec! Cześć!
– Cześć.
– KOCHAMY CIĘ!
Aż się uśmiechnąłem.

W parku mnóstwo ludzi. Nie odstrasza Ich pogoda, nie odstrasza Ich prognoza. Ich nic nie odstrasza. Przypuszczalnie gdyby z parku jakieś monstrum wyszło to i tak by nie uciekli.

Po powrocie z biegu obiad i pora na spacer. Oczywiście zaczyna padać. Lać. Nagle ludzi na ulicy nie ma. No tak, monstrum z jeziora nie zadziała, ale deszcz jak najbardziej. Woda zaczęła spływać ulicami tworząc rwące potoki. Doszedłem do sklepu i przestało padać.

P1130079 (Copy)

W sklepie postanowiłem kupić kilka jajek, zieloną cebulę, lekki sos sojowy (który leci ze mną do Polski), oraz mój główny cel – durian. Tym razem cały a nie jakieś tam kawałki. A to wszystko dlatego że znalazłem zapomniane 100 RMB i postanowiłem je dobrze wydać. Dobrze wydać, czyli kupić całego duriana. W obieraniu go widziałem największą radość. Wybrałem po zapachu i dałem Pani do zważenia. Pani mówi że nie dobry i wybrała mi inny. Nie kłóciłem się, ekspertem nie jestem. Podziękowałem i wyszedłem ze sklepu.

Idąc ulicą przyciągałem wzrok przechodniów. Nie z powodu duriana, nie z powodu przemokniętego ubrania. Z powodu zielonej cebuli. Dwie osoby zatrzymały się i z niedowierzaniem pytały, wręcz gestykulując, czy ja jem zieloną cebulę. Ciekawe co by powiedzieli widząc ile ja ostrych przypraw jem?

P1130080 (Copy)

Duriana zabrałem do mieszkania i nawet nagrałem film, o ten tutaj:

Także więcej o nim nie opowiem. Tylko przypomnę – moim zdaniem najpyszniejszy owoc na świecie i strasznie, ale to strasznie żałuję, że nie można go do Polski przywieźć. Chociaż te cukierki wystarczą by oddać aromat.

Prezentacje dzień trzeci

P1130057 (Copy)

Na dzień dobry deszcz. Ulewa. O ile wczoraj było szaro i padało, tak dzisiaj szarość już do końca przejęła kontrolę nad miastem. Ludzie obawiają się ciemności. Jest w nas taki strach przed brakiem światła, nocą, taki głęboko zakorzeniony, wywodzący się od naszych praprzodków i chyba pochodną tego strachu przed nocą jest strach przed deszczem. Pochodną bo strach jest mniejszy, deszcz jest niezbędny do prowadzenia roli, zbierania wody pitnej, ale jego nadmiar prowadzi do powodzi, w połączeniu z zimnem do chorób, oraz zniszczenia zbiorów. Deszcz nie działa tak bezpośrednio jak ciemność.

P1130059 (Copy)

Deszcz ma również to do siebie, że nie zawsze jest powiązany z szarością. Czasem jest powiązany z letnim dniem kiedy spada i możemy się dzięki niemu ochłodzić. Ten dzisiaj nie ma nic wspólnego z latem. Ma mnóstwo wspólnego z jesienią i takim stwierdzeniem które kiedyś przeczytałem life will not end with a whimper, it will end with a meh, czyli świat nie skończy się łkaniem, skończy się meh. To takie nawiązanie to wierszu T.S. Elliota, w którym sugeruje on że świat nie skończy się wybuchem, a łkaniem. W czasach agregatorów treści, informacji dostępnych non stop o każdej godzinie, świata w którym jesteśmy już nawet nie torpedowani co bombardowani bombami informacyjnymi niewiele przeciętnego człowieka jeszcze rusza. Powoli wszystko staje się takim meh. Takim jaka jest właśnie pogoda w ten dzień meh. Nic więcej nawet nie warto mówić.

P1130061 (Copy)

Dzisiaj te zajęcia trwają krótko. Tak średnio połowa zdaje, połowa oblewa, ale co ciekawe nikt nie zostaje by zobaczyć jaką dostali ocenę. Wszyscy chcą jak najszybciej wyjść z sali i mieć to za sobą.

P1130062 (Copy)

Wczoraj wieczorem napisała do mnie jakaś studentka i powiedziała że nie zdała i chciałaby podejść jeszcze raz do egzaminu. I męczyła mnie przez dobre pół godziny. Nie zgodziłem się. Mieli pięć sprawdzianów, sześć prac domowych i do tego jeszcze obecność, a potem pod koniec semestru przychodzi czas gdy nagle rozumieją że zawalili. Rozumiem że studia to nie ogólniak i o ocenie decyduje dyspozycja dnia a nie całoroczna praca, ale to nie znaczy że tak być powinno.

P1130064 (Copy)

Tyle tylko że mój system i tak jest dziurawy bo mam kilka takich studentów których nie kojarzę, którzy przychodzili tylko na sprawdziany i zaliczali je przyzwoicie, więc muszą dostać przyzwoitą ocenę…chociaż tak uczciwie mówiąc to skoro radzą sobie z tymi tematami tak dobrze to po co mają przychodzić na zajęcia i się na nich nudzić? Będę musiał to przemyśleć.

P1130067 (Copy)

W czasie przerwy na lunch pojawiła się nadzieja że po zajęciach pójdę na krótki spacer do sklepu i uda mi się zrobić parę zdjęć. Nadzieja umarła gdy w czasie pierwszych zajęć zaczęło padać. Do sklepu i tak muszę iść bo skończyła mi się ostra przyprawa domowej roboty, ale zdjęcia…no zresztą sami widzicie.
Wszystkim opowiadam że to typowa Polska pogoda. W ciągu tygodnia bardzo fajnie, słonecznie, a w weekend pochmurno, zimno i deszczowo. Właśnie wtedy kiedy chciałoby się pójść na grilla. Ja z tego powodu narzekać nie mam zamiaru, bo lubię gdy pada, chociaż chciałoby się na meridce przynajmniej do szkoły pojechać. A ja nawet błotników nie mam…Jestem zupełnie do deszcz nieprzygotowany jeżeli chodzi o rower.

P1130069 (Copy)

Nawet nie patrzę ilu uczniów musiałbym oblać…to nie ma sensu. Nawet stosując polskie standardy maturalne musiałbym odprawić z kwitkiem ponad 25%. A przecież ja matematyki nie uczę, nikt na to nie pójdzie. Trzeba więc podtrzymywać fikcję i puszczać…

Nadzieja powoli wraca do życia wraz z początkiem ostatnich zajęć. Przestało padać. Zobaczymy czy za godzinę będzie równie tak dobrze.

Wyszliśmy z Sali 50 minut po rozpoczęciu zajęć. Czekaliśmy z Becky 10 minut po odpytaniu wszystkich studentów aż ktoś przyjdzie. Ja postanowiłem udać się na krótki spacer połączony z zakupem papryki i pieprzu. Specjalnie wyszedłem innym wyjściem i natrafiłem na studentkę która dopiero co szła do klasy. Ja tego nie ogarniam…

Deszczowe bieganie

Gdy biegam w deszczu czuję się jak ryba w wodzie. To takie porównanie jakie przyszło mi dzisiaj do głowy pod koniec biegu. Wracałem z bieżni, zbiegałem ostatnią prostą do mieszkania i tak jakoś mnie natchnęło. A potem zacząłem się śmiać bo wydało mi się słabe. I nie wiem czy wydało mi się słabe bo słuchałem, moim zdaniem, podcastu pełnego słabych żartów i wszystko mi się wydawało słabe, czy podcast ten tak na mnie wpłynął że stworzyłem coś słabego, czy może sam byłem już słaby. A może wszystko naraz? W każdym razie wymyśliłem coś takiego i napisałem.
Zrobiłem trochę ponad szesnaście kilometrów, wolniutkim tempem, jeszcze wolniej niż we wtorek, ale…zamiast męczarni pod koniec biegło mi się cały czas przyjemnie, równym tempem, bez szarpania…tylko że to bieżnia, tutaj nie ma zbiegów, podbiegów, tutaj wszystko jest płaskie…i potwierdzają się moje przypuszczenia o tym że to kwestia braku ćwiczeń siły biegowej. Owszem przysiady robię i nogi ciągle są silne, ale to inny rodzaj siły, nie takiej jaka jest przydatna w bieganiu. Jeżeli mam myśleć o trenowaniu to muszę zacząć myśleć o ćwiczeniach siłowych pod kątem biegania.

P1130052 (Copy)

Wróciłem do mieszkania i przestało padać. Ludziom opowiadam to jako dowcip, bo powiedzieć że jestem deszczem odrodzonym i że to deszcz pada dla mnie, by mi się lepiej biegało to trochę tak nie na miejscu. Bo nie pada…nie jestem królem deszczu z Autostopem przez galaktykę, deszcz mnie nie kocha.

Pierwsze zajęcia i widać z miejsca różnicę między Becky a Chloe, o ile ta druga nie wypuszcza studentów za wcześnie, to ta pierwsza mówi że nie mają po co siedzieć skoro odpowiedzieli na pytania. Obie są zatrwożone tym jak wielu studentów oblało, ale…też wiedzą że coś na to będą musiały poradzić. To na Nie dwie spadnie odpowiedzialność za rozdzielenie ostatecznych ocen.

A jest to obowiązek dość ciężki. Z pierwszej klasy środowej mogę przepuścić 24 osoby z 49, a z drugiej 18 z 47, przy czym 20 w ogóle dzisiaj nie przyszło. Wiele Im to nie pomoże, ale przynajmniej przyjdą.

P1130053 (Copy)

Inną różnicą między Chloe a Becky jest to, że ta druga o studentów jakoś tak solidniej zadbała moim zdaniem i kazała Im się nauczyć tekstów na pamięć, także teraz stoją i je recytują a nie czytają więc w konsekwencji dostają więcej punktów. Chociaż i tak są zdziwieni tym że ocena końcowa jest niska. No nie może być wysoko jeżeli ktoś nie przyszedł na dwa testy.

Biegnąc na bieżni widziałem dzisiaj Pana biegającego z parasolem w ręce. Trzymał go i biegł przed siebie. Minąłem Go i nie mogłem wyjść z podziwu. Takie poświęcenie. Przecież parasol jest tak niesamowicie nieporęcznym urządzeniem do ochrony przed deszczem, że aż głowa mała. Jest prawie tak nieporęczny jak książki których używają studenci tutaj. Tak, kryją się pod książką by osłonić głowę od deszczu.

Spojrzałem dzisiaj do jednego ze starych katalogów i znalazłem tam trzy pliki z trzech pierwszych lat biegania. Myślę że poprawię widoczne na pierwszy rzut oko błędy ortograficzne i wrzucę to żeby się nie zgubiło. Tak żeby pamiętać. Wrócić do tak solidnych treningów raczej nie wrócę, nie czuję takiej potrzeby i gdzieś mi w głowie kołacze myśl że nie ma to w gruncie sensu. Co chciałem osiągnąć to osiągnąłem, więcej byłoby wysiłkiem niewspółmiernym do efektów. Przynajmniej tak to wygląda na chwilę obecną, a jak będzie gdy wrócę w sierpniu? Zimy w mojej nowej prowincji są bardzo łagodne, tereny do biegania powinny być super, także kto wie jak to będzie.

Prezentacje dzień pierwszy

P1130012 (Copy)

Nagle do człowieka dociera, że nieważne jak bardzo będzie się starał to pewnych rzeczy nie przeskoczy. Można próbować, można się starać, ba, można nawet prosić o pomoc, ale są pewne rzeczy tak zakorzenione że się ich nie wypleni.
Tak jest na przykład z prezentacjami. Podobno praca w grupach jest w Chinach problemem, bo nigdy się jej nie ćwiczy. Znaczy w polskich szkołach też jest z tym problem bo praca z reguły spada na tych najbardziej zainteresowanych oceną, ale w Chinach wkracza to na zupełnie nowy poziom. Tutaj tego się, podobno, w ogóle nie pracuje w grupach. Nie widziałem takich ćwiczeń w Jiawang, nie słyszałem by dzieciaki o nich mówiły, czytałem natomiast że ich nie ma, więc zakładam że fatycznie nie ma. I to da się zauważyć w czasie prezentacji. Nagle polecenie: przygotuj dialog z kolegą/koleżanką i zaprezentujcie go oboje zmienia się w: przygotuj dialog i go zaprezentuj. I to pomimo tłumaczenia tego dwukrotnie po angielsku i po chińsku. Nie dociera, po prostu nie dociera.
Możesz Im wyjaśniać że dialog mają mówić do klasy a nie do Ciebie, ale i tak paru z Nich wpadnie na pomysł mówienia do Ciebie, paru przepisze od kogoś prezentacje myśląc że się nie kapniesz, a ktoś napisze coś na temat wzięty z powietrza.

P1130018 (Copy)

I tak oto w pierwszej grupie 26 studentów dostało mniej niż 60 punktów. I już mi Chloe powiedziała że Ona będzie musiała te oceny podnieść bo nie może aż tylu studentów oblać.
Ich motywują oceny. Nie, raczej nie.

P1130023 (Copy)

W czasie drugich zajęć dotarło do mnie że podanie Im listy tematów na dwa tygodnie przed prezentacjami i potem raz jeszcze tydzień przed wcale nie rozwiązuje problemu ja nie mam tematu. Nie rozwiązuje go wyjaśnienie Im w dwóch językach że mają sobie temat wybrać. Nie wiem czy cokolwiek może ten problem rozwiązać.

P1130025 (Copy)

W czasie trzecich zajęć po raz kolejny dotarło do mnie że podnoszenie głosu jest bezcelowe. Bo Oni i tak nie rozumieją. Nie wiem nawet czy Oni rozumieją po chińsku bo Chloe dzisiaj musiała się całkiem sporo natłumaczyć. A ja parę razy podniosłem głos, ale to na nic się nie zdało. Niestety do obcokrajowców nie wystarczy mówić głośno i wyraźnie.

P1130031 (Copy)

W trzeciej klasie znowu ponad 20 oblanych. Lekko nie ma.

P1130037 (Copy)

Po oblewaniu tych wszystkich studentów poszedłem na spacer. Konkretniej w kierunku biura bo miałem jeszcze jedną przesyłkę do odebrania. Niestety nikogo nie było, więc paczki nie odebrałem. Jeszcze kiedyś tam odbiorę, nie jest to nic żywego więc może poczekać.

P1130042 (Copy)

Na jutro zapowiadają deszcz i prawdę mówiąc to bardzo dobrze, bo chociaż duszno nie jest, to rzeczywiście jest sucho, no i trochę za ciepło. O ile będąc w Jiawang rozumiałem że jest tam cieplej niż w Polsce, tak będąc na północnym wschodzi e Chin oczekiwałbym czegoś innego. Takiej bardziej przyjemnej do życia temperatury. No nic, przynajmniej jutro powinno się przyjemnie biegać z samego rana.

P1130047 (Copy)

Wtorkowe bieganie

P1120999 (Copy)

Wtorek stały się dniem łączącym zarówno bieganie jak i ćwiczenia siłowe.

Z racji tego że z rana obudził mnie głód postanowiłem pójść biegać dopiero po śniadaniu. To normalnie jest nawet wskazane, ale w Changchun lato już nadeszło i bieganie o siódmej sprawia że leje się ze mnie niemiłosiernie. Tak bardzo nie pociłem się już od dawna. Dzisiaj po godzinie biegu cała koszulka była mokra. Cała. To mi się nigdy nie przydarzyło.

A biegło się niespodziewanie gorzej niż wczoraj. Niespodziewanie bo przecież po śniadaniu powinno być lepiej, łatwiej, przyjemniej…a jednak nie było. Było mniej przyjemnie niż wczoraj. Zrobiłem sobie kilometr na bieżni, tak dla przypomnienia sobie jak to wygląda, a potem pobiegłem do parku.

P1130003 (Copy)

Cały czas lało się ze mnie strasznie i gdzieś w okolicach jedenastego kilometra chwyciła mnie kolka i wiedziałem że cudów nie będzie, wiedziałem że będzie gorzej niż wczoraj i tylko starałem się wytrzymać do końca.

Zabrakło mi kilkuset metrów by dobiec do mieszkania, ale dotarło do mnie dlaczego biega mi się tak ciężko. To mięśnie. Ja konkretnej siły biegowej nie robiłem już przecież dwa lata. I czuję że teraz tego mi brakuje, bo to nie jest kwestia wytrzymałości. Na bieżni nie mam takiego problemu, to jest problem biegania po zmiennym terenie. A to mi nigdy nie sprawiało kłopotów. No tylko że zawsze robiłem skipy i wieloskoki, a do tego mocne podbiegi. Każdy sezon był zaczynany od krosów, czyli biegania po górkach, a teraz niczego takiego nie robiłem…no i czuję że to jest to czego mi brakuje. Tyle tylko że teraz nic z tym nie zrobię…

P1130004 (Copy)

Następnie przyszła kolej na ćwiczenia fizyczne. Te, przyznaję niechętnie, poniewierają mnie strasznie. Są dla mnie bez porównania trudniejsze niż ćwiczenia z wolnymi ciężarami. A może najzwyczajniej w świecie pocę się bo jest cieplej niż zwykle? Może i tak, ale na siłowni rzadko kiedy chciałem sobie wydłużać przerwy, a teraz to wręcz się tego domagam. Na szczęście jeszcze daję radę, ćwiczenia te mnie nie nudzą, dają satysfakcję, czyli jest lepiej niż było na siłowni. Grunt to wytrzymać.

Kupiłem w zeszłym tygodni parę rzeczy na allegro i dotarło do mnie jak to jest fajniej w Chinach rozwiązanie i aż prosi się o wprowadzenie czegoś takiego w Polsce. Konkretnie chodzi mi o dodanie opcji wprowadzenia numeru listu przewozowego (każdy list polecony w Polsce ma taki numerek) i zintegrowanie systemu podglądania statusu przesyłki z poziomu portalu z aukcjami. Na taobao sprzedawca musi podać numer listu przewozowego inaczej pieniędzy nie dostanie. Na ebayu oznacza się paczkę jako wysłaną, co też jest dobrym wyjściem. Tyle tylko że i na ebayu i na allegro jeżeli dostaniemy coś niezgodnego z opisem to pieniądze są już u sprzedawcy i trzeba się wykłócać. A na taobao nie…wykłócamy się o wszystko przed potwierdzeniem wysłania pieniędzy.
I mimo tego mnóstwo ludzi sprzedaje, mnóstwo film sprzedaje tysiące rzeczy i jakoś nie narzekają na konieczność podawania numeru listu przewozowego. Wszyscy są zadowoleni.

P1130005 (Copy)

A dzisiejszy spacer został powstrzymany przez niespodziewany deszcz. Tak niespodziewany, że nawet prognoza pogody się go nie spodziewała.

Dwa tygodnie

P1120972 (Copy)

Za równe dwa tygodnie o tej porze będę już w Polsce. Do tego jeszcze okazało się że środowe zajęcia w małej szkole mam odwołane więc jest super. Naprawdę super. Znaczy…trochę szkoda bo nie pożegnam się z dzieciakami (chociaż może…), ale oprócz tego jest naprawdę super. Uśmiech mi z twarzy cały dzień nie schodzi bo już się nie mogę doczekać. Jeszcze jutro czeka mnie wysyłka paczki, a za tydzień trzeba będzie wysłać meridkę i wypucować mieszkanie, ale to już naprawdę koniec…Najprawdziwszy początek końca tego rocznego rozdziału w moim życiu. Podsumowania nie zrobię bo nie lubię, ale ten etap z radością uznam za zakończony. Z Jiawang żegnałem się w smutku, ale i z niepokojem oczekując na podróż, z Changchun żegnam się z uśmiechem na twarzy. I to niech wystarczy za komentarz w tym temacie.

P1120974 (Copy)

Z rana poszedłem biegać, tak bez śniadania i było super. Początkowo biegło mi się strasznie szybko, ale z czasem udało się zwolnić do prędkości docelowej i zamiast piętnastu zrobiłem szesnaście kilometrów z czego jestem bardzo, ale to bardzo zadowolony. Pod koniec co prawda trochę już mi pary brakowało, ale to było do przewidzenia z powodu dość mocnego początku, także brałem to pod uwagę i źle mi z tym nie było.

P1120979 (Copy)

Sympatycznie było gdy jedna mijająca mnie dziewczyna machała do mnie. Przypomniałem sobie że sam do Niej podniosłem rękę tydzień temu. Powoli, kroczek po kroczku edukuję Chińczyków i kto wie, może wkrótce będą się widać między sobą.

P1120980 (Copy)

W parku po weekendowym wypoczynku trzeba zbierać śmieci. Makabrycznie dużo śmieci. O ile część ludzi jeszcze po sobie sprząta, czyli zanosi śmieci do kosz, tak część ma to kompletnie w nosie i zostawia butelki po piwie, papierki gdzie popadnie. Na szczęście to są Chiny więc z samego rana ludzie pracują i sprzątają. Taka robota bez końca…

P1120988 (Copy)

Deszcz oczywiście padał, na szczęście jednak nie tak długo jak zapowiadały prognozy. Trochę intensywniej, ale na szczęście krócej. Dzięki temu mogłem spokojnie do pracy pojechać nie martwiąc się o brudne ubranie.

P1120993 (Copy)

Jedną z rzeczy które przerażają mnie w tym kraju jest kompletna nieobliczalność rowerzystów. Tutaj nikt nie wskazuje ręką że będzie skręcał. Samochody używają migaczy, ale na skrzyżowaniach żaden kierowca skręcający i stojący przy krawężniku nie przejmuje się kolorem świateł. Jeżeli ma cień szansy na przejazd to nic kierowcę nie powstrzyma. Trzeba na to uważać i to zawsze.

 

Nefrytowy Cesarz

jade_emperor (Copy)

Nefrytowy cesarz, 玉皇YuHuang, lub 玉帝, YuDi. W tradycji chińskiej jest jedną z reprezentacji pierwszego boga太帝taidi. W teologii Taoistycznej nazywa się on Yuanshi Tianzun i jest jednym z trzech pierwotnych istot Tao.

Znany jest także pod innymi imionami: Niebiański Dziadek天公Tian Gong, Nefrytowy Pan, Największy Cesarz, Wielki Cesarz Nefrytu.

Pochodzenie

Mówi się że Nefrytowy Cesarz był początkowo księciem w królestwie Najprawdziwszego Szczęścia i Majestatycznych Niebiańskich Świateł i Ornamentów. Gdy się urodził promieniował wspaniałym światłem, które rozświetliło całe królestwo. Gdy był jeszcze dzieckiem charakteryzował się inteligencją, dobrocią i mądrością. Poświęcił całe swoje dzieciństwo na udzielanie pomocy potrzebującym (biednym, cierpiącym, opuszczonym, samotnym, głodnym i niepełnosprawnym). Oddawał część i umiłowanie zarówno do ludzi jak i do zwierząt. Po śmierci ojca wstąpił na tron. Zapewnił wszystkim w swoim królestwie pokój i zadowolenie. Następnie wyraził chęć kultywacji myśli Tao.

Po 1750 kalp, z których każda kalpa trwała 129600 lat uzyskał Złotą Nieśmiertelność. Po kolejnych stu milionach lat uzyskał w końcu status Nefrytowego Cesarza.

Walka ze złem

Na początku czasu ziemia była bardzo trudnym miejscem do życia, o wiele trudniejszym niż obecnie. Ludzie musieli sobie radzić z różnymi potworami, a nie mieli bogów którzy mogliby im pomóc. Na domiar złego, wiele potężnych demonów walczyło z nieśmiertelnymi w niebie. Wtedy jeszcze Nefrytowy Cesarz był zwykłym nieśmiertelnym przemierzającym ziemię i pomagającym ludziom w miarę możliwości. Smucił go ten widok, ponieważ wiedział że sam jeden mógłby pomóc ludziom. W końcu zdecydował się udać do jaskini na górze by ćwiczyć Tao. Przeszedł 3200 prób z których każda trwałą trzy miliony lat.

W tym czasie na ziemi pojawiła się potężna zła istota mająca ambicję pokonania nieśmiertelnych i bogów w niebie, oraz przejęcia władzy nad wszechświatem. Owa istota także rozpoczęła medytację by zwiększyć swoją moc. Przeszła 3000 prób z których każda trwała trzy miliony lat. Po ostatniej próbie czuła się na tyle pewna siebie że zstąpiła na świat i zwołała armię demonów z myślą zaatakowania nieba.

Nieśmiertelni, świadomi zagrożenia, zebrali się i rozpoczęli przygotowania do wojny. Bogowie nie byli w stanie powstrzymać demona i ponieśli klęskę.

Nefrytowy Cesarz zakończył próby w czasie wojny. Gdy zmieniał ziemię czyniąc ją bardziej zdatną do życia i wyganiał potwory zauważył zły błysk pochodzący z nieba i wiedział że dzieje się coś niedobrego. Udał się do niebios i zauważył złe stworzenie zbyt potężne by mogli je powstrzymać bogowie. Wyzwał je na pojedynek i rozpoczęła się walka. Góry się trzęsły, a woda wylewała się z mórz i rzek. Ostatecznie Nefrytowy Cesarz zwyciężył. Po pokonaniu złej istoty jej armia przegrała z bogami i nieśmiertelnymi.

Ze względu na swoje dobre czyny zarówno bogowie, jak i nieśmiertelni i ludzie wybrali Nefrytowego Cesarza na swojego pana.

Stworzenie ludzi

Jeden z mitów o stworzeniu ludzi mówi o tym, że to Nefrytowy Cesarz ulepił pierwszych ludzi z gliny, po czym zostawił na ziemi by stwardnieli. Niestety przyszedł deszcz i zdeformował niektóre postacie przez co ludzie zapadają na choroby.

Yuhuang Dadi 1-edited (Copy)

Tkaczka i pasterz

Jest kilka odmian tego mitu, najpopularniejszy opisałem tutaj – http://rainreborn.pl/2013/06/swieto-qixi.

W jednej z odmian tkaczką jest córka Nefrytowego Cesarza. To ona tka najpiękniejsze chmury na niebie. Codziennie schodzi na ziemię by się wykąpać. Pewnego dnia ubogi pasterz zobaczył ją biorąca kąpiel i od razu się zakochał. Zabrał jej magiczne ubranie dzięki któremu mogła podróżować do nieba i na ziemię. Gdy skończyła kąpiel pasterz porwał ją i zaniósł do domu.

Gdy Nefrytowy Cesarz usłyszał o tym bardzo się zdenerwował, ale nie mógł nic zrobić bo córka zakochała się w pasterzu i zdążyła go poślubić. Z czasem jednak Zhinu zaczęła tęsknić za ojcem. Pewnego dnia natrafiła na swoje ubranie i postanowiła odwiedzić ojca. Jednak gdy tylko pojawiła się w niebie, Nefrytowy Cesarz wezwał rzekę by płynęła wzdłuż nieba i Zhinu od tamtej pory nie może spotkać się z mężem. Widząc smutek małżonków Nefrytowy Cesarz pozwolił im spotykać się siódmego dnia siódmego miesiąca, kiedy to na rzece powstaje specjalny most.

Zodiak

Jest kilka opowieści o chińskim zodiaku. W jednej z nich Nefrytowy Cesarz, pomimo panowania nad ziemią przez wiele lat nie miał czasu by ją osobiście odwiedzić. Bardzo ciekawiło go jak wyglądają stworzenia które tam mieszkają. Dlatego też wezwał je do nieba. Kot, poprosił swojego przyjaciela szczura by obudził go w tym dniu. Szczur jednak obawiał się że będzie wyglądał szpetnie przy pięknym kocie nie obudził go. Kot sam się nie obudził i nie udał się na spotkanie. Zamiast niego udała się świnia. Nefrytowemu Cesarzowi tak się zwierzęta spodobały że postanowił rozdzielić między nie lata.
Kot dowiedziawszy się co się stało znienawidził swojego dawnego przyjaciela.

Poprzednik i następca

Nefrytowy Cesarz był początkowo asystentem Yuanshi Tianzun. To on był najwyższą istotną, nieograniczonym, wiecznym stwórcom Nieba i Ziemi, który wybrał Nefrytowego Cesarza na swojego następcę. W końcu sam Nefrytowy Cesarz ustąpi tronu Panu Świtu, Nefrytu i Złotych Drzwi, czyli Guan Yu.

Święta

Urodziny Nefrytowego Cesarza mają miejsce pierwszego dnia pierwszego miesiąca i wtedy to zarówno zwykli ludzie jak i mnisi oddają mu cześć.

Niedziela i przegapione #43

P1120942 (Copy)

To jedna z tych niedziel w które nagle okazuje się że nic w tym tygodniu nie przegapiłem. Zazwyczaj po napisaniu notki zostaje mi coś, cokolwiek co wrzucam na koniec pliku i zostaje do niedzieli. W tym tygodniu, znowu, nie było niczego takiego. Zamiast tego były dłuższe niż standardowo w tym roku notki, czyli też dobrze. Nadchodzący tydzień nie sugeruje że będą jakiekolwiek zmiany, nie przypuszczam żeby działo się coś więcej. Jednak z życiem w Chinach jest tak że jest ono mocno nieprzewidywalne i nie wiadomo w gruncie rzeczy jak to będzie.

P1120944 (Copy)

Do szkoły znowu pojechałem na meridce i jutro też pojadę chociaż zapowiadają deszcz. No cóż, błotników teraz już nie zamówię bo i tak meridka przestoi miesiąc u June. Na szczęście inne spodnie są wyprane, więc nie będzie problemu. Trochę deszczu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Jutro pewnie będę inaczej śpiewał gdy wrócę przemoczony do mieszkania. Jednak jeszcze nie ma jutra więc nie ma się co martwić na zapas.

P1120946 (Copy)

Należy za to cieszyć się jutrem bo będzie to poniedziałek czyli pójdę sobie spokojnie pobiegać. Tym razem planuję trochę zwolnić i zrobić przynajmniej piętnaście kilometrów. Do końca miesiąca zostało mi pięć wyjść i 71 kilometrów do 200. A że w tym roku upatrzyłem sobie 200 kilometrów miesięcznie to wychodzi średnio 14 kilometrów na bieg. Tyle tylko że wypada też liczyć się z tym że będą dni kiedy będzie gorzej i lepiej mieć trochę z górki, w sensie pobiec trochę więcej na początku, niż potem pod górkę, czyli nadrabiać pod sam koniec ostatnimi biegami.

P1120949 (Copy)

Oczywiście 200 kilometrów to sztucznie wybrana liczba, po prostu ładnie wygląda i ułatwia liczenie. A tak sobie wymyśliłem żeby w tym roku zaliczyć 1000 kilometrów na dworze. Zostało jeszcze coś ponad 300 kilometrów, bo trochę na tej bieżni jednak nabiegałem i jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem to powinienem dobić do tysiąca na początku września. Dlaczego dopiero na początku września? Ano dlatego że tydzień z biegania muszę odjąć w lipcu i w sierpniu też. I to licząc skromnie bo może być więcej.

P1120951 (Copy)

Udało mi się jeszcze wyrwać na małe zakupy bo ostre powoli się kończy. Przy okazji porównałem ceny z pobliskiego marketu owocwego z tym który odwiedziłem wczoraj i u mnie przebitkę mają dwukrotną. Tyle tylko że mają gruszki i trochę tańsze jabłka. Także do nich po owoce zwyczajne, a po owoce rzadkie trzeba będzie się przejść kawałek. A raczej przejechać bo skoro jest meridka to trzeba z niej korzystać ile tylko można.

P1120955 (Copy)

We wtorek przyjdzie pora wysłać kolejną paczkę do June i przy okazji zapytam się czy rowery (w sensie meridkę) też przewożą. A pewnie przewożą, pozostaje jeszcze kwestia ceny, bo pociągiem kosztowało to coś koło 100 RMB, no ale po nią musiałaby się June przejechać aż do Zhengzhou i potem jakoś ją przetransportować, czyli do tej stówki trzeba jeszcze dołożyć drugą za taksówkę w obie strony.

P1120956 (Copy)

Przy okazji…wczoraj pękło 300 dni z rzędu poza Polską. Ja pierdziu, jak to leci…

P1120958 (Copy)

P1120963 (Copy)

P1120961 (Copy)

P1120959 (Copy)