Ostatnie poniedziałkowe bieganie

I o ile początek był obiecujący, tak gdzieś na szóstym kilometrze poczułem głód i czułem że to się dobrze nie skończy, a na ósmym złapała mnie kolka i wiedziałem że z tego nic dobrego nie będzie. Dobiegłem do godziny, a do mieszkania wróciłem spacerem. Chciałem napisać pieszo bo bieganie to dla mnie coś innego niż chodzenie pieszo, ale przecież jak biegnę to też biegnę pieszo. W każdym razie uznałem że nie ma sensu się mordować i odpuściłem. Mogłem biec, ale wtedy pewnie znienawidziłbym bieganie i nie chciałoby mi się wyjść jutro, a jutro też wyjść pobiegać z rana chcę.
Nie ma sensu się mordować gdy biega się dla przyjemności. Bieganie ma przede wszystkim sprawiać radość.
Lało się dzisiaj ze mnie potwornie. Dwa lata temu mój organizm był przyzwyczajony do biegania w takiej temperaturze i chociaż się pociłem to nie aż tak jak teraz. Praktycznie co trening wracam z koszulką z której można pot wyżymać, wygląda tak jakbym wrócił z biegu w deszczu. I trochę mi z tym źle, ale nigdy nie ma warunków idealnych do biegania, także nie ma co narzekać. Jeżeli się chce to można biegać, jeżeli się nie chce to wypada odpuścić.

Zakończyłem zajęcia, oddałem książki, oddałem klucze, rozdałem prezenty i widziałem że nawet komuś się tam głupio zrobiło że nie miał nic dla mnie, ale to nie o to chodzi przecież. Dzieciaki z SSAT zrobiły mi zdjęcia i pojechałem do mieszkania.
Jechałem, jechałem, dojechałem, zsiadłem, wyjąłem klucze i dotarło do mnie że nie mam już tych kluczy do tej szkoły. Nie mam…to koniec tej przygody, tego rozdziału, ale to coś więcej. Już tam nie wrócę i chociaż pożegnałem się ze wszystkimi to czuję że będzie mi tych ludzi brakować. Zwłaszcza że Nancy powiedziała że otwierają nowe sale i w sumie to szkoda że wyjeżdżam.
I tak mi się smutno zrobiło z tego powodu. Bo tak powiedziała, bo te klucze, bo to wcale nie było tak jakbym miał już tam nie wrócić…a jednak nie wrócę. Już drugi rok z rzędu to przechodzę i wcale łatwiejsze nie jest. Pomimo tego że przecież z Jiawang jestem bardziej zżyty.

Teraz już nikt nie wydaje mi się potworkiem, ani potworem, żadnego ucznia bym się nie pozbył. Teraz wszystko mi pasuje, chociaż przez ten rok było momentami tragicznie. Jednak czuję że rozwinąłem się jako nauczyciel. Prowadziłem z zajęcia przygotowujące do SSAT czyli wstępnych egzaminów do prywatnych ogólniaków w USA, prowadziłem z zajęcia z dzieciakami w wieku 6-10 lat i to bez potrzeby używania chińskiego. Czuję że to mi naprawdę wiele dało. Przede wszystkim pod kątem nauki języka chińskiego, ale także pod kątem praktyki nauczycielskiej, wykorzystywałem wiele narzędzi które myślałem że się sprawdzą i chociaż wiele z nich się nie sprawdziło to kilka już tak i jestem z tego zadowolony. Zostawiłem Chrisowi swoje notatki na temat uczniów, żeby mógł to przekazać kolejnemu nauczycielowi. Ciągłość musi być. I będę za tę szkołę kciuki trzymał.

A dzisiaj bez zdjęć, bo zamiast się szlajać po dworze przed obiadem to wysprzątałem przedpokój. Taki byłem pracowity.