Tydzień jedenasty

Szok na twarzach studentów

a-copy

To zdumiewające jak można, po miesiącu mówienia, informowania, przypominania, zaskoczyć studentów wyciągając arkusze egzaminacyjne. Naprawdę tego się nie spodziewałem.
W sumie to niektórzy z nich też się nie spodziewali tego egzaminu.  Nie wiem czy ci młodzi ludzie mają aż taki problem z angielskim, czy są aż tak nieogarnięci, czy może tak jest im po prostu wszystko jedno.
Stawiam na opcję trzecią, bo mnóstwo, ale to mnóstwo z nich nie przyszło nawet spojrzeć na wyniki. Nie chcę tutaj już nawet mówić o tym jak im poszło bo chce mi się jedynie pokręcić głową z żalu. Część z nich oblałaby polską maturę rozszerzoną z kretesem. No kurczę. A to studenci drugiego roku, na jednej z najlepszych uczelni w Chinach, w dodatku ci the best of the best, a jednak zdobycie 5 punktów było dla niektórych niewykonalne. Przypuszczam że ma to solidny związek z tym szokiem na ich twarzach.

aa-copy

Większość jednak poradziła sobie co najmniej przyzwoicie, więc nie ma powodów do obaw o egzamin końcowy.

ae-copy

Za to w przypadku pierwszego roku. No cóż. Część z nich Polskiej matury na poziomie podstawowej by nie oblała, ale jakoś zaskakujące dobrze by jej nie zdała. No po prostu nie mam słów. Na jakieś 160 prac może 5 osób miało komplet punktów. A my tu mówimy o poziomie podstawowym w Polskich szkołach i porównujemy z best of the best. Generalnie słabo. Grubo poniżej moich oczekiwań. Ciekawi mnie jakby to wyglądało na specjalności językowej.

c-copy

Zaraz po egzaminie, żeby nie umrzeć z nudów przy książce, zrobiliśmy test IELTS i tutaj była tragedia. Dużo tych młodych ludzi chce kiedyś studiować za granicą, ale oni sobie w ogóle z tym testem nie radzili. Słabo to widzę, naprawdę słabo. Zwłaszcza gdy słyszę że chcą studiować na MIT. Może to co stracą na słuchaniu planują nadrobić na pisaniu? Kto ich tam wie.

dsc03480-copy

A skoro o egzaminach mowa to wydrukowano mi ich za mało. Bo czemu nie.

dsc03593-copy

Człowiek stara się być poważny, motywować tych młodych ludzi do nauki przykładem, stosować rzeczy których się nauczył, mówi o tym jak się uczyć, jak podchodzić do egzaminów, wprowadza jakieś zasady dyscyplinarne, słowem robi to co nauczyciel robić powinien, a potem dostaje za mało egzaminów i studenci muszą pisać na kartkach…
No jak to, kurczę, wygląda…Cha bu duo, prawda? Da radę? No kurczę, da radę, oczywiście że da radę, zawsze sobie można poradzić, o ile się chce, ale to nie powinno działać w ten sposób. Po prostu nie powinno…

dsc03615-copy

Skoro już w temacie egzaminów, to w zeszłym tygodniu zdałem sobie sprawę że nie mam egzaminów końcowych, a miałem bo napisałem je jeszcze we wrześniu. Na moje szczęście ostał mi się jeden plik dźwiękowy, więc do jednego egzaminu wystarczyło zrobić pytania, a raczej przepisać je ze słuchu, a drugi egzamin chociaż trzeba było zrobić od podstaw, to mając już nagrane te najbardziej wkurzające informacje zrobiłem w jeden wieczór. Teraz kopię zapasową mam w dwóch miejscach, bo trzeci raz tych egzaminów robić nie chcę. Co za dużo to niezdrowo.

f-copy

W górę

Ponieważ miałem trochę więcej czasu wolnego w poniedziałek postanowiłem ruszyć cztery litery i wejść na wzgórze niedaleko szkoły. Po raz kolejny, ale tym razem wejść a nie wbiec. Problem z tym wzgórzem jest taki że dojazd autobusem to tam jest, ale za skarby świata nie mogłem się doszukać jak z niego skorzystać. Postanowiłem więc iść przed siebie licząc na to że jakiś autobus się znajdzie i jakoś patrząc na nazwy przystanków się w tym odnajdę.

k-copy

Oczywiście nie wziąłem pod uwagę tego że rozkładu jazdy może najzwyczajniej w świecie na przystanku nie być.

I to był wielbłąd. W każdym razie ruszyłem, szedłem i szedłem, po drodze minęły mnie dwa autobusy, a maszerowałem chyba godzinę, w dodatku wybrałem dłuższą drogę, bo obszedłem kampus, zamiast przejść na skróty.

Koniec końców dotarłem pod wzgórze i zacząłem wchodzić. Blisko 1700 schodów i niecałe 30 minut później byłem już na szczycie.

l-copy

Generalnie to syf straszny, tam to już chyba nikt nie sprząta, a ludzie też tego nie szanują, a może to tylko mniejszość nie szanuje, ale ze mniejszość w Chinach i tak oznacza kilka milionów to wygląda to tak jak wygląda.

Widok jest bardzo przyjemny, zwłaszcza gdy patrzy się na zatokę w bezchmurny dzień. Zapewne wschód słońca musi tam wyglądać obłędnie, w końcu słońce wschodzi właśnie od tamtej strony. Nie wiem czy w tym roku uda mi się go jeszcze zobaczyć, ale kto wie, zwłaszcza że słońce wschodzi teraz coraz później. No poważnie, wschód słońca po 6, przecież to jakiś żart…

s-copy

Zakupy

Ogólnie rzecz biorąc zakupy w Chinach nie różnią się aż tak bardzo od zakupów w Polsce. Masa ludzi poruszających się po sklepie jak zombie, czyhająca na promocje i szukająca najkrótszej kolejki. Naprawdę nie widzę tu żadnych różnic. Największa różnica jest taka że warzywa i owoce warzą kasjerki w sklepie. Nie na  kasie, nie warzysz sobie sam, tylko idziesz grzeczni z workiem do Pani kasjerki (Pana kasjera nie widziałem) i Ona nabija cenę. Gdy są dwie to z reguły gadają do sobie że z tym obcokrajowcem nie ma co rozmawiać bo on po chińsku nie rozumie, albo próbują się pytać czy rozumie po chińsku.  Biorąc pod uwagę że i tak porozumiewają się w jakimś tam swoim dialekcie którego związek z mandaryńskim kończy się na tym że lingwiści przypisują je do jednej rodziny to nie ma za bardzo sensu nawet co kwestionować tego że się nie rozumie i/lub odpowiadać że się rozumie. Lepiej po prostu się uśmiechnąć i grać tego głupiego obcokrajowca.

z-copy

A potem idzie się do kasy i tutaj Pan/Pani kasjer kasują rzeczy. No właśnie. Teraz taka sytuacja. Gdy nie ma ze mną June, wykładam wszystkie rzeczy na ladę/taśmę i idę na drugą stronę by spakować je do plecaka. Tak też zrobiłem tym razem, pakuję wszystko co kupiłem gdy widzę że jakaś kobieta maca moje tofu palcem. Nie, to nie jakiś abstrakcyjny eufemizm, ona stała i macała moje tofu.  Powiedziałem kasjerce że ja tego tofu już nie chcę, ale że ludziom zajmuje moment zanim zorientują się że obcokrajowiec mówi do nich po chińsku (w końcu nie są do tego przyzwyczajeni), skasowała to tofu. Cóż, ja już macanego tofu nie chciałem więc oddałem je kobiece która  to tofu wymacała, mówiąc że to dla niej. A ona je wzięła i zrzuciła z lady.

Także chyba wyszedłem na jakiegoś chama, albo kogoś solidnie obraziłem, ale jednak kupowanie wymacanego tofu nie wydaje mi się być dobrym pomysłem.