Czyli taka historia ostatni wypłynęła: w jednej z restauracji w prowincji Shaanxi (nie mylić z Shanxi, która w dodatku leży obok) przyłapano właściciela na dodawaniu do nudli sproszkowane pączki maku, w których znajdują się substancje pochodne od kodeiny i morfiny. Doszło do sytuacji w której ludzie odwiedzający restaurację byli naprawdę uzależnieni od nudli.
W żadnym wypadku nie jest to pierwszy przypadek dodawania narkotyków do jedzenia by zwiększyć jego popyt. Historie takie pojawiają się co kilka miesięcy i to niezależnie od tego czy jest to niezbyt bogate Shaanxi, czy bogaty Szanghaj. Wszędzie stosowane są te same metody, jedynie substancje narkotyczne się zmieniają.
A czasem obcokrajowcy przejmują się takimi pierdołami jak olej odzyskiwany ze ścieków czy nieumyte warzywa…
W kaaażdym razie wróciła June i przywiozła ze sobą jabłka (kwaśne i soczyste i chociaż to nie ligole to nie będę wybrzydzać bo mama June się upomniała żeby je wziąć dla mnie), kukurydzę twardą (coś czego nigdzie indziej nie widziałem, a mama June wręcz chciała iść na pole i zerwać mi świeżej), oraz świeże orzeszki ziemne (tutaj także mama June się upominała żeby wzięła więcej).
Jak można wywnioskować z powyższego akapitu mama June powoli się do mnie przekonuje. Nawet pomimo tego że nie kupiłem ani samochodu ani domu. Za to kupiłem suszone daktyle. Tak, to na pewno sprawa tych daktyli, im nikt się nie oprze.
Piątki to w sumie trzy zajęcia, dwa bardzo proste, takie praktycznie że nic nie muszę tłumaczyć, ale w czasie tych trzecich czuję że trzeba się trochę bardziej postarać. Trochę bardziej pomachać, parę razy więcej powtórzyć, ale ostatecznie i tak wszystko jest dobrze.
Po skończonych zajęciach jedna ze studentek podchodzi i pyta: a czy możemy następne zajęcia mieć na dworze? Jasne. W końcu to tylko Oral English więc bardziej zabawa niż poważna sprawa, zwłaszcza w przypadku tych którzy nie będą się specjalizować w Angielskim.
Jutro jeden dzień przerwy i trzy dni nauczania, a potem tydzień woooolnego. Żaden student nigdzie nie jedzie, wszyscy tylko wracają do domu. Za dużo ludzi. No tak, za dużo ale jednak skądś oni się biorą.