Niedziela i przegapione #11

Melodyjka dwa razy dziennie
Dwa razy dziennie, rano i wieczorem, słychać słodką do bólu melodyjkę. Przez ostatnie trzy miesiące myślałem że to jakiś obwoźny sklep, ale nigdy nie umiałem go złapać. W tym tygodniu wyjaśniło się dlaczego. Tę słodką melodyjkę gra ciężarówka czyszcząca ulice. Dwa razy dziennie przez całe Jiawang przejeżdżają ciężarówki myjące ulice z kurzu.

Mówcie mi Mario
Poważnie…w Chinach odkryłem swoje powołanie – hydraulika. W zeszłym tygodniu myłem naczynia i nagle poczułem że mam mokre stopy, otworzyłem szafkę pod zlewem w kuchni i zobaczyłem tam niezwykle prowizoryczny system rur oraz miskę z której już się przelewało.  Nie miałem innej opcji niż odkręcenie wszystkich możliwych rur, wyczyszczenie i zamontowanie. Oczywiście potem wypadało posprzątać, ale teraz woda spływa bez problemu.
Tylko że to nie koniec…od kilku dni woda w łazience bardzo wolno spływała, więc postanowiłem sprawdzić co się dzieje. Wyciągnąłem jedną rurę i zobaczyłem masę włosów. No cóż…przez pierwszy miesiąc po tym jak się Lidia wyprowadziła okazjonalnie spotykałem jeszcze Jej włosy, ale to co było w umywalce było zdumiewające. Nie pozostało nic innego jak wyciągnięcie jeszcze jednej rury i wycięcie nożyczkami włosów, przynajmniej tylu ilu byłem w stanie. Woda zaczęła spływać tak szybko jak jeszcze nigdy.
Wszystkie rury wyczyszczone, mogę zostać hydraulikiem.

Tak na 35 lat…
No to polazłem z uczniami w środę do stołówki i nie mogliśmy znaleźć miejsca o czym już wspominałem. Dokulaliśmy się w końcu do tej nieszczęsnej trójki zamówiliśmy jedzenie i zaczęliśmy szamać. Po chwili przyszły Panie ze stołówki i zaczęły rozmawiać z uczniami. Oczywiście o mnie. Nagle uczniowie zaczynają się śmiać, podnoszę głowę znad tacy, patrzę na Stefani i pytam się:
– Mówicie o mnie?
– Tak…
– Co się stało?
– Pytały o wiek…
– Tak…?
– Bo myślały że masz tak koło 35…
– To wszystko przez brodę.
– To normalne bo my mamy problemy z ocenianiem wieku obcokrajowców i wiemy że jesteś młodszy.
– Spokojnie. Wcale mnie to nie martwi.
I to prawda. Z dłuższymi włosami i brodą wyglądam na dużo starszego. Gdyby mnie to martwiło poszedłbym do fryzjera i w końcu skorzystał z maszynki do golenia.

Lawrence
Przy okazji rozmowy o tych odwiedzinach wywiązał z Lawrencem taki dialog:
– A co robią Twoi rodzice?
– Tata pracuje w fabryce, a mama chyba też. W gruncie rzeczy to nie wiem.
– Tęsknisz za nimi?
– Nie. Za rzadko ich widzę, prawie z nimi nie rozmawiam, praktycznie ich nie znam. Mam znajomych tutaj w szkole. Przyjaciół, nauczycieli, nie jestem w ogóle samotny.
I tak się nad tym zamyśliłem bo rodzina w Chinach jest niezwykle ważna, tak jak w Polsce. Ale On powiedział coś co chyba dotyka, lub może dotknąć, wielu uczniów. Rodzice pracują bardzo ciężko za marne grosze między innymi po to by On mógł się uczyć. On zostaje w szkole na wolne weekendy by się uczyć i dostać się na dobry uniwersytet i przez to praktycznie nie widzi rodziny. Nie widzi, nie rozmawia z nimi, już nawet przestał tęsknić, widuje ich tak rzadko że już zapomniał za kim ma tęsknić i dlaczego. Tak bardzo jak jest to logiczne jest to bolesne.  Może się mylę, może jest coś w Jego przeszłości co sprawia że nie tęskni, a reszta ludzi tęskni za rodzicami niezależnie od tego jak długo ich nie widzi.

USA…
Oj USA też nie lubią, bardzo ale to bardzo. A dlaczego? ‘Bo USA pożycza od nas pieniądze i nie oddaje, pomaga Japonii, wywołuje wojny na świecie…’
No to mi racjonalnie wyjaśnili dlaczego nie lubią USA..

Zimno
Dlatego uczniowie noszą w klasach kurtki i rękawiczki. Bo jest zimno. Bardzo ciekawi mnie co będzie w zimie, a Lidia nie chce mi powiedzieć. Może nie potrafi tego wyjaśnić? Już się nie mogę doczekać gdy powiem ‘Caught a damn cold, I hate Alaska’. No może chociaż to po przecinku, bo jednak przeziębić się nie chce. Tak, jestem spaczony do bólu i granic niemożliwości ale jest mi z tym niezwykle dobrze.

Niedziela
W niedzielne poranki nawet kogut nie chce piać, za to słońce zerwało się wcześnie rano i postanowiło przebić się przez chińskie blokowisko i moje zasłony. Przebiło się na tyle skutecznie że wstałem umyłem się (od kilku dni myję zęby chińską pastą do zębów o smaku zielonej herbaty…ja ją chyba do kraju ze sobą przywiozę, razem ze słonecznikiem i zapasem bobu),  odpaliłem komputer, zrobiłem poranne ćwiczenia, sprawdziłem pocztę, poczytałem co się dzieje na świecie (mój jedyny kontakt z językiem polskim to ostatnio rozmowy z rodziną, przyjaciółmi i ten blog i jest jeszcze gorzej niż było bo coraz częściej zapominam polskich słów, co to za tłumacz co nie zna odpowiedników w swoim języku ojczystym…) i polazłem biegać.
Chciałbym w tym miejscu powiedzieć firmie Ronhill (naprawdę mnie nie sponsorują, ale uważam że powinni bo wspominam o nich już po raz któryś) – dziękuję. Tym razem gratulacje należą im się za leciutką kurtkę przeciwdeszczową którą można spakować do własnej kieszeni i zabrać sobie na ramie/plecy. Prognoza mówiła że będzie padać (i gdy piszę to pada), więc oprócz standardowego zestawu wziąłem ze sobą kurtkę. Zarzuciłem ją sobie na ramię i ruszyłem. W ogóle jej nie czułem, ani trochę mi nie przeszkadzała a biegło mi się naprawdę dobrze. Zdecydowanie za szybko jak na wycieczkę biegową, ale jeżeli jestem już w stanie biec przez 80 minut w takim tempie to jest przyzwoicie. Super pogoda do biegania. Zimno, ale nie bardzo zimno i bezwietrznie.
I tak biegnąc po starym centrum uświadomiłem sobie że to ‘moje’ Jiawang jest naprawdę, ale to naprawdę małe. Początkowo wszystko tutaj było dla mnie taaaakie duże, albo i jeszcze większe, ale teraz gdy przebiegnięcie z jednego końca na drugi koniec zajmuje mi mniej niż godzinę i gdy przywykłem do tego ruchu na ulicach to jakoś tak to wszystko wydało się małe. Uderzyło mnie to dzisiaj strasznie. Tylko ani trochę mi ta ‘małość’ nie przeszkadza. To idealne miejsce dla mnie. Ciche, spokojne, wzgórza niedaleko, stadion bliziutko, praktycznie bez ruchu samochodowego (to duuuuża przesada), a jednak ciągle się rozwija. Przed moim blokiem powstaje wieżowiec, za moim blokiem stoi już kolejne blokowisko, jeszcze jedno się buduje, a zaraz obok powstanie następne z ogromnym centrum handlowym…Tylko nawet wtedy będzie tu przez kilka lat cicho i spokojnie…To sobie właśnie uświadomiłem. Gdy tak sobie biegłem zapomniałem w końcu o kurtce, a po 20 minutach poczułem głód i już myślałem że będzie ciężko biec jeszcze godzinę, ale dałem radę bez większych problemów. Dawno już nie czułem głodu w czasie biegu. Potem chwyciła mnie lekka kolka, ale do tego już powoli się przyzwyczajam. Chyba za szybko biegam…chyba, ale głowy sobie uciąć nie dam. Na szczęście nie jest to w żaden sposób dokuczliwe więc się nie przejmuję i robię swoje.
Gdy zbiegałem spod pętli autobusów linii 25 (czyli spod innej szkoły) usłyszałem rytmiczne uderzenia w beton za sobą. Obejrzałem się, a to dwóch nastolatków próbowało dotrzymać mi kroku. W niedzielę. W czasie spokojnego wolnego biegu…No to odsunąłem chustę i krzyknąłem ‘dzia jo, dzia jo’ (mniej więcej ‘szybko, szybko’), ale  chłopaki nie dali rady. W niedzielę, w czasie mojego spokojnego biegu…Trochę wstyd, bo przecież powinni mnie złapać bez problemu. Demonem szybkości nigdy nie byłem i nie będę.
Dzieciaki dalej wołają za mną ‘łejgłoren’ (obcokrajowiec), a ludzie patrzą się na mnie jak na zjawisko z innej planety, ale w ogóle mnie to nie rusza. Kurczę jestem przecież na pierwszy rzut oka zupełnie inny od Nich, więc się nie dziwię. Czasem ktoś krzyknie ‘heloł’, to wtedy staram się przynajmniej podnieść rękę albo odkrzyknąć ‘ni hao’. Oni się uśmiechają, ja też chociaż mój uśmiech skrywa chusta. Momentami biegnę po ulicy bo to o wiele bezpieczniejsze od chodnika. Chodniki są nierówne, pełne dziur, czasem trzeba zeskoczyć kilkanaście centymetrów a to wszystko wybija z rytmu. Na drodze auta poruszają się z prędkością 40-50 km/h, ostrzegają Cię klaksonem gdy mają do Ciebie jeszcze grubo ponad sto metrów, a nawet potem starają się  ominąć Cię jak największym łukiem. Można więc spokojnie biec przed siebie…I tylko te klaksony przypominają że oprócz Ciebie i drogi jest tutaj jeszcze ktoś.
Dzisiaj wyszło ponad 15k. Rekord z zeszłego tygodnia został pobity. Do końca roku chcę dobić do biegów 90 minutowych, ale więcej mi nie potrzeba. Tutaj pogoda jest niezwykle łaskawa i należy z tego korzystać robiąc jak najwięcej szybkości.

Dzisiaj wielu zdjęć nie ma bo cały dzień przesiedziałem w domu. Czasem trzeba nadgonić filmowe zaległości i się jednak pobyczyć, naładować baterie na cały tydzień. Jutro notka pojawi się później niż zwykle, albo dopiero we wtorek bo idę na kolację z dyrektorem. Znaczy najpierw idziemy do innej szkoły a potem ruszamy na kolację, na której przyjdzie nam ‘spożywać alkohol’.

Dzisiejsza trasa:
http://www.endomondo.com/workouts/109657050

Adam!
Można by rzec ‘nareszcie’. A wiesz że moją mamę też zafascynowała ta kulka na słupie? Stoi sobie takie to to w malutkim parku na obrzeżu Jiawang.
Tak, te drzewka są sztuczne i pięknie świecą rano i wieczorem. Mam nadzieję że uda mi się zrobić im porządne zdjęcie gdy tak sobie świecą radośnie. Bo ostatnio zaskoczyły mnie we wtorek z samego rana.
Gdyby nie to że te pisuary są dość wysokie to miałbym problem bo faktycznie są zawieszone niziutko.
A co mnie podkusiło? To samo co gdy kupowałem kałamarnicę  z obwoźnego grilla – ‘najwyżej spędzę dzień na kiblu’. Jak już przejechałem taki kawał drogi to chcę trochę tutejszych specjałów spróbować.

Przy okazji…dzisiaj mija dzień 80, czyli połowa ważności mojej wizy…
Wybaczcie proszę dzisiejszy brak zdjęć, ale w nagrodę dostajecie ścianę tekstu ;)
Aaa…jeszcze jedno: tak, wszystkie potrawy w domu jem pałeczkami. No dobrze, oprócz jajecznicy.

Niedziela i przegapione #10

Dentysta!
Tak! Ten sympatyczny Pan z piątkowej galerii to dentysta. Wyobrażacie sobie w Polsce dentystę pracującego za taką olbrzymią szybą przez którą każdy z ulicy może Was zobaczyć…zaraz…właściwie to mogę…i to bez większego problemu, z tą różnicą że w tym małym gabinecie dentystycznym w Dębie są rolety.
Tylko ciekawa sprawa z tym dentystą bo Lidia powiedziała, że oni dentystów nie mają, przynajmniej nie tak łatwo dostępnych i jak coś mają nie tak z zębami to idą do lekarza pierwszego kontaktu. Swoją drogą ciekawe co taki lekarz może zrobić…w sumie skoro w Chinach na ulicy wyrywa się żeby to czemu wykwalifikowany lekarz nie może zajmować się też zębami.

Kukurydza
Ten starszy Pan obracający tym czymś nad ogniem to Pan sprzedający prażoną kukurydzę. Cholerstwo strzela jak armata. W dodatku buczał na mnie okropnie gdy robiłem zdjęcia…Przy okazji, jeszcze nie kupiłem bo mam pewne problemy ze zlokalizowaniem sprzedawcy, ale czasem widzę ludzi z popcornem w różnych kolorach, więc zapewne w różnych smakach. Jak tylko znajdę to spróbuję i opiszę wrażenia.

Gralnie, nie kafejki
To znaczy, z założenia to są kafejki, ale internet to tam tylko Pan/i przy wejściu przegląda. Reszta gra, gra i gra. Dla nich to w końcu odskocznia od całego świata, ale też mam wrażenie że coś więcej. W czasie konkursu zaimponował mi bardzo pewien chłopak. Znaczy zaimponowało mi wielu uczniów, ale ten jeden szczególnie bo przygotował sam prezentację o graczu w Warcrafta trzeciego. Większość uczniów nauczyła się opowiadania, albo je po prostu przeczytała, a chyba tylko on przygotował to sam. Czuć było że ten sky mu imponuje i jest w jakiś sposób dumny że pochodzi z tego samego kraju. Także owszem, pewien rodzaj ucieczki od stresu, ale też coś więcej. Było nie było e-sport to bardzo opłacalna rozrywka, więc kto wie może i On w przyszłości będzie mistrzem świata?

Termosy
Zaciekawiły mamę, więc może jeszcze kogoś. Te termosy stoją sobie pod akademikiem i czekają aż zostaną wzięte i napełnione gorącą wodą, która następnie zostanie wykorzystana w szkole. Było nie było czasem trzeba się napić i warto wtedy napić się czegoś ciepłego, szczególnie gdy robi się coraz zimniej. Termosy nie giną, nikt ich nie kradnie, stoją sobie spokojnie. Podobnie gdy idzie się na stołówkę, stoją przed drzwiami i nikomu nie przeszkadzają.

Tablice…
To pewnie Was nurtuje, bo mnie nurtowało okropnie, ale dotarłem do tego o co chodzi. Te tajemnicze numerki na tablicach to nic innego jak koszty wynajmu, lub wykupu, mieszkania. Czyli każdy może sobie pooglądać co i jak. Uderzające jest to, że większość mieszkań które można wynająć ma ogromny metraż. Rzędu 80-90 metrów kwadratowych. Czasem trafiają się też mniejsze, ale to już znacznie rzadziej. A jak to wygląda cenowo? No powiedzmy, że za takie 70 m.kw. trzeba zapłacić miesięcznie od ~400 do ~800 RMB. Czyli bardzo, ale to bardzo przyzwoicie. Za wykup w nowym centrum ~4000 RMB za m.kw. Dla porównania: w Szanghaju m.kw. to średnio 22k RMB.

Zniszczone paznokcie
Owszem Adam reklama niezwykle nietypowa, ale…bardzo sugestywna i prawdziwa do bólu. Mi co prawda paznokcie po maratonie nie schodziły, ale pamiętam ten ból, pamiętam odciski i mnóstwo innych niesympatycznych rzeczy. A skoro Chińczycy mają fioła na punkcie stóp, to w końcu oni odpowiadają za wiązanie stóp kobietom (tutaj należy podziękować mamie bo to ona mnie z błędu wyprowadziła) to nic dziwnego że mają tutaj specjalistę od nich.

Niedziela
Taki niedzielny standardzik: śniadanie, bieg, sprzątanie, obiad i nagła zmiana bo praca.
Dzisiaj pękło 14 kilometrów, czyli nowy chiński rekord. Ubrałem się naprawdę lekko a pot lał się ze mnie jakby było lato. Ostatnich kilka dni to naprawdę fajna pogoda. Aż chce się biegać.

Trasa z biegu:

http://www.endomondo.com/workouts/gXZzLNv8bNM

Dzisiaj do szkoły przykulał się właściciel największej szkoły językowej w Chinach. Wygłosił przemówienie, posprzedawał książki, porozdawał plakaty, ulotki i zniknął. Uczniowie podobno się nieźle wynudzili. Dostałem od nich parę ulotek i tak je przeglądam i widzę, że to bardzo ładny zbiór haseł motywacyjnych. Naprawdę ładnych, takich mocno propagandowych. Zresztą ten Pan mówi, że nauka angielskiego jest niezbędna by Chiny stały się najpotężniejszym krajem na świecie. Nie wiem czy to dodatkowo zmotywuje moich uczniów, kilku na pewno, ale takie mocno patriotyczne podejście bardzo mi się podoba. Przede wszystkim jest logiczne bo jak tu w dzisiejszych czasach prowadzić interesy nie posługując się wspólnym językiem. Czyli mamy takie dwa w jednym – uczmy się i pracujmy ku chwale Chin.
Chociaż dzisiaj czytałem artykuł z którego wynikało że rząd chiński chce by Chińczycy jak najwięcej pieniędzy wydawali w kraju, inaczej grozi Chinom spowolnienie rozwoju. Wszystko dlatego że gdy Chiny się rozwijają i brną jak taran do przodu reszta świata ledwo co człapie.

A zajęcia poszły błyskawicznie. Chciałem puścić ten amerykański mam talent, ale przykulała się nauczycielka z synami i musiałem zrobić coś bardziej sensownego…na drugie zajęcia też przyszła…dopiero od trzecich zniknęła. A że trzecie to klasa dwunasta to w dalszym ciągu oglądaliśmy Królewnę Śnieżkę i Łowcę.

Na kolację poszedłem do czwórki, zamówiłem dawno niejedzone tofu i wszamałem ze smakiem. Nawet nie musiałem dokładać przypraw, było wystarczająco dobre.
A skoro mowa o jedzeniu to znowu udało mi się zrobić naprawdę dobry obiad. Jeszcze lepszy niż wczoraj i gdy go zjadłem to aż mnie pot oblał. Dokładnie tak jak lubię. Także tyle na tydzień moi Drodzy. Ach…zapraszam do galerii gdzie można zobaczyć kurę kanibalkę.

Niedziela i przegapione #8

Na mapie nie ma Japonii
Pierwsze zajęcia jako nowy nauczyciel klasy pierwszej i co? Na mapie całego świata nie ma Japonii. Została zamazana korektorem. A na terytorium USA też coś nabazgrali, ale z racji tego że mój chiński jest bardzo japoński (jako taki) to się nie odczytałem, a pytać nie chciałem.

Kolejka przed szkołą…
Takie coś spotkało mnie pewnego dnia i dlaczego? Okazuje się że uczniowie nie mogą wejść na teren szkoły przed 1330 w czasie przerwy na lunch. Podobne coś widziałem we wtorek rano przy innej szkole. Mnóstwo uczniów czekało aż będą mogli wejść do szkoły. Naprawdę mnóstwo.

Comiesięczne badanie wzroku
Widzę to już po raz drugi, więc zakładam że odbywa się co miesiąc. Otóż pojawia się kilka osób która badają wzrok. Rozstawiają namiot, ustawiają maszynę i schodzą się klasy z całej szkoły. Każdy otrzymuje informacje o stanie swojego wzroku, propozycje oprawek itd.

Zmiany miejsc uczniów
Co jakiś czas gdy wchodzę do klas widzę że uczniowie zmienili miejsca. Doprowadza mnie to do szału bo bardzo przywiązuję się do tego gdzie kto siedzi. Tak jakoś łatwiej mi w ten sposób spamiętać wszystkich uczniów. I tak sobie myślę…Wy mi robicie to na złość, w Polsce to podejrzewałem, ale teraz mam pewność, wszyscy ludzie są z natury złośliwi i Wy mi to teraz udowadniacie…a jednak nie. Otóż zmieniają miejsca by wzrok nie przyzwyczaił się do oglądania tablicy z jednego miejsca. Kurczę. Badania wzroku, ćwiczenia oczu i jeszcze to. Niesamowita praca u podstaw. Takie drobnostki, naprawdę małe rzeczy, a chyba pomagają bo okularników nie ma zbyt wielu. W Polsce ktoś mógłby o tym pomyśleć. No i moja teoria o złośliwości jeszcze musi poczekać. Chociaż coraz bardziej boję się, żeby ta złośliwość nie okazała się jedynie Polską cechą.

Dobranoc, dzień dobry
Tak sobie rozmawiałem ostatnio przez tlena, bo gg jest za duże jak na mojego netbooka i po raz pierwszy uderzyła mnie różnica czasu. Gdy przeczytałem miłego dnia, musiałem odpisać dobrej nocy. To jest doprawdy dla mnie niespotykane. Dobrze że mam w Polsce znajomych którzy idą spać wtedy gdy ja wstaję…

?!
Tak mniej więcej zareagowała Lidia gdy powiedziałem jej że wiem gdzie jest Harbin (miasto blisko granic z Rosją i Koreą Północną) i że wiedziałem o nauczycielce znęcającej się nad uczniami. No kurczę, przecież teraz tu mieszkam, więc muszę się mniej więcej orientować co się tutaj dzieje. A o Harbinie wiedziałem bo sprawdziłem chyba każde większe miasto z którego były oferty pracy i Harbin mi wyjątkowo nie przypasował. Jestem stworzeniem ciepłolubnym a klimat syberyjski zdecydowanie nie jest dla mnie. Co prawda miasto wygląda bardzo europejsko i jedzenie też jest bardzo europejskie, jednak temperatura maksymalna wynosząca minus dwanaście w styczniu nie przekonuje mnie ani trochę.

Warszawa piękne miasto z ogrodami
Tak powiedział Pan Geograf. Głupio mi było wyprowadzać Go z błędu, ale przepraszam bardzo Warszawa z ogrodów i parków nie słynie. Owszem, jest ich tam kilka, ale jako osobnik wychowany 100 metrów od największego parku w Polsce i jednego z największych w Europie (chyba drugiego co do wielkości parku miejskiego, ale nie potrafię się doszukać potwierdzenia) mam trochę wyższe standardy. A najpiękniejszy to przymiotnik bardzo subiektywny i rozumiem że nie każdemu może się śląski industrializm podobać, więc  powiedziałem tylko, że mamy bardziej urokliwe miasta. Na co cała trójka się zaśmiała i Lidia wytłumaczyła, że tak uczą w książkach, więc najwidoczniej rząd ich okłamuje. Kurczę, fajnie że mają taki dystans do tego.

WF
Zgodnie z życzeniem :)
WF wygląda tutaj z jednej strony inaczej, a z drugiej podobnie. Inaczej bo odbywa się na dworze i ciekawi mnie jak to będzie gdy walnie mrozem. Podobnie bo zaczyna się rozgrzewką, czyli truchtem w tempie raz-dwa-raz-dwa  i podobnie bo nauczyciele dają uczniom wolną rękę. Czyli mogą sobie pójść na plac zabaw, pograć w badmintona, kosza, czy ping-ponga. Z tego co zauważyłem starsze klasy mogą wejść na stadion. I tam różnie, czasem grają w piłkę, a czasem biegają na bieżni.
Niby taka samowolka na którą u nas się narzeka, ale kurczę tutaj praktycznie nie ma otyłych dzieciaków. Jest parę dzieciaków bardziej przy kości, ale w porównaniu z Polską to niebo a ziemia. No i te obowiązkowe ćwiczenia w ciągu dnia na przerwie. To mi się bardzo podoba i też uważam że można by to spokojnie przenieść do Polski.

Zmiany w internecie
I bynajmniej nie chodzi mi tu o zniknięcie darmowych portali. Przed 18. Zjazdem partii, który rozpocznie się już 8. Listopada internet w Chinach trochę się zmienił. Zablokowano już nawet gmail.com. Ja odczułem to jedynie kilkoma zerwanymi połączeniami w środę i czwartek. Całe szczęście, że łączę się z internetem trochę  inaczej i wszystko działa bez problemów.

Niedziela
Ból z wczoraj minął i mogłem w końcu coś zjeść. No to zjadłem normalne śniadanie. Utrzymało się, więc poszedłem biegać. Chciałem pobiegać trochę dłużej dzisiaj, ale wczorajsza głodówka dała się odczuć i biegło się ciężko. Nie bardzo ciężko, ale ciężko. Po drodze pogadałem z robotnikami, którzy ustawiają drzewa przy drodze (niektóre już się poprzewracały). Powrót do domu był makabryczny. Cały czas pod wiatr, żałowałem że nie miałem chusty na usta (bo nie wyschła), ale tej z głowy zdjąć nie mogłem. Mając do wyboru ból gardła albo ból zatok wybieram ból gardła.
W tym miejscu chciałbym podziękować firmie Ronhill za stworzenie tej bluzy – http://www.ronhill.com/trail-cyclone-1-2-zip-4 (nie, nie dostałem jej za darmo :(). Nie dość, że ma odpowiednio długie rękawy (a to jest moja zmora) to ma kieszenie z tyłu, warstwę softshell i windproof z przodu, dziurki na kciuki i rozwijane rękawki dzięki czemu nie muszę biegać w rękawiczkach. A w dodatku jest leciutka. Kupiłem ją przed wyjazdem, razem z cieńszą bluzą i kurtką przeciwdeszczową. Na rozpisywanie się o nich jeszcze przyjdzie czas. Oby, bo boję się że ta cieńsza już mi się na nic nie przyda.

Lunch postanowiłem zrobić sam. Najpierw przegotowałem wodę, wlałem do naczynia sypnąłem przypraw i wrzuciłem tofu. Gotowało się to minut parę. Na tofu zaczęły robić się jakieś bąble, więc zdjąłem z płyty, dodałem bobu i poszedłem szamać. Nie smakowało jak w szkolnej stołówce, ale złe też nie było. Czyli tofu w domu może być.

Oczywiście po jedzeniu trzeba było posprzątać w mieszkaniu.

A potem ruszyłem do sklepu. Nakupowałem się oj nakupowałem się. Obowiązkowo kupiłem nowy kubek, bo stary dzisiaj potłukłem. Niestety upadek na kafelki oznacza śmierć dla kubka. Kupiłem też płyn do mycia naczyń, proszek do prania, standardowe jedzenie w postaci płatków i rzeczy do płatków, oraz sezam w proszku by zrobić napój. A potem pojechałem do drugiego sklepu by zaopatrzyć się w jajka i kupić płatki błyskawiczne (lubię sobie wymieszać), a przy okazji kupiłem też kawę. Kawę rozpuszczalną. Z cukrem. Bo jedyna rozpuszczalna bez cukru to Nescafe. Nie jestem aż tak rozrzutny by płacić 24 RMB za 50 gramów rozpuszczalnej kawy. Co się okazało po otwarciu pudełka z kawą? Że jest tam kubek. No to teraz mam dwa kubki.

No i trasa z dzisiaj:

http://www.endomondo.com/workouts/r0gozR6tBnE

A na zdjęciach widać też moją klatkę. Ja widzę ją codziennie, ale codziennie jej nie fotografuję, więc będę tak wrzucał od czasu do czasu żeby nikt jej nie zapomniał. No bo co z tego, że jest brudna. Jest w moim bloku. Także to moja brudna klatka schodowa.

Niedziela i przegapione #7

Góry wszędzie są takie same. Niezależnie od tego czy pojedziemy w Alpy, Beskidy, czy będziemy się wspinać po chińskich pagórkach. Wszędzie góry są takie same. No może z tym wyjątkiem, że w Chinach można wejść na pagórki wybetonowaną drogą. Czyli wjechać też można. Super, no nie? Tak też dzisiaj zrobiliśmy. Najpierw dojechaliśmy do skrzyżowania, odbiliśmy w prawo, pojechaliśmy kawałeczek, odstawiliśmy rowery i ruszyliśmy w górę na wieżę telewizyjną. No i faktycznie ta wieża nie wydaje się być tak bardzo odległa od pagórków z pagodami. Spokojnie można sobie tam pobiegać.

Wysoko nie było, ale Jenn i Shawn zlali się potem okropnie. Chociaż Jenn skakała niczym kózka po tych górach zostawiając nas z tyłu (podobno po to by Shawn mógł poćwiczyć angielski, ale nawet jeżeli to cisnęła do przodu naprawdę mocno). A widoki z górki przepiękne. Nie są to nasze Beskidy, ale i tak fajnie sobie pochodzić po górach. Nawet jeżeli na górę można wejść po schodach (nie wiem czy gdziekolwiek indziej na świecie są góry na które można jednocześnie wjechać samochodem, wejść ścieżką, szlakiem, oraz po schodach). Cisza, spokój, ptaki fruwające w miejscu, ludzie uprawiający sezam (to coś co się suszyło jakiś czas temu pod domem to był właśnie sezam), ale ponownie żadnych zwierząt. Tylko kury, żadnych krów czy kóz, albo owiec. Tylko uprawy. Mam nadzieję, że jeszcze znajdę czas i siły by dokulać się  tu samotnie, bo widok był naprawdę cudowny. Tylko trochę za bardzo wiało. W końcu szczyt całkowicie odsłonięty, ani krzaczka żeby się schować. A byłem mokry po tej wspinaczce. Zresztą nie tylko ja. ‘Wspinaczce’ bo górka miała jakieś  ~300 metrów, może nawet nie. I schodziło się o wiele gorzej niż wchodziło, beto jest pomocny przy wchodzeniu, ale przy schodzeniu jest, jak dla mnie, irytujący.

Ze szczytu było też widać świątynię. Jenn powiedziała, że nie lubi świątyń. Dlaczego? ‘Bo jestem chrześcijanką i mama powiedziała mi, że nie powinnam chodzić do świątyń modlić się’. Hmm…No tak, to na co ja patrzę jak na atrakcję turystyczną i co traktuję jako okazanie szacunku dla innej religii dla Niej, jako Chińskiej chrześcijanki, będzie złamaniem pierwszego przykazania. Mogłem się zapytać co w takim razie z trzecim, skoro dzisiaj musi iść do szkoły i odrabiać zadanie. No właśnie, co z trzecim!?

Za dwa tygodnie uczniów czekają egzaminy środkowo semestralne. I tym razem mają one trwać trzy dni. Rany…Masakra. Całe uczniowskie życie jest podporządkowane nauce. A przecież ta szkoła, szkoła średnia w sensie, jest nieobowiązkowa. Po skończeniu odpowiednika naszego gimnazjum, nie ma potrzeby dalszej edukacji. Uczą się bo chcą. I podporządkowują się całkowicie. Nie mają praktycznie czasu wolnego, bo co to za czas wolny tych kilka 6-7 godzin przeznaczonych na sen i może godzinka-dwie między lekcjami/odrabianiem zajęć. A jednak godzą się na to. Ilu uczniów w Polsce by się na coś takiego zdecydowało? A oni się decydują i co więcej, mogą sami zdecydować że chcą powtarzać daną klasę. Nawet jeżeli nauczyciele pozwalają im przejść do następnej. ‘Tak, chcę zostać w tej klasie bo czuję, że nie opanowałem jeszcze tego materiału.’

No dobrze, pospacerowaliśmy, pojeździliśmy i wracając do domu dostałem cosie. Nie ziemniaki, ale cosie są podobno słodkie i mam je przez parę dni suszyć. Więc ułożyłem na oknie i suszę.

Dzisiejsza trasa chodzona:
http://www.endomondo.com/workouts/jSkb054639A

Supergwiazda w supermarkecie
A w tym tygodniu w supermarkecie…zostałem obfotografowany i to w dodatku trzymając dziecko. Ja się na dzieciaka patrzę, dzieciak na mnie i obaj mieliśmy miny mocno zdziwione. On chyba jednak bardziej.

soft kitty, warm kitty, little ball of fur
Gdy Lidia rozmawiała z Miguelem I powiedziała że jego głos brzmi jak kołysanka dwie Chinki spojrzały na jedynego Chińczyka a on zaintonował piosenkę z ‘Big Bang Theory’. Mało się ze śmiechu nie popłakałem. Muszą naprawdę się przykładać do nauki, jeżeli są w stanie oglądać seriale w oryginale.

Cygaro na tablicy
Moja nauka chińskiego idzie w coraz lepszym kierunku. Nie mam już problemu by napisać na tablicy ‘cygaro’, albo ‘bomba atomowa’.

Mleko
No i jakoś tak doszło do tego, że zrobiłem małe koapnie w internecie i dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy dotyczących produktów mlecznych. Otóż po pierwsze produkty mleczne były przez wiele lat uznawane za produkty spożywane jedynie przez ludy barbarzyńskie mieszkające na obrzeżach imperium i dwór nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Dlatego w kulturze chińskiej nie ma zwyczaju spożywania mleka, sera, masła czy innych produktów mlecznych. A druga sprawa to fakt, że ponad 30% dorosłych Chińczyków w jakimś stopniu nie toleruje laktozy. Czyli na produkty mleczne nie ma zapotrzebowania. Dopiero niedawno rząd zaczął wspierać reklamami przemysł mleczarski i zachęca rodziców do pojenia dzieci mlekiem.

Niedziela i przegapione #6

Mogę być winna grosik
Czułem, że tu jest zbyt pięknie. Czułem! Panie na kasach są wszędzie takie same, jak im się kończą drobne to nie chcą tego grosza wydać i tak samo tutaj. Nie dostałem swojej 1/10 RMB. Machnąłem na to ręką. Jak ostatnio liczyłem mam w monetach 1/5 i 1/10 RMB już ponad 20 RMB, więc spokojnie. Pani na kasie dostanie spory zapas. Żeby jej prędko nie zabrakło.

Zamknięty plecak w sklepie
Normalnie nie przejmuję się tym, że w sklepach są szafki i powinienem schować do jednej z nich plecak. Normalnie nikt mi nie mówi, że mam to zrobić (o dziwo w zeszłą niedzielę kazali schować Miguelowi, co wyjaśniła mi Lidia mówiąc że on jest trochę podobny do nich (Chińczyków w sensie), więc nie traktują go ulgowo), więc tego nie robię. Raz jednak postanowiłem schować plecak, a co mi tam. Naciska się przycisk, dostaje się karteczkę, otwiera się szafka, wkłada się plecak/torbę i zamyka szafkę. Po zakupach należy podejść do szafki, podsunąć karteczkę z kodem kreskowym pod czytnik, poczekać aż się otworzy i wyjąć zawartość. I tak też zrobiłęm, z tym małym wyjątkiem że mój plecak zablokował szafkę i nie chciała się otworzyć. I tak przesympatyczna Pani siłowała się na wszelkie możliwe sposoby, a mnie już oblewał zimny pot, bo bez plecaka zostać nie mogę…i spróbowała otworzyć ręcznie, ale dalej nic, a pode mną zrobiła się już mała kałuża…ale w końcu się udało. Ślicznei Pani podziękowałem i oddaliłem się z postanowieniem, że już nigdy, pod żadnym pozorem, samowolnie nie schowam plecaka do szafki.

Zdrajczyni w czasie kolacji
‘Zdrajczyni’, czyli Stefania, razu pewnego przysiadła się do mnie do kolacji. A raczej nie tyle przysiadła co pozwoliła mi się przysiąść bo widziała, że szukam miejsca. Czyli technicznie rzecz biorąc to ja się przysiadłem…W każdym razie rozmawialiśmy sobie i przyznała się, że chciałaby wyjechać do Oxfordu by tam studiować filologię angielską. Marzenie zacne, bardzo wymagające, ale godne pochwały i wspierania. Potem co prawda usłyszałem pytanie ‘dlaczego nie lubisz Justina Biebera?’ (2 piosenki przerabiane 14 razy potrafią w końcu zniechęcić do wszystkiego), ale ogólnie to całkiem sympatyczna dziewczyna.

Zdjęcie w ICBC
Lidia usłyszała od znajomej, pracującej w ICBC (chińskim banku w którym mam konto), że są w internecie zdjęcia kogoś kto wygląda jak ona i obcokrajowców zakładających konto w banku. Czyli prawdopodobnie są to zdjęcia mnie i Vicki gdy zakładałem konto w ICBC w Xuzhou. Niestety Lidia się tych zdjęć nie doszukała, więc całkiem możliwe, że są one na jakiejś wewnętrznej stronie ICBC. Bo przecież nie umieściliby mnie na swojej stronie bez mojego pozwolenia ;)

A wymienisz się godzinami?
Gdy przykulała się Jeniffer w środę Miguel podsunął mi kartkę i zapytał czy bym się nie zamienił zajęciami w środę. Zaproponował żebym wziął klasę 3 zamiast klasy 8. Czyli miałbym trzy zajęcia pod rząd, okienko i przerwę na lunch. No i teoretycznie fajnie, tylko że jak ja mógłbym oddać klasę 8? Z Wendy. Nie ma takiej opcji nawet. No i tak też powiedziałem, że nie zamienię się . Miguel stwierdził, że jeszcze będzie na ten temat rozmawiać z kimś. Po chwili wyciągnął kartkę i pokazał Vicki mówiąc że nie chcę się wymienić. Ewidentnie szukał poparcia, ale go nie znalazł bo Vicki wie, że moja klasa 8 jest nie do ruszenia. Powrócił do tego tematu w czasie kolejnej rozmowy z Lidią, ale ta wybrnęła z tego bardzo zmyślnie mówiąc, że plan ustaliła szkoła i gdy zmienią coś dla niego to wszyscy będą się chcieli wymienić, a na to się szkoła nie zgodzi.

Parking dla nauczycieli
Wydzielono, w końcu, osobny parking dla nauczycieli. I w końcu można parkować poza żółtymi kreskami.

Paskudnie wyglądające tofu
Jednego wieczoru postanowiłem spróbować czegoś nowego i wziąłem paskudnie wyglądające coś w stołówce. Paskudnie wyglądające coś okazało się całkiem zacnym tofu przygotowanym w przyprawie z domieszką kurkumy. Jest dobrze.

Naprawdę chcesz tu zostać? Zrobiłeś tu wszystko co mogłeś zrobić…i znasz lepiej Jiawang od Lidii
Tak powiedziała Vicki…i tak się zastanawiam czy nie ma racji. Bo z jednej strony codziennie coś odkrywam, ale to już raczej jakieś niedobitki bo większość już faktycznie odkryłem. Tylko mi to odpowiada. Odpowiada mi taki spokojny, małomiasteczkowy klimat. To nie jest wielkie miasto, to nie są Chiny jakie sobie wyobrażałem, ale to ciągle są Chiny. I to jest bardzo dobre miejsce by zacząć przygodę. Potem mogę się przenieść gdzieś dalej, ale na razie wszystko mi tu pasuje.
A Jiawang może znam lepiej od Lidii bo chociaż ona wie gdzie zrobić zakupy to ostatnio jadąc do Xuzhou stwierdziła, że przez półtorej roku nie widziała jednej z tutejszych szkół. A przecież ona jest na ulicy równoległej do ulicy głównej. No to jak można ją przeoczyć? Ano można, bo nie ma na niej sklepów :)

Pan się ciągle uśmiecha
Trafiła się w klasie czternastej dziewczyna zadająca bardzo trudne pytania. Same bardzo trudne pytania. I widać było, że się przygotowała ze słownikiem i brała pierwsze słowa. Bo zamiast przyjemnego ‘smile’ wzięła trudny ‘grin’, którego nikt nie rozumiał. I zapytała się ‘Pan się ciągle uśmiecha, czy lubi się Pan uśmiechać?’ . I jak ja mam powiedzieć, że nie? Gdy już się dziewczyna namęczyła i użyła tego skomplikowanego ‘grin’ musiałem zacząć się śmiać i odpowiedziałem, zgodnie z prawdą, że to głównie dzięki nim ciągle się uśmiecham i jestem wesoły. Bo to są niesamowite dzieciaki.

Paczkarz z paczkami
I widziałem listonosza, ale zdjęcia mu nie zrobiłem. No dobrze, to nie listonosz, a Pan Paczkowy.

Też ściągają
Zapytałem się Lidii czy też ściągają na sprawdzianach i bez chwili zawahania odpowiedziała, że tak. Także nie musimy czuć się gorsi :)

Nikt mnie nie poznaje
No właśnie, odkąd zapuściłem brodę ludzie przestali mnie poznawać. Nawet dyrektor zapytał się Lidii jak mam na imię…No przecież byliśmy razem na kolacji…

Wyścig
Rano skulałem się z łóżka, zjadłem śniadanie i gdy stwierdziłem, że mam jeszcze mnóstwo czasu postanowiłem posprzątać. Posprzątałem więc, ubrałem się i poszedłem pod scenę. Po kilku chwilach ktoś mnie znalazł, dostałem rower, numer startowy i kask. Oczywiście mnóstwo ludzi robiło sobie ze mną zdjęcia, lub mi zdjęcia. Naprawdę mnóstwo. Znowu będę w telewizji, tym razem w większej bo na całą prowincję, ale reporterka nie umiała angielskiego i była bardziej blada niż prześcieradło, więc nawet z nią nie próbowałem rozmawiać. Za to spotkałem Xu i życzyłem jej miłego dnia, a ona mi powodzenia.

Sam wyścig zaczął się o 9. Ustawiłem się na szarym końcu i przez 2 kilometry byłem na szarym końcu. Po chwili dopadłem pierwszego studenta z Zachodu, po kolejnym kilometrze drugiego, a na podjazdach łapałem Chińczyków. Na poboczu stali kibice, którzy krzyczeli niepamiętamco, ale miało być motywacyjne i dawało kopa. Dojeżdzając do jeziora minął mnie lider z peletonem kilkaset metrów za nim. Czyli po ~9km mieli nade mną przewagę ~4km. Pięknie. Jazda wokół jeziora była bardzo klimatyczna bo unosiła się jeszcze poranna mgła i wkoło było mnóstwo ludzi, w tym znajomi Lidii, którzy bardzo dopingowali. Uda mnie piekły jak już dawno nie, w końcu rower to nie jest moja bajka. Jadąc wokół jeziora obrałem sobie za cel Chińczyka który był dobre kilkadziesiąt metrów przede mną. Jechaliśmy bardzo równym tempem, gdy wyjeżdżałem doszedł mnie inny Chińczyk, którego łyknąłem kilka kilometrów wcześniej, a z którym trochę współpracowaliśmy w czasie podjazdu. Tym razem to on mi pomógł na podjeździe, ale niestety na drugi sił mu już nie starczyło i wtedy doszedłem swój cel. Współpraca z oboma była doskonała, gdy chcieli żebym się za nimi schował krzyczeli ‘ke ke ke’, a gdy chcieli żebym przycisnął mówili ‘go’, więc się dogadywaliśmy. Z ‘celem’ wymienialiśmy się  przez ostatnich 5 kilometrów i na kilometr do mety ruszył obok mnie i zaczęliśmy finiszować. Po kilkuset metrach odpuścił, ale celowo bo widziałem że ma jeszcze moc, wjechałem na metę z rękami w górze i jak Lidia nie da plamy to będę mieć te zdjęcie. Ogółem poszło bardzo dobrze, co prawda gdy zszedłem roweru ledwo mogłem chodzić, ale nie ma źle. Jak wrócę do kraju to bez dwóch zdań kupuję nowy rower. Tym razem właśnie do czegoś szybszego a nie do jazdy po mieście.  Oczywiście po wyścigu przybiłem piątkę koledze z którym się wymienialiśmy, gro Chinek i Chińczyków robiło sobie ze mną zdjęcia, ale po chwili uciekłem żeby się przebrać.
Brakuje mi wyścigów, bo one dają takie poczucie wspólnoty, niezależnie od miejsca na świecie i języka w jakim się komunikujemy. Brakuje mi takiej pozytywnej rywalizacji, innych biegaczy, brakuje mi tego machania ręką, wrzasków kibiców, ale brakowałoby mi tego i w kraju, w końcu jest październik. W Polsce takie wyścigi też mogłyby być organizowane trochę częściej niż tylko z okazji Tour de Pologne. A może są?

Rower
Umarł. Znaczy nie tyle rower co tylna przerzutka. Kręci się i przeskakuje. Trzeba kupić nową i ją wymienić. Było tak od początku, ale dopóki dało się jeździć to nie narzekałem, teraz jeździć się już nie da w ogóle. A dzisiaj Pan Rowerowy pokręcił pedałami, pokręcił głową i zrozumiał co chce powiedzieć, ale poprosił o telefon do Lidii i jej wyjaśnił. Wytłumaczył gdzie jest sklep rowerowy (no naprawdę Lidia, jeden jest na prawo za ulicą z Panem z mięsem na patyku, a drugi jest na prostopadłej do głównej prowadzącej do sklepu, praktycznie naprzeciwko księgarni), ale stwierdziłem że wolę już jeździć różową damką niż inwestować w ten rower. Bo chociaż bardzo fajny i sporo razem przeszliśmy to jednak nigdy nie będzie mój i do kraju go ze sobą nie zabiorę.

Wendy
Tak koło 15, po lunchu z dyrektorem wyścigu (i znowu potwierdza się moje zdanie, że w tych droższych knajpach jedzenie jest gorsze od tego w tych tańszych), byłem już w domu, rozmawiałem z mamą i…zadzwoniła Wendy. Zażartowała sobie, że powinienem mieć większe mieszkanie niż Miguel, a potem zapytała czy nie przyszedłbym do szkoły. A czy mam lepsze plany na wieczór? Kurczę, no nie mam, więc poszedłem. Po drodze wstąpiłem do sklepu kupić ciastka (bo ostatecznie z tym kubkiem się rozmyśliłem. Ona by się na pewno ucieszyła, ale co w przypadku pozostałych ~350 uczniów? Dlatego ciastka. No i tak czekałem na Wendy, czekałem i czekałem. W końcu po ~20 minutach poszedłem wziąć sobie ryż. Pani w stołówce zaczęła się tak histerycznie śmiać, że aż mi się udzieliło i musiał ją ktoś inny poratować. Wziąłem ryż, mięso z kury i ziemniaka. 4 RMB nie moje. Potem przykulała się Wendy z Sophie, jeszcze kimś i …Lucy (…bo szukałem dobrego imienia), więc kupiłem 4 ciacha. A tutaj Wendy wywinęła mi numer bo pojawili się jeszcze inni znajomi, połączyli dwa stoły i pokupowali jedzenie urządzając sobie prawdziwą ucztę w stołówce. Oto jak w Chinach urządza się urodziny dla szkolnych znajomych. Łącząc stoły, kupując jedzenie w stołówce i zapraszając nauczycieli. Trochę inaczej niż u nas, prawda?

Odnośnie tych sympatycznych czarnoskórych chłopaków na zdjęciach to Joe i Reggie, którzy studiują w Chinach już dwa lata i przyjechali tutaj by wystartować w zawodach.

Trasa wyścigu:
http://www.endomondo.com/workouts/kxQ1P279WxM

Nazwali go MTB, ale z MTB to on nic wspólnego nie miał.

Niedziela i przegapione #5

Syf na targu
To rzuca się strasznie w oczy, a raczej w nos. Warunki w jakich sprzedawane jest tu mięso woła o pomstę do nieba. Tylko tak myślę…przecież ja mięso z takiego targu i tak jem w restauracjach, więc co za różnica w gruncie rzeczy.

Zdjęcia
Wszędzie, ale to naprawdę wszędzie znajdują się zdjęcia pracowników danego miejsca. Począwszy od policji (co jest sensowne), poprzez ochroniarzy przy bramie (co jest niezwykle sensowne), na kierowcach i ludziach sprzedających bilety w autobusie skończywszy (co sens też ma, w końcu autobus mógłby zostać porwany przez kogoś, ktoś inny mógłby próbować pobierać opłaty, a prawdziwy kierowca i sprzedawca byliby w sporym niebezpieczeństwie). Coś podobnego jak w Saturnie i Media Markcie u nas. Tylko na sporo większą skalę.

Dlaczego lubisz herbatę?
Takim oto pytaniem zostałem zabity w poprzednią niedzielę gdy nie zamówiłem niczego do pcia, oprócz darmowej herbaty. Darmowej bo w tych lepszych restauracjach za herbatę się nie płaci.
No właśnie, dlaczego nie chciałem żadnego świeżo wyciśniętego soku tylko herbatę? Ta sytuacja wydała mi się tak abstrakcyjna, że nie mogłem znaleźć odpowiedzi. No bo jak mam wytłumaczyć Chince dlaczego lubię herbatę. Kurczę…czy nam lub Rosjanom tłumaczy się dlaczego lubi się wódkę? Albo Niemcom dlaczego lubi się piwo (chociaż to podobno Egipcjanie wymyślili)? No nie za bardzo. Historia herbaty w Chinach sięga (według wikipedii) 2737 roku p.n.e., a u nas? Do Anglii dostała się pod koniec 17 wieku i dostali takiego pierdzielca, że z jej powodu rozpoczęły się wojny opiumowe. No i w Anglii wytworzyła się kultura picia herbaty. A jak my przy tym wyglądamy? Dla nas herbata jest jak woda, jak główny napój do wszystkiego. Barbarzyństwo ;)

Syf w kiblach publicznych
Odważyłem się wejść do kilku, ale z robienia zdjęć zrezygnowałem. W jednym kibelku zaczęły mi łzy płynąć. A ja przecież w Zoo pracowałem. Przy hipopotamach klatki czyściłem…Węchu jednak wyłączyć się nie da…

Zdjęcia kamieni
Nikt się nie pyta, ale na pewno ciekawość Was zżera o co chodzi z tymi kamieniami? No właśnie…to dobre pytanie. Podobno wszystkie ta kamienie ustawiane na drogach, trzymane w domu są pozostawione w stanie w jakim je wydobyto. A stawia się je z powodów dekoracyjnych. Bo często coś przypominają. Z reguły mają to być coś z chińskiego horoskopu. Mi osobiście większość z tych kamieni przypomina po prostu kamienie, ale może pod jakimś odpowiednim kątem i specjalnym świetle coś tam widać.

Dlaczego nie ma szczurów?
To pytanie też się nasuwa. Przecież tu jest tyle jedzenia na ulicach, w śmietnikach, po prostu wszędzie. A nie ma szczurów. Na takich osiedlach siłą rzeczy muszą być. A nie ma…Są koty, psy, ale nie ma gryzoni. W sumie to pół Europy wybiła dżuma przenoszona przez szczury, więc chyba jednak tak dobrze u nas z czystością nie było i nie ma.

Zasłonięta flaga Japonii w markecie
To rzuciło mi się w oczy w sklepie w Pizhou. Ogromna wydrukowana reklama z hasłem ‘Produkty Importowane’ i flagami USA, Kanady, Korei, Jap…ups Chin ;) Zasłonili flagę Japonii flagą Chin. I to w takim małym mieście.

Sekszop w Xuzhou
To mnie po prostu z nóg ścięło, a przy drugiej wizycie rozbawiło podwójnie (bo obok był drugi). U nas sekszopy poukrywane są gdzieś w bramach, a tutaj są niczym inne sklepy, z całym asortymentem widocznym z ulicy. Przeszłoby w Polsce?

Skłodowska i Szopen
Dwa najczęściej pojawiające się nazwiska gdy mówię, że jestem z Polski. Tylko oczywiście nikt nie mówi Skłodowska, a jedynie Madame Curie. Szopen mnie nie dziwi, ale Skłodowska ogromnie bo nie potrafię sobie przypomnieć żeby w czasie mojej edukacji jakoś szczególnie zwracano na nią uwagę.

Superstar
Jestem w środę w Xuzhou i robię zdjęcia w parku pamięci. Co się dzieje? Jakiś ojciec prosi mnie żebym stanął obok jej córki bo chce jej zrobić zdjęcie. Okej.
W czwartek w Jiawang robię zdjęcia tańczącym ludziom i co? Jakaś dziewczyna z telefonem robi mi zdjęcia, a potem oddaje telefon swojemu dziadkowi.
Sobota, w klastorze/świątyni słyszę jak dzieci wołają ‘Amerykanin, Amerykanin’. A ja jedynie mówię, ‘nie, nie Amerykanin’. Biały tutaj może poczuć się jak gwiazda. Zwłaszcza wśród dzieci, które widząc niebieskie oczy prawie wariują.

Vicki wróciła, ale zostaje tylko do środy/czwartku. Jutro wezmę jej zajęcia, więc z porannego biegania nici, a nie wiem jak to będzie z popołudniowym, ale na pewno bez walki nie odpuszczę. Wróciła tylko żeby dostać wypłatę i zaraz zmywa się do innej prowincji. Skoro zapłacą jej tam więcej i ma lepsze możliwości ubijania interesów to niech z tego korzysta. Kilka nadchodzących tygodni może być ciężkich. Chociaż może nie? Dzieciaki są bystre i sobie poradzą, nawet z książką, która ewidentnie jest dla nich za trudna. Tylko dlaczego ktoś wybrał książkę, która jest za trudna? Nie tłumaczy tego nawet ta sterta tych samych książek na moim balkonie…No dobrze, tłumaczy. Czuję, że już się żaliłem na to jak bardzo przestarzały model nauczania muszę tu uskuteczniać, więc nie będę się powtarzać, poza tym to narzekanie do niczego nie doprowadzi.

Ruszyliśmy z Vicki na kolację, a że ona daleko chodzić nie lubi to pół godziny spędziliśmy w supermarkecie pod blokiem i w przyjeżdzającej do nas budce z grillowanym jedzeniem. Wszamałem tak szybko, że nawet zdjęcia nie zrobiłem. W ogóle to musicie mi wybaczyć ilość dzisiejszych zdjęć, ale moje wyjścia z domu ograniczyłem właśnie do tego jednego. Na szczęście żołądek już się uspokoił.

W poszukiwaniu zimnego napoju udaliśmy się do mojego dobrego znajomego, niestety jego córka nie zrozumiała o co chodzi gdy Vicki pokazała na zamrażarkę. On na szczęście zrozumiał od razu gdy mu pokazałem na iPodzie (rany…ale poważnie rany…chciałem kupić urządzenie do odtwarzania muzyki, kupiłem kombajn) słowo w słowniku i od razu zrozumiał o co chodzi. Słownik bardzo ułatwia życie. Żadnego wyzwania. Co to za przygoda, gdy wszystko można dostać tak łatwo? Gdzie tu ekscytacja? Nawet w sklepie staliśmy pod solą, szukaliśmy cukru, pokazałem słownik i od razu Pani nas zaprowadziła i jeszcze pokazała jaki będzie najlepszy. Przygoda = zero.

Niedziela i przegapione #2

Dzisiejszy dzień był taki długi, że notkę przygotuję jutro. Na razie tylko napiszę, że galeria na http://rainreborn.minus.com właśnie się uaktualnia.

Zaczynamy od ponad dwudziestominutowego opóźnienia. Trudno, bywa. Na szczęście nasz autobus odjeżdża praktycznie od razu. Praktycznie taki sam jak nasze w Polsce, tylko w oczy rzucają się pokrowce na fotelach i fakt, że Pani Kasa zajmuje dwa miejsca. Pani Kasa wstała gdy wyjechaliśmy z Jiangwa i pozbierała po 4 RMB od każdego. Godzina z hakiem w busie za 4 RMB. Komunikacja publiczna droga nie jest. Nie mam pojęcia jak te bilety działają, ale skoro oni się w tym łapią to jest to najważniejsze.

Widoki z okna różne, od znajomych, poprzez takie typowo kojarzone z Azją aż po strefy wybitnie industrialne nieróżniące się tak bardzo wyglądem od tego do czego jestem przyzwyczajony. No może tylko budynki wyższe.

W tej galerii wyjątkowo jest dużo zdjęć Chinek. Także enjoy.

Oj nachodziliśmy się za wsze czasy. Najpierw dokulaliśmy się do ulicy ze sklepami z telefonami. Ulica. Ze sklepami. Z tylko telefonami. Zdjęcia tego nie oddają, więc ponownie, wyobraźcie sobie tak z 10 marketów większych od Biedronki a w nich tylko telefony komórkowe. Po jednej stronie ulicy. Po drugiej dokładnie to samo. A potem dodajcie drugie piętro w którym sprzedają akcesoria.

Małej czerwonej książeczki nie można kupić, ale zdjęcia pod pomnikiem można zrobić :) Ten ich patriotyzm aż bije po oczach. Nie dość, że w wielu miejscach wiszą flagi to jeszcze widać ludzi z takimi małymi flagami. A przecież nie było żadnego święta.

No tak, Chinki nie chcą się opalać, więc używają parasolek (w sumie…para sol, ma sens).

Galerie handlowe na całym świecie są takie same. Tylko w Chinach większe. I jak zobaczyłem całe piętro z damskimi butami + przeceny stwierdziłem, że tego dnia z dziewczynami spędzić nie chcę. Na szczęście sklepy były na końcu naszej listy rzeczy do zrobienia.

Ruszyliśmy do banku. Lidia miała coś do załatwienia, a ja chciałem założyć konto w ICBC, czyli największym chińskim banku. Zajęło to trochę czasu, więc po drodze skoczyłem do Bank of China by wymienić trochę waluty…Dobry Boże. Euro wymieniałem w jednym okienku, dolary w drugim, w dodatku potrzebowali mój paszport i pierwszy raz się zirytowałem, bo przecież nie wymieniałem nie wiadomo jakiej kwoty, żeby to zapisywać. Na szczęście Pani w okienku rozmawiała po angielsku. Tylko miała małe problemy z przeczytaniem REPUBLIC OF POLAND i zrozumieniem POLAND gdy pytała o to skąd jestem. Musiała zapytać Lidii by potwierdzić.

Kulturowa ciekawostka #1 Podbił do mnie ochroniarz w banku i zaczął coś tam gadać po ‘Ni hłej szła jinjon ma?’ (czy mówisz po angielsku?) pokręcił głową i sobie poszedł.

A skoro sprawa w banku się przeciągała zjadłem na lunch zupę z tofu. Bardzo dobra, tylko mogłaby być ostrzejsza. Bardzo ciekawy motyw z umieszczaniem worków na miskach, dzięki czemu nie trzeba ich myć po każdym kliencie. Stoi sobie taki trzy kołowy samochodzik z bagażnikiem. W bagażniku kilka pojemników, jeden z zupą, kilka z tofu, jajka też sobie można zamówić. Super sprawa.

Wstąpiłem do piekarni. Tylko, że te piekarnie to ciastkarnie. Oczywiście kupiłem coś co pachniało jak kanapką z rybą, ale tylko pachniało. Złe w smaku nie było na szczęście. Po drugiej stronie ulicy zamówiłem mięso z grilla, które jak na moje kubki smakowe okazało się soją i tofu. Może to i lepiej bo mięso w taki gorąc to nie jest najlepszy pomysł.

Po zakupach w carrefour (mleko tu jest okropnie drogie) postanowiłem posilić się babeczką. A potem nakręciłem film z małego saloniku z grami. I grały tam nie tylko dzieci :)

A potem przyszła pora na kebaba. Czyli mięso z taką niezwykle popularną tu słodką przyprawą (pamiętają rodzice tę z Grecji? Ta jest bardzo podobna, ale jeszcze mnie nie wkurza), i sałata. Złe nie było.

Siedząc na ławce w parku przykuwałem uwagę. Przede wszystkim uwagę dzieci. Podbiegały do mnie, niektóre mówiły hello, niektóre się tylko patrzyły z przerażeniem. No i nie wszystkie chciały żelki. Co jest ciekawe, bo które dziecko nie lubi żelków.

Bardzo dużo Chinek chodzi w butach na koturnach, taka ciekawostka.

Ta Pani z balonami na głowie współpracowała z Panią w sukience z baloników i obie reklamowały, o zgrozo, balony imprezowe.

A na koniec zakupy. Kiełbasa (bez cukru ;d), masło orzechowe, płatki kukurydziane, suszone coś, ciacha, suszone banany, orzeszki, wielki słoik płatków owsianych, chleb, mleko, żelki i…

Słuchawki. Moi drodzy. Chciałem kupić słuchawki, bo w moich lewa umarła, a na gwarancji odesłać nie mogę ;) Poszedłem do sklepu, szukam, szukam i mam! Słuchawki.  Stoję nad nimi i zastanawiam się które wybrać. Podchodzi do mnie Pan Sprzedawca i pyta! Po angielsku! Co chcę kupić. Mówię słuchawki i dziękuję bo już wybrałem. Biorę słuchawki i idę do kasy. Przy kasie pokazuję słuchawki, Pani się do mnie uśmiecha, pytam czy mówi po angielsku, zero odzewu, pytam po chińsku czy mówi po angielsku, mówi że nie. Wracam do Pana Sprzedawcy. Wypychają Starszego Pana Sprzedawcę, który przemawia do mnie po angielsku, że musi mi wypisać papierek i zabiera się do roboty. Potrzebuje paszport, żeby zapisać moje nazwisko. Następnie idziemy do kasy. Płacę. Starszy Pan Sprzedawca idzie do magazynu po słuchawki (żebym nie brał tych z wystawki), przynosi, gratuluję mu znajomości angielskiego i wychodzę. W szoku. Ogromnym szoku.

Wracam do parku. Słucham sobie muzyki i nagle widzę, że ktoś do mnie macha. Podchodzę, witam się. Okazuje się, że to też nauczyciel, ale nie angielskiego, tylko niepamiętamczego i wraca dzisiaj do Pekinu bo przyjechał na weekend do domu. Podróż zajmie mu 8+ godzin (ten pociąg kosztuje ~150 RMB). Obecnie pisze pracę magisterską. Po paru minutach dzwoni Lidia i pyta gdzie jestem, bo one prawie skończyły.

Nie. Nie skończyły. Dopiero wyszły z jednego sklepu i udało im się zamówić pizzę w Pizzy Hat (do odbioru zaraz przed powrotem), nie poszły do carrefoura, nie poszły do starbucksa, ale udało im się zrobić zakupy. Kobiety + ulica pełna przecen. A ja czekając na nie uciąłem sobie pogawędkę z innym Chińczykiem, tym razem po chińsku. Znaczy ja mu powiedziałem, że trochę mówię i jestem z Ameryki (bo jeszcze się nie nauczyłem tego nieszczęsnego boran).

Powrót zajął nam krócej. Jeszcze szybkie pranie i koniec. Naprawdę długi dzień.