Melodyjka dwa razy dziennie
Dwa razy dziennie, rano i wieczorem, słychać słodką do bólu melodyjkę. Przez ostatnie trzy miesiące myślałem że to jakiś obwoźny sklep, ale nigdy nie umiałem go złapać. W tym tygodniu wyjaśniło się dlaczego. Tę słodką melodyjkę gra ciężarówka czyszcząca ulice. Dwa razy dziennie przez całe Jiawang przejeżdżają ciężarówki myjące ulice z kurzu.
Mówcie mi Mario
Poważnie…w Chinach odkryłem swoje powołanie – hydraulika. W zeszłym tygodniu myłem naczynia i nagle poczułem że mam mokre stopy, otworzyłem szafkę pod zlewem w kuchni i zobaczyłem tam niezwykle prowizoryczny system rur oraz miskę z której już się przelewało. Nie miałem innej opcji niż odkręcenie wszystkich możliwych rur, wyczyszczenie i zamontowanie. Oczywiście potem wypadało posprzątać, ale teraz woda spływa bez problemu.
Tylko że to nie koniec…od kilku dni woda w łazience bardzo wolno spływała, więc postanowiłem sprawdzić co się dzieje. Wyciągnąłem jedną rurę i zobaczyłem masę włosów. No cóż…przez pierwszy miesiąc po tym jak się Lidia wyprowadziła okazjonalnie spotykałem jeszcze Jej włosy, ale to co było w umywalce było zdumiewające. Nie pozostało nic innego jak wyciągnięcie jeszcze jednej rury i wycięcie nożyczkami włosów, przynajmniej tylu ilu byłem w stanie. Woda zaczęła spływać tak szybko jak jeszcze nigdy.
Wszystkie rury wyczyszczone, mogę zostać hydraulikiem.
Tak na 35 lat…
No to polazłem z uczniami w środę do stołówki i nie mogliśmy znaleźć miejsca o czym już wspominałem. Dokulaliśmy się w końcu do tej nieszczęsnej trójki zamówiliśmy jedzenie i zaczęliśmy szamać. Po chwili przyszły Panie ze stołówki i zaczęły rozmawiać z uczniami. Oczywiście o mnie. Nagle uczniowie zaczynają się śmiać, podnoszę głowę znad tacy, patrzę na Stefani i pytam się:
– Mówicie o mnie?
– Tak…
– Co się stało?
– Pytały o wiek…
– Tak…?
– Bo myślały że masz tak koło 35…
– To wszystko przez brodę.
– To normalne bo my mamy problemy z ocenianiem wieku obcokrajowców i wiemy że jesteś młodszy.
– Spokojnie. Wcale mnie to nie martwi.
I to prawda. Z dłuższymi włosami i brodą wyglądam na dużo starszego. Gdyby mnie to martwiło poszedłbym do fryzjera i w końcu skorzystał z maszynki do golenia.
Lawrence
Przy okazji rozmowy o tych odwiedzinach wywiązał z Lawrencem taki dialog:
– A co robią Twoi rodzice?
– Tata pracuje w fabryce, a mama chyba też. W gruncie rzeczy to nie wiem.
– Tęsknisz za nimi?
– Nie. Za rzadko ich widzę, prawie z nimi nie rozmawiam, praktycznie ich nie znam. Mam znajomych tutaj w szkole. Przyjaciół, nauczycieli, nie jestem w ogóle samotny.
I tak się nad tym zamyśliłem bo rodzina w Chinach jest niezwykle ważna, tak jak w Polsce. Ale On powiedział coś co chyba dotyka, lub może dotknąć, wielu uczniów. Rodzice pracują bardzo ciężko za marne grosze między innymi po to by On mógł się uczyć. On zostaje w szkole na wolne weekendy by się uczyć i dostać się na dobry uniwersytet i przez to praktycznie nie widzi rodziny. Nie widzi, nie rozmawia z nimi, już nawet przestał tęsknić, widuje ich tak rzadko że już zapomniał za kim ma tęsknić i dlaczego. Tak bardzo jak jest to logiczne jest to bolesne. Może się mylę, może jest coś w Jego przeszłości co sprawia że nie tęskni, a reszta ludzi tęskni za rodzicami niezależnie od tego jak długo ich nie widzi.
USA…
Oj USA też nie lubią, bardzo ale to bardzo. A dlaczego? ‘Bo USA pożycza od nas pieniądze i nie oddaje, pomaga Japonii, wywołuje wojny na świecie…’
No to mi racjonalnie wyjaśnili dlaczego nie lubią USA..
Zimno
Dlatego uczniowie noszą w klasach kurtki i rękawiczki. Bo jest zimno. Bardzo ciekawi mnie co będzie w zimie, a Lidia nie chce mi powiedzieć. Może nie potrafi tego wyjaśnić? Już się nie mogę doczekać gdy powiem ‘Caught a damn cold, I hate Alaska’. No może chociaż to po przecinku, bo jednak przeziębić się nie chce. Tak, jestem spaczony do bólu i granic niemożliwości ale jest mi z tym niezwykle dobrze.
Niedziela
W niedzielne poranki nawet kogut nie chce piać, za to słońce zerwało się wcześnie rano i postanowiło przebić się przez chińskie blokowisko i moje zasłony. Przebiło się na tyle skutecznie że wstałem umyłem się (od kilku dni myję zęby chińską pastą do zębów o smaku zielonej herbaty…ja ją chyba do kraju ze sobą przywiozę, razem ze słonecznikiem i zapasem bobu), odpaliłem komputer, zrobiłem poranne ćwiczenia, sprawdziłem pocztę, poczytałem co się dzieje na świecie (mój jedyny kontakt z językiem polskim to ostatnio rozmowy z rodziną, przyjaciółmi i ten blog i jest jeszcze gorzej niż było bo coraz częściej zapominam polskich słów, co to za tłumacz co nie zna odpowiedników w swoim języku ojczystym…) i polazłem biegać.
Chciałbym w tym miejscu powiedzieć firmie Ronhill (naprawdę mnie nie sponsorują, ale uważam że powinni bo wspominam o nich już po raz któryś) – dziękuję. Tym razem gratulacje należą im się za leciutką kurtkę przeciwdeszczową którą można spakować do własnej kieszeni i zabrać sobie na ramie/plecy. Prognoza mówiła że będzie padać (i gdy piszę to pada), więc oprócz standardowego zestawu wziąłem ze sobą kurtkę. Zarzuciłem ją sobie na ramię i ruszyłem. W ogóle jej nie czułem, ani trochę mi nie przeszkadzała a biegło mi się naprawdę dobrze. Zdecydowanie za szybko jak na wycieczkę biegową, ale jeżeli jestem już w stanie biec przez 80 minut w takim tempie to jest przyzwoicie. Super pogoda do biegania. Zimno, ale nie bardzo zimno i bezwietrznie.
I tak biegnąc po starym centrum uświadomiłem sobie że to ‘moje’ Jiawang jest naprawdę, ale to naprawdę małe. Początkowo wszystko tutaj było dla mnie taaaakie duże, albo i jeszcze większe, ale teraz gdy przebiegnięcie z jednego końca na drugi koniec zajmuje mi mniej niż godzinę i gdy przywykłem do tego ruchu na ulicach to jakoś tak to wszystko wydało się małe. Uderzyło mnie to dzisiaj strasznie. Tylko ani trochę mi ta ‘małość’ nie przeszkadza. To idealne miejsce dla mnie. Ciche, spokojne, wzgórza niedaleko, stadion bliziutko, praktycznie bez ruchu samochodowego (to duuuuża przesada), a jednak ciągle się rozwija. Przed moim blokiem powstaje wieżowiec, za moim blokiem stoi już kolejne blokowisko, jeszcze jedno się buduje, a zaraz obok powstanie następne z ogromnym centrum handlowym…Tylko nawet wtedy będzie tu przez kilka lat cicho i spokojnie…To sobie właśnie uświadomiłem. Gdy tak sobie biegłem zapomniałem w końcu o kurtce, a po 20 minutach poczułem głód i już myślałem że będzie ciężko biec jeszcze godzinę, ale dałem radę bez większych problemów. Dawno już nie czułem głodu w czasie biegu. Potem chwyciła mnie lekka kolka, ale do tego już powoli się przyzwyczajam. Chyba za szybko biegam…chyba, ale głowy sobie uciąć nie dam. Na szczęście nie jest to w żaden sposób dokuczliwe więc się nie przejmuję i robię swoje.
Gdy zbiegałem spod pętli autobusów linii 25 (czyli spod innej szkoły) usłyszałem rytmiczne uderzenia w beton za sobą. Obejrzałem się, a to dwóch nastolatków próbowało dotrzymać mi kroku. W niedzielę. W czasie spokojnego wolnego biegu…No to odsunąłem chustę i krzyknąłem ‘dzia jo, dzia jo’ (mniej więcej ‘szybko, szybko’), ale chłopaki nie dali rady. W niedzielę, w czasie mojego spokojnego biegu…Trochę wstyd, bo przecież powinni mnie złapać bez problemu. Demonem szybkości nigdy nie byłem i nie będę.
Dzieciaki dalej wołają za mną ‘łejgłoren’ (obcokrajowiec), a ludzie patrzą się na mnie jak na zjawisko z innej planety, ale w ogóle mnie to nie rusza. Kurczę jestem przecież na pierwszy rzut oka zupełnie inny od Nich, więc się nie dziwię. Czasem ktoś krzyknie ‘heloł’, to wtedy staram się przynajmniej podnieść rękę albo odkrzyknąć ‘ni hao’. Oni się uśmiechają, ja też chociaż mój uśmiech skrywa chusta. Momentami biegnę po ulicy bo to o wiele bezpieczniejsze od chodnika. Chodniki są nierówne, pełne dziur, czasem trzeba zeskoczyć kilkanaście centymetrów a to wszystko wybija z rytmu. Na drodze auta poruszają się z prędkością 40-50 km/h, ostrzegają Cię klaksonem gdy mają do Ciebie jeszcze grubo ponad sto metrów, a nawet potem starają się ominąć Cię jak największym łukiem. Można więc spokojnie biec przed siebie…I tylko te klaksony przypominają że oprócz Ciebie i drogi jest tutaj jeszcze ktoś.
Dzisiaj wyszło ponad 15k. Rekord z zeszłego tygodnia został pobity. Do końca roku chcę dobić do biegów 90 minutowych, ale więcej mi nie potrzeba. Tutaj pogoda jest niezwykle łaskawa i należy z tego korzystać robiąc jak najwięcej szybkości.
Dzisiaj wielu zdjęć nie ma bo cały dzień przesiedziałem w domu. Czasem trzeba nadgonić filmowe zaległości i się jednak pobyczyć, naładować baterie na cały tydzień. Jutro notka pojawi się później niż zwykle, albo dopiero we wtorek bo idę na kolację z dyrektorem. Znaczy najpierw idziemy do innej szkoły a potem ruszamy na kolację, na której przyjdzie nam ‘spożywać alkohol’.
Dzisiejsza trasa:
http://www.endomondo.com/workouts/109657050
Adam!
Można by rzec ‘nareszcie’. A wiesz że moją mamę też zafascynowała ta kulka na słupie? Stoi sobie takie to to w malutkim parku na obrzeżu Jiawang.
Tak, te drzewka są sztuczne i pięknie świecą rano i wieczorem. Mam nadzieję że uda mi się zrobić im porządne zdjęcie gdy tak sobie świecą radośnie. Bo ostatnio zaskoczyły mnie we wtorek z samego rana.
Gdyby nie to że te pisuary są dość wysokie to miałbym problem bo faktycznie są zawieszone niziutko.
A co mnie podkusiło? To samo co gdy kupowałem kałamarnicę z obwoźnego grilla – ‘najwyżej spędzę dzień na kiblu’. Jak już przejechałem taki kawał drogi to chcę trochę tutejszych specjałów spróbować.
Przy okazji…dzisiaj mija dzień 80, czyli połowa ważności mojej wizy…
Wybaczcie proszę dzisiejszy brak zdjęć, ale w nagrodę dostajecie ścianę tekstu ;)
Aaa…jeszcze jedno: tak, wszystkie potrawy w domu jem pałeczkami. No dobrze, oprócz jajecznicy.