Miałem dzisiaj zamysł żeby udać się do Bank of China i wymienić swoje ciężko zarobione RMB na walutę bardziej europejską. Niestety dzisiaj nie prowadzono wymiany walut, także odszedłem z kwitkiem. A raczej kilkoma z którymi mam przyjść w poniedziałek.
Od kilku dni miałem ochotę na nudle, więc w końcu poszedłem do restauracji muzułmańskiej, gdzie taka oto micha wyszła mnie 5 RMB.
A to film z przygotowywania tychże nudli. Jak dodałem ostrej przyprawy to zaczęło ze mnie się lać. Dobre, bardzo dobre.
[iframe width=”420″ height=”315″ src=”http://www.youtube.com/embed/1-72VFkHXjw” frameborder=”0″ allowfullscreen]
To dzisiaj będzie o mniejszości Hui (czytamy hłej) – to głównie muzułmanie, ale niekoniecznie. Nie każdy Hui jest muzułmaninem, a nie każdy muzułmanin z Chin należy do mniejszości Hui. Znaleźć ich można w całym kraju, ale pochodzą przede wszystkim z prowincji północno zachodnich i równin środkowych. Jest Ich około 10 milionów. Ich kultura została w znacznym stopniu ukształtowana przez bliskość szlaku jedwabnego.
Jak na muzułmanów przystało przestrzegają odpowiedniej diety, nie jedzą wieprzowiny, oraz ubierają się trochę inaczej od przeciętnego Hana.
Pochodzenie mniejszości Hui nie jest jednolite. Wielu z Nich jest bezpośrednimi potomkami podróżników przybywających szlakiem jedwabnym. Niektórzy, mieszkający na południowo wschodnim wybrzeżu (Guangdong, Fujian) i w głównych centrach handlowych pochodzi z rodzin mieszanych. Element zagranicznym, chociaż obecnie mocno już zanikły pochodzi głównie od Arabów i Persów. To oni osiedlali się w Chinach i z czasem stawali się częścią społeczności nawracając ludzi na Islam. Z kolei mniejszość mieszkająca w prowincji Yunnan ma korzenie mongolskie, tureckie, irańskie, oraz z innych ludów Azji środkowej.
To co rzuciło mi się w uszy to język jakim się porozumiewali między sobą. Do rozmów z klientami wysyłano dziewczynę, która standardowym mandaryńskim mówiła co i jak, ale gdy byli sami to rozmawiali hmm…mandaryński to nie był na pewno. Brzmiał inaczej. Nie znam arabskiego w ogóle, więc hej, czemu nie…
Podobno Ci z Yunnanu porozumiewają się płynnie w arabskim. I to nawet staro arabskim, który jest podobno dość odmienny od współczesnego.
Poszedłem do Pana Obwoźnego, bo wczoraj Go nie było i musiałem kupić jabłka w sklepie. Gdy ważył jabłka podeszła kobieta i zapytała się skąd jestem, na co znajomy PO powiedział: ‘Ta shi Hanguo ren’ (on jest Koreańczykiem) co wywołało ogromne oburzenie na twarzy kobiety, oraz równie wielki uśmiech na mojej twarzy. Znajomy PO staje się powoli moim znajomym, uczy mnie nazw owoców, a ostatnio mieliśmy taką rozmowę:
– I lii…love you! (Luu…kocham cię!)
– Ni xihuan wo ma? (Lubisz mnie?)
– Wo ai ni! (Kocham cię!)
– Ni ai wo ma? (Kochasz mnie?)
– Wo ai ni! (Kocham cię!)
I tak sobie tutaj ludzie ze mnie żarty stroją.
Swoją drogą, to już notka numer 250. Poprzednio byłem w Chinach 139 dni, teraz to mój 94 dzień , a jak dobrze liczę dobiję do…147…a w dalszym ciągu nie zawsze zrozumiem o co się mnie w sklepie pytają.