Pobudka i spacer. Na śniadanie: tofu, coś co smakowało jak ziemniaki, odpowiednik naszej zupy mlecznej i trzy pierogi. Wszystko za 6.5 RMB. Ładnie, ładnie.
Potem zacząłem się kulać po Pizhou (dziękuję jakiejś firmie za umieszczenie nazwy miasta) i przeszedłem przez targowisko. Po drodze nie mogłem sobie odmówić ani świeżutkich bułeczek robionych na miejscu, ani kukurydzy. Pychotka.
Nie mogę również zapomnieć o rozciągającej się Pani w parku, która zgodziła się na zrobienie jej zdjęcia. Raz jeszcze dziękuję.
Co ciekawe, tutaj spotkania rodzinne z okazji wielkich świąt rozpoczyna się w porze lunchu. My udaliśmy się do restauracji gdzie najpierw jeden z wujków Lydii podarował mi paczkę najdroższych chińskich fajek (czyli już nie muszę tacie przywozić tych najtańszych i mówić, że to najdroższe), a potem zaczęło się jedzenie. Jedzenie. Dobry Boże ile było jedzenia. I między bajki można sobie wsadzić te opowieści, że żaden talerz nie może być pusty. Jak jest pusty, to jest pusty. W telewizji puszczają reklamy by jedzenie z restauracji albo brać ze sobą do domu, albo zamawiać mniej, by jak najmniej się marnowało.
Rodzina Lydii jest niezwykle sympatyczna, tak sympatyczna, że nawet trochę z nimi wypiłem. Jeden z wujków zrobił się niezwykle zdolny językowo po kilku kieliszkach i było naprawdę zabawnie. Zjechali się wujkowie, ciotki, kuzyni, kuzynki i było naprawdę, ale to naprawdę swojsko. Chociaż nie rozumiałem ani słowa, to jednak ani przez moment nie czułem się obcy, czy inny. Pomimo tego, że potrzebowali tłumacza by ze mną rozmawiać to rozmawiali i mam wrażenie, że przyjęli mnie jak swojego. I chociaż śmierdzę teraz fajkami to z chęcią bym to powtórzył.
A po lunchu, który trwał 4 godziny udaliśmy się do domu najmłodszego wujka Lydii (tam gdzie wczoraj), gdzie w końcu zobaczyłem jak Chińczycy tradycyjnie parzą herbatę i dostałem dwa pudełka jednej z najdroższych chińskich herbat. Czarna, ale bardzo delikatna w smaku. Teraz mam powód by kupić ten zestaw do zaparzania, który mi się marzy ;)
Wujek Lydii ciągle mi powtarzał, że Chiny to teraz mój drugi dom. A gdy wczoraj mówiłem, że Pizhou przypomina mi dom Lydia zapytała czy mówię o Jiawang, czy o Polsce. Mówiłem o Polsce. Kurczę…chociaż to prawda, to jest mój drugi dom. Te trzy tygodnie zleciały jak z bicza strzelił, cztery następne miesiące też pewnie zlecą błyskawicznie, ale czuję się tu świetnie. Właśnie tak jakby to był mój drugi dom. Tylko bez rodziny.
Przede mną jeszcze wieczór.
A że nie zanosi się na wspólne oglądanie fajerwerków to wrzucam wpis.
Gry, crossfire, dota, league of legends, world of warcraft
W klasach Viki bardzo często padały pytania o to w jakie gry gram, a raczej czy znam i wymieniali: Crossfire (darmowa strzelanka z 2007 roku), DotA, LoL i WoW. I ja nie mam pojęcia kiedy oni mają czas na granie, ale przypuszczam, że skoro w weekend widziałem kafejkę z kilkunastoma komputerami na których odpalona była jakaś strzelanka to właśnie w weekend nadrabiają tygodniowe zaległości.
Kostka Rubika.
To zdumiewające jak im dobrze idzie układanie kostki Rubika. Są naprawdę, ale to naprawdę dobrzy. Mam filmik jak dziewczyna w rozprawia się z kostką w niewiele ponad minutę. Pewnie daleko jej do rekordu świata, ale to jak ona pracowała palcami zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. W życiu nie układałem kostki Rubika i pewnie męczyłbym się z tym niemiłosiernie, a ona wzięła i rozprawiła się z tym w oka mgnieniu.
Najlepsi piłkarze z polski.
O podanie najlepszych polskich piłkarzy poprosił mnie jeden z uczniów w poniedziałek. Nie mogłem przestać się śmiać przez ponad minutę. Wyszła ze mnie ta nasza ‘duma’ narodowa. W końcu jednak wymieniłem Lewandowskiego, Błaszczykowskiego, Piszczka i Szczęsnego. Oj współczuję tym dzieciakom prób wymówienia tych nazwisk.
Napisałem też na tablicy Grzegorz Brzęczyszczykiewicz i to wywołało pogrom. A raczej przerażenie. Prawdziwe przerażenie w ich oczach. Nie wiedzieli co z tym zrobić. Zapytali się mnie jak ja to zapamiętałem, a ja się zapytałem jak oni zapamiętują znaki w swoim alfabecie. Pytaniem nie powinno się odpowiadać na pytanie, ale w tym wypadku taka odpowiedź wyjaśniła wszystko.
A zadam Panu zagadkę, czyli o kwiatach z Polski.
Ponownie moja ulubiona uczennica zaskoczyła mnie swoim pociągiem do wiedzy. Jej ‘dzień dobry’, jest już prawie tak dobre jak moje. We wtorek zadała mi zagadkę o europejskich kwiatach w trzech kolorach. Nie miałem pojęcia o jakie kwiaty chodzi, podała mi angielską nazwę maków i powiedziała, że to symbol Polski. Ja dalej nie mogę wyjść z podziwu.
Polskie alkohole.
A potem umarłem, bo zapytała się mnie czy lubię alkohol, bo Polska z nich słynie. I nic więcej nie napiszę, bo po prostu nie wiem co.
VPN
No tak, obiecałem, więc pora się wywiązać.
Pierwsze zderzenie z krajem z murem chińskim było pozytywne. Skype działa, gogle działa, gmail działa, wiki działa, więc nie ma tak źle.
Bałem się tego i przygotowywałem się na jakieś ogromne problemy, ale wszystko to było strasznie wyolbrzymione. Owszem, czasem gogle nie zaskoczy, facebook nie działa, twitter też nie, podobnie blogspot/wordpress i pewnie kilka innych stron. Tylko że, google wskakuje na google.com.hk i nie ma problemu, wiki działa częściej niż rzadziej, facebooka nie używam, twitter to tylko twitty z endomondo, a blogspot/wordpress zastąpiłem blox.pl, także nic mnie nie boli.
Zabolał mnie za to brak dostępu do zatoki piratów gdy potrzebowałem materiał filmowy na zajęcia. Poradziłem sobie dzięki chomikowi, ale zjadłem na tym za dużo nerwów. Zapytałem się więc Viki jakiego VPN używa. A że używała Astrill, który zbierał dobre oceny postanowiłem wykupić konto na 6 miesięcy. 40$ nie moje, ale było warto. Dzięki temu mam swobodny dostęp do torrentów, google nie przeskakuje na honk kong, nie mam problemów z logowaniem się na Zanzibar (a miałem…), słowem wszystko działa tak jak w domu.
Więcej o VPN można przeczytać na stronie jednego z moich ulubionych podcastów – http://www.howstuffworks.com/vpn.htm
Owca i wilk
A właściwie to koza – http://en.wikipedia.org/wiki/Pleasant_Goat_and_Big_Big_Wolf taka kreskówka, bardzo popularna w Chinach. Już wiem dlaczego na opakowaniu ciastek z numerkami był wilk. Był po to by zachęcić dzieci by zachęciły rodziców. Ha…prawie się udało, dzięki temu zdobyłem tabliczkę mnożenia i chińskie liczby. Lin, yi, ar, san, si, ło, lijo, ci, pa, czy, szy. Ci pa. No po prostu nie ma opcji, żeby jakikolwiek Polak nie zapamiętał jak jest po mandaryński 7 i 8.
My dla nich też wyglądamy podobnie i nie potrafią ocenić naszego wieku.