Środa jest pełna grup

Będą takie dwie scenki które najbardziej utkwiły mi dzisiaj w pamięci.
Pierwsza rozpoczyna się gdy ostatnie zajęcia już się skończyły. Podszedłem do starosty grupy żeby dostać Jego numer komórki/wechata. Jest to dość potrzebne żeby się z ludźmi skontaktować, bo czasem trzeba ze studentami pogadać poza klasą. Ot chociażby żeby przełożyć zajęcia bo do kogoś dotrze że jednak nie masz jeszcze pozwolenia pobytu i wypadałoby złożyć wniosek.

P1210468

Także poszedłem dostać ten numer i zaczęliśmy rozmawiać. Rozmowy ze studentami to taka norma w Chinach. Fajnie że nas uczysz, miło Cię poznać, to mój numer, będziemy w kontakcie. Taki standard. Takie coś przeszedłem już kilka razy i na takie coś się teraz przygotowałem, ale Ci studenci, bo było Ich trzech, byli inni.
I zaczęliśmy rozmawiać. Godzinę później przyszła sprzątaczka i powiedziała nam że musimy wyjść bo Ona musi komputery pozamykać i salę zamknąć i w ogóle to co my tu jeszcze robimy. A ja spędziłem godzinę mówiąc o języku, o historii, opowiadając o sobie. To było bardzo interesujące, ale nie dlatego że ciągle mówiłem, ale dlatego że Oni ciągle o coś pytali, ciągle dopytywali. A jeżeli czegoś nie rozumieli to byli jeszcze bardziej dociekliwi.

P1210469

To nie była taka chińska dociekliwość która stoi już na granicy z wścibskość. To była autentyczna chęć poznania i zrozumienia, zwłaszcza gdy mówiłem o językach. Coś czego nie doświadczyłem od dwóch lat, od momentu gdy wyjechałem z Jiawang. Znowu mi się zrobiło ciepło na sercu.

P1210472

Druga historia wydarzyła się gdy wracałem do domu z zakupami. Minęła mnie jedna z sąsiadek które czasem widzę w windzie. Ta konkretna mówi po angielsku, zawsze zagada i jeszcze córkę podręczy by przynajmniej hello powiedziała. A córka posłusznie hello mówi. Zarówno mnie, jak i June żeby było zabawniej. Także wracam do domu i nagle słyszę:
¬- Aaa, przepraszam!
– Tak?
– Córka poprosiła mnie żebym się zapytała czy nie macie może dziecka.
– Nie, nie mamy, może za kilka lat!
– Haha, może za kilka. Może wtedy moja córka będzie mogła się bawić z Waszym dzieckiem!
– Może nawet będzie nam pomagać jako niańka?
– Haha, może. No nic, dziękuję.
– Proszę bardzo.
Trochę chińskiej wścibskości, ale tak przyjemniej na sercu gdy człowiek nie jest już tak zupełnie anonimowy. Nie jest to poziom Jiawang, ale lepiej niż gdziekolwiek indziej od tamtej pory.

P1210473

Minyue

Minyue, czyli 闽樾 było starożytnym królestwem znajdującym się na obecnych terenach prowincji Fujian w południowych Chinach. Współistniało z dynastią Han i z czasem zostało przez jej kraj wchłonięte.
Sama nazwa pochodzi zapewne od połączenia słów barbarzyńcy i Yue, czyli kraj Yue. Czyli Barbarzyńcy z kraju Yue. Rodzina królewska Yue uciekłą do prowincji Fujian gdy ich królestwo zostało podbite przez królestwo Chu.
Królestwo Minyue istniało między 334 a 110 rokiem przed naszą erą.

Historia

Najbardziej prawdopodobna historia głosi że królewska rodzina Yue uciekła do prowincji Fujian po podbiciu ich królestwa przez Chu i Qi w 334 roku przed naszą erą. Odnalezione starożytne miasto w górach prowincji Fujian uznawane jest za stolicę Minyue. Znalezione nieopodal grobowce przypominają grobowce Yue z prowincji Zheijiang.

Wojny z dynastią Han i Nanyue

Królestwo Minyue zostało cześciowo podbite przez dynastię Han pod koniec drugiego wieku przed naszą erą. Jednakże z powodu bliskości gór nie zostało podbite aż do 110 roku przed naszą erą.
W międzyczasie zostało zaanektowane przez królestwo Nanyue, które rządziło nim od 183 do 135 roku przed naszą erą.

Kultura

Starożytni mieszkańcy królestw Minyue mieli zwyczaje przypominające zwyczaje aborygenów z Tajwanu, czyli między innymi tworzenie totemów, noszenie krótkich włosów, tautowanie, wyrywanie zębów, czy pochówki na klifach. Wydaje się możliwe że starożytni aborygeni z Tajwanu byli powiązani z kulturą Minyue, co sugerują podobieństwa językowe. Przypuszczalnie w czasach neolitycznych południowo wschodnie wybrzeże Chin było zajmowane przez nomadów utrzymujących się z morza, który mówili starożytnymi językami austronezyjskimi.

Papierkologia

Planujemy z June ślub. O weselu staram się nie myśleć i nawet mi to wychodzi. Ślub to nie jest aż taka prosta sprawa jakby się wydawało. Znaczy w teorii prosta, a w praktyce to już nie za bardzo. Znajdziecie w sieci mnóstwo wpisów o tym jak to łatwo wziąć ślub z Chinką, ale wszystkie pochodzą sprzed nowelizacji ustawy która miała miejsce w listopadzie zeszłego roku. Od tamtej pory żeby otrzymać zaświadczenie o możliwości zawarcia małżeństwa poza granicami kraju (a takie coś jest nam niezbędne) należy przedstawić zalegalizowany dokument potwierdzający stan cywilny przyszłej żony/męża.
Zdobycie takiego potwierdzenia to w Chinach pikuś, podobnie jak w Polsce. Problemy zaczynają się gdy przychodzi do tej legalizacji.
June dostała dzisiaj taki dokument, nawet dostała pięć, bo co tam, kto Jej zabroni. A na pytanie co z tym zrobić by korzystać poza granicami kraju usłyszała nie wiem, mamy tylko takie. Wypadałoby rozłożyć ręce.

Polski konsulat, każdy jeden w Chinach, był bardziej pomocny i powiedział że należy to zrobić przez Chiński MSZ. No tak, ale Chiński MSZ ma tych departamentów od groma i ciut ciut. No właśnie tutaj pojawił się problem, bo po 14 nikt już nie odbierał telefonów (w internecie znalazłem informację że pracują od 9 do 1130, a to jeszcze mniej niż ja…), więc czekamy do jutra. Z takim zalegalizowanym papierkiem przyjdzie mi udać się do konsulatu, przedstawić inne dokumenty, zapłacić, dostać dokument a potem można już brać ślub. Jak już będzie tak daleko to to wszystko opiszę dokładniej i krok po kroku łącznie z opłatami, bo może komuś się w przyszłości przyda.

A teraz tak. Dostałem kartę nauczyciela. Dzięki niej na kampusie mogę korzystać z sal, jeść w stołówce i nawet iść do biblioteki. Tyle tylko że…żeby korzystać z sal (takich specjalnych, nie takich pospolitych jak moje) muszę się zarejestrować w gildii informatyków, co już zrobiłem i powiedziano mi żebym sobie głowy nie zawracał bo nie mam zajęć w tych dziwnych salach, żeby móc płacić w stołówce muszę połączyć tę kartę z kartą bankomatową (czego nie zrobiłem bo nie wiedziałem że muszę), a żeby korzystać z biblioteki muszę się zarejestrować w bibliotece (co zrobiłem dzisiaj, ale do tego potrzebowałem specjalny papierek). Ach te Chiny.

Bank, podejście drugie

W Chinach często szkoły wymagają posiadania konta w konkretnym banku by miesięcznie przelewać pensje. Częściej niż rzadziej wymagają tego uniwersytety. Rok temu nie było z tym problemów bo zażyczyli sobie ICBC w którym konto mam od 2012 roku, w dodatku konto zajebiste bo vipowskie założone przez znajomego Lydii.

P1210440

W tym roku było gorzej bo zażyczyli sobie Bank of China. Pisałem już o tym że stwierdzono że konta założyć nie można bo w Jiawang wpisali moje pierwsze imię a w paszporcie widoczne są oba imiona więc (rozkłada ręce) no nie da.

P1210441

Dowiedziałem się że mojego konta z ICBC użyć nie mogę bo musi być założone w Xiamen. Nie wiem kurczak pieczony co to za różnica, ale domyślam się że ma jakiś związek z transferami między prowincjami i dodatkowymi kosztami, ale głowy sobie nie dam uciąć. Dowiedziałem się również że prawdopodobnie nie mogę korzystać z konta założonego June. (rozkłada ręce) No bo nie.

P1210444

Także wczoraj poszedłem po rozum do głowy i przypomniałem sobie jedną z pierwszych wskazówek jakie daje się w Chinach gdy czegoś (rozkłada ręce) no nie da się zrobić – spróbować gdzieś indziej. Jest to jedna z najczęstszych rad w każdym możliwym temacie dotyczącym problemów z bankami/telefonami/szkołami/czymkolwiek co ma związek z Chinami – spróbować gdzieś indziej. Iść do innego banku/oddziału/firmy telefonicznej/zmienić pracę.

P1210446

Poszukałem więc najbliższego innego oddziału Bank of China w google, znalazłem ulicę na której znajduje się kilka banków, ale że to google to pobiegłem tam dzisiaj z rana by sprawdzić czy faktycznie te oddziały stoją, w końcu to Chiny i nigdy nic nie wiadomo.
Stały, wszystkie co do jednego.

P1210449

Poszedłem do Bank of China i poprosiłem jedną z pracownic o pomoc w uzupełnieniu wniosku bo chociaż rozumiałem co mam wpisać to pisanie po Chińsku nigdy nie będzie moją specjalnością (każdy kto widział moje pismo wie że generalnie pisanie nie jest moją mocną stroną). Poprosiła o drugi dokument tożsamości co nie wywołało mojego zdumienia bo to samo usłyszałem poprzednio, podałem Jej pozwolenie na pracę, wpisała adres i poszedłem czekać na swoją kolej.
Po paru minutach podchodzę do okienka i wszystko rusza, ale nagle następuje problem bo Pani w okienku prosi o coś a jedyne co rozumiem to imię…po pięciu minutach jakiś przesympatyczny Chińczyk stojący za mną ulitował się i wytłumaczył że chodzi o podpis bo postawiłem krzyżyk zamiast ptaszka i trzeba podpisać że to ja poprawiłem krzyżyk na ptaszka (i tak dobrze że nie musiałem dawać odcisku palca jak na policji).
Po drodze przewinęły się jeszcze trzy inne osoby, w pewnym punkcie ktoś się zapytał o to dlaczego moje pozwolenie pobytu się skończyło a ja chcę założyć konto, ale wytłumaczyłem że to stare, a teraz mam wizę i nowe pozwolenie pobytu dostanę za jakiś czas. Dorzuciłem pozwolenie na pracę i poszło z górki.
W końcu do pomocy poprosili Panią która wpisała mój adres i poszło trochę szybciej. Ogółem zajęło to jakieś 40 minut, ale teraz mam konto założone na moje oba imiona. Czyli tak jak sobie zażyczyli.

P1210461

Myślałem że jak będę prosił June by poszła ze mną to będzie łatwiej i owszem jest łatwiej wszystkim powiedzieć że (rozkłada ręce) nie da się, ale jak się człowiek uśmiechnie, zrobi z siebie debila który po trzech latach mieszkania nie potrafi zapisać swojego adresu (który wygląda mniej więcej tak 福州省厦门市集美区滨水一路 i zapisać na komórce to ja to zapiszę, ba nawet odczytam, ale ręcznie za cholerę…) to ktoś się zawsze zlituje i pomoże. W końcu to bardzo sympatyczny i pomocny naród, tylko że chyba faktycznie muszą odczuć że muszą pomóc, bo inaczej to (rozkłada ręce) nie da się.

P1210462

Zwykła ludzka życzliwość

P1210430

To będzie krótki wpis. Znaczy one w ogóle w ciągu ostatniego roku stały się krótsze niż przez pierwsze dwa lata, ale tak po prostu bywa gdy spędza się mniej czasu przed komputerem. Człowiek ma jakieś inne sprawy, ważniejsze, mniej ważne i najzwyczajniej w świecie przestaje poświęcać aż taką uwagę czemuś co było kiedyś ważne.

Prowincja Fujian jest wielkości 1/3 Polski a zamieszkuje ją praktycznie tyle samo ludzi, ale ścisku tutaj nie czuć absolutnie.
Już drugiego dnia naszego pobytu tutaj poczuliśmy się prawdziwie ugoszczeni. Jedliśmy z June śniadanie na ulicy i June potrzebowała chusteczki bo jeszcze nie kupiliśmy, poprosiła więc kucharza/sprzedawcę, a Pani stojąca w kolejce za nami powiedziała że jak On nie ma to Ona da nam chusteczki. Miał. Dla mnie to już było pierwsze zaskoczenie, bo jak to tak? Od dwóch lat się z czymś takim nie spotkałem. Czegoś takiego mógłbym się spodziewać w Jiawang, ale nie tutaj.

P1210428

I historia z dzisiaj. June poszła do sklepu na zakupy, poszła kupić tofu bo tym razem mamy sklep pod nosem więc zamiast kupować na zapas i zamrażać kupujemy codziennie świeże. Tylko że poszła trochę za późno i Pani sprzedająca tofu na ulicy już wyprzedała co miała na dzisiaj. To zresztą normalne w Chinach że część ludzi przychodzi i przynosi ze sobą tylko kilka rzeczy żeby mieć pewność że się sprzeda, siedzą dopóki się nie sprzeda a potem wracają do domu i przygotowują się na jutro. Także Pani nie miała, bo tuż przed sekundą inna Pani kupiła ostatni kawałek. I to właśnie Ona powiedziała Weź ten, ja ugotuję dzisiaj coś innego. I odsprzedała, bez zysku, June tej kupiony przed chwilą kawałek tofu.

P1210431

To są tylko dwa drobne przykłady, ale pokazują jak bardzo ludzie tutaj różnią się od tego do czego byliśmy przyzwyczajeni w Zhengzhou.

P1210434

Przyjazd tutaj to była naprawdę dobra decyzja. Tylko ta duchota jeszcze doskwiera i te cholerne karaluchy, ale to zupełnie inna historia.

P1210436

Poranne wstawanie

Uznałem że w tym semestrze będę wstawał bliżej piątej niż szóstej (co jakimś wielkim wyczynem nie jest bo już o piątej robi się ciepło, kursują samochody i rozstawiane są tymczasowe budki z jedzeniem) żeby pójść pobiegać. Pierwsze takie wstawanie miało miejsce w zeszłym tygodniu, ale wtedy uznałem że to trochę za wcześnie i odpuściłem. W tym tygodniu nie było już taryfy ulgowej bo zaczęły się zajęcia i jedyna ludzka pora żeby iść biegać to właśnie wcześnie rano. Bieganie późnym wieczorem w ogóle do mnie nie przemawia, a bieganie po 10 to dla mnie abstrakcja (za ciepło, za duszno).

P1210423

Wstałem i jeszcze pierwszych pięć minut było ciemno, dopiero po chwili zaczęło się rozjaśniać. I chcę wyjaśnić że ciemno to znaczy że niczego nie było widać. Nie ma różnicy między 23 a 5, i wtedy i wtedy jest strasznie ciemno.

Zanim wyszedłem już się trochę rozjaśniło, a po paru minutach było już jasno. Do tego biegło się bardzo przyjemnie bo czuło się taki przyjemny chłód. Przyjemny chłód jest jedną z rzadszych rzeczy tutaj, także należy go docenić.
Pod koniec biegu po raz pierwszy w życiu poczułem że jest mi jednocześnie duszno i trochę zimno. Było to tak dziwne że aż chciałem się zatrzymać, ale po chwili mi przeszło bo do domu zostało raptem paręset metrów. Czyli nie ma się co tą duchotą przejmować. Trzeba robić swoje i tyle.

 

Zajęcia. Ach…dwa razy musieliśmy zmieniać salę. Raz bo okazało się że jest za mała, ale to w sumie dobrze bo i tak komputer nie działał (jeden z dwóch, a potrzebne są dwa), a drugi raz bo nie dało się otworzyć drzwi (jednych z dwóch, co ma pewnie związek z jakimiś wymogami bezpieczeństwa czy czymś tam). Za trzecim razem w końcu wszystko działało i już udało mi się znaleźć opcje które umożliwiają mi na wymieszanie studentów tak by ze sobą rozmawiali, ale dalej nie wiem jak zrobić to o co mi chodziło. Będę kombinować dalej bo to musi być w jednej z tych Chińskich opcji.

Zajęcia

Każdy nauczyciel powinien spędzić przynajmniej rok pracując w szkole trudnej. Takiej w której studenci będą mieli go w nosie, będą mu przeszkadzali, nie będą chcieli się uczyć, nie będą się rozwijać, ale będą dużo gadać, oglądać filmy na komórce i grać w gry. W takiej która będzie prawdziwą szkołą życia by mógł się nauczyć pracy z takimi właśnie uczniami.

P1210361

Mi ten rok w Changchun bardzo się przydał. Nie tylko nauczyłem się jak sobie radzić z takimi uczniami to jeszcze nauczył cierpliwości. I w sumie dzięki temu zacząłem doceniać innych studentów. Innych, takich którzy podchodzą do zajęć poważniej a nie tylko chcą cieszyć się życiem w college’u.

Po pierwszych zajęciach mam wrażenie że trafiłem do zgoła odmiennej grupy. Pierwszy raz uczę w szkole publicznej, w dodatku na naprawdę dobrym uniwersytecie i od razu widać różnicę. Już Ci studenci w Zhengzhou byli lepsi chociaż to była szkoła prywatna i zaledwie college, czyli powyżej licencjata nic się tam nie zrobi.

P1210364

Tutaj na pierwszych zajęciach usłyszałem że mam nie mówić tak wolno. MÓWIŁEM ZA WOLNO! Rany. To mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło. Naprawdę mnie to zdumiało.

Na drugich zajęciach usłyszałem że chcą więcej ćwiczeń z mówienia chociaż kilka razy tłumaczyłem że egzamin będzie głównie oparty na słuchaniu. Oni jednak chcieli coś bardziej praktycznego, niezwiązanego z egzaminem.
Aż mi wtedy serce szybciej ze szczęścia zabiło.

Ostatnie zajęcia też dobrze, chociaż moim zdaniem najsłabsza klasa z tych wszystkich jakie miałem dzisiaj.

P1210370

Na razie jeszcze nie rozwiązałem tego jak korzystać z wszystkich opcji, nie wiem jeszcze jak zrobić by słyszeć wszystkich studentów ani jak zrobić by oni słyszeli siebie, nie wiem w ogóle czy to jest możliwe, w końcu 40 osób w słuchawkach jednocześnie to lekka masakra, ale jutro będę się dowiadywał, albo w piątek.

P1210371

Na razie odczuwam taki spokój gdy mam te słuchawki z mikrofonem. Nie muszę mówić głośniej, mogę się uspokoić, bardziej skupić na tym co mówię, tak jak było w czasie studiów gdy tłumaczyłem. Bardzo fajne uczucie, mam nadzieję że mi nie minie.

P1210374

P1210375

Plany

P1210345

Odkąd tylko zacząłem swoją przygodę z nauczaniem spotykałem się z wieloma głosami nauczycieli narzekających na plany lekcji. Głównie że zabiera Im to strasznie dużo czasu.

Prawda, zabiera.

P1210347

Dla mnie prowadzenie zajęć składa się z dwóch części – fizycznej obecności w sali i prowadzenia zajęć, oraz przygotowania się do nich. I czasowo rozkładają się po połowie. Przez ostatni rok przygotowania do zajęć zajęło mi może łącznie 4 dni. Dwa na pierwszy semestr, dwa na drugi semestr. A i to z powodu mojego ambitnego podejścia i pozwolenia studentom na wybór tematów. Dlatego też do przygotowania miałem chyba 15 lekcji (przez cały rok), a miałbym 8.

P1210351

8, ja nie żartuję. 8 różnych zajęć przez cały rok. Zwariowałbym chyba.

Dlatego też cieszę się że dostałem nową książkę, głównie opartą na ćwiczeniu słuchania ze zrozumieniem bo muszę z niej korzystać i już na pierwszy semestr muszę przygotować lekcji 11 (5 dla studentów pierwszego roku i 6 dla studentów drugiego roku), czyli jest fajnie.

P1210352

A byłoby jeszcze fajniej gdyby nie fakt, że w mojej sali nie ma tablicy, a zajęcia przeprowadzam praktycznie w całości na komputerze. Oznacza to dla mnie że wszystko przygotowuję w power poincie.

Chińczycy uwielbiają power pointa. Wszyscy nauczyciele których zajęcia oglądałem mieli przygotowane lekcje w power poincie od początku do końca.

Mi tam power point nie przeszkadza, można z niego skorzystać od czasu do czasu, zwłaszcza jak się ma jakiś fajny pomysł. Prawdę mówiąc to gdy miałem trochę czasu wolnego rok temu siedziałem i robiłem lekcje tak na przyszłość, żeby mieć.

P1210353

Teraz muszę siedzieć i to robić. Bo niby bym mógł założyć że jakoś sobie bez tej tablicy poradzę, ale…wolę nie ryzykować. Wolę mieć te lekcje przygotowane i nie dać się zaskoczyć.

Tyle tylko że przez to siedzę od soboty i piszę te plany. Sam plan to tam pół biedy bo w pewnym punkcie człowiek ma już wprawę i sobie radzi, ale przerzucenie tego do prezentacji to już trochę inna sprawa. Na moje szczęście ponownie grupy mam porozdzielane na dwie podgrupy więc będę mógł sobie prezentacje doprowadzić do perfekcji.

P1210357

Mam nadzieję że nie zwariuję od tych slajdów do tego momentu.

Acha, jutro zaczynam zajęcia, trzymajcie kciuki!

P1210360

P1210359

Bieganie w deszczu

Nie padało przez dwa dni i uznałem że to dość dobry moment by opisać bieganie w deszczu bez deszczu.

Wyobraź sobie że biegniesz. Normalnym, swobodnym tempem, bez szaleństw. Gdy wyszedłeś z domu pogoda była przyzwoita, może zanosiło się na deszcz, ale miałeś jeszcze czas, w końcu chmury są tak daleko, a ta rundka będzie dość krótka, więc na pewno zdążysz.

Po pierwszym kilometrze już wiesz że nie zdążysz. Pada, ale jeszcze nie na tyle mocno żeby zrezygnować i wrócić do domu. W końcu kto to widział wracać do domu w czasie małego letniego deszczu.
Kolejne cztery kilometry nie przynoszą poprawy pogody, deszcz pada, tworzą się już małe kałuże i czujesz że powinieneś wracać, ale jesteś już za długo w biegu by się teraz wycofać i wrócić do domu.
Od szóstego kilometra już nie pada. Leje. Kałuże stają się małymi stawami, obojętnie jak postawisz stopę to i tak będzie mokro w bucie, powoli skarpety zaczynają przesiąkać, a Ty czujesz jak stopa Ci się w bucie ślizga.
To już na szczęście pora by wracać, więc wracasz do domu, tylko że tym razem trasa nie jest taka spokojnie sucha jak poprzednio a jest pełna tych paskudnych kałuż które jeszcze pogarszają sytuację ze ślizgającą się stopą.
Ubranie? Druga skóra nabiera zupełnie nowego znaczenia bo oddychająca koszulka przylepiła się do Ciebie i teraz wszyscy mogą podziwiać Twój owłosiony tors.
Jedyną pociechą jest opaska na czole która powstrzymuje spływanie wody do oczu.
Straciłeś już nadzieję że będzie lepiej, biegniesz i próbujesz jakoś ten deszcz przetrzymać, w końcu do domu zostało już nie aż tak daleko.
W końcu udało się. Wróciłeś do domu. Z trudem zdejmujesz wszystkie części garderoby, koszulkę prawie rozerwałeś bo tak dobrze się przylepiła. Ze skarpetek wycisnąłeś tyle wody że mógłbyś spokojnie zaparzyć sobie herbaty. Oczywiście po odpowiednim odfiltrowaniu.

P1210344

A teraz wyobraź sobie że to wszystko się dzieje chociaż nie pada.

Upały w Polsce nie przeszkadzały mi zbytnio. Wychodząc przed szóstą żeby pobiegać nie miałem nigdy takich problemów.

W Xiamen jest to moja codzienność. Wysokie temperatury, wysoka wilgotność i te wszystkie porady o bieganiu w cieniu, wokół jeziora, można sobie głęboko wsadzić. Jedyne co pomaga to przerwy w biegu i picie wody, chociaż wtedy stopa ślizga się w bucie jeszcze szybciej. Coś podobnego przechodziłem w Jiawang i wtedy się poddałem, teraz nie wymięknę. Zmniejszę dystans, skrócę czas, ale się nie poddam.

Dzisiaj co prawda pada od rana, więc notka jest trochę zdezaktualizowana, ale pewnie jej główny motyw będzie powracał wielokrotnie, w końcu to klimat subtropikalny.

Szukanie roweru

Umyśliłem sobie jakiś czas temu że kupię sobie nowy rower. A że bardzo polubiłem konkretną markę to chcę rower konkretnej marki. 99% używanych odpada dla mnie w przedbiegach bo pewnie pochodzą od studentów czyli będą przechowywane na powietrzu. Deszczowym i wilgotnym powietrzu. W dodatku przekraczam wymiary standardowego studenta więc rower muszę mieć trochę ponad standardowy.

P1210296

Udaliśmy się więc dzisiaj do sklepu rowerowego. Nawet znaleźliśmy i nawet był otwarty w ten, przepełniony patriotycznymi hasłami publikowanymi na wechacie (Chińczycy uwielbiają wrzucać na wszystkie możliwe serwisy społecznościowe zdjęcia swoich telewizorów lub komputerów niby to pokazując co to tam akurat w TV czy komputerze oglądają), hucznie obchodzony dzień zwycięstwa nad Japonią (na paradę zaproszono nawet żołnierzy walczący po stronie KMT), nawet mieli rowery i byli chętni do pomocy (chociaż w tle leciała relacja z parady w Pekinie, swoją drogą była to pierwsza w historii ChRL parada wojskowa która nie miała miejsce w dniu niepodległości).

P1210302

I jak weszliśmy to od razu zobaczyłem rower który mi się podoba. Czerwoną szosówkę akurat w moim budżecie. Uparłem się na szosówkę, a nie na górala bo takie moje widzimisię. Góralska meridka była jedna i mi wystarczy, poza tym po górach jeździć nie zamierzam więc po co mi taki sprzęt?

P1210304

Zaczęło się przymierzanie. Wszystkie były za małe. Chociaż jedna taka, daleko hen poza tym ile chciałem wydać była prawie dobra i prowadziła się jak marzenie. No ale była daleko hen poza tym ile chciałem wydać…

P1210321

Chłopaki ze sklepu powiedzieli że jeden konkretny model byłby lepszy (jeszcze w okolicach tego ile chciałem wydać), ale akurat nie mają na stanie w moim rozmiarze, a właściwie to oni nic nie mają w moim rozmiarze na stanie, ale że są autoryzowanym sklepem to podzwonią, popytają, może w stolicy prowincji coś mają i sprowadzą. Lub nie sprowadzą.

P1210323

Wychodząc ze sklepu June tylko się śmiała pod nosem i mówiła Widzisz jacy Ci ludzie na południu są mali? Tak dużych rowerów nawet nie mają.

P1210340

 

P1210338

P1210325