Nie padało przez dwa dni i uznałem że to dość dobry moment by opisać bieganie w deszczu bez deszczu.
Wyobraź sobie że biegniesz. Normalnym, swobodnym tempem, bez szaleństw. Gdy wyszedłeś z domu pogoda była przyzwoita, może zanosiło się na deszcz, ale miałeś jeszcze czas, w końcu chmury są tak daleko, a ta rundka będzie dość krótka, więc na pewno zdążysz.
Po pierwszym kilometrze już wiesz że nie zdążysz. Pada, ale jeszcze nie na tyle mocno żeby zrezygnować i wrócić do domu. W końcu kto to widział wracać do domu w czasie małego letniego deszczu.
Kolejne cztery kilometry nie przynoszą poprawy pogody, deszcz pada, tworzą się już małe kałuże i czujesz że powinieneś wracać, ale jesteś już za długo w biegu by się teraz wycofać i wrócić do domu.
Od szóstego kilometra już nie pada. Leje. Kałuże stają się małymi stawami, obojętnie jak postawisz stopę to i tak będzie mokro w bucie, powoli skarpety zaczynają przesiąkać, a Ty czujesz jak stopa Ci się w bucie ślizga.
To już na szczęście pora by wracać, więc wracasz do domu, tylko że tym razem trasa nie jest taka spokojnie sucha jak poprzednio a jest pełna tych paskudnych kałuż które jeszcze pogarszają sytuację ze ślizgającą się stopą.
Ubranie? Druga skóra nabiera zupełnie nowego znaczenia bo oddychająca koszulka przylepiła się do Ciebie i teraz wszyscy mogą podziwiać Twój owłosiony tors.
Jedyną pociechą jest opaska na czole która powstrzymuje spływanie wody do oczu.
Straciłeś już nadzieję że będzie lepiej, biegniesz i próbujesz jakoś ten deszcz przetrzymać, w końcu do domu zostało już nie aż tak daleko.
W końcu udało się. Wróciłeś do domu. Z trudem zdejmujesz wszystkie części garderoby, koszulkę prawie rozerwałeś bo tak dobrze się przylepiła. Ze skarpetek wycisnąłeś tyle wody że mógłbyś spokojnie zaparzyć sobie herbaty. Oczywiście po odpowiednim odfiltrowaniu.
A teraz wyobraź sobie że to wszystko się dzieje chociaż nie pada.
Upały w Polsce nie przeszkadzały mi zbytnio. Wychodząc przed szóstą żeby pobiegać nie miałem nigdy takich problemów.
W Xiamen jest to moja codzienność. Wysokie temperatury, wysoka wilgotność i te wszystkie porady o bieganiu w cieniu, wokół jeziora, można sobie głęboko wsadzić. Jedyne co pomaga to przerwy w biegu i picie wody, chociaż wtedy stopa ślizga się w bucie jeszcze szybciej. Coś podobnego przechodziłem w Jiawang i wtedy się poddałem, teraz nie wymięknę. Zmniejszę dystans, skrócę czas, ale się nie poddam.
Dzisiaj co prawda pada od rana, więc notka jest trochę zdezaktualizowana, ale pewnie jej główny motyw będzie powracał wielokrotnie, w końcu to klimat subtropikalny.