Podróż na wschód

 

P1090312 (Copy)

Trzydzieści jeden godzin w pociągu to już nie przelewki, zwłaszcza na twardym siedzeniu. Na szczęście do pomocy mieliśmy przekąski z Laosu, oraz zupki instant z Tajlandii.

P1090331 (Copy)
RADA!
Nie jedźcie nie testowanego wcześniej jedzenia w pociągu.  Wkrótce wyjaśni się dlaczego.

P1090320 (Copy)

Te trzydzieści jeden godzin minęło nam na rozmowach, kolejnych grach, nauce języków oraz podziwianiu widoków bowiem jechaliśmy przez dwie niesamowicie piękne prowincje – Yunnan i Guizhou. Obie będziemy musieli odwiedzić, ale mam wrażenie że niezależnie od tego jak wiele czasu się tam spędzi to i tak będzie jeszcze coś do zobaczenia.

P1090335 (Copy)

Zhengzhou

P1090336 (Copy)

Parę godzin przed świtem dotarliśmy do Zhengzhou. Za wcześnie by złapać autobus do Xinzheng gdzie mieszka i pracuje June. Można oczywiście czekać na autobus do lotniska, lub szukać busa do stacji południowej skąd autobusy do Xinzheng odjeżdżają dość regularnie.

P1090337 (Copy)
June poszła pytać ludzi, ale niektórzy krzyczeli absurdalne ceny za przejazd normalnie kosztujący 10 RMB.

P1090341 (Copy)

I właśnie od jednego z tych ludzi usłyszała coś co jeszcze nie raz w życiu usłyszy i czego nie raz mi nie przetłumaczy, ale co doskonale rozumiem. Wszystko dlatego że jestem biały, a Ona jest Chinką a to będzie się zawsze rzucać w oczy i niektórych będzie kłuć.

P1090345 (Copy)
Może zakrywać się kamienną twarzą, ale gdy na chwilę z Jej twarzy znika uśmiech to wiadomo że coś jest nie tak, a gdy po wskazaniu drogi starszemu mężczyźnie powiedziała że teraz czuje się lepiej to już w ogóle nie mam wątpliwości że Ją to trochę zabolało.

P1090346 (Copy)

Chińczyków określilibyśmy mianem wścibskich, bowiem pytają o wszystko niezależnie od tego jak długo się znacie. Skąd jesteś, ile masz lat, jak dużą masz rodzinę, co robisz, ile zarabiasz, czy masz żonę i to wszystko zaraz po dzień dobry.

P1090404 (Copy)

Taki naród. Przekonuję się o tym każdego dnia, ale że mój chiński jest taki se to z reguły się uśmiecham i wzruszam ramionami. June takiego komfortu nie ma i musi odpowiadać. Czasem trochę nagina prawdę, bo sama uważa że nie ma potrzeby udzielania prawdziwych odpowiedzi ludziom których się nie zna.

P1090408 (Copy)

Tak właśnie było z Panią bileterką w autobusie która chciała wiedzieć wszystko łącznie z tym żebym powiedział coś po polsku. June mnie na szczęście od takich rzeczy broni.

Xinzheng

P1090474 (Copy)

June jest od listopada współwłaścicielką sklepu z rzeczami z Nepalu, Tybetu, Indii, a teraz jeszcze z Tajlandii i Laosu. Buty, ubrania, poduszki, kadzidełka, biżuteria, torebki, portfele, czyli mnóstw rzeczy. Sklep duży nie jest, znajduje się w małej miejscowości i jak na razie nawet na siebie nie zarabia, ale zapału dziewczynom nie można odmówić. Może z czasem będzie z tego coś dobrego.  Na razie wyglądało to tak, że przez trzy dni sprzedała 3 bransoletki, parę butów, torbę, naszyjnik i dwa kadzidełka, a część sprzedała po kosztach bo to znajomi. Serce to ma dobre, ale bizneswoman to z niej kiepska.

P1090334 (Copy)

Pierwszego dnia w Xinzheng wziąłem dwie ostatnie tabletki stoperanu, które były ze mną od początku mojego pobytu w Chinach, czyli od września 2012 roku. Trząsłem się z zimna dzień cały. Drugiego dnia było już trochę lepiej, ale trzeciego było jeszcze gorzej, nic się we mnie nie mogło utrzymać a ja się trząsłem jak nigdy.

P1090608 (Copy)

Nie było mi tak zimno w Changchun przy -25. Czwartego mój organizm w końcu się poskładał do kupy i dotarło do mnie. Nigdy nie jedz nie testowanych rzeczy w pociągu. Nigdy. A stoperan to zło. ZŁO.

P1090476 (Copy)

Przez te cztery dni sprzątaliśmy, robiliśmy zdjęcia, June gotowała, ja trochę gotowałem, żyliśmy w gruncie rzeczy całkiem normalnie. Całkiem, całkiem normalnie. Gdy się trząsłem z zimna gotowała mi wody z imbirem żebym przynajmniej stopy umył.

P1090598 (Copy)

Gdy gotowała ja zmywałem naczynia i myłem maszynę do gotowania ryżu w której przygotowywała najpyszniejszą owsiankę jaką w życiu jadłem. Praktycznie codziennie jedliśmy coś innego, bo pomysłów i wiedzy na temat gotowania June nie brakuje.

P1090505 (Copy)

Teraz pora kończyć, do Szanghaju mam już tylko dziewięć godzin, czyli piszę te notki od godzin pięciu. To jeszcze nie koniec mojej podróży. Czeka mnie jeszcze dwadzieścia kilka godzin w przedziale sypialnym do Changchun, ale to tylko podróż fizyczna. Ta druga podróż będzie trwać dalej.

P1090545 (Copy)

Szanghaj

P1090622 (Copy)

Po trzynastu godzinach na łóżku w wagonie sypialnym przerobionym na wagon siedzący dotarłem do Szanghaju. Od razu uderzyło mnie ciepło. Nie ma to jak wydostać się ze śnieżnego Zhengzhou i zawitać w ciepłe miejsce. W końcu dla mnie to ostatnie bezśnieżne miasto aż do kwietnia (oby kwietnia…).

P1090628 (Copy)
O trzeciej nad ranem Szanghaj jest jak każde inne miasto w Chinach: pełne taksówkarzy, bezgwiezdne, oświetlone lampami, z ludźmi śpiącymi gdzie się da (to cecha miast na południu), oraz z pełnymi ludźmi restauracjami czynnymi dwadzieścia cztery godziny na dobę.

P1090634 (Copy)

Następną godzinę spędziłem szukając otwartej restauracji ponieważ to zawsze jest w Chinach pewny sposób na znalezienie miejsca do spania. Otwarty był tylko jeden McDonald’s w którym pewien Pan właśnie mył stopy i zapach uniemożliwiłby spanie.

P1090634 (Copy)

Po kolejnych trzydziestu minutach krążenia wokół i szukaniu miejsca do złożenia plecaka zrezygnowałem i wróciłem do restauracji ze Śmierdzącym Panem. Wiedziałem że to Smród który ma własną osobowość i wygrać z Nim nie wygram, postanowiłem więc zdjąć czapkę, pochylić głowę i poprosić o spokój.

P1090638 (Copy)

Nie musiałem gdyż Pana ani Smrodu już nie było. Usiadłem więc i starałem się zasnąć chociaż w pobliżu roznosił się dźwięk alarmu.

Spokojnie posiedziałem do otwarcia metra a potem ruszyłem w stronę Nanjing Lu czyli najsławniejszej ulicy handlowej w Chinach. Wyszedłem innym wyjściem i tego całego handlu nie widziałem, ale i tak Szanghaj z rana gdy jest pusto robi niesamowite wrażenie.

P1090642 (Copy)

Krótki spacer i transportowałem się do Decathlonu w dzielnicy Pudong. Szanghajskie metro jest super zorganizowane, ale bez porównania droższe od tego z Pekinu (bo, jak tłumaczy Adam, nie jest finansowane przez państwo).

P1090643 (Copy)

Myślałem, że Decathlon będzie czynny od 8, ale niestety, dopiero od 9 i przyszło mi się trochę po tej dzielnicy pospacerować. A przyjechałem tam bowiem w czasie podróży uświadomiłem sobie że mój plecak jest trochę za mały, więc uwidziałem sobie większy. Mieli. Kupiłem i wtedy zadzwonił znajomy z Chin że już z żoną wstali i zaraz mogą mnie odebrać.

P1090644 (Copy)

Odebrali, odstawili do hotelu i już wspólnie z Adamem ruszyliśmy na krótkie zwiedzanie połączone z lunchem. Potem powrót, częściowo pieszo i kolacja z chińską rodziną Adama i Sandy w barze koreańskim.

P1090646 (Copy)

Jedna taka myśl kołacze mi w głowie: chińskie dziewczyny biją swoich partnerów. Co z tego że potrafię podnieść June ponad głowę skoro mówi że zna chińskie kung fu i mnie pobije bez problemu…;-)

P1090652 (Copy)

Następny dzień to zarazem święto lampionów, czyli ostatni dzień obchodów Święta Wiosny jak i walentynki. Mając w kieszeni kartę miejską postanowiłem z niej skorzystać i udać się w kilka miejsc.

P1090653 (Copy)

P1090656 (Copy)

P1090655 (Copy)

P1090654 (Copy)

Wybrałem takie których normalnie bym nie wybrał bo uznałem że do Szanghaju i tak wrócę żeby to miasto porządnie pozwiedzać a na razie tak tylko liznę chodząc po ulicach i robiąc zdjęcia.

P1090660 (Copy)

Ciężko to miasto obejść bo jest ogromne, ciężko też robić czyste zdjęcia bo ludzi jest tu mnóstwo. W dodatku jest to niesamowicie dużo obcokrajowców. Nie na tyle żeby stanowili większość, ale na tyle żeby były dostrzegalni bez problemu.

P1090669 (Copy)

Wydaje mi się nawet że jest Ich tu więcej niż gdziekolwiek indziej w Chinach, na 95% więcej niż w Pekinie bo tam aż takiego wrażenia nie miałem.

P1090688 (Copy)

Odwiedziłem dawną część miasta będącą pod kontrolą Francji, porobiłem zdjęcia, a potem ruszyłem dalej, znalazłem mały park i uderzyło mnie to jak wiele osób tutaj biega, aż tylu biegaczy nie widziałem już od bardzo dawna.

P1090716 (Copy)

Aż mi się zrobiło smutno bo uświadomiłem sobie że to już 3 tygodnie bez butów do biegania na nogach, forma pewnie jest nijaka, a zima skończy się dopiero za dwa miesiące (oby) i przez ten czas pozostaje mi bieganie na bieżni.

P1090723 (Copy)

Wziąłem się jednak w garść i robiłem kolejne zdjęcia.

P1090745 (Copy)

Adam z Sandy zabrali mnie jeszcze wieczorem na koktajl i niezwykle późną kolację której  biedaczysko nie mógł dokończyć bo Mu żona zabrała bułkę.

P1090750 (Copy)

I po wakacjach

Zacznijmy od biegu.

P1090796 (Copy)
Podszedłem do tematu bardzo ambitnie, postanowiłem bowiem rozpędzić bieżnię od razu do 10km/h i wskoczyć. Po kilometrze zrobiłem przerwę na minutę, potem drugi, znowu przerwa i w połowie trzeciego zaczęła łapać mnie kolka. Uznałem więc że nie ma sensu się spinać, w końcu to bardzo długa przerwa i chociaż do tej pory po takich przerwach wracało mi się dobrze, to nie znaczy że zawsze będzie mi się tak dobrze wracać i zwolniłem do 8.5km/h i przeszedłem do spokojnego truchtu. Pomimo tego że był to trucht spokojny i nie miałem problemów z oddychaniem  walczyłem ze sobą by się nie poddać. Czasem tak jest, że słyszymy w głowie ciche, lub głośne, głosy mówiące by zrezygnować i wtedy trzeba zacisnąć zęby i biec dalej. Jako plan minimum ustaliłem sobie przebiegnięcie ośmiu kilometrów i chociaż nie było łatwo to przebiegłem. Uciszyłem ten głosik w głowie i dałem radę. Powrót do normalnej dyspozycji trochę zajmie, zwłaszcza że na bieganie się teraz nie nastawiam. O wiele łatwiej będzie gdzieś w okolicach kwietnia kiedy w końcu będę mógł wyjść biegać na dwór i wtedy też zamierzam biegać więcej niż te dwa razy w tygodniu. Chociaż to też się jeszcze okaże, bo w końcu wagi zrzucać nie muszę…Sama się zrzuciła…

P1090793 (Copy)

Pierwsze zajęcia poszły ciężko, ale poszły. Mam nadzieję że nie popsułem urządzenia wielofunkcyjnego próbując coś wydrukować. Skoro zostały mi już tylko cztery miesiące to mogę w końcu trochę poszaleć i podrukować parę rzeczy i porobić coś ciekawszego niż tylko książka i książka. Trochę mnie smuci natomiast podejście moich studentów, którzy całkowicie olali moją prośbę o wybór tematów na nadchodzący semestr, ale zaatakuję Ich raz jeszcze i zobaczymy co tam ciekawego wybiorą , bo jeżeli nic nie wybiorą to będą całkowicie zdani na mnie i moją wizję tego co może się Im przydać. A ta może znacząco odbiegać od Ich wizji.

P1090792 (Copy)

Powrót wieczorem do mieszkania nie należał do przyjemnych, o ile autobusy są w Changchun ogrzewane, o tyle przystanki autobusowe nie są a ja się odzwyczaiłem od chłodnych zimowych wieczorów i czekania na autobus. Niektórzy próbują nie zamarznąć i skaczą, tańczą, a inni zwyczajnie w świecie stoją i tylko domyślać się można o czym tak sobie myślą w trakcie tego stania. Koniec końców wróciłem, ugotowałem kolację i okazało się, że projekt o którym pisałem wczoraj jest mniejszy niż mi się wydawało więc istnieje szansa że dam radę zmieścić się w terminie. Napawa mnie to optymizmem i wywołuje uśmiech na mej twarzy.

P1090795 (Copy)

Podróż na północ

Mengla

P1090067 (Copy)

Zanim wyjechaliśmy z Mohan zrobiliśmy zakupy. Dużo słodyczy, przekąsek, orzechów, ja nawet zastanawiałem się nad kupnem kawy która z powodu swojego kraju pochodzenia (Laos) kosztowała dwa i pół raza mniej niż w Changchun. Ostatecznie jednak zrezygnowałem bowiem plecak by mi tego nie wytrzymał.

P1090077 (Copy)

Plan przy wyjeździe z Mohan był prosty, wsiadamy w busa do Mengla i jedziemy dopóki nie zobaczymy jakiejś fajnej małej wioski, wtedy mówimy stop i wyskakujemy. Jak zaplanowaliśmy tak zrobiliśmy.

P1090080 (Copy)

Wylądowaliśmy w wiosce mniejszości Dai, tylko…cóż było tam dość pusto. Najpierw na obiad zaprosiły nas młode dziewczyny, ale podziękowaliśmy i udaliśmy się dalej. Następnie zaprosiły nas starsze Panie które wytłumaczyły dlaczego wszystkie bramy są pozamykane a na ulicach nikogo nie ma.

P1090082 (Copy)

Okazało się ze jest to dzień zamkniętych drzwi czyli dzień w który kobiety siedzą w domu a mężczyźni wychodzą do pracy zamykając drzwi i bramy. Nie mieliśmy o tym pojęcia więc potraktowano nas ulgowo, ale Panie powiedziały że na obiedzie zostać nie możemy, ja to nawet nie powinienem być w tym domu, a skoro już jestem to mam się nie rozglądać, a jako karę za złamanie zakazu wchodzenia mamy uiścić symboliczną opłatę.

P1090085 (Copy)

Ostatecznie opłata została anulowana, ale musieliśmy swoje plecaki nieść aż do wejścia do wioski. Biorąc pod uwagę że mój plecak był chyba cięższy niż June ze swoim to chyba wolałbym zapłacić.

P1090088 (Copy)

Do Mengla busa nie złapaliśmy, złapaliśmy za to stopa. Pierwszy stop w Chinach. I to przez Pana z Laosu.

P1090099 (Copy)

June musiała rozmawiać całą drogę, ale powiedziała że to nie problem bo ma doświadczenie. Wierzę Jej bo rok temu jechała stopem z Xi’an do Chengdu, a potem do Tybetu.

P1090105 (Copy)

W Mengla najpierw znaleźliśmy restaurację i zjedliśmy pyszny, domowej roboty, obiad, który smakował jakby go zrobiła moja ciotka, co z ust June jest ogromnym komplementem.

P1090106 (Copy)

Następnie ruszyliśmy na poszukiwanie hotelu. Taniego hotelu. Po obejściu kilku drogich, udało na się w końcu znaleźć jeden którego cena nam odpowiadała, ale właścicielka miała jeszcze dwa inne więc podrzuciła nas do innego. Właścicielka należała do mniejszości etnicznej hani, co w sumie nie ma związku z czymkolwiek, ale strasznie mi się ta nazwa podoba.

P1090147 (Copy)

Pierwszy dzień w Mengla zakończyliśmy spacerem na górę z wieżą telewizyjną i schodząc z tej góry dotarliśmy do kolejnej wioski mniejszości Dai, gdzie dowiedzieliśmy że dzień zamkniętych drzwi nie jest dzisiaj.

P1090136 (Copy)

Drugi dzień w Mengla rozpoczęliśmy od śniadania na pobliskiej giełdzie, gdzie posila się gro mieszkańców Mengla. Następnie ruszyliśmy w stronę świątyni o której powiedziano nam dzień wcześniej.

P1090153 (Copy)

Po drodze minęliśmy jezioro przykryte mgłą, w ogóle mgła w tych okolicach to codzienność. Podnosi się powoli każdego poranka a znika dopiero w okolicach południa.

P1090234 (Copy)

Dla June to żadna nowość bo spędziła cztery lata w Zhengzhou gdzie dzieje się coś podobnego, z tą różnicą że w Zhengzhou to nie mgła a smog, a tutaj to chyba najczystsza mgła w Chinach.

P1090166 (Copy)

Gdy w końcu dotarliśmy do świątyni okazało się niestety że jest ona zamknięta i to bynajmniej nie z powodu dnia zamkniętych drzwi, ale zamknięta od pewnego czasu, dobrych kilku tygodni jak na mój gust.

P1090167 (Copy)

Trochę się zawiodłem bo chociaż nie oczekiwałem niczego to jednak z zewnątrz świątynia wyglądała ciekawie, bardziej południowo azjatycko niż chińsko.

P1090179 (2) (Copy)

Po kolejnych kilku minutach trafiliśmy do kolejnej wioski mniejszości Dai, tym razem wyglądającej jakby została wyjęta z innego kraju.

P1090188 (2) (Copy)

Taka była kolorowa. June udało się załapać na zdjęcia ze starszyzną, mi udało się załapać na bycie fotografem.

P1090185 (Copy)

Po kolację udaliśmy się na giełdę gdzie zażyczyłem sobie mięsa z warzywami podanego na liście bananowca bo poprzednie dwa dania na zimno mnie nie nasyciły.

P1090256 (Copy)

 

P1090259 (Copy)

Nie nasyciły także June, która nie mogła się od mięsa oderwać chociaż normalnie fanką dań mięsnych nie je.

P1090261 (Copy)

Jinghong

P1090267 (Copy)

Zanim dotarliśmy do Jinghong zjedliśmy przepyszne śniadanie w postaci owsianki, a następnie ruszyliśmy do stacji autobusowej.

P1090269 (Copy)

W Jinghong jeszcze przed lunchem udaliśmy się na stację autobusową kupić bilety i okazało się że była to dobra decyzja bowiem ostały się jedynie dwa miejsc w interesującym nas autobusie.

P1090272 (Copy)

Następnie odwiedziliśmy tę samą restaurację w której ugościła nas kilka dni wcześniej RR, bowiem June niezwykle do gustu przypadł deser, a że nie skosztowaliśmy jeszcze wielu rzeczy z menu to czemu nie spróbować.

P1090275 (Copy)

Tym razem na obsługę się naczekaliśmy, ale też przyjechaliśmy tam w porze lunchu, więc nie ma się co dziwić temu że trochę czekaliśmy. Trzeba ludzi w tym ciepłym klimacie zrozumieć.

P1090277 (Copy)

Ruszając w stronę stacji autobusowej postanowiliśmy skosztować jedzenia z ulicy. A chwilę potem June zorientowała się że nie ma portfela. To już nie było zmartwienie w Jej oczach, to było przerażenia, bo straciłaby nie tylko dokumenty i swoje pieniądze, ale także nasze wspólne pieniądze.

P1090278 (Copy)

Parę kroków później ktoś podrzucił portfel. Pozbawiony czterech setek i jednej pięćdziesiątki, ale na szczęście, niepozbawiony dokumentów ani biletów do Kunming. Przerażenie zamieniło się w smutek, ale w końcu June zaakceptowała, że lepiej stracić pieniądze niż wszystko łącznie z biletami.

P1090283 (Copy)

Po tym wszystkim nie mieliśmy już sił by chodzić więcej po Jinghong i dwie godziny do odjazdu spędziliśmy na dworcu.

Kunming

P1090109 (Copy)

W Kunming najpierw udaliśmy się do nowego starego miasta, czyli terenu zbudowanego na wzór starych miast z myślą o turystach. I zaraz po wejściu mój plecak uznał że jest za ciężki i się rozszyło ramiączko.

P1090127 (Copy)

Zawsze gdy go mam, mam przy sobie igłę i nici więc poszyłem i się trzyma.  Poszukiwanie jedzenia w tej części Kunming było trochę utrudnione, bowiem wiadomo jakie podejście ma większość restauracji, czy to dużych, czy małych,  w miejscach pełnych turystów którzy pojawią się tam tylko raz.

P1090292 (Copy)

Mimo wszystko udało nam się znaleźć całkiem przyzwoite nudle, oraz spróbować lokalnej specjalności , która spraszała mnóstwo ludzi do pewnego miejsca. Niestety żadne z Nas nie zrozumiała dlaczego ta specjalność jest specjalnością i srogo się na niej zawiedliśmy.

P1090294 (Copy)

Udało Nam się także odwiedzić świątynię Shaolin, nie, nie tę prawdziwą, taką inną, ale także nazywającą się Shaolin. W ogóle to to nowe stare miasto w Kunming jest siedzibą bodajże pięciu świątyń, więc jest to miejsce także dla sfery duchowej.

P1090295 (Copy)

Zmęczeni tyloma dniami w podróży, zmianą pogody, oraz ciężkimi plecakami ruszyliśmy w stronę dworca by odebrać bilety. Dla mnie trzy, dla June jeden. O ile odbiór tego jednego dla June jest prosty, bo wymaga zaledwie zeskanowania dowodu osobistego, o tyle odbiór tych trzech dla mnie jest niezwykle skomplikowany, bowiem wymaga odczekania kilkunastu minut w kolejce i podania numeru rezerwacji, oraz uiszczeniu opłaty.

P1090288 (Copy)

Teraz wyobraźcie sobie w Polsce że rezerwujecie i opłacacie bilet przez internet a potem podchodzicie do automatu na stacji kolejowej, skanujecie dowód osobisty i po paru sekundach otrzymujecie swój bilet. Bajka.

P1090299 (Copy)

Po odczekaniu i odebraniu trzech biletów, jednego do Zhengzhou, jednego do Szanghaju i jednego do Changchun, ruszyliśmy poszukać jadłodajni o której słyszeliśmy w czasie naszego pierwszego pobytu w Kunming. Okazało się, że tym razem jest otwarta i faktycznie wygląda jak jadłodajnia. Setki małych knajpek pełnych naganiaczy i przyzwoitego jedzenia. Zdecydowaliśmy się na gotowane warzywa w sosie na ostro.

P1090308 (Copy)

Teraz przyszła kolej na pociąg. Kunming jest pierwszym miastem w Chinach w którym byłem i które nie ma w pobliżu dworca żadnego fast foodu czynnego dwadzieścia cztery godziny na dobę. Także by skryć się przed skwarem musieliśmy się trochę naszukać. A po June było widać już coraz większe zmęczenie. Niezależnie od tego jak długo nosiłem Jej plecak. Zmęczenie zmęczeniem, ale czekał nas najdłuższy element podróży, który może dałoby się trochę urozmaicić gdyby nie druga właścicielka sklepu która chciała otworzyć go już 8 lutego. Ostatecznie udało się wytargować 9 dzień lutego, ale i tak oznaczało to trzydzieści jeden godzin w pociągu. Dla mnie miała być to najdłuższa podróż pociągiem w życiu. Dla June absolutnie nie bowiem już w tym roku wracała z Lhasy do Zhengzhou przez godzin czterdzieści.

Koniec weekendu

P1090786 (Copy)

Skończyła się podróż, skończył się weekend, jutro wracam do pracy. Na razie tylko do małej szkoły, a od marca (taką mam nadzieję) do kolegium. Innymi słowy wszystko w porządku.
Nie w porządku czują się za to moje mięśnie które pewnie wolały błogie lenistwo i słodkie obijanie się, ale niestety dla nich nic z tego nie wyszło. Przyszedł czas na pot, nie ma miejsce na łzy i mam nadzieję że obejdzie się bez krwi. Chociaż jak znam życie wystarczy jak wskoczę jutro na bieżnię to zaraz się jakiś nowy odcisk będzie chciał uaktywnić. Tak to już jest z odciskami, walka z nimi jest niezwykle uciążliwa, ale w przeciwieństwie do walki z wiatrakami można z niej wyjść zwycięsko. Tyle tylko, że to walka która trwać będzie zawsze. W końcu są nowe buty to są odciski.

P1090788 (Copy)

Jak widać te notki są krótkie ostatnimi czasy, ale chyba wynagrodziłem Wam to dzisiejszą relacją z drogi na południe. Na fejsbuku macie masę zdjęć z jedzeniem, w dodatku ogromną ilość zdjęć w galerii i mam nadzieję że one zaspokoją Wasze apetyty bo ostatnio ze zdjęciami u mnie krucho. Co zresztą widać. Dzisiaj miało być trochę inaczej, ale nagle uświadomiłem sobie że mam jeszcze jeden duży projekt do zamknięcia i już wiem, że na 90% się z nim nie wyrobię w terminie, tylko to że nie zdążę nie znaczy że się poddam przed walką i nie spróbuję. W dodatku codziennie piszę, ale to nie tyle po polsku co po angielsku, więc nigdzie tego nie wrzucam. Bo to zupełnie osobny projekt, znacznie większy.

Prognoza pogody zapowiada że od przyszłego tygodnia mają już pojawić się dodatnie temperatury w co nie za bardzo chce mi się wierzyć, ale oznaczałoby to że nieubłaganie zbliżamy się do końca zimy i może, ale tylko może, nie trzeba będzie czekać do kwietnia. Oczywiście do tego czasu temperatura w nocy będzie oscylować w okolicy -25 stopni, ale kto by się takimi drobnostkami przejmował skoro nadchodzi koniec tego zimowego koszmaru. Zima w mieście to koszmar, na szczęście Changchun jest suche, praktycznie tutaj w zimie nie pada, a przez to i te minusy są bardziej znośne. Gdyby tylko wilgotność powietrza była większa to zapewne bym zwariował z zimna. Porównując jednak z południem to bardziej skłaniam się w stronę północy, bo chociaż jest zimno na dworze to w mieszkaniach jest cieplutko i komfortowo. Chłód na dworze można wytrzymać, gorzej z chłodem w mieszkaniu prowadzącym do spania w rękawiczkach i kilku warstwach ubrań.

Podróż na południe

Kunming

P1080532 (Copy)

Udało nam się chwilę pospać w pociągu, ale gdy wyszliśmy na ulice Kunming przywitał nas mrok, mnóstwo handlarzy, ciepło, oraz kompletny brak jakichkolwiek fast foodów. Fast foody w Chinach są o tyle istotne że pełnią one funkcje darmowych toalet oraz hoteli na godziny, o ile nie przeszkadza Ci spanie na krzesłach. Nikt Cię z nich nie wyrzuci, nawet jeżeli nic nie kupiłeś. Zresztą tak jest w każdym chińskim sklepie, podobno chińska IKEA to jedyny oddział który pozwala odwiedzającym na spanie na ekspozycjach.

P1080529 (Copy)
Tym razem do hostelu dotarliśmy bez pomocy taksówki. Wystarczył autobus, ale to co rzucało się w oczy w czasie podróży to fakt że to miasto jakoś nie pasuje do pięknej prowincji Yunnan. Jest jakieś takie trochę jak Changchun, szare i brzydkie. Trzymając się za ręce ruszyliśmy szukać śniadania, ale widać było że coraz więcej ludzi jest już myślami przy Święcie Wiosny i coraz więcej sklepów jest zamkniętych. W końcu udało nam się znaleźć małą jadłodajnię w pobliżu hostelu, ale chociaż było w niej bardzo dużo ludzi to jedzenie było takie sobie, a obsługa chyba miała zły dzień, bo June powiedziała że wszyscy byli traktowani bardzo nieuprzejmie.

P1080591 (Copy)

Po chwili na toaletę i zostawieniu rzeczy w hostelu, tym razem w pokoju mieszanym z ośmioma innymi osobami, ruszyliśmy w stronę ogromnego jeziora. Jeziora na południu naprawdę nie zamarzają…

P1080588 (Copy)

Mewy, mewy i jeszcze raz mewy. To chyba największe atrakcje jeziora, bowiem gdzie nie kopnąć ktoś sprzedawał jedzenie dla nich, a ludzie albo robili zdjęcia albo wystawiali ręce i karmili nadlatujące ptaki.

P1080596 (Copy)

June najpierw wystawiała rękę do karmienia, a potem gdy spróbowała zrobić zdjęcie telefon wleciał Jej do jeziora. Chyba na północy zakończyłoby się to lepiej bo tylko lekkim obiciem, a nie kompletnym zanurzeniem po którym narrator był zmuszony chodzić w mokrych butach. Telefon został jednak uratowany.

P1080599 (Copy)

Spacer w pobliżu jeziora był dość krótki i dosłownie jednostronny, bo nie było drugiego wyjścia. Znaczy było, ale z powodu budowy drogi było zamknięte. Także doszliśmy do niego i wróciliśmy z powrotem.

P1080606 (Copy)

Że mieliśmy jeszcze mnóstwo czasu udaliśmy się do fałszywej wioski mniejszości etnicznych. Jak wiecie, jest ich w Chinach dość sporo, bodajże 56, z czego ponad 20 znajduje się w prowincji Yunnan. Szacuje się że co trzeci mieszkaniec tej prowincji należy do jakiejś mniejszości. Wioska okazała się płatna, więc z niej zrezygnowaliśmy uznając że sami poszukamy prawdziwych wiosek mniejszości etnicznych.

P1080637 (Copy)

Przed powrotem do hostelu udaliśmy się poszukać jedzenia, ale było to zadanie niemalże karkołomne i praktycznie zakończone klęską. To co udało nam się znaleźć nie zadowoliło żadnego z Naszych zmysłów, a już w żadnym wypadku nie nasyciło.

P1080638 (Copy)

Z hostelu wymeldowaliśmy się wcześnie ruszając na poszukiwanie jedzenia. Chłopak z hostelu powiedział jedynie że z powodu Święta Wiosny wszystko praktycznie jest zamknięte i nie polecił nam absolutnie żadnego miejsca. Ludzie na ulicy również mieli problemy ze wskazaniem jakiegokolwiek dobrego miejsca, dopiero Pani niosąca dwie siatki z jedzeniem wskazała nam małą knajpkę która, Jej zdaniem, serwuje dobre żarcie. Nie kłamała i podtrzymało to moją opinię że komu jak komu ale kobietom z jedzeniem w siatkach można ufać jeżeli chodzi o wybór restauracji.

P1080641 (Copy)

Następnie ruszyliśmy w stronę dworca autobusowego by kupić bilety na autobus nocny do Jinghong. Po udanych zakupach kontynuowaliśmy podróż tym razem w poszukiwaniu starego magazynu z rzeczami z drugiej ręki. Szukaliśmy go kilka godzin, ale ponieśliśmy sromotną klęskę, nikt bowiem nie wiedział gdzie on jest. Osobiście w dalszym ciągu uważam że szukaliśmy w złym miejscu, ale nie będę się o to wykłócał, bowiem dodatkowych kilogramów w postaci namiotu i tak nie potrzebowałem.

P1080642 (Copy)

Udało nam się za to znaleźć ulicę z jedzeniem i to jedzeniem całkiem przyzwoitym w postaci frytek, świeżego soku z trzciny cukrowej, oraz tofu na ostro. Następne dwie godziny spędziliśmy siedząc na ławce jedząc i wymyślając historie na temat zauważonych na ulicy ludzi.

P1080656 (Copy)

W drodze powrotnej skorzystaliśmy z toalety w szpitalu gdzie próbował nas szpiegować młody chłopak, ale jak to bywa w takich sytuacjach szpiegował nas z marnym skutkiem, uciekając za każdym razem gdy go zauważyłem.

P1080655 (Copy)

Kolejna toaleta była szczególna dla June bowiem spotkała ludzi ze swojej prowincji, którzy zaprosili nas na kolację, ale że nie mogliśmy zostać to poczęstowali nas przepysznym ciastem domowej roboty. June nie mogła pozbierać się z radości że usłyszała swój dialekt.

P1080653 (Copy)

Po tych kilku godzinach raz jeszcze udaliśmy się na stację autobusową tym razem w zupełnie pustym metrze naziemnym i zmęczeni przeczekaliśmy dwie godziny na dworcu.

P1080648 (Copy)

Po wejściu to autobusu ujrzałem 36 łózek na dwóch poziomach, na szczęście nasze były koło siebie i June mogła spać trzymając mnie za dłoń.

Jinghong

P1080659 (Copy)

O Jinghong nigdy wcześniej nie słyszałem bo niby dlaczego miałbym słyszeć…Yunnan mnie aż tak bardzo nie interesował, jest gdzieś tam w planach na przyszłość, ale z pewnością nie był planowany na teraz.
I teraz tak, nigdy wcześniej nie słyszałem, nigdy wcześniej nie widziałem, dzień wcześniej byłem w mieście po którym musiałem chodzić w polarze, a w Jinghong wychodząc na ulicę nie da się nie zauważyć rosnących na ulicach palm kokosowych. Tak, dobrze przeczytaliście, palm kokosowych na ulicach. I to takich dających owoce. Po czterech miesiącach zimy dotarłem do miasta w którym ludzi nigdy nie widzieli śniegu na żywo.

P1080663 (Copy)

Spanie w Jinghong miało początkowo wyglądać tak:
– Będziemy spać w restauracji, Ty u kelnerów w pokoju wspólnym, może na kanapie, ja u kelnerek w pokoju wspólnym. Jeżeli nam się nie spodoba to możemy się przenieść do pokoju w hotelu który dostaniemy po zniżce.
Podróż z June to ciągła jedna wielka improwizacja. Ciągła i nieustanna. Bo to Chinka, więc plany planami, a rzeczywistość sobie. Czyli uśmiechnięte uosobienie tego kraju.

P1080670 (Copy)

Ostatecznie pierwsze spanie w Jinghong udało nam się załatwić w małym hoteliku, rezerwując dwa pokoje, jeden dla nas, drugi dla znajomej dziewczyny znajomego, która chociaż pracuje w tym kraju pochodzi z Birmy i nie ma ani paszportu ani chińskiego dowodu (czyli wiadomo jak pracuje), która ostatecznie ze swojego pokoju zrezygnowała bo bała się w środku nocy przyjdzie kontrola i Ją wyrzuci.

P1080671 (Copy)

Po zostawieniu tobołów poznaliśmy Rei Rei, czyli dziewczynę znajomego. Rei Rei jeździ na skuterze i stwierdziła że nie mogę siedzieć z tyłu. Cóż, ja postanowiłem skuterem kierować ale dziewczyny uznały że wolą żyć i zostałem wygoniony na tył.

P1080672 (Copy)
RR zabrała nas do restauracji gdzie skosztowaliśmy typowych miejscowych dań i jeszcze za nas zapłaciła, bo jak tłumaczy June jak się w Chinach kogoś odwiedza to On za wszystko płaci, to taka nasza gościnność. Oczywiście June nieśmiało próbowała zapłacić, ale jak Jej często powtarzam z chińczykami nie ma się co kłócić o to kto płaci.

P1080673 (Copy)

Po obiedzie ruszyliśmy na małą przejażdżkę po Jinghong odwiedzając ogromną świątynię buddyjską, oraz sklep z herbatami w którym pracowała znajoma RR.

P1080674 (Copy)
A że była to Wigilia Chińskiego Nowego Roku i odbywała się olbrzymia rodzinna kolacja ruszyliśmy na małe zakupy żywieniowe. Zawieźliśmy to wszystko do rodziny RR, która przyjęła nas jak swoich, dostaliśmy po czerwonej kopercie z pieniędzmi i po chwili ruszyliśmy na podwieczorek na ulicy, z kwaśnym i ostrym jedzeniem.

P1080694 (Copy)

Ostrym w zupełnie inny sposób, czyli trochę się napociłem. W drodze powrotnej najpierw nie umieliśmy złapać taksówki, a gdy już w końcu złapaliśmy wpadła ona w studzienkę kanalizacyjną i nie chciała ruszyć dalej.
Kolejna taksówka i już byliśmy na miejscu. Znowu dostaliśmy po kopercie i już było mi naprawdę głupio, bo nie dość że tych ludzi nie znam to jeszcze dają mi jeść i pieniądze.

P1080702 (Copy)

RR należy do mniejszości etnicznej Dai, więc wigilia Chińskiego Nowego roku w Jej domu zapewne różni się od tych w rodzinach tradycyjnych. Było tam naprawdę sporo ludzi, około trzydziestu, większość siedziała podzielona na trzy stoły, część stała przy czwartym w okolicy telewizora pilnując dzieci.

P1080722 (Copy)

A jedzenie było wyborne. Bardzo różnorodne, kolorowe i przepyszne. Wzniesiono jeden toast, nic więcej, żadnych życzeń, także trochę to dziwne, ale widać taka tradycja.

Szybko się pożegnaliśmy i ruszyliśmy z powrotem do hostelu. Wyszliśmy jeszcze na miasto, usiedliśmy przy fontannie która nie chciała zadziałać i gdy tak wtuleni w siebie patrzyliśmy na jezioro podszedł do nas Azjata, który okazał się Koreańczykiem, i zapytał o drogę do hostelu. Nie wiedzieliśmy jak Mu pomóc, wiec zaproponowaliśmy oddanie pokoju z którego zrezygnowała znajoma RR. Koreańczyk był wniebowzięty. Okazało się że przypłynął z Korei do Qingdao (ZAPAMIĘTAĆ) a potem ruszył w podróż. Z przewodnikiem z listą hosteli sprzed lat pięciu, angielskim takim że June miała problem się z Nim porozumieć, ale mnóstwem zapału i pasji.

P1080752 (Copy)

Najedzeni, bogatsi o de facto drugi fundusz na podróż i wymyci poszliśmy oglądać fajerwerki na dachu hotelu.

P1080757 (Copy)

Dzień następny rozpoczęliśmy od zjedzenia nudli ponad mostem, czyli typowego lokalnego dania. Dostaje się wrzący rosół i po kolei wrzuca do niego najpierw jajka i mięso a potem warzywa by na końcu wrzucić nudle. Wszystko oczywiście robi się samemu.

P1080758 (Copy)

Następnie przyszła pora na poszukiwanie butelki. Butelki która towarzyszyła Juna w czasie dwóch podróży do Tybetu i Nepalu, a która musiała wypaść Jej gdy taksówka wpadła w studzienkę kanalizacyjną. Nie udało się Jej znaleźć więc ruszyliśmy do sklepu.

P1080797 (Copy)

Po pasek dla mnie, bo spodnie ze mnie zaczęły spadać, oraz po butelkę dla Niej, bo jak tu żyć w Chinach bez butelki z wodą.  Obie rzeczy udało się znaleźć. Kwestia tego że butelka była wybrana z braku innej lepszej i chociaż swoją funkcję spełnia to jednak radości nie daje.

P1080795 (Copy)

Problemem w tym dniu miało okazać się spanie. Pierwsze cztery dni chińskiego nowego roku to okres cen absurdalnych. W hostelu którym nocowaliśmy ceny wzrosły pięciokrotnie, trzykrotnie przekraczając nasz dopuszczalny budżet na pokój. Ponownie uratowała nas RR.

P1080760 (Copy)

Najpierw zostawiliśmy rzeczy o Jej dziadków, którzy uraczyli nas powyższym obiadem, a potem ruszyliśmy zwiedzać sami. W czasie tej wędrówki pojawił się plany by zamiast do Birmy (gdzie chcieliśmy jechać od początku ) pojechać do Laosu. A jeżeli nie uda się nam dostać do Laosu to chociaż posiedzieć gdzieś w okolicy szukając jakichś mniejszości etnicznych które by nas przygarnęły na kilka dni.

P1080798 (Copy)

Plan o tyle spontaniczny co błyskawiczny i trochę szalony bo nie byliśmy absolutnie do tego przygotowani. Wróciliśmy do dziadków RR i zaczęliśmy szybko szukać informacji o tym jak dostać się na granicę, ja zacząłem zapisywać listy zwrotów w języku lao, oraz robić listę hosteli w miejscowościach które powinno nam się udać odwiedzić.

P1080808 (Copy)

Gdy już uznaliśmy że jesteśmy przygotowani poszliśmy spać. June na dół, a ja na górę. W rodzinach Dai mężczyźni nie tylko nie śpią w jednym pokoju z kobietami, nie śpią z Nimi nawet w jednym domu. A tradycje trzeba szanować.

P1080767 (Copy)

Mohan

P1080833 (Copy)

Z samego rana pożegnaliśmy się z dziadkiem RR i ruszyliśmy na autobus do miejscowości Mengla wymienianej jako pierwsze miasto po chińskiej stronie granicy. Nieprawda. Pierwszym miastem, czyli miastem w którym znajduje się przejście graniczne jest Mohan.

P1080834 (Copy)

Do Mohan dotarliśmy bez problemu, po drodze kilkoro chińczyków utwierdzało June w przekonaniu że dostanie wizę na granicy, ja o siebie byłem spokojny bo sprawdzałem wcześniej.

P1080846 (Copy)

W końcu dotarliśmy do Mohan i ruszyliśmy na poszukiwanie obiadu. Nikt jednak nie chciał się kłopotać marnymi dwoma duszami skoro przygotowywali obiady na kilkanaście osób. W sumie to nie ma Im się co dziwić.

P1080858 (Copy)

Udało nam się znaleźć knajpkę która posiadała przepyszne nudle do których można było zagryźć limonkę i tak najedzeni ruszyliśmy w stronę granicy. Najpierw w końcu warto się rozeznać co i jak a potem można w ostateczności szukać hotelu.

P1080864 (Copy)

Na granicy okazało się coś czego się nie spodziewaliśmy. June wizy do Laosu na wejściu nie dostanie. Ma dwie opcje, albo wróci do Kunming do ambasady, albo znajdzie kogoś kto mieszka w Laosie i ją ze sobą weźmie.

P1080893 (Copy)

Powrót do Kunming nie wchodzi w rachubę bo to miasto nas oboje odrzuciło, a znalezienie kogoś…właściwie to nie mogliśmy się od tych ktosiów opędzić. Zaporowa okazała się za to cena. 850 RMB, czyli praktycznie wszystko co każde z nas dostało od rodziny RR. Dużo za dużo. Nie tylko hotele windują ceny w okresie Święta Wiosny.

P1080887 (Copy)

Trochę zasmuceni odeszliśmy od granicy i ruszyliśmy w poszukiwaniu hotelu. Ponownie udało nam się znaleźć przyzwoity w niezwykle okazyjnej cenie, którą June jeszcze obniżyła negocjacjami  poprawiając sobie humor, i po zostawieniu rzeczy ruszyliśmy przed siebie w poszukiwaniu przygody. Weszliśmy na jedną górkę i w oddali majaczył nam Laos. Gdybyśmy z niej zeszli przekroczylibyśmy dziką granicę.

P1080914 (Copy)

Las który widzicie na zdjęciach wyglądał niesamowicie, pełen tropik. Palmy, papaje, mangowce…cudowne, cudowne przeżycie.

P1080939 (Copy)

A wracając znaleźliśmy uliczne jedzenie z nudlami na zimno, które było przepyszne.

P1080948 (Copy)

Dzień drugi rozpoczęliśmy późno pomijając śniadanie i ruszyliśmy od razu na kolejną górkę, tym razem z drugiej strony miasta i tym razem oddaliliśmy się od granicy z Laosem, ale las był jeszcze bardziej niesamowity.

P1080960 (Copy)

Szliśmy po takich drużkach że głowa mała, ale widać było że ktoś tam często chodzi. Tak samo jak dnia poprzedniego okazało się ze wejście jest trudniejsze od zejścia, ale widoki to wynagradzają.

P1080990 (Copy)

Nie spodziewałem się że zobaczę takie cuda w Chinach, myślałem że może gdy kiedyś wyjadę do ameryki południowej to je zobaczę, ale jeszcze nie teraz, a tu takie sympatyczne zaskoczenie.

P1080995 (Copy)

I tylko jedna myśl nie przestawała kołatać w mojej głowie ‘kiedy Ona sobie te buty rozwali’. Na szczęście nie rozwaliła i co jeszcze dziwniejsze ani razu się nie przewróciła.

P1090023 (Copy)

Na kolacje udało nam się dostać do restauracji która odrzuciła nas wczoraj, a spróbowaliśmy ponownie bo June słyszała wiele dobrego o pewnym daniu w którym bakłażana nadziewa się mięsem i podaje w sosie pomidorowym.

P1090012 (Copy)

A że June to pomidorowy potwór to wybaczyła restauracji i podeszliśmy po raz drugi. Warto było wybaczyć bo danie było niesamowite, jedno z najpyszniejszych jakie jadłem.

P1090066 (Copy)

P1090065 (Copy)

P1090063 (Copy)

P1090058 (Copy)

Pierwszy dzień

Pierwszy dzień na siłowni zawsze boli. Może nie tyle pierwszy dzień co dzień drugi. Dzień pierwszy po trzytygodniowej przerwie to brutalne zderzenie z rzeczywistością gdy okazuje się że ciężko wypracowana forma zniknęła i wszystko trzeba budować od nowa. Zaletą takiej sytuacji jest to, że…wszystko trzeba budować od nowa, a teraz poziom z którego startujemy jest wyższy więc można osiągnąć jeszcze więcej. Czyli jest dobrze. Po wejściu na wagę okazało się, że jestem o kilka kilogramów mniejszy i już zrozumiałem dlaczego spodnie mi spadały…gdyby to jeszcze sam tłuszcz, ale nigdy w życiu nie ma tak dobrze.
Także pierwszy dzień na siłowni za mną, ale to dopiero początek bo najgorzej będzie w środę gdy przyjdzie pora na pierwsze bieganie.

P1090778 (Copy)

Changchun jest chłodne, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Mróz lekko podszczypuje, cienkie rękawiczki to za mało, podobnie jak chusta przerobiona na czapkę. Grube rękawiczki, zimowa czapka to dość by ten chłód pokonać, ale w twarz dalej delikatnie szczypie. Jest chłodno, ale to inny rodzaj chłodu od tego w Zhengzhou, tam było chłodno, ale i wilgotno więc odczuwalna temperatura była jeszcze niższa. W Szanghaju z kolei szalał wiatr i było wilgotno, więc chłód nie był tyle doskwierający co bardziej przeszywający do szpiku kości.

P1090780 (Copy)

Po siłowni pora na zakupy i tym razem prawie wszystko udało mi się dorwać w podziemnym markecie, nawet piersi z kury które chyba są tam tańsze. To dobre miejsce, w dodatku bliżej siłowni i będę tam zaglądał jeszcze częściej, wybór też mają całkiem przyzwoity, mniejszy niż na tej giełdzie kawałek dalej, ale w dalszym ciągu jest w porządku.

P1090781 (Copy)

Udało też mi się wczoraj porozmawiać ze swoim szefem, który nie jest chińczykiem bo nie wręczył nikomu czerwonej koperty z pieniędzmi z okazji Święta Wiosny, i okazuje się że w moim przypadku nic się nie zmienia, dalej uczę w kolegium i małej szkole u Chrisa. Tom za to nie wiadomo gdzie pracuje, po tym jak dostał propozycję nauczania w kolegium dla nauczycieli została ona wycofana bo jest za młody. Oprócz tego dostał 6 dni wolnego, czyli tyle ile dostają Chińczycy. No uroczo po prostu, słowem, ten mój szef to złoty człowiek.

P1090782 (Copy)

Po czym poznać że w Changchun zima się kończy? Po zwiększonej ilości straganów z jedzeniem.

Podróż na zachód

Piszę tę notkę siedząc w pociągu w drodze do Szanghaju gdzie odwiedzam znajomego z czasów licealnych, to tylko część historii. Drugiej części powiedziałem do zobaczenia w Zhengzhou. Druga część to June, której macie pełne prawo nie pamiętać bo pojawiła się pół roku tomu na stacji w Luoyang jako Join. Przez kilka najbliższych notek poznacie ją bliżej bo niemożliwe jest rozdzielenie Jej od tego co się wydarzyło. Siedzi teraz we mnie smutek, bo się pożegnaliśmy, radość że się mogę smucić i lekki niepokój bo nie mam numeru do znajomego w Szanghaju, ale nie wydaje mi się żeby to był wielki problem.
Myślę że po tym wstępie możemy zaczynać.

Zhengzhou.

P1080468 (Copy)


Czekałem na wietrznym placu przed dworcem na dziewczynę szpiega. Szpiega, bo obiecała że mnie zaskoczy. Czekałem, czekałem i w końcu poczułem klepnięcie w ramię i tak jak się obracałem tak June kryła się za moimi plecami nie dając się zobaczyć. W końcu jednak wyszła z ukrycia uśmiechnięta i poszliśmy szukać restauracji na lunch. O ile ze znalezieniem nie był problemu o tyle z jedzeniem problem pewien był bowiem ta konkretna restauracja miała mieć w swojej ofercie pewne wyjątkowo ostre nudle, których nie miała co trochę zawiodło moją przewodniczkę.

P1080483 (Copy)


Następnie ruszyliśmy na skwer Erqi (dwóch siódemek), na którym znajdują się dwie czternastopiętrowe wieże. Jest to podobno najbardziej rozpoznawalny turystyczny punkt w Zhengzhou.

P1080475 (Copy)
Po tym wszystkim przyszła kolej na podróż pociągiem do Changsha.

P1080484 (Copy)

W gruncie rzeczy tylko po to by spędzić tam półtorej nocy, skosztować najbardziej znanego czarnego śmierdzącego tofu i ruszyć dalej. Niestety, pomimo wcześniejszych planów, nie ustaliliśmy żadnej wersji odnośnie tego kim jesteśmy i gdy ludzie zadawali pytania w pociągu June odpowiadała prawdę.

P1080488 (Copy)

A mieliśmy kilka o wiele ciekawszych wersji przygotowanych. Na szczęście trafiliśmy na tylko jedną ciekawską parę którą zaciekawiliśmy i której June, jak na współwłaścicielkę sklepu przystało, udało się skutecznie zaprezentować część asortymentu swojego sklepu.

P1080490 (Copy)

Changsha
Changsha przywitała nas nocą i niechętnie, bo niechęć do taksówek na dworcu to cecha łącząca ludzi wszystkich nacji, skorzystaliśmy z pomocy taksówkarza.

Niechęć okazała się być nie tylko bezpodstawna, ale także błędna. Nasz kierowca nie dość że zawiózł nas na miejsce to poświęcił dobrych kilka minut na jego zlokalizowanie i jeszcze zaniżył kwotę z taksometru. W dodatku polecił nam gdzie udać się po najlepsze w mieście śmierdzące tofu oraz polecił skosztowanie innego lokalnego smakołyku.
W hostelu udało nam się dostać pokój, trwało to co prawda trochę czasu, ale przynajmniej mogliśmy się w spokoju i wygodzie wyspać. A różnica w temperaturze między Zhengzhou a Changsha była odczuwalna do tego stopnie, że w Changsha spokojnie można było spać w krótkim rękawku.
Jeszcze o samym hostelu którego znalezienie było niezwykle trudne, Pan Taksówkarz musiał kilka razy dzwonić do rozdzielni i prosić o pomoc bo wydawało się że ktoś wcisnął ten hostel między dwa różne światy i trzeba było prosić o specjalne pozwolenie by się do niego dostać.

P1080502 (Copy)

Rano, a raczej bliżej południa ruszyliśmy na spacer po Changsha. Śniadanie odpuściliśmy, co jest w pełni zrozumiałe gdy się weżmie pod uwagę że June z reguły wstaje dość późno. Ruszyliśmy przed siebie do parku w którym na górce znajdowało się malutkie muzeum poświęcone pamięci ludzi z prowincji Hunan walczących przeciwko Japończykom.
Sam park miejscami sprawiał wrażenie opuszczonego, szczególnie w pobliżu tych opuszczonych i zaniedbanych budynków którymi chyba nikt się nie opiekował od chwili ich postawienia. Wyglądało to trochę jak z filmów grozy, ale oczywiście jak na takie opustoszałe miejsca przystało i w nich znalazło się posłanie i parę ubrań. Zawsze się znajdują w miejscach w których nikt nie mieszka.

P1080506 (Copy)
Do tego rzecz jasna dochodzi olbrzymie jezioro i ogromny most stojący nad nim. Jezioro na południu praktycznie nigdy nie bywają skute lodem. Warto o tym pamiętać gdy przyjeżdża się z mroźnej północy.

P1080508 (Copy)

Pogoda w tym dniu nas nie rozpieszczała, no może nie tyle nas, co mnie, bo wychodząc rano uznałem że sam polar wystarczy. Udało mi się przetrwać poszukiwania śmierdzącego tofu, które wcale nie śmierdzi tak bardzo jak się mówi (durian ma o wiele bardziej intensywny zapach) i jest całkiem smaczne, oraz skosztować miejscowych słodkości które były jak guma do żucia i niezbyt smaczne.

P1080510 (Copy)

W końcu jednak by ocalić moje zdrowie musieliśmy więc wrócić się do hostelu i już chwilę potem ruszyliśmy z powrotem. Kolejny krótki spacer tym razem w stronę dworca by zobaczyć jak to jutro będzie wyglądać i odebrać mój bilet został zwieńczony wizytą w supermarkecie bo trzeba było zaopatrzyć się w zupki błyskawiczne na podróż do Kunming (około 18 godzin).

P1080513 (Copy)

Następnego dnia ruszyliśmy na stację kolejową, ale najpierw zjedliśmy na śniadanie nudle ryżowe w małej knajpce przy hostelu. Cudowne, smakowały jakby były domowej roboty, bo pewnie były. Następnie czekaliśmy na autobus, który nie nadjechał, więc ruszyliśmy na kolejny przystanek przy okazji odwiedzając aptekę bo June nie czuła się najlepiej.

P1080518 (Copy)

Autobus wlókł się niemożliwie i pierwszy raz zauważyłem zmartwienie w Jej oczach. Do tej pory była w nich tylko radość, ale korek sprawił że naprawdę się zmartwiła o to czy nam się uda. Oczywiście się udało, ledwo ledwo bo pociąg już stał i czekał, ale się udało. Po raz kolejny musieliśmy prosić ludzi by się zamienili z Nami miejscami, bo chcieliśmy siedzieć koło siebie. Na szczęście nikt nie robił Nam żadnych problemów.

P1080519 (Copy)

Przez następnych osiemnaście godzin nikt się Nas o nic nie pytał, więc rozmawialiśmy tylko że sobą przygotowując kolejne wersje tego kim jesteśmy w przypadku pytań w innych pociągach. I tak siedząc patrząc w Jej uśmiechnięte brązowe oczy musiałem się w końcu zapytać:
– June, wiesz że jesteś moją dziewczyną?
– Naprawdę?
– Tak.
– Teraz już wiem.

P1080527 (Copy)

Chwilę potem pojawił się Pan Policjant który przypominał wszystkim by pilnowali gdzie mają swoje telefony komórkowe, portfele, oraz dokumenty. A potem zwrócił się do mnie, ale że Go nie zrozumiałem to spytał June czy jest ze mną i po usłyszeniu odpowiedzi twierdzącej powiedział Jej że ma się mną opiekować. Oczywiście pokiwała w spokoju głową, ale gdy mi to przetłumaczyła nie mogła przestać się śmiać, a gwiazdki w Jej oczach świeciły się jeszcze bardziej.

Zhengzhou

P1080447 (Copy)

Hmm…mam nie mały problem.  Jak wiecie nie jestem fanem podsumowań, ale myślę że zacznę prowadzić ranking najgorszej podróży. Z pewnością najdłuższą i najbardziej uciążliwą z tego powodu był zeszłoroczny lot do Pekinu przez Doha, ale to jest poza klasyfikacją jak dla mnie. Bez dwóch zdań ciężka była pierwsza dwudziestoczterogodzinna podróż pociągiem, czyli Xi’an – Chengdu, ale to przede wszystkim z powodu długości trasy. Dwadzieścia dziewięć godzin spędzonych na trasie Chengdu – Pekin były z jednej strony uciążliwe bo siedzenie było twarde a Pan siedzący naprzeciwko uważał że toaleta jest dla słabych i równie dobrze może sikać do butelki, ale widoki za oknem były cudowne.

P1080449 (Copy)

Ta podróż z Changchun do Zhengzhou trwa niby jedyne dwadzieścia cztery godziny ale była to moja pierwsza podróż bez wykupionego miejsca. Wygląda to w ten sposób że normalnie na bilecie mamy przypisane miejsce, a jeżeli nie mamy to siadamy lub stoimy gdzie popadnie. Owszem, możemy usiąść na fotelu dopóki ktoś nas nie wygoni, owszem możemy stać lub siedzieć w przejściu dopóki ktoś nie będzie chciał przejść, możemy również stać w przejściu między wagonami (z wyjątkiem przejścia między wagonami ostatnim i przedostatnim) tyle tylko że tam się pali. Dlatego też najbardziej okupowane są miejsca w okolicy toalet. Zaletą jest duża ilość miejsca (jak się uda to więcej niż na miejscu siedzącym), oraz blisko do toalety, wadą jest…no właśnie blisko do toalety, czyli mokro i brudno.

P1080453 (Copy)
Po tym jak po czterech godzinach pociąg nagle zaczął się wypełniać postanowiłem się ewakuować do wagonu trzeciego gdzie jeszcze nikt miejsca przy toalecie nie zajął. Rozłożyłem sobie krzesełko i siedziałem w spokoju słuchając o tym jak upadało imperium rzymskie. W końcu ludzie zaczęli się schodzić, miejsca coraz to bardziej ubywało ale udało mi się noc przetrzymać. Owszem, było zimno, było ciasno i śmierdziało papierosami, ale się wyspałem. Mniej więcej. Po kilku godzinach obudziłem się nie czując stopy. Nie mogłem ruszać palcami, ot była przypięta do ciała, ale nie działała. Czasem zdarzało mi się że nie mogłem ręką ruszać, ale po czucie wracało, stopa to coś nowego. Na szczęście wystarczyło rozwiązać but i chwilę pomasować by wszystko wróciło do normy, ktoś mi musiał się na niej położyć, bo sznurówki nie były tak mocno zasznurowane. Znowu zasnąłem, a parę godzin później krzesło zakupione na stacji w Changchun się rozjechało i ostatnich kilka godzin spędziłem siedząc na kawałku plastiku i ręczniczku, który przezornie zabrałem ze sobą.

P1080456 (Copy)

Zhengzhou przywitało mnie jak na jedno z najbardziej zanieczyszczonych miast w Chinach przystało – mgłą. Wyszedłem inną stroną niż w czerwcu i się zgubiłem. Blisko godzinę krążyłem w różne strony szukając drogi do hotelu, w końcu stwierdziłem że to nie ma sensu, znalazłem restaurację i zjadłem obiad, po czym ruszyłem szukać dalej. Znalazłem adres, ale hotelu znaleźć nie potrafiłem. Popytałem strażników, a ci mnie poprowadzili i zajechałem na szóste piętro, gdzie…było biuro. Biuro, a za zasłoną łóżka i już mnie chwyciło przerażenie że przyjdzie mi spać w tym biurze. Na szczęście jednak nic z tego. Pani wypisała co chciała i zabrała mnie na piętro dwudzieste ósme gdzie dostałem pokój.

P1080462 (Copy)

Pokój to mało powiedziane, to całe mieszkanie. Może nie duże, ale wygląda lepiej od tego w którym mieszkam w Changchun.

Chińska odmiana buddyzmu: historia

Niemożliwym wydaje się być określenie czy buddyjscy misjonarze dotarli do Chin drogą morską czy też lądową. Teoria morska głosi że buddyzm najpierw dotarł do południowych Chin, gdzie książę Ying oddawał jednocześnie cześć Żółtemu Cesarzowi, Laozi i Buddzie w 65 roku naszej ery. Droga lądowa głosi że buddyzm ruszył na wschód i początkowo był wyznawany w zachodnich Chinach w Luoyang gdzie stoi świątynia Białego Konia zbudowana w 68 roku naszej ery.

Legendy

Mam wrażenie, że o tej legendzie już pisałem, ale wtedy była to wersja krótsza.

Cesarzowi Ming objawił się w śnie bóg którego działo lśniło niczym słońce i który przyleciał pred jego pałac. Następnego dnia zapytał swoich podwładnych ‘Co to był za bóg?’. Fu Yi odrzekł ‘Słyszałem o kimś w Indiach kto osiągnął Dao i zwą go Buddą, unosi się w powietrzu a jego ciało lśni jak słońce, musi więc chodzić o niego.’

Cesarz wysłał ludzi do Tianzhu (w południowych Indiach) by dowiedzieli się o naukach Buddy. Legenda głosi, że pisma buddyjskie wróciły do China na grzbietach dwóch koni które to dały nazwę świątyni. Przyjechali także z nimi dwaj mnisi: Dharmarakṣa i Kaśyapa Mātaṅga.

Pochodzące z ósmego wieku freski w jaskiniach Mogao w prowincji Gansu pokazują cesarza Wu (141-87 p.n.e.) oddającego cześć statuom złotego człowieka.

A gdybyście chcieli zobaczyć zdjęcia ze świątyni Białego Konia to znajdziecie je tutaj – http://rainreborn.pl/2013/07/luoyang/

Tłumaczenia

Pierwsze udokumentowane tłumaczenie pism buddyjskich na język chiński pochodzą z 148 roku. Jedną z osób odpowiedzialnych za nie był An Shigao, który działał prężnie w świątyni buddyjskiej w Luoyang i to te teksty przetłumaczył. An Xuan z kolei przetłumaczył pierwsze teksty buddyzmu Mahayana.

Wczesne szkoły buddyzmu

U samego początku chińskiego buddyzmu skupiano się na następujących szkołach i tekstach: Dharmaguptakas, Mahīśāsakas, Kāśyapīyas, Sarvāstivādins, oraz Mahāsāṃghikas.

Szkoły Dharmaguptakas skupiała się na szerzenie buddyzmu poza Indie, dlatego też kraje które przyjęły buddyzm od Chin przyjęły też szkołę Dharmaguptaka.

Początkowo buddyści napotykali w Chinach wiele problemów. Sama koncepcja monastycyzmu i awersja do szerszej publiki wydawały się dalekie od znanych norm. Podnosiły się nawet głosy, że buddyzm był szkodliwy dla autorytetu państwa, a zakony buddyjskie nie przyczyniały się do rozwoju Chin. Jednakże buddyzm często był kojarzony z taoistyczną tradycją medytacji.

Buddyzm wydawał się pociągający dla chińskich myślicieli i członków elit intelekturalnych a zwykli ludzie widzieli w nim cechy łączące moralność i uwielbienie rytuałów znane z konfucjonizmu, oraz dążenie do mądrości znane z taoizmu.

Święto Wiosny: Chunyun

Chunyun, czyl wiosenna podróż. Okres ten zaczyna się zazwyczaj około piętnastu dni przed nadejściem nowego roku i trwa dni około czterdzieści. W tym okresie liczba pasażero podróży przekroczyła już liczbę mieszkańców Chin osiągając w 2006 roku liczbę ponad dwóch miliardów. Okres ten jest największą coroczną migracją ludzi.

Początki

Przyczyny takiego wzrostu liczby pasażerów są trojakie:

Po pierwsze, spotykanie z rodziną odgrywa ogromną role w chińskiej kulturze. Ludzie wracają do domów z pracy lub ze szkoły by uczestniczyć w rodzinnej kolacji w przededniu nowego roku. Od końca lat 70-ych kiedy to zapoczątkowo reformy gospodarcze ludzie zaczęli opuszczać swoje rodzinne strony i szukają pracy daleko od domu. Szacuje się że ich liczba wynosi obecnie około 260 milionów.

Po drugie, reformy edukacyjne zwiększyły liczbę studentów którzy często studiują daleko od domu. W okresie Święta Wiosny mają oni przerwę od zajęć i wykorzystują ją by wrócić do domu.

I po trzecie, Święto Wiosny to okres siedmiu dni wolnych od pracy, który wielu ludzi wykorzystuje na podróże.

Wpływ na komunikację publiczną

Liczba osób chcących kupić bilety jest tak duża, że często dochodzi o konflikty o miejsce w kolejce.

By sprostać zapotrzebowaniu otwiera się nowe tymczasowe linie, oraz wypuszcza na trasy setki tysięcy tymczasowych autobusów, a kasy biletowe otwarte są dłużej niż normalnie.
Przykładowo, w Shenzen w 2005 roku stacja kolejowa miała otwartych dziesięć linii telefonicznych a i tak dostawała kilka milionów połączeń każdej godziny. W Guangzhou (Kantonie) liczba ta sięgała blisko dwudziestu milionów.

Oczywiście pojawiają się ludzie którzy chcą sobie zarobić na sprzedaży biletów. Wykupują bilety krótko po tym gdy pojawią się w sprzedaży, a następnie sprzedają je stojąc pod stacjami kolejowymi.

Rzecz jasna zwiększa się także ryzyko kradzieży, oszustw czy innych przestępstw. Większy nacisk przykłada się do kontroli pasażerów, oraz bagaży.
Pociągi są bardziej obładowane ludźmi, kierowcy autobusów pracują dłużej i mniej regularnie.

Przed Świętem Wiosny ludzie z reguły wyruszają z dużych miast w stronę wsi, a po Święcie Wiosny w drugą stronę.

Imienne bilety

Od 2012 roku na biletach znajdują się kody QR z informacjami o pasażerze, przez co każdy bilet jest powiązany z pasażerem.
Oznacza to, że pracownicy kolei sprawdzają zarówno bilet jak i dokument tożsamości osoby która go przedstawia .

I na koniec ciekawostka: w tym okresie zniesione są całkowicie opłaty za przejazd autostradami.