Interwały

Aaaa! Krzyknąłem z samego rana, uświadamiając sobie że zapomniałem wczoraj uaktualnić Szuflady. Mam nadzieję że wybaczycie.

Przygotowując się do dzisiejszych interwałów usłyszałem dobijanie się do drzwi, ubrany już w strój biegowy otworzyłem a tam stała ta malutka dziewczyna z klasy 10…zaszedł pomyłek w takim razie, bo Ona nie chciała mnie zaprosić do domu tylko żebym się poszedł z Nimi (bo była jeszcze Jej koleżanka) bawić. Taaak…to w ogóle nie byłoby ‘niepokojące’. Wytłumaczyłem Jej że zaraz idę biegać, ale może później. Nie wiem czy to później nadejdzie…W każdym razie poszedłem biegać.

IMG_2035
O wierzbowych gałązkach przeczytacie poniżej.

12 minut spokojnego biegu a potem powtórka z zeszłego tygodnia, czyli 10×30-60 (30 sekund bardzo szybko i 60 bardzo wolno), a że za tydzień planuję przejść do 30-30 to zrobiłem sobie jeszcze 3×30-30 i o ile tydzień temu miałem jeszcze siły by spiąć się w drodze do domu i czuć się rześko i przyjemnie tak dzisiaj miałem problem wejść na to swoje czwarte piętro. Nie wiem ile w tym ‘zasługi’ wczorajszej 40 a ile dzisiejszych interwałów, ale podobało mi się bardzo. Znaczy…pierwszych kilkanaście minut po wejściu do domu chciałem umrzeć, ale po prysznicu zdałem sobie sprawę że już się nie mogę doczekać następnego tygodnia i kolejnych interwałów. Tym razem będzie 15×30-30. Przynajmniej takie jest założenie, a jak to wyjdzie w rzeczywistości to się dopiero okaże, bo lekko na pewno nie będzie.

IMG_2040
Długo już nie było deszczu to pora podlać rośliny.

Po obiedzie wsiadłem na Meridkę  i pojechałem. Plan miałem taki żeby kupić lampę, miód i odwiedzić groby bo dzisiaj jest święto Qingming (o nim będzie za chwilę). Pojechałem do znajomego sklepu rowerowego gdzie do wyboru miałem dwie lampy, tanią i drogą. Spojrzałem na mój budżet do wypłaty i wziąłem tą drogą. Została mi ona szybko przykręcona, trzeba było co prawda przenieść dzwonek, ale to nie problem. Po raz kolejny zdumiewa mnie jakość obsługi.

IMG_2057
Wspomniana lampka.

Kupiłem miód, herbatę w postaci pączków jakiegoś kwiatka i paprykę z sezamem (mam jeszcze dwa słoiki własnej). I tak wyposażony ruszyłem przed siebie. Trochę pokrążyłem, zwiedziłem kilka tras z drugiej strony, ale w końcu dotarłem na górę, wyciągnąłem aparat  zrobiłem zdjęcie i spojrzałem w lewo. Na skraju małego lasku zauważyłem jedną płytę, ale im szedłem dalej tym płyt było coraz więcej i więcej, a przy każdej z nich kopiec.

IMG_2045

Cmentarz.
Zupełnie inny od tych znanych z Europy, czy nawet od tych których zdjęcia są w internecie. Gdzieś tam siedziały sobie w spokoju dwa psy, ale na mój widok odbiegły, a ja szedłem i uśmiechałem się.

IMG_2047
Jeszcze moment się przyglądał, ale potem uciekł.

To dziwne, ale nie czułem smutku jaki normalnie czuje się na cmentarzach. Jak to w Chinach, było brudno, pod nogami miałem butelki po destylacie i torby plastykowe, ale wszystko było świeże więc z poranka. Słońce świeciło, w koronach drzew ptaki ćwierkały i wokół nie było nikogo. Tylko kopce ze świeżą ziemią na szczycie. Z niektórych kopców wyrastały drzewa, jeden był nawet podmurowany cegłami, ale żaden nie wyróżniał się tak jak to niektóre w Polsce. Niektóre płyty były ciemne, inne jasne, ale wszystkie miały jakieś wzory artystyczne i zapewne cytaty.

IMG_2049
Merida w tle.

Po śmierci w końcu wszyscy jesteśmy równi.

Chińskie Święta – Qingming
Święto obchodzone 15 dni po równonocy wiosennej. Najprościej byłoby przyrównać je do dnia Wszystkich Świętych bo przypomina je pod tym względem że w jego trakcie odwiedza się groby przodków.
Nazywane jest również dniem czyszczenia grobów bo właśnie wtedy czyści się groby, ofiaruje się zmarłym jedzenie, herbatę, wino, pali papier przypominający pieniądze. A niektórzy ludzie noszą ze sobą gałążki wierzbowe, lub umieszczają je nad drzwiami/bramami by odgonić złe duchy.

To właśnie w ten dzień rozpoczyna się wiosenne oranie, odbywają się różne imprezy, puszcza się latawce, czy odpala petard.

Jest również istotne z powodu zbiorów herbaty. Herbata zebrana przed tym świętem jest droższa od tej zebranej po (ale czy w gruncie rzeczy każda nie jest zebrana po i wszystkie prócz jednej będą zebrane przed?).

IMG_2059
Herbata z kwiatka.

Pierwszy dzień Świąt w Chinach

Nie różni się absolutnie niczym od innego dnia w Chinach. No dobrze, z tym wyjątkiem że uczniowie składają Ci życzenia, nauczyciele zresztą też. No i dostajesz prezenty od uczniów :)
W dalszym ciągu jestem pod wrażeniem uczniów którzy oddają własne słodycze nauczycielowi bo to dla Niego święta. Lizaków mam teraz pod dostatkiem ;) I dzięki temu, tym drobnostkom jak ‘Wesołych Świąt’ na tablicy, króciutki liścik w pudełku z jabłkiem, czy zwykły lizak czuję się tutaj wyjątkowo, jestem naprawdę ale to naprawdę zadowolony i pod ogromnym wrażeniem tej niezwykłej ludzkiej dobroci. Dla Nich to dzień jak co dzień, ale rozumiejąc że dla mnie nie starają się zrobić wszystko bym poczuł się tutaj jak w Domu. I chociaż brakowało mi Wigilijnej kolacji (karpia ani trochę) to czułem się wczoraj i nie tylko wczoraj jakbym był wśród naprawdę dobrych znajomych.

Lekcje dzisiaj mijają spokojnie.
Za to jutro ponownie wypadną konsultacje bo w szkole odbywa się konkurs piosenkowy. Czyli można chodzić od klasy do klasy i słuchać jak tam sobie dzieciaki radzą ze śpiewanie, a niektóre będą sobie radzić bardzo dobrze bo słyszałem jak śpiewają.  W sumie…mając język oparty na tonach mają chyba trochę lepiej wprawione struny głosowe i uszy do wychwytywania nut.

Budzik nastawiłem na 545 tylko co z tego skoro wstałem o 530 i poszedłem biegać koło tej 545. Co ciekawe, w Jiawang na noc włączone są światła na ulicy. Wyłączają je dopiero około 600. I tak sobie biegłem spokojnym tempem nie szarżując, korzystając  z tych dodatkowych kilkunastu minut. W końcu skoro wstałem 15 minut wcześniej to mogę pobiegać trochę dłużej. No i biegałemi biegałem, a na ulicach puściutko, żywego ducha, jeszcze zanim wyszedłem z ‘blokowiska’ musiałem przedrzeć się przez zamkniętą bramę bo na noc jest zamykana. Tak, mieszkam na osiedlu strzeżonym ;) Klepałem powoli te kilometry i w końcu gdy zacząłem wracać do domu wyrżnąłem o chodnik. Poleciałem tym razem na lewą ręką i odrapałem Garmina. W samym tylko grudniu zaliczyłem więcej wywrotek niż całej zeszłej zimy na polskim lodzie. A rypłem się w prawe kolano tak porządnie że jeszcze teraz boli gdy chodzę. Co z tego że pokonałem zeszłotygodniowy krawężnik skoro chodnik mnie pokonał. Ja się jednak nie poddam. Tym razem nie poczułem ciepła od drogi więc zebrałem się od razu, trochę pochodziłem i ruszyłem przed siebie. Nie podam się i za tydzień znowu spróbuję, znowu w ciemności. (po rozmowie z Lidią) Chociaż nie, jednak nie w ciemności za tydzień bo mamy wtorek, środę i czwartek wolne, a potem pracujemy piątek, sobota, niedziela. Hmm…to chyba właśnie mi niedzielne wybieganie wypadło, na szczęście to dopiero za tydzień.

Wróciłem się po klucze i w gabinecie spotkałem Wendy która przyniosła po jabłuszku dla mnie i Lidii. Podpisane że niby od klasy ósmej, ale ja tam dobrze wiem od kogo one tak naprawdę są. W ogóle to jedyne jabłko jakie Lidia dostała od uczniów. Jak na razie.

No i ponownie zaprosiła nas Ruby do siebie. Także dzisiaj wieczorem kolejna kolacja poza domem :)
Innymi słowy pierwszy dzień świąt także spędzony wśród ludzi bliskich i z bardzo smacznym jedzonkiem. Teściowa Ruby świetnie gotuje, przygotowała wieprzowinę ale jakoś tak specyficznie że wątpię żeby udało mi się to odtworzyć. Dowiedziałem się za to jak przygotować te jajka ze szkolnej stołówki, także ha, wrócę także jako lepszy kucharz.

Powiedziałem Lidii że zostawienie tego wszystkiego czego wczoraj nie zjedliśmy na kolacji szkolnej to marnotrawstwo. Przyznała mi rację. Podobnie Ruby dzisiaj, która dodała że tak samo myślał dyrektor. I w tym momencie moja głowa eksplodowała. Ja rozumiem że lepiej zostawić niż żeby zabrakło, znam to aż za dobrze z domu, ale w domu nigdy się nic nie marnuje. Jeżeli nie zjedzą tego ludzie to zjedzą zwierzaki, a tutaj takie coś,

Jutro, albo w czwartek, ma przyjechać mama Lidii i Lidię już nosi. Bidulka już uprzedza że będzie smutna i/lub drażliwa bo z mamą ciągle się kłóci. W końcu gdy dorastała mamy praktycznie nie było tylko babcia i tata. Nic więc dziwnego że się nie rozumieją. Lidia obiecała że będzie robić wszystko by mamy nie denerwować i spróbuje się z nią dogadać.

Jutro też odbędzie się ten konkurs na piosenkę a Stefanie zapytała czy może przyjść do gabinetu pograć (w mafię rzecz jasna), więc powiedziałem jej że oczywiście bo ja się z gabinetu nie mam po co ruszać. Jak ktoś przyjdzie to sobie pogadamy, jak nikt nie przyjdzie to pójdę wcześniej na kolację i znowu zjem ją pod bacznym okiem Pań ze stołówki.