Nie różni się absolutnie niczym od innego dnia w Chinach. No dobrze, z tym wyjątkiem że uczniowie składają Ci życzenia, nauczyciele zresztą też. No i dostajesz prezenty od uczniów :)
W dalszym ciągu jestem pod wrażeniem uczniów którzy oddają własne słodycze nauczycielowi bo to dla Niego święta. Lizaków mam teraz pod dostatkiem ;) I dzięki temu, tym drobnostkom jak ‘Wesołych Świąt’ na tablicy, króciutki liścik w pudełku z jabłkiem, czy zwykły lizak czuję się tutaj wyjątkowo, jestem naprawdę ale to naprawdę zadowolony i pod ogromnym wrażeniem tej niezwykłej ludzkiej dobroci. Dla Nich to dzień jak co dzień, ale rozumiejąc że dla mnie nie starają się zrobić wszystko bym poczuł się tutaj jak w Domu. I chociaż brakowało mi Wigilijnej kolacji (karpia ani trochę) to czułem się wczoraj i nie tylko wczoraj jakbym był wśród naprawdę dobrych znajomych.
Lekcje dzisiaj mijają spokojnie.
Za to jutro ponownie wypadną konsultacje bo w szkole odbywa się konkurs piosenkowy. Czyli można chodzić od klasy do klasy i słuchać jak tam sobie dzieciaki radzą ze śpiewanie, a niektóre będą sobie radzić bardzo dobrze bo słyszałem jak śpiewają. W sumie…mając język oparty na tonach mają chyba trochę lepiej wprawione struny głosowe i uszy do wychwytywania nut.
Budzik nastawiłem na 545 tylko co z tego skoro wstałem o 530 i poszedłem biegać koło tej 545. Co ciekawe, w Jiawang na noc włączone są światła na ulicy. Wyłączają je dopiero około 600. I tak sobie biegłem spokojnym tempem nie szarżując, korzystając z tych dodatkowych kilkunastu minut. W końcu skoro wstałem 15 minut wcześniej to mogę pobiegać trochę dłużej. No i biegałemi biegałem, a na ulicach puściutko, żywego ducha, jeszcze zanim wyszedłem z ‘blokowiska’ musiałem przedrzeć się przez zamkniętą bramę bo na noc jest zamykana. Tak, mieszkam na osiedlu strzeżonym ;) Klepałem powoli te kilometry i w końcu gdy zacząłem wracać do domu wyrżnąłem o chodnik. Poleciałem tym razem na lewą ręką i odrapałem Garmina. W samym tylko grudniu zaliczyłem więcej wywrotek niż całej zeszłej zimy na polskim lodzie. A rypłem się w prawe kolano tak porządnie że jeszcze teraz boli gdy chodzę. Co z tego że pokonałem zeszłotygodniowy krawężnik skoro chodnik mnie pokonał. Ja się jednak nie poddam. Tym razem nie poczułem ciepła od drogi więc zebrałem się od razu, trochę pochodziłem i ruszyłem przed siebie. Nie podam się i za tydzień znowu spróbuję, znowu w ciemności. (po rozmowie z Lidią) Chociaż nie, jednak nie w ciemności za tydzień bo mamy wtorek, środę i czwartek wolne, a potem pracujemy piątek, sobota, niedziela. Hmm…to chyba właśnie mi niedzielne wybieganie wypadło, na szczęście to dopiero za tydzień.
Wróciłem się po klucze i w gabinecie spotkałem Wendy która przyniosła po jabłuszku dla mnie i Lidii. Podpisane że niby od klasy ósmej, ale ja tam dobrze wiem od kogo one tak naprawdę są. W ogóle to jedyne jabłko jakie Lidia dostała od uczniów. Jak na razie.
No i ponownie zaprosiła nas Ruby do siebie. Także dzisiaj wieczorem kolejna kolacja poza domem :)
Innymi słowy pierwszy dzień świąt także spędzony wśród ludzi bliskich i z bardzo smacznym jedzonkiem. Teściowa Ruby świetnie gotuje, przygotowała wieprzowinę ale jakoś tak specyficznie że wątpię żeby udało mi się to odtworzyć. Dowiedziałem się za to jak przygotować te jajka ze szkolnej stołówki, także ha, wrócę także jako lepszy kucharz.
Powiedziałem Lidii że zostawienie tego wszystkiego czego wczoraj nie zjedliśmy na kolacji szkolnej to marnotrawstwo. Przyznała mi rację. Podobnie Ruby dzisiaj, która dodała że tak samo myślał dyrektor. I w tym momencie moja głowa eksplodowała. Ja rozumiem że lepiej zostawić niż żeby zabrakło, znam to aż za dobrze z domu, ale w domu nigdy się nic nie marnuje. Jeżeli nie zjedzą tego ludzie to zjedzą zwierzaki, a tutaj takie coś,
Jutro, albo w czwartek, ma przyjechać mama Lidii i Lidię już nosi. Bidulka już uprzedza że będzie smutna i/lub drażliwa bo z mamą ciągle się kłóci. W końcu gdy dorastała mamy praktycznie nie było tylko babcia i tata. Nic więc dziwnego że się nie rozumieją. Lidia obiecała że będzie robić wszystko by mamy nie denerwować i spróbuje się z nią dogadać.
Jutro też odbędzie się ten konkurs na piosenkę a Stefanie zapytała czy może przyjść do gabinetu pograć (w mafię rzecz jasna), więc powiedziałem jej że oczywiście bo ja się z gabinetu nie mam po co ruszać. Jak ktoś przyjdzie to sobie pogadamy, jak nikt nie przyjdzie to pójdę wcześniej na kolację i znowu zjem ją pod bacznym okiem Pań ze stołówki.