Gdzieś ten czas uleciał. Nie wiem czy bardziej przy okazji wizyt u lekarzy czy w galeriach handlowych. No nic, uleciał i tyle, nie ma się co nad tym rozwodzić.
Biegnąc wczoraj i odmrażając sobie mięśnie doleciała mnie myśl żeby w tym roku spróbować czegoś nowego i zamiast wrzucać codziennie notki wrzucać je raz w tygodniu. Pisać będę pisał dalej codziennie, ale wrzucać będę tylko jedną raz w tygodniu. Nie wiem czy to przejdzie, bo chyba potrzebuję takiego codziennego rytmu. Chociaż tak po prawdzie to ten rytm się nie zmieni, jedynie ilość notek spadnie. Codziennie za to wrzucałbym zdjęcia, czyli zrobiłbym coś dokładnie odwrotnego niż przez poprzednich kilka miesięcy.
Nie wiem, zastanawiam się jeszcze nad tym, ale chyba tak właśnie zrobię. Po prostu widzę że wrzucanie codziennie notki o tym że biegałem nie jest aż tak ekscytujące, poza tym czasem nawet tych 300 słów jest ciężko wklepać. Przez miesiąc-dwa będę się trzymał systemu jedna notka na tydzień, a potem zobaczymy, bo wydaje mi się że jednak fajniejsze są notki dłuższe i bogatsze treść.
A teraz: lipiec/sierpień.
Mieliśmy drugie wesele. June stwierdziła że było takie samo jako chińskie. Ja się z tym zgodzić nie mogę, bo jednak obie strony były bardziej rozchwytywane i było jakoś tak bardziej, rodzinnie. Ale może w Chinach tez było rodzinnie, a ja po prostu nic nie rozumiałem?
Jeszcze przed weselem urządzono nam z June polterband, w takim trochę mniejszym, bardziej rodzinnym wydaniu, ale było to dla Niej coś niespotykanego. Czyli fajnie że doświadczyła czegoś z tak odległej kultury.
Potem czekała na nas Bratysława, ale tam pogoda była taka jak w Polsce przez większość lata (no poważnie, ja rozumiem że w tym roku doświadczyłem praktycznie tylko lata, więc należy mi się trochę odpoczynku, ale znowuż nie przesadzajmy, a już ludzie mówiący w telewizji że te temperatury pasują do średniej mnie w ogóle śmieszą bo sobie lata w trakcie którego musiałem biegać w długiej koszuli i długich spodniach nie przypominam) więc spędziliśmy tam tylko dwa dni. Co jest w gruncie rzeczy w pełni wystarczające bo to jednak nie jest aż takie duże miasto. Dość powiedzieć że biegając po starym mieście zrobiłem dwa zakręty w lewo i nagle wróciłem do punktu wyjścia, co mnie zszokowało bo na gpsie miałem tylko kilka kilometrów. Umówmy się, gdy biegniesz i chcesz sobie pooglądać miasto, a zanim jeszcze zdążyłeś się spocić wracasz do początku to miasto duże nie jest.
Gdzieś potem przebiegłem maraton numer dziewięć. W praktycznie takim samym czasie jak maraton numer osiem pół roku temu, ale byłem znacznie mniej zmęczony i regeneracja była o wiele szybsza. Widać że ten dodatkowy bieg po biegu długim się sprawdza, więc to będę kontynuować.
Znowu musiałem zrobić 14 kółek w Rybniku, ale tak po prawdzie to już w pewnym punkcie już się o tym nie myśli, po prostu się biegnie. Najbardziej demotywujące w bieganiu w kółko jest to że ludzie Cię mijają. Jeżeli jesteś wolny to mijają Cię często, ale nawet jeżeli nie jesteś wolny to ktoś Cię minie. Mnie pierwsza trójka (może jeszcze ktoś, ale Ich zapamiętałem) minęła dwa razy, a przecież koniec końców skończyłem na miejscu nie tak odległym, w dodatku w kategorii wiekowej załapałem się na podium nawet.
Za dziesięć dni wracamy do Chin, ale przed wyjazdem postaram się wrzucić jeszcze jedną notkę. Na razie staram się częściej wrzucać zdjęcia na facebooka i instagrama.