Lipiec/Sierpień

Gdzieś ten czas uleciał. Nie wiem czy bardziej przy okazji wizyt u lekarzy czy w galeriach handlowych. No nic, uleciał i tyle, nie ma się co nad tym rozwodzić.

P1230100

Biegnąc wczoraj i odmrażając sobie mięśnie doleciała mnie myśl żeby w tym roku spróbować czegoś nowego i zamiast wrzucać codziennie notki wrzucać je raz w tygodniu. Pisać będę pisał dalej codziennie, ale wrzucać będę tylko jedną raz w tygodniu. Nie wiem czy to przejdzie, bo chyba potrzebuję takiego codziennego rytmu. Chociaż tak po prawdzie to ten rytm się nie zmieni, jedynie ilość notek spadnie. Codziennie za to wrzucałbym zdjęcia, czyli zrobiłbym coś dokładnie odwrotnego niż przez poprzednich kilka miesięcy.

Nie wiem, zastanawiam się jeszcze nad tym, ale chyba tak właśnie zrobię. Po prostu widzę że wrzucanie codziennie notki o tym że biegałem nie jest aż tak ekscytujące, poza tym czasem nawet tych 300 słów jest ciężko wklepać. Przez miesiąc-dwa będę się trzymał systemu jedna notka na tydzień, a potem zobaczymy, bo wydaje mi się że jednak fajniejsze są notki dłuższe i bogatsze treść.

A teraz: lipiec/sierpień.

2016

Mieliśmy drugie wesele. June stwierdziła że było takie samo jako chińskie. Ja się z tym zgodzić nie mogę, bo jednak obie strony były bardziej rozchwytywane i było jakoś tak bardziej, rodzinnie. Ale może w Chinach tez było rodzinnie, a ja po prostu nic nie rozumiałem?

P1230113

P1230117

P1230120

Jeszcze przed weselem urządzono nam z June polterband, w takim trochę mniejszym, bardziej rodzinnym wydaniu, ale było to dla Niej coś niespotykanego. Czyli fajnie że doświadczyła czegoś z tak odległej kultury.

 

P1230562 P1230561

P1230560

P1230559

P1230527

P1230454

P1230434

P1230400

P1230387

P1230383

P1230366

P1230365

Potem czekała na nas Bratysława, ale  tam pogoda była taka jak w Polsce przez większość lata (no poważnie, ja rozumiem że w tym roku doświadczyłem praktycznie tylko lata, więc należy mi się trochę odpoczynku, ale znowuż nie przesadzajmy, a już ludzie mówiący w telewizji że te temperatury pasują do średniej mnie w ogóle śmieszą bo sobie lata w trakcie którego musiałem biegać w długiej koszuli i długich spodniach nie przypominam) więc spędziliśmy tam tylko dwa dni. Co jest w gruncie rzeczy w pełni wystarczające bo to jednak nie jest aż takie duże miasto. Dość powiedzieć że biegając po starym mieście zrobiłem dwa zakręty w lewo i nagle wróciłem do punktu wyjścia, co mnie zszokowało bo na gpsie miałem tylko kilka kilometrów. Umówmy się, gdy biegniesz i chcesz sobie pooglądać miasto, a zanim jeszcze zdążyłeś się spocić wracasz do początku to miasto duże nie jest.

P1230596

Gdzieś potem przebiegłem maraton numer dziewięć. W praktycznie takim samym czasie jak maraton numer osiem pół roku temu, ale byłem znacznie mniej zmęczony i regeneracja była o wiele szybsza. Widać że ten dodatkowy bieg po biegu długim się sprawdza, więc to będę kontynuować.
Znowu musiałem zrobić 14 kółek w Rybniku, ale tak po prawdzie to już w pewnym punkcie już się o tym nie myśli, po prostu się biegnie. Najbardziej demotywujące w bieganiu w kółko jest to że ludzie Cię mijają. Jeżeli jesteś wolny to mijają Cię często, ale nawet jeżeli nie jesteś wolny to ktoś Cię minie. Mnie pierwsza trójka (może jeszcze ktoś, ale Ich zapamiętałem) minęła dwa razy, a przecież koniec końców skończyłem na miejscu nie tak odległym, w dodatku w kategorii wiekowej załapałem się na podium nawet.

Za dziesięć dni wracamy do Chin, ale przed wyjazdem postaram się wrzucić jeszcze jedną notkę. Na razie staram się częściej wrzucać zdjęcia na facebooka i instagrama.

Warszawa tydzień później

Kolejka pod konsulatem jakas taka krótsza, lepiej co prawda czekało się z mamą, ale dzisiaj przyjnajmniej mogłem posłuchać o tym jak Mongołowie podbijali Azję i Europę.
No i po dwóch godzinach czekania na dworze mogę pochwalić się kolejną wizą do Chin. Nie wiem jak to będzie z tym Hong Kongiem bo wiza jest jednowjazdowa, ale hej, Chiny są na tyle ulbrzymim krajem że nawet jak nie uda mi się wpaść doHK to ruszę gdzieś indziej gdzie na pewno też będzie super. W końcu to będzie semestr na podróże.

A teraz o bieganiu bo ostatnio biegłem w zeszły wtorek i chyba pora to jakoś uzasadnić. Otóż zawsze robiłem sobie miesiąc przerwy od biegania by dać się ciału zregenerować, oraz stworzyć w sobie taki 'głód’ biegania. A w zeszłym roku nie zrobiłem takiej przerwy, uznałem że takie bieganie w kratkę jest wystarczającym odpoczynkiem zarówno dla ciała jak i dla głowy. I to był chyba błąd, bo ani ciało tak naprawdę nie wypoczywało, ani głowa nie miała przerwy. Wręcz przeciwnie, mało przyjemności było z tych biegów. Dlatego też teraz robię przerwę dopóki nie wrócę do Chin kiedy to wznowię treningi. Na razie odpoczywam.

Zrobiłem już pierwszy szkic tego co chciałem napisać, ale nie miałem jeszcze okazji przyjrzeć się temu na spokojnie. Jak skończę to na pewno napiszę czym jest to tajemnicze 'coś’ a może nawet wrzucę.

Siedzę sobie znowu w KFC i czytam o tej chińskiej maturze, która coraz bardziej mnie przeraża. Zaczęło się od godziny policyjnej by uczniowie mogli odpocząć, przeszło przez tabletki antykoncepcyjne by wyregulować miesiączkę, całkiem logicznym wzroście liczby samobojóstw (ja wiem że to brzmi bezdusznie, ale przy takim stresie jaki Ci uczniowie przeżywają to samobójstwa muszą następować), a teraz dochodzi do uczniów którym rodzice przygotowują cały rozkład dnia i pozwalają iść spać wtedy kiedy uznają to za stosowne. To wszystko w porównaniu z nasza maturą, czy nawet naszymi studiami wygląda wręcz przerażająco. I cały czas miejmy w pamięciu że w Chinach nikt się nie będzie z Tobą cackał jeżeli nie nadążasz za resztą. Z jednej strony nie stosuje się przymusu powtarzania klasy, ale są uczniowie którzy decydują się na to samowolnie by uzyskać lepsze oceny i lepiej przygotować się do Gaokao. Wyobrżacie sobie ucznia w Polsce który powie: 'Panie dyrektorze, chcę zostać na jeszcze jeden rok w trzeciej klasie bo to mnie lepiej przygotuje do matury’? Ja też nie za bardzo, a w Chinach to wcale nie jest czymś rzadkim. Uczniowie którym nie pójdzie za pierwszym razem nie robią sobie roku przerwy, nie idą do pracy, nie ruszają w podróż po kraju, tylko poświęcają kolejny rok by uczyć się w szkole i spróbować raz jeszcze.  W końcu Uniwersytet w Pekinie nie jest z gumy i wszystkich nie przyjmie. Możecie być pewni że czym będzie bliżej do Gaokao tym więcej będę o nim pisał bo dopływ informacji będzie większy a i temat jest dla mnie bardzo interesujący.

Adam!
Ja napiszę o książkach, ale jutro. Obiecuję. Chociaż tak naprawdę to będzie o jednej a i tak to 'nadrabianie idzie mi tak średnio’. No cóż, pozostanie mi nadrabiać czytając kopie cyfrowe (ble ble ble).

Niedziela i przegapione z Polski #2

Ten, jak i następny, tydzień to tygodnie spotkań i nadrabiania książkowych i growych (taa…) zaległości. No i spotkań, a także zakupów. Dla wielu rzeczy które zabiorę ze sobą będzie to podróż sentymentalna do rodzinnego kraju.

Od tygodnia jestem w kraju i już wędrując po znajomych okolicach zderzyłem się ze standardowymi słownymi zaczepkami, ale na szczęście tutaj wiele się nie zmieniło i dalej więcej się szczeka niż gryzie.

Podróże komunikacją miejską w dalszym ciągu są w stanie doprowadzić do stanów depresyjnych i to niezależnie od dnia tygodnia. Kiedyś miałem teorię że ludzie w autobusach i tramwajach są smutni w każdy dzień tygodnia oprócz piątków, ale została obalona po kilku tygodniach.

Przechodzenie przez pasy jest zupełnie inne, przyznam się bez bicia że w Chinach nie miałem strachu przechodzić nawet nie na pasach, za to w Polsce mam czasem obawy czy przechodzić przy zielonym świetle.

Mógłbym tak dalej, ale w gruncie rzeczy to też jest jeden z powodów dla których tak bardzo za Polską nie tęskniłem.

A za oknem znowu sypie także kończę i idę pisać coś innego.

Jutro powinienem pochwalić się wizą.

Aki

Jest coś zupełnie nierealnego w czasie podróży samolotem. Patrzymy przez to malutkie okienko i widzimy chmury, obłoczki, a wszystko to patrząc jednocześnie na skrzydło (lub nie). Z jednej strony ogromna pusta przestrzeń a z drugiej jakaś setka ludzi. A wszystko to oddzielone od siebie cieniutką szybą. Nie trzeba ani studni, ani pułkownika Sandersa zabijającego koty (a może to Walker zabijał koty? Muszę wrócić do tej książki) by znaleźć się w innym świecie.
Niestety podróże autobusami nie działają na mnie w ten sposób. Rzeczywistość jest w nich zbyt dobrze namacalna.

Coś miałem zrobić…ach…Ubrać się i iść biegać!

IMG_1214
Ona tylko wygląda na niezadowoloną, ale to przede wszystkim dlatego że będąc na dworze ciężko nad nią zapanować.

Z tego co tutaj piszę można wywnioskować że praktycznie się nie denerwuję, bo faktycznie od kilku miesięcy nie byłem naprawdę wkurzony. Wystarczyło mi jednak wrócić do kraju i pójść pobiegać do parku z Aki.
Klepnęliśmy swoje 10 kilometrów (na okropnym tętnie, ale stwierdziłem że nie będę się tym przejmował skoro spoczynkowe mam w porządku. Przytyłem, przestałem biegać tak często, zmieniłem dietę i takie są oto efekty. Jeżeli po powrocie do Chin będę czuł potrzebę zmienienia tego tętna bo bieganie przestanie sprawiać mi przyjemność to się tym zajmę, na razie jednak biega mi się przyjemnie pomimo takiego tętna) i wracając do domu natrafiliśmy na mężczyznę maszerującego z amstaffką która to zobaczywszy Aki podbiegła do niej i po chwili się na nią rzuciła. Oczywiście odbiegliśmy, facet zaczął zapinać psa, a ja wypuściłem z siebie najdłuższą wiązankę w czyjąś twarz od bardzo dawna. I mogłoby mi się zrobić głupio, naprawdę mogło gdyby nie to że strasznie, ale to strasznie wkurza mnie coś takiego. Jest w parku specjalny teren po którym psiaki mogą biegać luzem, bo im też się należy, ale puszczenie ich ot tak sobie to zwykły brak wyobraźni, nie raz widziałem jak pies ruszył za zającem i nie można go było odwołać, że o pościgach za wiewiórkami nie wspomnę.
Poprzedniej zimy widziałem rodzinę saren które zobaczywszy mnie zaczęły uciekać, a parę dni później zobaczyłem samotną sarnę która również zaczęła uciekać, ale biegła równolegle do mnie więc wyglądało to tak jakbyśmy się ścigali (a może się ścigaliśmy…). Nie chcę tracić możliwości oglądania tych zwierząt kosztem psów rzucających się na Aki. Bo z psami rzucającymi się na mnie mogę sobie poradzić, wystarczy biec szybciej.
Teraz spojrzałem na wykres tętna…ten niespodziewany skok na 194 to właśnie wtedy gdy spotkałem się z tym mężczyzną.

Adam!
Ja mogę jedynie przypuszczać co się stało z tym tętnem. Przypuszczam że chodzi o paliwo, czyli jak dobrze podejrzewasz jedzenia. Stres? Kurczę…znaczy to jest ciekawy pomysł nie przeczę, ale jestem dość odpornym stworzeniem jeżeli o to chodzi. Hmm…chociaż może bo zawsze strona mentalna była bardziej wytrzymała za to fizycznie bywało gorzej, jak chociażby przed wylotem gdy nie mogłem spać a psychicznie czułem się dobrze.
Ciśnienia krwi jeszcze nie mierzyłem, ale zmierzę jak tylko odnajdę ciśnieniomierz. To taki wielki indywidualista i rzadko kiedy jest tam gdzie inni chcą by był.
Dzisiaj kolejna faza eksperymentu tym razem z dodatkowym obciążeniem w postaci Aki. No i biegłem wolniej, tętno trochę lepsze a wnioski chyba poszły gdzieś wyżej.

9 par bo uznałem że nie ma sensu Hispalisów (ha, to znaczy Sewilla)  z powrotem do Polski a potem znowu do Chin.
Kiedyś przeczytałem że najgorszych jest pierwszych 15-20 minut (czyli tak właśnie w okolicach 3-4 kilometra) biegu, a potem to już sama przyjemność. Lub droga przez mękę do chwały.
Aki gdy kogoś nie poznaje to szczeka, jest niezwykle niechętna do wpuszczania obcych do domu, ale przy mnie zamieniła się w słup soli, pierwszy raz ją taką widziałem.

23 i krzyżyk

Czasem by dostać się do innego świata nie potrzeba wiele. Wystarczy trochę czasu wolnego.

Tak jak pisałem wczoraj pojechałem do Warszawy do konsulatu chin i po raz pierwszy od pięciu dniu wróciłem na terytorium Chin, co prawda tylko na parę minut ale zawsze. A skoro podróż jest długa to wziąłem ze sobą mojego nieśmiałego netbooka (bo zanim go porządnie uruchomię to trwa to trochę czasu i zawsze mówię uczniom że to nie dlatego że jest wolny a dlatego że Ich jest aż tylu a on jest trochę nieśmiały i potrzebuje czasu by przygotować się do wystąpienia przed tak liczną publicznością), książkę (w końcu wróciłem do Westeros) i mamę (bo w sumie mała jest to się wszędzie zmieści).

IMG_1205
Po odstaniu w kolejce do konsulatu blisko trzech godzin (w poniedziałki czynny od 1330) i pięciu minut w środku poszliśmy do KFC. Głównie z powodu darmowego wi-fi. No i napojów z nieograniczoną ilością dolewek, a to niestety wiąże się z koniecznością odwiedzania toalety. Swoją drogą, będąc w Chinach rozumiałem dlaczego pisuary są tak nisko, ale będą w Polsce dalej są nisko a ludzie przecież wyżsi. W każdym razie wracam i przekroczyłem drzwi a po drugiej stronie świat był zupełnie inny, począwszy od wystroju a na zapachu skończywszy.
– Do KFC?
– Tak…
– 23, kratka i pierwsze drzwi po prawej.
– Dzięki.
A gdyby tak Tumnus widząc Łucję powiedział:
– Do domu profesora?
– Tak…
– To do latarni i musisz przejść przez ten duży rząd sosen koło starego świerku.
– Dziękuję.
– Zawsze do usług córko Ewy.
I już po całej historii. Czasem naprawdę nie trzeba przechodzić przez szafę.

Cieszę się że nowa wersja się podoba, aczkolwiek to jeszcze nie jest wersja ostateczna. Teraz na szczęście mam mnóstwo możliwości zmian. Nie ma to jak w końcu być na swoim.

Adam!
Żeby nie być gołosłownym wrzucam zdjęcie stojaczka.
IMG_1186

Niedziela i przegapione z Polski #1

Ach, poszedłem dzisiaj biegać.
I doszedłem do smutnego wniosku – to nie tyle powietrze w Chinach co ja i zapewne paliwo jakim napełniam siebie sprawiają że mam takie tętno a nie inne. Tętno spoczynkowe mam w swojej normie, czyli o wiele niższe niż w Jiawang, za to w czasie biegu skacze potwornie.
Trudno, grunt że mam z tego biegania frajdę. W tym roku po raz pierwszy od trzech lat nie pobiegnę ani w Silesii ani w Opolu, nie mam też innych powodów by się martwić takim tętnem w czasie biegu. To po prostu koniec z bieganiem pod wyścigi i życiówki a powrót do biegania dla przyjemności.
A przyjemność z wyjścia na dwór o 6 rano przy -11 na dworze jest obecna. Co prawda było zimno, ale co to jest taka godzinka.  Miałem jeden moment zawahania nad swoją trasą, ale po chwili nogi same mnie poprowadziły, a ja tylko biegłem. W uda było dość zimno, ale gdyby nie to że widziałem szron na rękawiczkach to powiedziałbym że było gdzieś w okolicach -5. Gdy skończyłem biegać nie było jeszcze nawet słońca na niebie. A jednak biegło się super.

Także od teraz nie winię powietrza w Jiawang za moje tętno. No może troszeczkę, ale z pewnością nie aż tak jak jeszcze parę dni temu.

Tych kilka pierwszych dni jest bardzo ale to bardzo pracowitych. Wypadałoby wspomnieć o ogromnych zakupach, ale jak się przez 5 miesięcy nie kupuje niczego dla siebie to w końcu się to kiedyś nadrobi.

Jutro jadę do Warszawy złożyć wniosek wizowy na kolejne 180 dni. Oczywiście będę krócej, ale o tyle aplikuję.  Także Adam spokojnie, to koniec, ale na szczęście tylko pierwszego rozdziału.