Skończyło się rumakowanie

Pierwszych kilka śniadań zaraz po przyjeździe tutaj zjedliśmy z June na ulicy. Jedzenie ulicznego jedzenia jest jednym z podstawowych elementów chińskiej kultury. Ludzie wstają rano i idą kupić czy to smażone na głębokim oleju placki z cebulą, czy to smażone na głębokim oleju kawałki ciasta, czy też owsiankę tak gęstą że łyżka w niej stoi, tutaj kupują też zupy z jelitami, a gdzie indziej zupy pieprzowe. Uwielbiane są także bułeczki, bardziej przypominające knedle niż nasze bułki, tutaj w dodatku będące podawane na słodko. Generalnie to wybór śniadaniowego jedzenia jest dość spory i każdy znajdzie tutaj coś dla siebie bez większych kłopotów.

Ludzie sprzedający to jedzenie przyjeżdżają codziennie, przygotowują jedzenie, po czym znikają. Niektórzy przyjeżdżają koło piątej, bo widzę Ich gdy zwlekam się z łóżka o piątej dwadzieścia iść biegać. Zwijają się przed dziesiątą i wieczorem większość z Nich nie wraca, czyli pracują wcześnie rano, a potem to kto wie, może jadą w inny rejon i sprzedają coś innego. W końcu sprzedając kawałek smażonego na głębokim oleju ciasta za jednego juana trzeba ich trochę sprzedać żeby na życie zarobić.

Parę tygodni temu przyszła straż/policja i powiedzieli że sprzedawać nie można. Sprzedawcy, wszyscy łącznie z tymi sprzedającymi warzywa, owoce i mięso, wiele sobie z tego nie zrobili i pojawili się ponownie. Potem policja przyszła po raz kolejny i następnego dnia pojawili się tylko Ci robiący jedzenie na miejscu, ale już dwa dni potem byli wszyscy. A wiedzieć musicie że Ci sprzedający warzywa, owoce i mięso tarasują cały chodnik, przejść nie można i jeszcze do tego wszędzie są te zakichane rybie łuski.
W zeszłym tygodniu straż przyszła wieczorem by rozgonić sprzedających wieczorem. Ludzie zaczęli krzyczeć straż bije, straż bije. Straż nikogo nie biła, ale ludzie krzyczeli tak na wszelki wypadek.

Dzisiaj wróciłem z biegu i jak to mam w zwyczaju postanowiłem kupić placek z cebulą, ale go nie było. Nie było małżeństwa które zawsze te placki robiło i sprzedawało. Po chwili dotarło do mnie że jest tylko małżeństwo sprzedające te smażone na głębokim oleju kawałki ciasta. Kupiłem je więc dwa i w drodze do domu zauważyłem Panią z plackami, ale tym razem bez placków, więc placka nie kupiłem. Pani stała za płotem, już nie na ulicy, a przyczajona w innym miejscu razem z innymi sprzedawcami, ale bez okularów nie rozpoznałem kto tam jest.

Nie wiem czy jutro będzie ktokolwiek na ulicy sprzedawał jedzenie. I z jednej strony myślę że to dobrze bo pamiętam z Zhengzhou jaki syf może powstać po obecności takich obwoźnych restauracji, ale z drugiej strony uderza mnie to przecież Oni tak naprawdę nie śmiecili, po Nich nigdy nie pozostawał syf. A jednak muszą się przenieść lub w ogóle zniknąć. Pani od placków sprzedaje także te bułeczki, więc Ona sobie jeszcze poradzi, ale Panów od zup już chyba nie zobaczę w tym miejscu.

Ciekawostka o egzaminach

June przygotowuje się do egzaminów wstępnych na studia magisterskie. Wybrała sobie uniwersytet który mamy pod nosem, w dodatku taki w którym pracuję, więc nie dość że blisko to jeszcze przyjemna kadra pedagogiczna. Nawet sobie kierunek wybrała, zamiast angielskiego wzięła nauczanie języka chińskiego jako języka obcego, czyli kierunek słuszny, przyszłościowy wręcz bym powiedział. Wybrała i tak od paru dni walczy zarówno z książkami, bo jednak kierunek studiów zgoła odmienny od tych z których ma tytuł licencjata więc i przedmioty na egzaminie inne. Oprócz angielskiego i filozofii komunistycznej Marksa, które to dwa przedmioty musi zdawać każdy kandydat na studia magisterskie, June musi przejść jeszcze dwa egzaminy z kultury i języka Chińskiego, oraz nauczania.

Generalnie to dużo nauki, ale do przejścia bo pierwsze egzaminy dopiero za dwa miesiące. Piszę pierwsze bo te pierwsze są wspólne dla wszystkich chętnych chcących udać się na studia magisterskie. Od odgórne egzaminy przeprowadzane w całym kraju. Potem, jakoś w kwietniu, przyjdzie pora na egzaminy przeprowadzane w konkretnej szkole. Czyli tak jak to u nas kiedyś było z maturą. Najpierw ogólnokrajowe, a potem jeszcze uczelniane, co tylko udowodniało że ta matura to aż taka ważna nie była.

Problem June polega na tym że mieszka hen hen daleko od swojego miejsca zameldowania, jakoś tak wyszło że się nie zameldowała, w sumie to nasza wina, ale uznaliśmy że taki meldunek do niczego nie będzie nam potrzebny. W jakim my byliśmy błędzie.

Okazuje się że osoba zameldowana w jednej prowincji nie może wziąć udziału w tym pierwszym egzaminie poza granicami swojej prowincji. Nawet jeżeli w niej nie mieszka. Może to zrobić jedynie pod warunkiem gdy poza nią pracuje. No i tu leży pies pogrzebany bo przecież June teraz nie pracuje.

Rozumiem ten obowiązek meldunkowy, mogę się z nim nie zgadzać, ale go rozumiem. Za to takiego nieżyciowego podejścia nie rozumiem. Tak najzwyczajniej w świecie nie rozumiem dlaczego osoba mieszkająca poza swoją prowincją nie może podejść do tego egzaminu w innym miejscu. A gdyby tak nagle się stało że musi się przenieść to co wtedy? Żadnych wyjątków? Kurczę, nawet głosować poza miejscem meldunku można, w Polsce, ale żeby egzaminu nie móc wziąć bo się nie pracuje w prowincji w której chce się wziąć egzamin?

Nie rozumiem tego.

Przedostatnie pierwszaki

Bardzo jestem zadowolony z tych dzisiejszych pierwszaków bo nikogo nie musiałem z listy wywoływać do odpowiedzi, wszyscy przyszli sami z siebie. Bardzo mi to zaimponowało, zwłaszcza że Oni przecież nigdy nie musieli po angielsku, ba zapewne nigdy po angielsku zbyt wiele nie mówili, więc wyjść na środek i opowiedzieć coś o sobie musiało być dla Nich nie lada wyzwaniem. Niektórzy, w innych grupach, bali się wyjścia na środek do tego stopnia że woleli mówić o sobie siedząc w ławce, że nie wspomnę o tych dziesiątkach ludzi których ja sam musiałem wywoływać, bo nie chcieli.

Z samego rana ruszyłem biegać i poczułem się jak w lato w Polsce. Wilgotność w porządku, temperatura przyzwoita, czyli nie pozostaje nic innego jak tylko biec przed siebie i to też zrobiłem. Po prostu wspaniale, tak dobrze jeszcze mi się tutaj nie biegało. Z jednej strony jesień w pełni więc chłodniej i od razu biega mi się przyjemniej, a z drugiej może też powoli się do tego klimatu przyzwyczajam i jest już coraz lepiej. Zresztą w domu też pocę się już coraz mniej. Czyli same plusy.

No prawie, bo jednak w salach jest tak strasznie zimno że studenci muszą ubierać kurtki, lub swetry bo inaczej to marzną. Ja zresztą też marznę, ale przynajmniej mogę w końcu nosić marynarkę. Generalnie to mi to odpowiada. Grunt to się nie pochorować, zresztą to by było zabawne, w takim klimacie złapać przeziębienie.

Bardziej niż zimy tutaj obawiam się tego lata w przyszłym roku, bo zima to nie problem, mam jeszcze tyle ubrań z czasów mieszkania na dalekiej północy, że aż się w szafie nie mieszczą, ale to lato to będzie zmora. Już ta końcówka sierpnia dała nam z June ostro popalić, a co dopiero gdy zacznie się ocieplać? Chociaż może będzie działo się to stopniowo i nie będzie aż tak uciążliwe. Zobaczymy.

Chłodno

Chłodno jest jednym z takich słów które dla każdego będą oznaczać coś innego. Inaczej zareaguje ktoś kto całe życie spędził na dalekim północnym wschodzie Chin, a inaczej ktoś kto całe życie spędził na krańcu południowym tuż przy zwrotniku. Dla tych dwóch osób chłodno będzie oznaczało coś zupełnie innego, a gdy dodamy do tego jeszcze wszystkie szerokości geograficzne po drodze to nagle robi nam się masa ludzi u których spektrum rozumienia słowa chłodno jest niesamowicie rozciągnięte.

Przykładowo mama mi dzisiaj przesłała zdjęcie z samochodem pokrytym śniegiem i stwierdziła że jest chłodno.
Ja wyszedłem dziś rano biegać w krótkich spodenkach i koszulce z krótkim rękawem i stwierdziłem że jest chłodno.
Eric, nauczyciel z USA, stwierdził że wczorajsza noc była pierwszą w czasie której nie włączył klimatyzatora.

Czyli naprawdę są różne definicje tego słowa, które przecież jest takie proste, a co począć w przypadku prób zdefiniowania słów trudniejszych, czy pojęć wręcz abstrakcyjnych? Czasami jest to doprawdy niemożliwe.

Tak właśnie jest w przypadku związanym z English Corner. Dowiedziałem się pokątną drogą od innego nauczyciela że jest rozpisany plan obecności kiedy kto ma przyjść do tego kącika. Zaraz, jaki plan, przecież tego w kontrakcie nie ma padło moje pytanie. Otóż nikt tego w kontrakcie nie ma, ale tak się składa że trzy razy w miesiącu każdy nauczyciel na te nieobowiązkowe spotkania musi przyjść, chyba że ma akurat zajęcia.
No dobrze, ale jak musi skoro nie ma w kontrakcie? Ano właśnie. Na to pytanie usłyszałem odpowiedź mi powiedziano że nauczyciele powinni wspierać studenckie inicjatywy. Tak, no a potem to dowiedziałem się że w Chinach chociaż czegoś nie ma wpisanego w kontrakt a szef o to prosi to należy to zrobić żeby utrzymać dobre relacje. Tyle że my nie mówimy o prywatnej firmie a o państwowym uniwersytecie, no co to jest za problem wpisać to w kontrakt, rany…Tylko niepotrzebne problemy robią.

Pomieszanie z poplątaniem

Pierwszaki są generalnie słodkie. Takie to nic nie wie, wszędzie chodzi z nosem w komórce patrząc na numery sal i zastanawia się to to czy te numery idą w górę czy w dół. Takie jak dzieci w przedszkolu, bo nie wpadli na to żeby przez miesiąc bytności w szkole zobaczyć gdzie mają zajęcia.

Dzisiaj wyszedłem tym moim pierwszakom naprzeciw i poszedłem do sali którą mają zapisaną na planie, a która została zmieniona bo komputer w niej nie działał. Poszedłem, poczekałem chwilę, ktoś przyszedł i pytam się o to co studiuje, czy ma zajęcia z obcokrajowcem i czy jest na mojej liście (tu wręczam listę) i słyszę blabla, tak, nie. No to podziękowałem i wyszedłem myśląc że ma zajęcia z innym nauczycielem, a moje pierwszaki wiedzą że mają iść do innej sali, bo ktoś w końcu wpadł na pomysł by Ich o tym poinformować.

Na dwie minuty przed dzwonkiem wróciłem do tamtej sali i zauważyłem masę studentów oraz Chinkę rozmawiającą z kimś z gildii informatyków. Okazało się, że Jej zajęcia przenieśli do mojej planowej sali (tej która miała zepsuty komputer), o czym Jej studenci i Ona sama dowiedziała się wczoraj, więc nastąpił problem w postaci obecności dwóch grup. Problem rozwiązał się bardzo szybko gdy wytłumaczyłem że jedna z tych grup jest moja i ma ruszyć ze mną do sali piętro niżej. Grzecznie ruszyli. Oczywiście znowu ponad sześćdziesiąt osób bo nikt Im nie powiedział że są już podzieleni na dwie grupy i powinni się ogarnąć.

A potem sobie gadaliśmy. Strasznie dużo gadam w czasie tych pierwszych zajęć i generalnie to odnoszę wrażenie że studenci dzisiaj próbowali mnie testować, bo na polecenie by rozmawiali ze sobą, zaczęli rozmawiać ze sobą po chińsku. Było to bardzo intrygujące. To pierwszaki więc wiele mogę Im wybaczyć, wręcz muszę. Cierpliwości człowiek uczy się całe życie, a i oczekiwać zbyt wiele nie powinien, nawet po najlepszych studentach.

Witamy po przerwie

P1210984

Tygodniowej na dodatek, a żeby lekko nie było zrobimy sobie piramidkę. Zaczynamy od jednych zajęć w czwartek, potem dwa w piątek i kończymy na trzech w sobotę. Bo byłoby za łatwo.

P1210989

W czasie tego tygodnia przerwy głównie siedzieliśmy w domu bo cóż, paszport na komendzie, nowe pozwolenie pobytu się wyrabia to tylko autobusy pozostają jako środek podróży, a tak po prawdzie to w czasie tego tygodnia lepiej się nigdzie nie ruszać bo wszyscy są wszędzie.

P1220061
Swoją drogą to zdumiewające że pomimo tylu lat (wprowadzono to cudo w 2000 roku, przez pierwszych siedem lat były 3 takie tygodniowe okresy słodkiego nieróbstwa, drugi dalej obowiązuje i jest to rzecz jasna Święto Wiosny, a trzeci przypadał na Święto Pracy) doświadczeń, setek zdjęć w internecie pokazujących że w te dni lepiej siedzieć w domu bo i tak niczego oprócz pleców i głów innych ludzi się nie zobaczy. Jak tu odczuwać obecność na Wielkim Chińskim Murze, jeżeli przede wszystkim widzimy innych ludzi. W ogóle wszędzie widzimy innych ludzi. Jedziesz nad przepiękne jezioro? Zobaczysz tylko innych ludzi, a jak uda Ci się przepchnąć może zobaczysz trochę jeziora. Jedziesz w góry? Przygotuj się na kilkugodzinną wspinaczkę palce w piętę i głowa w plecy z innymi turystami, a to tylko droga w górę, przecież jeszcze trzeba zejść, a wtedy czeka Cię czekanie aż Ci idący w górę Cię przepuszczą. Lub nie. Generalnie to słaby okres na podróżowanie po Chinach. Przynajmniej do tych bardziej popularnych miejsc.

P1220067

Zacząłem dzisiaj zajęcia i zacząłem je wspaniale, bo od spóźnienia. Przyszedłem do Sali za 10 ósma, nikogo nie było, za pięć ósma nikogo nie było, w końcu minutę przed ósmą sprawdziłem czy jestem w dobrej sali i ruszyłem do innej, bo jednak się pomyliłem. Takie są skutki prowadzenia ośmiu zajęć z dziesięciu w jednej sali. Człowiekowi tak łatwo wpaść w rutynę.

P1220074

Potem okazało się że komputer nie działa i trzeba salę zmienić, ale jakoś to mnie nie zdziwiło. Generalnie to niedziałający sprzęt, czy brak tablicy już mnie nie rusza. Wystarczy wysłać jakiegoś studenta do gildii informatyków a Oni już coś na to poradzą. Najczęściej, bo dzisiaj po prostu przyszedł, nacisnął przycisk, powiedział nie działa i wyszedł sprawdzić czy w sali obok działa. Działał to się przenieśliśmy.

P1220137

W ogóle to odsyłam do galerii, macie tam coś ponad 200 zdjęć z ostatniego tygodnia.

P1220175

Azjatycki wymysł – lody z chlebem.