Pomieszanie z poplątaniem

Pierwszaki są generalnie słodkie. Takie to nic nie wie, wszędzie chodzi z nosem w komórce patrząc na numery sal i zastanawia się to to czy te numery idą w górę czy w dół. Takie jak dzieci w przedszkolu, bo nie wpadli na to żeby przez miesiąc bytności w szkole zobaczyć gdzie mają zajęcia.

Dzisiaj wyszedłem tym moim pierwszakom naprzeciw i poszedłem do sali którą mają zapisaną na planie, a która została zmieniona bo komputer w niej nie działał. Poszedłem, poczekałem chwilę, ktoś przyszedł i pytam się o to co studiuje, czy ma zajęcia z obcokrajowcem i czy jest na mojej liście (tu wręczam listę) i słyszę blabla, tak, nie. No to podziękowałem i wyszedłem myśląc że ma zajęcia z innym nauczycielem, a moje pierwszaki wiedzą że mają iść do innej sali, bo ktoś w końcu wpadł na pomysł by Ich o tym poinformować.

Na dwie minuty przed dzwonkiem wróciłem do tamtej sali i zauważyłem masę studentów oraz Chinkę rozmawiającą z kimś z gildii informatyków. Okazało się, że Jej zajęcia przenieśli do mojej planowej sali (tej która miała zepsuty komputer), o czym Jej studenci i Ona sama dowiedziała się wczoraj, więc nastąpił problem w postaci obecności dwóch grup. Problem rozwiązał się bardzo szybko gdy wytłumaczyłem że jedna z tych grup jest moja i ma ruszyć ze mną do sali piętro niżej. Grzecznie ruszyli. Oczywiście znowu ponad sześćdziesiąt osób bo nikt Im nie powiedział że są już podzieleni na dwie grupy i powinni się ogarnąć.

A potem sobie gadaliśmy. Strasznie dużo gadam w czasie tych pierwszych zajęć i generalnie to odnoszę wrażenie że studenci dzisiaj próbowali mnie testować, bo na polecenie by rozmawiali ze sobą, zaczęli rozmawiać ze sobą po chińsku. Było to bardzo intrygujące. To pierwszaki więc wiele mogę Im wybaczyć, wręcz muszę. Cierpliwości człowiek uczy się całe życie, a i oczekiwać zbyt wiele nie powinien, nawet po najlepszych studentach.