June przygotowuje się do egzaminów wstępnych na studia magisterskie. Wybrała sobie uniwersytet który mamy pod nosem, w dodatku taki w którym pracuję, więc nie dość że blisko to jeszcze przyjemna kadra pedagogiczna. Nawet sobie kierunek wybrała, zamiast angielskiego wzięła nauczanie języka chińskiego jako języka obcego, czyli kierunek słuszny, przyszłościowy wręcz bym powiedział. Wybrała i tak od paru dni walczy zarówno z książkami, bo jednak kierunek studiów zgoła odmienny od tych z których ma tytuł licencjata więc i przedmioty na egzaminie inne. Oprócz angielskiego i filozofii komunistycznej Marksa, które to dwa przedmioty musi zdawać każdy kandydat na studia magisterskie, June musi przejść jeszcze dwa egzaminy z kultury i języka Chińskiego, oraz nauczania.
Generalnie to dużo nauki, ale do przejścia bo pierwsze egzaminy dopiero za dwa miesiące. Piszę pierwsze bo te pierwsze są wspólne dla wszystkich chętnych chcących udać się na studia magisterskie. Od odgórne egzaminy przeprowadzane w całym kraju. Potem, jakoś w kwietniu, przyjdzie pora na egzaminy przeprowadzane w konkretnej szkole. Czyli tak jak to u nas kiedyś było z maturą. Najpierw ogólnokrajowe, a potem jeszcze uczelniane, co tylko udowodniało że ta matura to aż taka ważna nie była.
Problem June polega na tym że mieszka hen hen daleko od swojego miejsca zameldowania, jakoś tak wyszło że się nie zameldowała, w sumie to nasza wina, ale uznaliśmy że taki meldunek do niczego nie będzie nam potrzebny. W jakim my byliśmy błędzie.
Okazuje się że osoba zameldowana w jednej prowincji nie może wziąć udziału w tym pierwszym egzaminie poza granicami swojej prowincji. Nawet jeżeli w niej nie mieszka. Może to zrobić jedynie pod warunkiem gdy poza nią pracuje. No i tu leży pies pogrzebany bo przecież June teraz nie pracuje.
Rozumiem ten obowiązek meldunkowy, mogę się z nim nie zgadzać, ale go rozumiem. Za to takiego nieżyciowego podejścia nie rozumiem. Tak najzwyczajniej w świecie nie rozumiem dlaczego osoba mieszkająca poza swoją prowincją nie może podejść do tego egzaminu w innym miejscu. A gdyby tak nagle się stało że musi się przenieść to co wtedy? Żadnych wyjątków? Kurczę, nawet głosować poza miejscem meldunku można, w Polsce, ale żeby egzaminu nie móc wziąć bo się nie pracuje w prowincji w której chce się wziąć egzamin?
Nie rozumiem tego.