Adam!
Dziękuję, dziękuję i raz jeszcze dziękuję. Aż mi się tak ciepło na sercu zrobiło bo tak mnie zmotywowałeś. To bardzo pomaga :) Okropnie, ale to okropnie żałuję że mój malutki komputerek ma problemy z endomondo. W sensie literki w komentarzach pojawiają się z kilkunastosekundowym opóźnieniem i napisanie jakiegokolwiek komentarza zajmuje mi nieporównywalnie więcej czasu niż zwykle. Takie moje wytłumaczenia na znikomą ilość komentarzy. O wypadku nie chciałem pisać na endo, ale czemu Ci w ogóle nie odpisałem to nie wiem…trochę mi teraz głupio, może przeoczyłem komentarz? A może nie chciałem czymś takim przyciągać uwagi? Pewnie to drugie bo komentarze staram się sprawdzać (chociaż powiadomienia przychodzą na rzadko sprawdzaną skrzynkę). A teraz do tekstu właściwego.
Murakamiego uwielbiam. 1Q84 na pewno Ci się spodoba, bo to świetna opowieść i wcale się nie ciągnie czego się bardzo obawiałem, bo w końcu ma trzy tomy. Co prawda bardziej zżyłem się z Kafką i musiałem sobie tę książkę dawkować bo nie chciałem by się skończyła, ale 1Q84 ma piękny motyw który od września stał mi się bardzo, ale to bardzo bliski. (Omiń poniższy paragraf jeżeli boisz się spoilerów)
Podobnie jak bohaterowie książki i ja czuję że znalazłem się w równoległym świecie. Podobnym do tego z którego wyszedłem, ale jednak zupełnie innego. Tylko poznałem to nie poprzez pistolety u pasów policjantów a poprzez ludzi na ulicach.
Odpowiedź jest banalnie prosta nie zamieściłem żadnego zdjęcia ‘patologii’ bo nie zauważyłem żadnej. Gdy wracaliśmy z Lidią w środku nocy znad jeziora pojawił się Pan, który śpiewał na ulicy. No i mówię Lidii, nauczony doświadczeniem z kraju rodzinnego, że on pewnie jest pijany. A ona, nauczona doświadczeniem z kraju rodzinnego, że on nie jest pijany tylko chory psychicznie. Ona ma więcej doświadczenia w tym kraju niż ja, więc wypada mi jej zaufać. Wikipedia, powołując się na artykuł z 2007 roku z The Economist, mówi że w Chinach na jakąś chorobę psychiczną cierpi 100 milionów ludzi. A WHO w raporcie podaje informacje że ilość samobójstw wynosi ~22 na 100k ludzi (w Polsce ~15 na 100k), czyli 9 miejsce na świecie. Ponownie, stan zdrowia psychicznego jest gorszy na terenach wiejskich, przynajmniej tak się uważa. A teraz ostatnia ciekawostka, bo w gruncie rzeczy tylko przepisuję wikipedię, w Chinach jest zaledwie 17k psychologów uprawnionych do wykonywania zawodu. Hmm…skoro gro absolwentów psychologii nie znajdzie pracy w zawodzie (zwłaszcza dzięki tym ogólnodostępnym i szeroko reklamowanym tabletkom szczęścia) to może najwyższa pora popracować nad nauką języków w czasie studiów i eksportować ich do Chin? I na Litwę, gdzie ilość samobójstw jest zatrważająca.
Czytałem za to bloga jakiegoś Amerykanina, który przyjechał do Chin, jako niepijący alkoholik, i ponownie zaczął pić. Bo alkohol był na każdym rogu. Tutaj naprawdę łatwo wpaść w alkoholizm. Piwo za niecałe 2 RMB, najtańszy destylat w cenie piwa (100ml). Tutaj nawet nie ma sensu produkować wina marki wino, bo po co skoro za ~30 RMB kupisz 5 litrów destylatu które Cię sponiewiera. Nie kupiłbym tego nawet żeby zmywać farbę prawdę mówiąc, ale skoro zostało dopuszczone do sprzedaży to jakieś normy spełnia. No i weź tu poskrom swe żądze. W kraju gdzie jak Ci będzie głupio kupować ciągle w tym samym sklepie skręcisz za róg i kupisz w drugim, albo i trzecim. Dla takich osób to musi być prawdziwe piekło.
Japończycy, zresztą Chińczycy też, mają prawdziwego jobla na punkcie jedzenia. Przez kilka lat tłumaczyłem, z angielskiego oczywiście, blog japońskiego twórcy gier (prawdziwego geniusza, którego dzieła wykraczają poza ramy narzucane przez słowo ‘gra’, człowieka który poszedł nie krok, ale dwa kroki dalej, był jednym z tych którzy zmienili branżę gier i chociaż ostatnio mój entuzjazm w stosunku do gier osłabł to jednak Hideo Kojima jest jednostką wybitną i to nie tylko jako producent/scenarzysta/reżyser) i nie dość że wrzucał świetne zdjęcia z restauracji to jeszcze opisywał jedzenie na tyle dobrze że czuło się iż to dla niego coś więcej. A może po prostu trafił na dobrego tłumacza ;) Ja się nie rozpisuję ostatnio bo stołówkowe jedzenie jest dosyć wtórne. Aczkolwiek! Jest dobre, dobrze przyprawione i można sobie je urozmaicić dokładając sosu na ostro, albo mieszając potrawy. I to wszystko biorąc pod uwagę, że gotują dla kilku tysięcy ludzi.
A co zrobię po powrocie? Kurczę…strasznie dużo ostatnio (czyli ostatnie dwie notki) piszę o powrocie, a przecież mam jeszcze tutaj dwa miesiące i tydzień do spędzenia. Więc nie ma co o tym rozmyślać. No dobrze…przyznam się, dzisiaj powiedziałem że chcę zostać na kolejny semestr, na razie droga mailową, a w przyszłym tygodniu przyjdzie mi zadzwonić. Także gdy wrócę…to po paru tygodniach wylatuję z powrotem. W ogóle to jestem bardzo zaskoczony że to już 71 dzień (oczywiście że liczę, jak się ma wizę na 180 dni to warto wiedzieć kiedy się zbliża koniec) a ja ciągle piszę. I chociaż niektóre notki są krótsze i słabsze, to jednak zawsze znajdzie się coś do napisania. Naprawdę bardzo się z tego cieszę.
To teraz do…dzisiaj.
Wstałem wyjątkowo późno. O 721. Pierwszy raz od…bardzo dawna wstałem po 630. Zjadłem śniadanie, poćwiczyłem wymowę, spojrzałem na prognozę pogody (okazało się że nie będzie padać), przebrałem się i poszedłem. Postawili nowy budynek przy sklepie, ciekawe co to…w sumie, najbliższy posterunek policji jest ~300 metrów stąd a potem pustynia, ale to pewnie będzie coś innego.
Pobiegłem do szkoły. Trochę pokropiło, ale żaden to deszcz. Na bieżni biega się zupełnie inaczej, wręcz fruwa, pisałem już o tym, więc nie będę przynudzać…Wszystkie trzyminutówki wyszły w tempie <4:47, a ostatnia w 4:28, czyli fajnie. Gryzłem się czy robić tę 7 czy zostać przy 6, ale stwierdziłem że skoro za tydzień chcę zrobić piramidkę do 5’ a jak nie zrobię 7 to skończę bieg w mniej niż godzinę, to dokręcę tę siódma trójkę. Dokręciłem. Uczniowie, w przerwie między egzaminami, dopingowali, mówili że wyglądam ‘cool’, więc banan na pysku i do boju. Trzeba wydłużać czas wysiłku bo jak ja mam wrócić do formy, biegając same minutówki?
Koniec, nie będę Was tu zanudzał bieganiem (aż do niedzieli), za to wrzucę tekst który napisałem jakiś czas temu, paru osobom się spodobał, a tyczy się on mojego pierwszego maratonu. Gdzieś w domu na dysku mam zapiski z mojego pierwszego i drugiego roku startów. Z trzeciego też, ale ucina się gdzieś w połowie.
A po biegu do domu, umyć się i…zjeść olbrzymią gruszkę. Naprawdę olbrzymią, ledwo mi się w dłoni mieściła, a to coś znaczy. Potem pora przygotować obiad, czyli bób (czemu w Polsce nie ma bobu przygotowywanego w ten sposób?), orzeszki, surimi, jajko i pomidor. No i oczywiście papryka. Jestem z siebie bardzo, ale to bardzo zadowolony. Mistrzem patelni nie zostanę, boję się tutejszych przypraw, ale z tą papryką to był strzał w dziesiątkę, bo nadaje jedzeniu zupełnie inny smak i od razu czuć że jest ‘hen la’.
W ogóle to zdałem sobie sprawę, że pomijam zupełnie fakt rozmów z rodzicami. A przecież z mamą rozmawiam codziennie. Albo w przerwie między zajęciami albo po obiedzie. Dzwonię wcześniej niż budzik ;)
Postanowiłem sobie trochę dzisiaj pochodzić, otarłem się o kilka sklepów ale kupiłem jedynie lizaka i trzy napoje w saszetkach. Na razie wypiłem ten pomarańczowawy.
Zauważyłem tę dziewczynę z kapturem na głowie siedzącą nad rzeką. Komórka odstawiona na bok i tak sobie siedziała i patrzyła. Jesienne rozmyślania widać dotykają wszystkich niezależnie od kraju. Naprawdę zaimponowało mi to że odłożyła komórkę. Może chciała ją wyrzucić bo ją zirytowała, albo zirytował ktoś kto dzwonił, ale w ostatniej chwili się powstrzymała i odłożyła? A może nie chciała żeby jej przeszkadzała gdy spoglądała na spokojną rzekę? W końcu jeżeli coś uwiera w kieszeni to ciężko się skupić na czymś innym.
A teraz siedzę i czekam aż wybije 19 by ubrać spodnie i pójść kupić owoce od obwoźnego sprzedawcy owoców. Tylko co zrobić jeżeli on zawiedzie? Pójdę na wieczorny spacer na ulicę obwoźnych sklepikarzy i kupię gruszki, jabłka i mandarynki.
I wróciłem. Nie musiałem iść na ulicę obwoźnych sklepikarzy. Gdy wyszedłem mój Sprzedawca dopiero się rozkładał więc poszedłem do sklepu, kupiłem pomidory, ogórki i marchewki. Wyszedłem i kupiłem mnóstwo mandarynek, gruszki, jabłka i…pitaję.
A dzisiejszy bieg wyglądał o tak:
http://www.endomondo.com/workouts/tNW2wxPcVzQ
A spacer o tak: