Sobota staje się dniem biegów długich. Tydzień temu 17 kilometrów, czyli według zapisków trzeci najdłuższy bieg w Chinach, a dzisiaj pękło 18 z małym hakiem, czyli najdłuższy bieg w czasie mojej bytności w Chinach. Do tego całkiem szybki. To się zdarza nieczęsto, ale jak widać zdarza się.
Połączyć prędkość z dystansem. Podobno każdy powinien biegać szybko i długo, a przynajmniej tak ludzie odpowiadają na forach na pytanie: lepiej biegać szybko czy długo? Do odpowiedzi dodają jeszcze różne emotki, lub dopiski pokroju haha.
Nie wiem ile w tym prawdy, ja odkąd polubiłem bieganie lubię biegać długo i wolno, sprawia mi to niesamowitą przyjemność i odczuwam taką wewnętrzną radość gdy mogę sobie w spokoju pobiegać, tak spokojnie, na niskim tętnie, ale w dalszym ciągu pozostając w ruchu.
Zawsze gdy o tym piszę wracam do moich niedzielnych długich wybiegań w 2012 roku kiedy to biegałem na do przystanku autobusowego i do parku i znowu do przystanku i teraz już nie pamiętam ile ta pętelka miała, ale chyba koło pięciu kilometrów.
Miała to do siebie że była niemalże płaska, więc niezbyt uciążliwa i nie była też oblegana przez spacerowiczów. Czasem też przypomina mi się ten jeden raz gdy musiałem przeskakiwać przez bramę w rosarium bo była zamknięta. Było po prostu za wcześnie rano by ją otworzyć, a z drugiej strony była już otwarta. Ja byłem już po ponad trzydziestu kilometrach i nie miałem mentalnej ochoty na robienie kolejnego niepotrzebnego kilometra, zwłaszcza że z rosarium mam trochę ponad półtorej.
Pamiętam że to był dzień w którym bardzo zbliżyłem się do dystansu maratonu, brakowało chyba sześciu kilometrów. Teraz, mając przed sobą wizję braku maratonów w lipcu/sierpniu coraz częściej zastanawiam się nad przebiegnięciem maratonu właśnie w ten sposób. W parku, bez żadnych oficjalnych miar, ludzi, takiego przebiegnięcia dla siebie.
Myślę że problemem nie będzie przekonanie rodziny do wstania o piątej rana i serwisowania, bo w końcu robią to już od kilku miesięcy (wstają o piątej rano by ze mną porozmawiać przez dwadzieścia minut), problemem będzie raczej…no właściwie to nie będzie problemu, bo park jest z zasady pusty, pozostaje kwestia kręcenia tych kółeczek. Swój pierwszy maraton przebiegłem robiąc dziesięć pętli, poprzedni robiąc pętli czternaście, także myślę że z monotonią sobie poradzę. Nie wiem czy w ogóle do tego dojdzie, ale biorę takie coś pod uwagę.
Tak jak pisałem wczoraj, dzisiaj zaryzykowałem nową trasę, ale nie była ona zupełnie nowa, w znacznym stopniu pokrywała się z normalną, bo na szczęście ziemia była w miarę twarda i całkiem przyjemnie się po niej biegało. Także kolana trochę mogły odpocząć.
Tempo wskazywałoby że biegło mi się lekko i przyjemnie, ale to nieprawda. Owszem, biegłem szybko i bez kolki, którą miałem w czwartek, ale…to był taki bieg z pogranicza drugiego zakresu, czyli tempo maratońskie. Haha…nie ma mowy żebym ja maraton w takim tempie pobiegł bez dodatkowych treningów, ale tak się ten zakres nazywa. Innymi słowami – było ciężko momentami, ale nie czułem się zamulony, ostatni kilometr pobiegłem poniżej pięciu minut, więc rezerwy jeszcze były i to znaczne jak widać.
W parku dzisiaj było trochę mniej ludzi, zapewne dlatego że wczoraj padało i było trochę chłodniej niż tydzień temu, ale i tak ludzie ściągają do tego południowego jeziora by spędzić czas z rodziną. Fajnie, tylko że jak tylko zrobi się cieplej to szpilki tam nie będzie gdzie wcisnąć i już tak fajnie nie będzie. A ja nowego miejsca do biegania nie znajdę, wszędzie jest pełno samochodów a bieganie między nimi ani trochę mnie nie rajcuje.
Owszem, mógłbym wrócić na bieżnię, ale teraz widzę jak bardzo mi to bieganie na bieżni się nie podoba. Mogę siebie okłamywać i przekonywać że jest w porządku, ale…tak naprawdę nie jest. Bieganie na bieżni ma spełniać swoje zadanie, czyli pomagać w odmierzaniu dystansu przy interwałach, ale do takiego mojego dreptania kilometrów nie nadaje się dla mnie. Jest zwyczajnie zbyt mało ekscytujące. Gdy nie będzie innego wyjścia to będę z niego korzystał i jakoś sobie poradzę, ale będzie to właśnie jakoś, a wolałbym by było przyjemnie. Bo o to w moim bieganiu teraz chodzi – o przyjemność.
Dzisiaj udało mi się wydrukować coś korzystając ze szkolnego urządzenia wielofunkcyjnego, także jestem z siebie bardzo zadowolony bo mogę ot teraz korzystać ze zwiększonej ilości materiałów. Niech żyją chiński office i chińskie urządzenia wielofunkcyjne!