Można by napisać ‘ostatnie zakupy’, ale wtedy byłoby to takie definitywne, ostateczne i w ogóle takie ‘łeee, łeee koniec’, także nie napiszę. Wyjątkowo odwiedziłem tylko dwa sklepy, mam nadzieję że ten trzeci będący normalnie tym pierwszym nie czuł się pokrzywdzony, ale najzwyczajniej w świecie nic z niego nie chciałem, w końcu zapas orzechów mam na naprawdę długo. Za to w drugim będącym normalnie także drugim zrobiłem przedwyjazdowe zakupy, czyli jak na obywatela Polski przystało zakupiłem napoje wysokoprocentowe i bynajmniej nie mówię tu o śmietanie. No i mnóstwo piklowanych warzyw. Oprócz tego niewiele, bo jakoś tak się złożyło że mam tyle jedzenia że wystarczy do środy.
W drodze powrotnej wstąpiłem do księgarni i szukałem, szukałem, aż w końcu znalazłem książeczkę z bajkami dla dzieci. Trochę jeszcze powyżej mojego poziomu, ale skoro mam rozpisane i znaczki i pinyin to powinienem dać sobie radę. Na razie przebiłem się przez pierwszą stronę, głównie z pomocą translatora od google, ale sam zrozumiałem ‘złota rybka powiedziała’. To w sumie też niezła okazja żeby poznać chińskie bajki dla dzieci.
A w domu już się spakowałem. W sumie to wiele do pakowania nie było, ale też nie ma sensu zabierać ze sobą tylu ubrań skoro zostaję tu na kolejnych kilka miesięcy. Wszystko co się nie zmieściło powinno wejść do plecaka…Swoją drogą plecak się już chyba wysłużył, jest poobdzierany, ma kompletnie popsuty zamek, dziury z pałeczek (bo chociaż bardzo lubię jeść w stołówce to jednak wolę używać własnych pałeczek) i sprawia wrażenie już takiego zmęczonego. Gdy patrzę na niego to widzę że chciałby odpocząć. Nie odejść na emeryturę, ale odpocząć.
Powinienem mieć jakiś plan na kilka najbliższych dni, ale oprócz biegu jutro i we wtorek, no i ostatecznego pakowania, nic nie przychodzi mi do głowy. Znaczy chcę coś napisać, ale nic na siłę.
Adam!
Dobrze że trzcina cukrowa pojawiła się dopiero parę tygodni temu bo z dostaniem jej miałbyś prawdziwy problem. Tak myślałem o jabłkach i dotarło do mnie że w Polsce mamy większy wybór niż…w Jiawang…To w sumie nie powinno dziwić, ale można się tym trochę podbudować. Tylko potem człowiek przypomina sobie o gruszkach, które tutaj są okrągłe i bardziej przypominają jabłka, w dodatku są tak niesamowicie soczyste że gdy się je to sok wręcz z nich spływa, no i w smaku są zupełnie inne od Polskich. W Polsce jakoś za gruszkami nie przepadałem. Znaczy lubiłem, ale nie jakoś bardzo, ale te tutaj są wyborne. No i te mandarynki…ale naprawdę, mandarynki tutaj są…chciałem napisać lepsze, ale są ludzie którym ten unoszący się mandarynkowy zapach odpowiada i może nie przypadłyby im te tutaj do gustu, więc napiszę – inne.