Nie byłem w stanie przebiec więcej. Musiałem zatrzymywać się co parę minut by uspokoić tętno a po chwili i tak wskakiwało na 170+. Tętno jakiego w Polsce nie osiągałem w czasie najbardziej wymagających biegów i treningów. Słowem okropność. I ja rozumiem że po 10 dniach przerwy tętno będzie wyższe, ale nie powinno być aż tak wysokie i nie powinno mi się aż tak ciężko oddychać. To powietrze tutaj nie sprzyja bieganiu. Może na wiosnę to się poprawi gdy ludzie przestaną korzystać jak opętani z klimatyzacji i elektrownia nie będzie tak kopcić. Z utęsknieniem czekam na śląskie powietrze, które chociaż ciężkie to i tak jest lżejsze od tego tutaj.
I koniec. Tylko jakoś to do mnie nie dotarło. Do tej pory zawsze gdy kończyłem semestr czy rok docierało to do mnie od razu. A teraz nic…dotarłem do tego punktu oznaczonego ‘Ostatnie zajęcia’, ale w ogóle nie wywarło to na mnie wrażenia. Ot kolejny piątek. Może dlatego że to nie koniec przygody z Jiawang, ani nie koniec przygody z Chinami. Nie ma we mnie ani pustki związanej z końcem, ani zmęczenia które odczuwałem pod koniec czerwca w zeszłym roku kiedy to już z utęsknieniem wypatrywałem ostatnich zajęć bo miałem najserdeczniej w świecie dosyć.
Po ostatnich zajęciach, na których klasa 14 obejrzała koniec ‘Narnii…’ i oglądała z takim napięciem że nie ruszyli nawet na kolację dopóki Ich nie wygoniłem. Po co komu kolacja skoro Aslan wrócił i nie wiadomo co się stanie z Edmundem.
Ostatnia kolacja taka sama jak wiele poprzednich, tyle tylko że zimno. I może to zimno to znak końca? Zawsze gdy piszę o zimnie przypomina mi się jeden z wpisów który kiedyś tłumaczyłem i szło to mniej więcej tak: ‘kupiłem skórzaną kurtkę, tylko czy ona będzie potrafiła ochronić mnie przed jesiennym chłodem?’. Nie jestem zwolennikiem zimy, wręcz trzepie mną na myśl o tym że wrócę do kraju i będę musiał męczyć się w śniegu, już nawet wizja godzinnego biegania na bieżni wydaje się być bardziej intrygująca. A bieganie na bieżni jest jedną z najnudniejszych rzeczy jaką można robić. Chociaż w zeszłym roku biegając obejrzałem oba sezony ‘Sherlocka’, więc na plus. Teraz tak spoglądam na prognozę pogody w Katowicach i naprawdę nie czuję się na siłach by kulać się po parku w taki mróz…Daję mu jeszcze 5 dni, a potem ma się skończyć.
W szkole, ale już po kolacji spotkałem Shawna, który skończył 4 kółka na bieżni…hmm…a może to jest myśl, biegać na bieżni…życzyłem Mu powodzenia na egzaminach i udanych ferii, a On tylko zapytał: ‘A mogę Cię uściskać?’ ‘Jasne’.
Bo to w sumie normalne że jak kogoś lubisz i wiesz że nie zobaczysz Go przez jakiś czas to chcesz Go uściskać.
Swoją drogą, Lawrence się nie odzywa od tamtej…hmm…środy? Ciekawe co Go ugryzło.
Adam!
Smutno czytać o chorobie, ale dobrze że masz taki system wczesnego ostrzegania i wiesz kiedy odpuścić. Wiesz, podobno życie to to co się dzieje gdy planujemy coś zupełnie innego. Ja sobie też zaplanowałem biegi w niedzielę i we wtorek, ale jeżeli mam dalej czuć się tak jak dzisiaj to chyba sobie odpuszczę. Bo bieganie w takich warunkach raczej dla zdrowia korzystne nie jest.
Haha, mój blog pełni funkcję terapeutyczną nie tylko dla mnie jak widać ;)