Niedziela i przegapione #14

Psie oczy
Jedną z pierwszych rzeczy jakie należy zrobić po przeprowadzce do innego kraju jest zapoznanie się z przekleństwami. Oczywiście nie po to by obrażać, ale by wiedzieć kiedy jest się obrażanym. Z racji niezwykle bogatego słownictwa jest to zadanie dość karkołomne dla osób chcących mieszkać w Polsce, ale dla osób chcących mieszkać w Chinach już nie. Głównie dlatego że najczęstszym obraźliwym słowem na obcokrajowca jest ‘guizi’. ‘Yang guizi’ to nic więcej jak ‘zagraniczny diabeł’. Oczywiście białego można nazwać też ‘laowai’ czyli obcokrajowcem, ale jest to słowo używane już przez dzieci i zatraca ono swoje pejoratywne znaczenie. Często na ulicach słychać ‘wai guo ren’ czyli ‘obcokrajowiec’, a wtedy grzecznie mówię że jestem z Polski.
A jak Chińczycy nazywają białych? ‘Psie oczy’. Bo w końcu mamy oczy okrągłe, tak jak psy.

Chemia
Parę dni temu wrzuciłem zdjęcie kartki na której rozpisanych było kilka reakcji chemicznych. Rozpisanych w takim sensie że były bodajże cztery reakcje przepisane kilkunastokrotnie. Zdziwiło mnie to niezwykle więc zapytałem się dziewczyny u której ową kartkę znalazłem o przyczynę. Wyjaśniła mi bardzo sprawnie, że z chemią nie radzi sobie najlepiej i nauczycielka kazała jej to zrobić by w końcu zapamiętać. Wyobrażacie to sobie? Z jednej strony jest to już praktycznie bezmyślne wkuwanie reakcji na pamięć, bo dziewczyna dalej ich nie rozumie, ale z drugiej strony…no właśnie, w tym kraju drugą stroną jest to że w końcu to wkuje na pamięć, dzięki temu zaliczy sprawdzian, semestr i będzie mogła uczyć się dalej. Zrozumieć nie zrozumie, ale może nie będzie już miała nic wspólnego z Chemią. Tylko czy można winić nauczycieli za coś takiego? Mają sporo uczniów, sporo zajęć i nie mogą z każdym uczniem spędzać tyle czasu ile powinni. W Polsce przy 25-30 uczniach w klasie jest to niemożliwe, a przy 50 to wręcz nie do pomyślenia. Ma się tego nauczyć i już.

Koszykówka
Sport to dla tych dzieciaków jeden ze sposobów na ucieczkę od tej męczącej szkolnej rzeczywistości. W klasie drugiej jest taki jeden uczeń, którego angielski może nie powala, na tle klasy wypada średnio (bo klasa druga jest bardzo dobra), ale zawsze ale to zawsze przychodzi albo przed lekcją albo po by porozmawiać chwilę o tym jak grali ‘moi’ Lakers i ‘jego’ Knicks’. Z racji tego, że Lakersi w tym sezonie są że tak powiem w ciemnej dupie, pojawił się ostatnio temat czy zmiana trenera była sensowna i co ja o tym myślę. Także wyjaśniłem że przede wszystkim musimy poczekać aż Steve Nash wróci bo przecież kto jak kto ale on powinien przenieść tę drużynę na inny poziom, Gasol musi znowu poczuć się pewnie i wszystko będzie dobrze. Nawet jeżeli nie będą mieli najlepszego bilansu w sezonie zasadniczym to w play-offach sobie poradzą. I nagle mnie uderzyło, że oto jestem w Chinach, i rozmawiam po angielsku z chłopakiem który koszykówkę kocha bardziej ode mnie i rozmawiamy o swoich ulubionych drużynach na poziomie który dla polskich nastolatków jest trudny do osiągnięcia w języku ojczystym. I naprawdę rozmawialiśmy…To było niesamowite.

Problemy kulturowe
Czasem nawet najlepszy słownik nie pomoże jeżeli trzeba wyjaśnić pewne różnice kulturowe. Przerabialiśmy przysłowia (pomysł Lidii) ze słowami ‘dusza’ i ‘diabeł’ i w Polsce nie miałbym najmniejszego problemu, ale tutaj było mi ciężko. Chiny nie były dla mnie ‘Tym’ krajem azjatyckim. Owszem co nieco przeczytałem o historii, przesłuchałem większość odcinków ‘China History Podcast’, ale umówmy się – nie ma opcji by poznać pięć tysięcy lat historii naprawdę dokładnie. A dodajmy do tego jeszcze mitologię i już w ogóle możemy się znad książek nie wychylać. O ile z ‘diabłem’ można sobie jeszcze w miarę poradzić opisując go chociażby jako złego ducha, tak z ‘duszą’ jest problem. Teraz już wiem że w Chinach istnieje podobne pojęcie, tylko istnieje też podział na duszę unoszącą się do nieba i tę która zostaję w ziemskiej powłoce. Tylko wtedy tego nie wiedziałem, Lidia nie za bardzo mi pomagała, a ja głowiłem się jak w prostych słowach wyjaśnić czym jest dusza…

Przedmioty…
Na czele ulubionych przedmiotów króluje historia z powodu nauczyciela, WF z powodu badmintona, zajęcia ze sztuki bo można oglądać obrazy, oraz z muzyki bo można jej posłuchać i się zrelaksować. Matematyka nie ma wielu wielbicieli, ale ci którzy ją lubią, lubią ją z powodu trudności i poczucia spełnienia po rozwiązaniu trudnego zadania.

Kocham Cię
W piątek wieczorem zajęcia mają już inny zapach. Może nie dla uczniów, ale dla mnie na pewno. Mogę mówić że nie myślę jeszcze o weekendzie, ale byłoby to ogromne oszustwo. A dzieciaki na całym świecie to cwane bestie i gdy wyczują krew to nie odpuszczą. Także w klasie dwunastej poopowiadałem trochę o niemieckim, nauczyłem Ich nawet kilku niemieckich słówek…do czego to doszło…a jeden z uczniów mnie zaskoczył bo powiedział ‘kocham cię’. W sensie po polsku. Zapamiętał gdy kiedyś Im powiedział. Taka drobnostka, kawałek Polski przy zachodzącym późno jesiennym słońcu na drugim końcu świata.

Niedziela
Obudziłem się strasznie późno. Czyli po ósmej. A spało mi się niesamowicie dobrze, przywykłem już do tego materaca. Przed snem obejrzałem ostatni film ze studia Ghibli – ‘From up on Poppy Hill’ i uderzyło mnie to jak bardzo szkoły w Japonii (w latach 60-ych przynajmniej) i Chinach są do siebie podobne. Dotarło też do mnie dlaczego tak bardzo podoba mi się w Jiawang. Dobrych kilka lat temu odebrałem znajomego z dworca, przyjechał z Mirocina (takiej malutkiej wioski pod Nową Solą) i od razu powiedział że tylu ludzi co w Katowicach na dworcu to jednocześnie nie widział i wcale mu się to nie podoba. Teraz mieszka w Chicago, więc pewnie się przyzwyczaił. Ja natomiast mam chyba dość takiego wielkiego miasta (bo chociaż Katowice wielkie nie są to te wszystkie okoliczne miasta tworzą jedno wielkie miasto) i dlatego tak często zakładając buty idę biegać do parku. Dlatego tak bardzo podoba mi się Jiawang, bo chociaż nie ma tutaj takiego parku to jednak jest cisza i względny spokój. Owszem, jest dużo ludzi, owszem nie ma miejsca by się przed nimi schować, ale pomimo tego olbrzymiego placu budowy jest tutaj naprawdę przyjemnie.
Jeszcze tak o tej zwykłej ludzkiej uprzejmości, która wydaje mi się niezwykła. Biegając w Polsce spotykałem się z różnymi ludźmi, niektórzy gratulowali mi wytrwałości, inni mówili żebym tak trzymał, ale czasem ludzie się ze mnie śmiali, raz na ulicy ktoś zapytał po co mi to. W końcu to nie jest normalne by się tak dobrowolnie męczyć. A tutaj ludzie mnie mijają, ja mijam ludzi i owszem patrzą się na mnie, ale bardziej dlatego że mam psie oczy niż dlatego że biegam. A gdy mijają mnie na rowerach/skuterach/trójkołowcach/samochodach i patrzą w moją stronę to staram się podnieść rękę i uśmiechnąć. Oni też się uśmiechają i odmachują. Dzisiaj mijał mnie Pan i podniósł kciuk w górę mówiąc ‘OK’. Albo taka sytuacja. Jest jedno takie skrzyżowanie dość niepraktyczne bo nie ma na nim pasów, ale przejść przez nie trzeba. W Polsce wracając z treningu trzeba uważać bo nawet gdy samochód ma zwolnić do 30 km/h i nawet gdy kierowca widzi że jesteś przy przejściu i nawet gdy widzi jeszcze kogoś na przejściu to i tak się nie zatrzyma by Cię puścić. W Chinach natomiast w miastach jest ograniczenie do 30 km/h (jeżeli jest jeden pas) lub 40 km/h (gdy są dwa pasy lub więcej) i owszem, większość chińskich kierowców nie przestrzega żadnych przepisów które znamy, ale jeżeli chodzi o ostrzeganie pieszych to możemy się od nich wiele nauczyć. Tutaj nikt nie zakłada że pieszy Cię widzi. Jeżeli kierowca widzi kogoś na ulicy, lub na chodniku próbującego wejść na jezdnię od razu naciska na klakson, najczęściej zwalnia i próbuje oddalić się od pieszego. Zupełnie inna kultura jazdy.