Powrót

P1100871 (Copy)

Tylko się przywitam i napiszę że wróciłem. Z czasem postaram się napisać relację z kilku ostatnich dni. Dzisiaj jedynie wspomnę że Changchun, standardowo, przywitał mnie powietrzem zimnym i chłodem na stacji kolejowej. To już norma od której nie szukam ucieczki bo też i jej nie znajdę. To fakt i nic poza nim.
Droga powrotna minęła mi na spaniu, czytaniu i spaniu, oraz przebijaniu się przez tłum ludzi w drodze do toalety. W chińskich pociągach to norma, albo kibelek jest blisko i ciągle ktoś przechodzi a do tego jest mokro, albo kibelek jest daleko i trzeba się przepychać.
I to naprawdę przepychać. Ucząc się chińskiego z podcastów usłyszałem nie byłeś w Chinach dopóki nie byłeś w zatłoczonym autobusie w Szanghaju. Może i tak, ale zatłoczone autobusy są takie same wszędzie. Dwupiętrowe zawsze są za niskie, siedzenia przy oknie zawsze za wąskie, ludzie nigdy nie przesuwają się do okien bo przecież zaraz wychodzę i żeby dostać się do wyjścia trzeba rozpocząć podróż dwa przystanki wcześniej. Za to zatłoczone pociągi w Chinach to coś czego chyba dokładnie nie opisywałem, a zdjęć na pewno nie robiłem zbyt wiele. Także pora to nadrobić.

P1100874 (Copy)

Zaczyna się od wejścia. Najpierw wchodzimy na stację i pokazujemy bilet. Bilet czasem zostaje ostemplowany, czasem nie. Bagaż zostaje przeskanowany rentgenem a my przechodzimy przez bramkę do wykrywania metali. Następnie odbieramy bagaż i zostajemy obmacani, ale to tak bardziej pro forma. Następnie szukamy swojej poczekalni. Oczywiście jest już tam masa ludzi i jeszcze więcej toreb, które również zajmują miejsca bo przecież na podłodze nie będą leżeć. Ludzie śpią na siedzeniach powyginani, bo każde siedzenie ma podłokietniki by ludzie na nich nie spali. Część ludzi śpi na torbach na podłodze, część siedzi. Dużo ludzi coś je, im bliżej pór jedzeniowych tym jedzących jest więcej. Nadjeżdża pociąg.
Pierwsze wchodzą rodziny z małymi dziećmi, ale to nie jest reguła. A potem to już naprawdę rzeka ludzi, tylko się stoi i czeka. Można też siedzieć i czekać, ale wtedy na sto procent nie będzie się miało miejsca na położenie bagażu ponad głową. Oczywiście kolejka powstała ponieważ bilety sprawdzane są po raz drugi. Tym razem przed wejściem do pociągu.

P1100878 (Copy)

Ach…bilety są sprawdzane pomimo obecności na praktycznie wszystkich stacjach kolejowych automatów biletowych które powinny bilety sprawdzać automatycznie.
Po przejściu tych automatów idziemy na peron, w tym momencie ludzie już biegną, albo przynajmniej ruszają się szybko. Główne powody są dwa:
– wyżej wspomniany, czyli położenie czegoś nad głową (to się tyczy wszystkich pociągów poza G i D, w których można spokojnie postawić torby w przejściu)
– znalezienie dobrego miejsca dla posiadaczy biletów stojących (to się tyczy wszystkich pociągów poza G i D, w których sobie nie postoisz)
Zakładamy że mamy miejscówkę wykupioną i mały plecak, który trzymamy przy sobie, więc się nam nie śpieszy. Najpierw musimy znaleźć wagon, przed którym Pan/i kolejarz sprawdzą nasz bilet po raz trzeci i zaproszą do środka. W środku, jeżeli mamy szczęście, uda nam się dojść bez problemu na miejsce, a jeżeli nie mamy szczęścia rozpoczyna się przygoda.
Przygoda czyli przepychanie się między ludźmi którzy palą, chociaż to zabronione, siedzą na tobołkach między wagonami, siedzą na taboretach w przejściu, siedzą na taboretach w przejściu i jedzą, siedzą w przejściu, lub stoją w przejściu czekając, lub nie czekając na wejście do ubikacji (które są zamykane w czasie postoju). A jeszcze nie weszliśmy do wagonu.

P1110113 (Copy)

Przecisnęliśmy się, mijając po drodze ubikację i zbiornik gorącej wody, oraz umywalki na których ktoś już rozstawił tobołki i nie będzie można ich użyć ani razu. Teraz czeka nas droga na miejsce, oczywiście wszystkie półki ponad głową są już zajęte, również przez małe podręczne walizki które spokojnie zmieściłyby się pod siedzeniem, ale przecież nie będą na ziemi leżeć. Sześć miejsc siedzących z jednej strony, cztery z drugiej a po środku kilkanaście osób siedzi, stoi, je, lub przysypia. Część szczęśliwych posiadaczy miejscówek gra w karty, część w majonga, część je, ktoś ogląda film bez słuchawek, gdzieś tam dziecko płacze. Komuś dopisało szczęście i się położył spać na siedzeniu, oczywiście ściągając buty. Rodzice przebierają dziecko nie kryjąc się z tym w sposób najmniejszy. Ogółem, jest wesoło, głośno, pachnie nudlami. Co chwilę ktoś się przeciska albo do toalety, albo do źródła gorącej wody.
Gorąca woda to w ogóle materiał na osobną historię, bo jej rola w Chinach jest olbrzymia i nie do przecenienia.
No i tak nam spokojnie podróż mija, dodajmy do tego sprzedawców z wózkami pełnymi jedzenia, alkoholi i jedzenia przekąskowego (kurze łapki, suszone ryby, jajka gotowane i takie tam), oraz sprzedawców bez wózków sprzedających ładowarki, smakołyki, pamiątki, zabawki i wszystko inne co można sprzedać.
Oczywiście w czasie podróży pojawiają się kontrolerzy biletów, czasem pojawi się policja, po każdej większej stacji kontrolerzy poprawiają bagaż ułożone nad głowami by nic nie zwisało. A każde nasze odejście z miejsca wywołuje atak ludzi bez miejscówek. Dlatego lepiej zawsze mieć bilet przy sobie.

P1110114 (Copy)

Załóżmy że nasza podróż odbywała się w dzień i była dość krótka, więc nie spaliśmy na naszym twardym siedzeniu, także wychodzimy z pociągu, potem z dworca i…pora na kolejne sprawdzanie biletu. Lub zabranie go. Można rzecz jasna poprosić o jego oddanie i zawsze go dostawałem, ale fakt faktem, bilet można utracić, co jest ciosem dla wszystkich zbieraczy biletów.

I to by było na tyle jeżeli chodzi o pociągi. Przypomniało mi się że nie powinienem narzekać na pogodę przy powrocie, bowiem Changchun żegnał się ze mną śniegiem.

P1100879 (Copy)

Powrót do Jiawang

Jeszcze nie wróciłem, spokojnie. Pociąg mam o 14:17, ale obiecałem Tracy że już nigdzie nie pójdę, więc nie pójdę…Kurczę, nie sądziłem że to napiszę ale chyba obudziły mnie sroki. W Jiawang nie ma srok, ale są w Pekinie. Trochę na opak.

IMG_0664

W każdym razie, właśnie wgrywają się zdjęcia. Minus wariuje, ale w końcu udało się go przekonać do współpracy i to nawet dobrze bo imgur nie chce zrobić mi galerii. Nie to nie, łaski bez.
(Przypuszczam że nie wiecie co to za syreny wyją w Pekinie właśnie teraz, co?)
Mam nadzieję że te wczorajsze fajerwerki wyszły na zdjęciach w miarę sensownie, bo niektóre wyglądały super, ale tak między Bogiem a prawdą to Chiny w dzień obchodów Nowego Roku muszą być niesamowicie męczące dla uszu. Jeżeli cztery dni po praktycznie na każdym rogu spotyka się ludzi odpalających petardy…chociaż z drugiej strony, wikipedia mówi o kilkunastu dniach obchodów. A w sumie to po co miałaby kłamać?

Rany jak się ten Chilijczyk nazywa…mówił wczoraj że pracuje w takiej wiosce o wdzięcznej nazwie Ganyu, godzinę drogi od Lianyungang, w prowincji Jiangsu. Czyli taka sama wioska jak Jiawang, z tą różnicą że nad morzem! A z Lianyungang można dojechać do Europy pociągiem…
Samo miasteczko wygląda uroczo na zdjęciach i mają górę o wdzięcznej nazwie ‘Góra antyjapońska’, zresztą Jiawang na tych zdjęciach rządowych wygląda jeszcze lepiej. Ha! I w końcu się doszukałem oficjalnej informacji o zaludnieniu – 59k (Dane z 2008) i 80 km kw. Mówiłem że wioska.

Zdjęcia właśnie się wgrały.

Luis! Tak się ten Chilijczyk nazywa. Poszliśmy na lunch i uświadomiłem sobie że wczoraj jedliśmy kaczkę po pekińsku. A ja myślałem  że to jakieś inne mięso. Także: kaczka po pekińsku w Pekinie – zaliczone.

IMG_0667

Dzisiaj na wczesny lunch zjedliśmy kurczaka  kung bao, zupę pomidorową z wołowiną, wołowinę z cebulą i wyjątkowo mało warzyw. Aż zdumiewające.

A potem Tracy i Qinwan (pewnie to zmasakrowałem, ale że Ona ze swojego angielskiego imienia nie korzysta zbyt często to lepiej niech zostanie tak jak jest) odwiozły mnie na dworzec, po drodze sprytnie pozbywając się Luisa. A może faktycznie były przekonane że będą korki i dojazd do dworca zajmie nam dwie godziny a nie 40 minut? No właśnie, Pekin był pusty na drogach, gro sklepów pozamykanych, wszystko z powodu Nowego Roku. Do pracy wszyscy wracają dopiero jutro.

IMG_0678
A to dopiero początek. Oni zaraz ruszą by się wpychać łokciami chociaż miejsca i tak są numerowane.

Pożegnaliśmy się więc na dworcu, dałem dziewczynom bombonierkę (której word nie podkreśla, ale podkreśla bombona), a Tracy herbatę. Mam nadzieję że wytrzyma w tej pracy, ale lekko nie będzie miała. W Pekinie na dworcu rozdają darmową butelkowaną wodę. Bo w końcu ludzie spędzają na dworcu dużo czasu i Im się należy. A w pociągach każdy może sobie nalać wrzątku. Za to pluskiew w przedziałach pierwszej klasy na pewno nie mają!

IMG_0695
Te 300 km/h jeszcze kogoś rusza? W Japonii pomykają jeszcze szybciej.

3 godziny w pociągu, a potem wyjście na dworzec w Xuzhou spojrzenie w niebo i człowiek już wie że opuścił czysty Śląsk.

IMG_0703

Poturlałem się do przystanku autobusowego i zobaczyłem autobus linii 26 który dojeżdża do Jiawang i staje pod szkołą w której uczył Damon, ale nie byłem w nastroju do takich eksperymentów więc wziąłem taksówkę, która wyszła mnie 25 RMB. A była licencjonowana. 7 RMB za pierwsze 3 kilometry i 1,6 za każdy kolejny ale nabija 0,8 co pół kilometra. Panu Taksówkarzowi pokazałem zdjęcie dworca i dowiózł mnie do samego wejścia głównego. Potem wystarczyło tylko przejść parę metrów do dworca autobusowego i poczekać na pustego busa z numer 25 i już w drodze do chińskiego domu. Sklepy pozamykane, ale Pan Obwoźny stoi, Panowie Strażnicy pomachali mi, a w sklepie patrzyli na mnie z niedowierzaniem bo przecież twarz mi się zaokrągliła. Chociaż to dziwne bo przecież Oni akurat to widzieli. Wszystkim opowiedziałem że byłem w Pekinie. Na wiele więcej mój chiński mi nie pozwolił.

Także witamy w Jiawang, nie spodziewajcie się takiego wysypu zdjęć jak przez ostatnie dwa dni.
Plan na jutro to udać się na posterunek policji, zalegalizować się i zrobić zakupy. Ciekawe czy przybiją mi jakąś metkę legalizacyjną.
W galerii jest też zdjęcie czaski i chyba rozwiałem już wszystkie złudzenia.

Gdyby wszyscy nauczyciele…

Byli tak wyrozumiali jak Ty Bart to nie rzuciłabym tej pracy. Powiedziała Jennifer przy kolacji. Bo Jennifer odchodzi. Stwierdziła że ma dość bycia popychadłem zarówno dla swojego szefa, którego Lidia też ma dosyć, jak i dla nauczycieli którzy nie potrafią zrozumieć że to nie Ona ustala reguły a jest jedynie pośrednikiem.  Podobno Miguel w porównaniu do innych nauczycieli to pikuś. Tak, dobrze przeczytaliście – Miguel to pikuś. Inni Ją obrażają, krzyczą, oczekują zrobienia wszystkiego za Nich. Chociażby scenak z samochodu: jutro trzeba odebrać nauczyciela jadącego całą noc pociągiem, ale po raz pierwszy  przyjedzie na inną stację niż normalnie i Jennifer próbuje się do Niego dodzwonić i dowiedzieć na jaką stację. A On nie odbiera ani nie oddzwania. Przez półtorej godziny jakie spędziliśmy w samochodzie nie odebrał ani razu. Nie odebrał także ani wcześniej ani później. I komu On tutaj tak naprawdę robi na złość. Albo ooo nauczyciele narzekający na to że w szkołach jest brudno. Znaczy uczciwie mówiąc ja też mógłbym narzekać że w szkołach jest brudno, ale czy jest sens narzekać o tym Jennifer która nic na to nie może poradzić? Czy w ogóle jest sens na to narzekać skoro zapewne we wszystkich szkołach jest tak samo? No właśnie…Nie ma sensu narzekać na wiele rzeczy.

Za to teraz będzie narzekanie na wkurzyłem się dzisiaj niemiłosiernie. Przed wyjazdem zapytałem Lidii czy dworzec z którego odjeżdżam to dworzec na który odprowadziliśmy Vicki i usłyszałem odpowiedź twierdzącą. Przyjechałem więc do Xuzhou przed 13, poszlajałem się trochę i koło 1315 wszedłem na dworzec. Poszlajełem się trochę, ale nigdzie nie widziałem mojego pociągu G130. A wiedzieć musicie że Chiny to nie Polska, tutaj nie wjeżdża kilka pociągów na peron jeden po drugim. Jeżeli pociągi wjeżdżają w tym samym, lub podobnym czasie to wjeżdżają na różne perony by nikomu nie robić sieczki z mózgu, co więcej w poczekalniach wyświetlane są informacje o odjazdach na najbliższe 4 godziny do przodu. Dlatego nie widząc mojego G130 wróciłem do wejścia i pokazałem Pani z ochrony bilet a Ona coś pobuczała i pokazała na wyjście. Zrozumiałem wtedy że jestem na złym dworcu i w te pędy ruszyłem do taksówki. Pokazałem taksówkarzowi bilet, a On tylko się uśmiechnął, pokazał cenę i ruszyliśmy. I nawet nie zwróciłem uwagi na to jaka to była cena, grunt żebyśmy dojechali na czas. I dojechaliśmy, ale to ile ja się naklnąłem i ile nerwów straciłem to moje.