Jeszcze nie wróciłem, spokojnie. Pociąg mam o 14:17, ale obiecałem Tracy że już nigdzie nie pójdę, więc nie pójdę…Kurczę, nie sądziłem że to napiszę ale chyba obudziły mnie sroki. W Jiawang nie ma srok, ale są w Pekinie. Trochę na opak.
W każdym razie, właśnie wgrywają się zdjęcia. Minus wariuje, ale w końcu udało się go przekonać do współpracy i to nawet dobrze bo imgur nie chce zrobić mi galerii. Nie to nie, łaski bez.
(Przypuszczam że nie wiecie co to za syreny wyją w Pekinie właśnie teraz, co?)
Mam nadzieję że te wczorajsze fajerwerki wyszły na zdjęciach w miarę sensownie, bo niektóre wyglądały super, ale tak między Bogiem a prawdą to Chiny w dzień obchodów Nowego Roku muszą być niesamowicie męczące dla uszu. Jeżeli cztery dni po praktycznie na każdym rogu spotyka się ludzi odpalających petardy…chociaż z drugiej strony, wikipedia mówi o kilkunastu dniach obchodów. A w sumie to po co miałaby kłamać?
Rany jak się ten Chilijczyk nazywa…mówił wczoraj że pracuje w takiej wiosce o wdzięcznej nazwie Ganyu, godzinę drogi od Lianyungang, w prowincji Jiangsu. Czyli taka sama wioska jak Jiawang, z tą różnicą że nad morzem! A z Lianyungang można dojechać do Europy pociągiem…
Samo miasteczko wygląda uroczo na zdjęciach i mają górę o wdzięcznej nazwie ‘Góra antyjapońska’, zresztą Jiawang na tych zdjęciach rządowych wygląda jeszcze lepiej. Ha! I w końcu się doszukałem oficjalnej informacji o zaludnieniu – 59k (Dane z 2008) i 80 km kw. Mówiłem że wioska.
Zdjęcia właśnie się wgrały.
Luis! Tak się ten Chilijczyk nazywa. Poszliśmy na lunch i uświadomiłem sobie że wczoraj jedliśmy kaczkę po pekińsku. A ja myślałem że to jakieś inne mięso. Także: kaczka po pekińsku w Pekinie – zaliczone.
Dzisiaj na wczesny lunch zjedliśmy kurczaka kung bao, zupę pomidorową z wołowiną, wołowinę z cebulą i wyjątkowo mało warzyw. Aż zdumiewające.
A potem Tracy i Qinwan (pewnie to zmasakrowałem, ale że Ona ze swojego angielskiego imienia nie korzysta zbyt często to lepiej niech zostanie tak jak jest) odwiozły mnie na dworzec, po drodze sprytnie pozbywając się Luisa. A może faktycznie były przekonane że będą korki i dojazd do dworca zajmie nam dwie godziny a nie 40 minut? No właśnie, Pekin był pusty na drogach, gro sklepów pozamykanych, wszystko z powodu Nowego Roku. Do pracy wszyscy wracają dopiero jutro.
A to dopiero początek. Oni zaraz ruszą by się wpychać łokciami chociaż miejsca i tak są numerowane.
Pożegnaliśmy się więc na dworcu, dałem dziewczynom bombonierkę (której word nie podkreśla, ale podkreśla bombona), a Tracy herbatę. Mam nadzieję że wytrzyma w tej pracy, ale lekko nie będzie miała. W Pekinie na dworcu rozdają darmową butelkowaną wodę. Bo w końcu ludzie spędzają na dworcu dużo czasu i Im się należy. A w pociągach każdy może sobie nalać wrzątku. Za to pluskiew w przedziałach pierwszej klasy na pewno nie mają!
Te 300 km/h jeszcze kogoś rusza? W Japonii pomykają jeszcze szybciej.
3 godziny w pociągu, a potem wyjście na dworzec w Xuzhou spojrzenie w niebo i człowiek już wie że opuścił czysty Śląsk.
Poturlałem się do przystanku autobusowego i zobaczyłem autobus linii 26 który dojeżdża do Jiawang i staje pod szkołą w której uczył Damon, ale nie byłem w nastroju do takich eksperymentów więc wziąłem taksówkę, która wyszła mnie 25 RMB. A była licencjonowana. 7 RMB za pierwsze 3 kilometry i 1,6 za każdy kolejny ale nabija 0,8 co pół kilometra. Panu Taksówkarzowi pokazałem zdjęcie dworca i dowiózł mnie do samego wejścia głównego. Potem wystarczyło tylko przejść parę metrów do dworca autobusowego i poczekać na pustego busa z numer 25 i już w drodze do chińskiego domu. Sklepy pozamykane, ale Pan Obwoźny stoi, Panowie Strażnicy pomachali mi, a w sklepie patrzyli na mnie z niedowierzaniem bo przecież twarz mi się zaokrągliła. Chociaż to dziwne bo przecież Oni akurat to widzieli. Wszystkim opowiedziałem że byłem w Pekinie. Na wiele więcej mój chiński mi nie pozwolił.
Także witamy w Jiawang, nie spodziewajcie się takiego wysypu zdjęć jak przez ostatnie dwa dni.
Plan na jutro to udać się na posterunek policji, zalegalizować się i zrobić zakupy. Ciekawe czy przybiją mi jakąś metkę legalizacyjną.
W galerii jest też zdjęcie czaski i chyba rozwiałem już wszystkie złudzenia.