Materac twardy jak kamień. Nie żebym narzekał, wręcz przeciwnie, lubię twarde materace, ale ten był chyba ciosany. No i tak jak sądziłem, łóżka są krótkie. Stopy mi zwisały…Tylko skoro i tak spałem na brzuchu to nie było źle. Na boku spać się nie dało – twardo. Na śniadanie zupka z kubka. Całkiem, całkiem. Makaron jest wszędzie taki sam, ale przyprawy bardzo dobre. Osobno smak, osobno warzywa, osobno kolejny smak. Dobrze, że był ten podgrzewacz do wody na herbatę. Herbatka jaśminowa słaba, ale może za bardzo przywykłem do tych mocnych.
Na dworzec…oczywiście na recepcji ani słowa po angielsku, ale przynajmniej nie musiałem niczego płacić. Dworzec jest ogromny. Nasz katowicki chyba będzie większy jednak. Dużo sklepów, ale oczywiście nikt nie mówi po angielsku. Żeby wejść na dworzec trzeba przejść najpierw przez bramki z wykrywaczami metalu (ponownie ani słowa po…), a żeby dostać się na peron trzeba przejść przez bramki na których sprawdzane są bilety, oraz dokumenty tożsamości.
Ach tak…na bramkach pożegnaliśmy się z Ann i do pociągu musiałem trafić sam. Postanowiłem trochę pochodzić po sklepach i kupiłem wodę, oraz niemampojęciaco, ale było na półce z orzechami/pestkami. Ceny na dworcu wyższe niż w sklepie przy akademikach, więc uznałem, że nie dam im zarobić. A teraz siedzę w pociągu G-113, w wagonie 10, na siedzeniu 4F. Tyle wyczytałem ze swojego biletu :) Za 5 minut odjazd i za 2 godziny+ powinniśmy być na miejscu. Przypuszczalnie pociąg nie będzie się zatrzymywać, bo jeżeli zatrzyma się chociaż raz to będzie krucho.
W pociągowej telewizji właśnie leci The Expendables, ale darmowego internetu nie ma.
Okej, będą przystanki, ale na szczęście pociąg mówi po angielsku i są napisy w ludzkim alfabecie. Pociąg kula się aż do Szanghaju…i podają prędkość. Właśnie przejechało 260 km/h i w ogóle tego nie czuć. Jeszcze druga kontrola biletów. Nie można w końcu pozwolić na to by ktoś siedział tam gdzie nie powinien! 302 km/h!
Pociąg właśnie mnie ostrzega żebym nie krzyczał i życzy mi przyjemnej podróży.
Czerwone opakowanie chyba na całym świecie oznacza – OSTRE. Dobrze i na ostro przyprawiona ta suszona wołowinka i to ze śliwką i anyżkiem. Dobre cholerstwo. Tylko ostre.
LOSOWY FAKT#1 Chińczycy uwielbiają tablety.