W drodze na Gorce

Decyzja podjęta, bieg opłacony, pora na dziesięć miesięcy przygotowań.
Zaczynam od tego czego nie robiłem świadomie od powrotu z Chin, czyli budowania solidnej bazy tlenowej. Innymi słowy, do końca roku czekają mnie prawie same powolne wybiegania, część będzie w terenie leśnym, ale one rzecz jasna będą pasywne, czyli w niższych widełkach tętna.
Gdy patrzę na średnie tętno z ostatnich kilku miesięcy dochodzę do wniosku, że było za dużo mocnych biegów i tak naprawdę nie dałem sobie czasu na regenerację po Maratonie Karkonoskim.

Po tygodniu regeneracji wracam do truchtania, w tym tygodniu cztery razy po godzince. W następnym planowo pięć, a potem już jakiś lekki kros. Powoli te zginacze przestają boleć, ale muszę je ciągle mieć na uwadze podnosząc nogi. Ot, uczę się biegania na nowo.