Czyli, ponownie, ku dobremu
To był pierwszy pełny tydzień w tym roku i czwarty w ciągu ostatnich ośmiu. Teraz powinno być już dobrze, bo i biodro przestało dokuczać i kość ogonowa jest w porządku, nie pozostaje więc nic innego jak biegać.
Kolejny tydzień to jeszcze będzie dochodzenie do siebie a potem wracam do treningów. Oczywiście o ile pogoda dopisze a ja się nie porozkładam nagle. Nie stawiam sobie jakichś wielkich wymagań, wiem, że powrót do tempa z listopada zajmie mi co najmniej kilka tygodni, ale jestem dobrej myśli. W końcu, skoro już tam byłem to mogę tam wrócić, kwestia treningu.
Z łamania trójki w Krakowie raczej nic nie będzie, pewnie nawet tego 3:05 w ‘Celu B’ nie dam rady się wywiązać, ale nie poddam się bez walki, przede mną jeszcze trzy miesiące i coś dobrego z tego powinno wyjść. Najważniejsza jest regularność i ciągłe, nieustępliwe, klepanie kilometrów.
Podsumowanie tygodnia:
Łączny dystans biegów 83 kilometry
Łączny czas biegów 7:02
Średnie tempo 5:05
Czas ćwiczeń dodatkowych to 4:16
Co było dobre w tym tygodniu?
Trzy biegi dzień po dniu.
Tempo poniżej 5:00/km
Co jest do poprawy?
Regularność, ona musi wrócić.
Obawy?
Że pogoda pokrzyżuje mi plany.
Ciekawostka z tego tygodnia
Tak do końca to nie wiadomo od czego zaczęło się spożywanie kawy. Jedna teoria głosi o bardzo energicznych ptakach które zwróciły uwagę na owoce, inna o uczniu który z ciekawości spróbował żuć owoce, ale w końcu zrezygnował i rzucił je w ogień, a jeszcze inna o energicznych kozach które zwróciły uwagę jakiegoś ucznia, który przyniósł owoce kawy do mistrza, a ten rzucił je w ogień.