Tydzień jedenasty

Czyli powoli do przodu.

Bieganie z plecakiem to chyba był dobry pomysł. A przynajmniej przyzwoity. Owszem, od teraz ramiona są bardziej zmęczone, ale czuję że biodro ma się już coraz lepiej, a skoro ono ma się coraz lepiej to i ja mam się coraz lepiej.

Ten tydzień zacząłem bardzo spokojnie, z planem żeby zrobić pięć razy czternaście kilometrów, ale samopoczucie dopisywało, pogoda też i udało się zrobić więcej, nawet dwa razy po szesnaście. Do tego dwa biegi krosowe.

Bólu jest coraz mniej, dyskomfort pozostaje, ale z tym jestem sobie w stanie poradzić, w końcu to jest coś z czym nauczyłem się sobie radzić.

Z łamania trójki chyba nic nie będzie, ale kto wie, może i ten dyskomfort minie? Trzeba ćwiczyć, wzmacniać te słabe punkty i być dobrej myśli, a z tym też jest coraz lepiej.

Podsumowanie tygodnia:
Łączny dystans biegów 77 kilometry
Łączny czas biegów 6:31
Średnie tempo 5:02 (i będzie tylko wolniej)
Czas ćwiczeń dodatkowych to 2:09

Co było dobre w tym tygodniu?
Dwa biegi szesnastokilometrowe dzień po dniu.

Co jest do poprawy?
Biodro.

Obawy?
Wszystko idzie ku dobremu, więc obaw brak.
Ciekawostka z tego tygodnia
Dopalacze to po angielsku Bath salts. Nie miałem pojęcia.