Czyli budowanie fundamentów.
Pierwsze dwa tygodnie jest wypełnionych bieganiem pod górę. Znaczy, w okolicy żadnych gór nie mam, więc wbiegam na wszystkie wzniesienia w okolicy. Łącznie uzbierało się tego siedemset metrów, co wynikiem jest mizernym, ale jest to mniej więcej tyle ile robiłem przygotowując się do biegów górskich, z tą różnicą, że wtedy był większy kilometraż. Innymi słowy – nie ma aż tak źle.
Ten tydzień to łącznie ~97 kilometrów (movescount mówi 97.6, sportracks 97.8); czas biegu to 7:56; czas dodatkowych ćwiczeń to około 20 minut (co jest żenujące i nad czym trzeba się skupić); średni czas na kilometr to 4:52; średnie tętno to 145.
Ogólnie to, jak na pierwszy tydzień, jest dobrze. Najbardziej w kość dały mi krosy, bardziej nawet niż piątkowa wycieczka biegowa. Dwa razy robiłem fartleki na koniec biegu i nawet jeżeli nie będzie to jakoś bardzo skuteczne w celu treningowych, no bo jednak to tylko dwa kilometry zabawy z interwałami, to bardzo poprawia morale. Świadomość tego, że po ponad godzinie biegu dalej ma się siłę, zarówno fizyczną jak i mentalną, by zerwać się do biegu jest bardzo ważna. A pewnie przyda się przy okazji biegów z narastającą prędkością na które przyjdzie pora za parę miesięcy.
Przyszły tydzień to praktycznie powtórka tego tygodnia, czyli dwa krosy, jeszcze dłuższa wycieczka biegowa i dwa biegi dla utrzymania formy i budowania bazy.
Na pewno trzeba dodać więcej ćwiczeń fizycznych w tym rozciągania, bo chociaż czuję, że jest lepiej niż było kiedyś, to może być jeszcze lepiej.
Ciekawostka z tego tygodnia:
Oliver Sipple, był żołnierzem, członkiem oddziału Marines, który po zakończeniu służby w Wietnamie, zupełnym przypadkiem udaremnił zamach na prezydenta Stanów Zjednoczonych Geralda Forda.