Lubię deszcz. Uwielbiam biegać w deszczu, co do tego nie mam żadnych wątpliwości i chyba nikt kto czyta te moje wypociny też ich nie ma. Uwielbiam gdy pot łączy się z deszczem i zmywa go ze mnie. Jest w tym coś pierwotnego, przynajmniej dla mnie. To takie…oczyszczające, gdy coś co produkuje moje ciało łączy się z czymś co produkuje świat na którym żyjemy. Czuję wtedy że jestem częścią czegoś większego, o wiele większego niż ja sam.
Dzisiaj zdecydowałem się odpocząć od podbiegów bo najważniejszy mięsień ze wszystkich stwierdził że dosyć tego dobrego i pora odpocząć. Bieganie w górę i w dół i w górę i w dół i w górę i…no chyba sami widzicie, nie jest już takie pociągające jak jeszcze cztery tygodnie temu. Tylko gdzie by tu pobiec? No właśnie, nad tym zastanawiałem się od poniedziałku i z kilku propozycji wybrałem trasę której nie znałem do końca. Kiedyś już tamtędy biegałem, ale zobaczyłem roboty drogowe i zawróciłem. Znaczy…o tych robotach drogowych to zapomniałem i przypomniały mi się dopiero gdy je zobaczyłem dzisiaj, ale tym razem postanowiłem że skoro już tyle biegam po ulicy to i tutaj przebiegnę.
Wstając z samego rana przywitało mnie słońce i błękitne niebo. Ubrałem więc koszulę, nawet nie brałem ze sobą kurtki przeciwdeszczowej (a mogłem bo środa to dzień z plecakiem) i poszedłem biegać.
Pierwszych dwadzieścia minut minęło tak jak przypuszczałem, czyli miło i przyjemnie chociaż było trochę duszno.
Za to następna godzina to był koszmar. Najpierw zaczęło kropić, potem padać, a na końcu zaczęło lać. Woda była wszędzie, naprawdę wszędzie. Nie było gdzie stanąć żeby nie zamoczyć butów (zresztą do teraz stoją mokre bo nie kupiłem gazet by je wysuszyć), nie było gdzie biec by nie wdepnąć w kałużę. I to jest najgorsze. To że pada na mnie deszcz to nie jest problem, ale to że mi stopy mokną i w butach chlupie to jest już problem. Zwłaszcza gdy biegnie się nową trasą i nie wiadomo gdzie by tu pobiec by uciec od tej wody.
Po godzinie trochę się uspokoiło i ostatnich 10 minut przebiegłem w spokojnym deszczu, ale ta godzina gdy lało była jedną z najbardziej intensywnych w tym roku. Gdybym robił dzisiaj podbiegi to i tak bym z nich zrezygnował, a kto wie czy nie zrezygnował w ogóle z biegania dzisiaj.