Widoczność nie przekracza pięciuset metrów! Żółty alarm mgielny!
Między siódmą a dziewiątą trzydzieści rano zanotowano ponad siedemdziesiąt wypadków drogowych. Mgła pewnie miała jakiś z tym związek. Nie ma się jednak co oszukiwać, mgła od paru tygodni jest tutaj niemalże taką codziennością jak deszcz, więc wypada poruszać się troszkę ostrożniej. Zresztą widzicie na zdjęciach że nie ma tutaj lekko.
Parę lat temu po jednym z biegów w Opolu przeczytałem mnóstwo komentarzy na temat tego że pogoda nie dopisała bo było ciepło i duszno. Pamiętam że bardzo mnie to wtedy zaskoczyło bo nic takiego nie czułem, znaczy było ciepło, ale żeby było jakoś przeraźliwie duszno to nie. A nie jestem jakoś bardzo niewrażliwy na te rzeczy bo przecież tutaj to co się działo na początku to masakra.
Dzisiaj wyszedłem na balkon około siódmej i po otwarciu drzwi odbiłem się od ściany. Chciałbym żartować, ale naprawdę powietrze we mnie uderzyło. Ciężko było oddychać, wilgotność pewnie z kategorii tych abstrakcyjnych typu 95% i zero deszczu.
Deszcz jednak się pojawił. Po dziesiątej. Gdy wychodziłem ze sklepu z rękami pełnymi zakupów. A nie, przepraszam, to nie był deszcz. To była ulewa.
A potem przyszła burza. Z piorunami. I już zastanawiałem się czy jest sens w ogóle się przebierać i iść na zajęcia bo przecież kto mi przyjdzie w piątkowe popołudnie w taką pogodę w dodatku. Niby przed 14 przestało padać, ale wątpliwości mi to nie rozwiało. W końcu poszedłem. Wszyscy przyszli.
Mam nadzieję że jutro rano tak duszno nie będzie. Prawdę mówiąc wolę deszcz niż taką duchotę. Wiem że tej duchoty i tak nie ominę, nie ucieknę przed nią, ale wolę z nią walczyć gdy będzie ciepło i będę mieć chociaż możliwość podjęcia rękawicy. Bo jeżeli będę, tak jak teraz, biegał w dwóch długich warstwach i ciepłych leginsach to nie dam rady, po prostu nie dam rady.