Długo nie było notki

To będzie dzisiaj, bo tak zniknąłem jak w poprzednie wakacje.

Już się tłumaczę: najpierw się pochorowałem. Dwa tygodnie temu w piątek złapała mnie gorączka, a w sobotę wstałem rano z myślą że pobiegnę 25 kilometrów, wręcz śniła mi się trasa, a gdy się obudziłem myślałem że płuca wykaszlę. Przez następne 4 dni nie wykaszlałem i poszedłem biegać. Nie wiem co mnie podkusiło, naprawdę nie wiem. W tę środę poczułem chyba to co czują ludzie którzy palili większość życia i nagle zaczęli biegać. Tak małych płuc to jeszcze nie miałem, pokonałem (i to jest naprawdę bardzo dobre słowo bo w pełni oddaje to jak się męczyłem) pięć kilometrów i wróciłem do domu. Stwierdziłem że nie ma to najmniejszego sensu i miałem zamiar wrócić do biegania w ten poniedziałek. W sobotę pojawiło się ogłoszenie że nie będzie wody od 730 do 1130 a potem od 1230 do 1700 i to tak od poniedziałku do czwartku, więc plany z biegania poszły w komin.
Dlatego też poszedłem biegać dopiero dzisiaj, po 14 dniach przerwy. Na myśl o tym, że teraz pobiegam tydzień, a potem czeka mnie kolejne 14 dni przerwy szlag mnie trafia. Właściwie to nie mnie, a moje nogi. Bo bolą mnie teraz okropnie.
Chociaż między Bogiem a prawdą jest znacznie, znacznie lepiej niż było rok temu po powrocie z Laosu. Jednak przekonuję się do tego że ja tak długich przerw od biegania mieć nie mogę, to po prostu nie jest dla mnie. Znaczy fajnie jest się wyzerować i budować wszystko na nowo, ale…no ja to jednak wolę sobie jeden miesiąc pobiegać mniej i wolniej niż go po prostu wyciąć z kalendarza. Zwłaszcza że mam takie a nie inne plany na ten rok.

Wypadałoby napisać coś o egzaminach, ale spuśćmy na nie zasłonę milczenia, bo były i się zakończyły. Jedno jest pewne, dla mnie był to okres wzmożonej pracy i nauki, naprawdę sporo się nauczyłem. Było kilka problemów, ale zasadniczo miały wspólny mianownik – ludzie zakładają że wszyscy wszystko rozumieją i niczego nie trzeba tłumaczyć. A potem rodzą się problemy. Oczywiście ja też walnąłem wielbłąda, ale na szczęście rozeszło się po kościach.

Jak widzicie zdjęć dalej nie ma, ale jest za to film z dzisiejszego porannego biegu i prawdę mówiąc będzie tych filmów więcej, tak myślę przynajmniej. Z czasem będą mniej ruszające się, może nawet od czasu do czasu coś powiem, na razie jednak musicie zadowolić się dziesięcioma minutami trzęsącego się obrazu kilku ulic w okolicach domu.