Tym razem ponieważ June była w szpitalu na badaniach, a że potem była pod narkozą, to lepiej było Jej samej nie zostawiać na dłużej i jakoś tak wyszło że niczego nie napisałem.
Badania wyszły dobrze, w sensie niczego nie wykazały, więc nie ma się co martwić.
Sprawę w banku załatwiłem, trwało to raptem 50 minut, z których 40 to było czekanie aż ktoś mnie obsłuży, bo popsuł się komputer i z trzech okienek zrobiło się jedno, przy którym jeszcze przy wyjściu siedziała ta sama dziewczyna. Przypuszczam że przyszła w porze lunchu i tak siedziała tam trzy godziny z hakiem.
Pada, to chyba największa zmiana od czasu ostatniej notki. Z jednej strony jest to informacja dobra, bo w końcu Xiamen przypomina mi dom, oto taka typowa Polska jesień, chłodno, pochmurno, wieje i jeszcze pada. A z drugiej strony jest to informacja jeszcze lepsza bo w końcu będę mieć okazję przetestować moją nową kurtkę przeciwdeszczową (o ile nie przestanie padać jutro rano). Czyli są dwie dobre strony, to taki żart bo rok temu moi studenci uwielbiali mówić z jednej strony A, a z drugiej strony A, czyli nauczono Ich ładnego zwrotu, ale już nie nauczono jak z niego korzystać.
Co tam jeszcze, ach…pamiętacie tego studenta który powiedział że chyba zapomniał o egzaminie? Teraz powiedział że nikt Mu o egzaminie nie powiedział i dlatego nie przyszedł. Myślę że imienne zaproszenia to dobry pomysł na kolejny semestr. Kolejne wymówki brzmiały ja nie chcę trenować, ale muszę bo robię to dla szkoły, ale niestety zwolnienia z zajęć od prowadzącego zajęcia z WFu nie przyniósł. Może przygotuje na następne zajęcia.
Do tego muszę użerać się z Chińskimi nauczycielami w sprawie egzaminu, ale o tym będę pisać jutro bo to jest zbyt długa i zbyt męcząca dla mnie historia na dzisiaj.
Zakończę pozytywnym akcentem: pracownicy konsulatu w Kantonie są wspaniali i niezwykle pomocni. Dziękuję, dobranoc.