Oczywiście że nie padało, kto by w takie bajki wierzył. Nad ranem było trochę chłodniej, trochę więcej ciemnych chmur, ale ani kropelki. Deszczu już chyba w tym roku nie będzie.
Podobno, znowu podobno, w przyszłym tygodniu przyjdzie ochłodzenie, czytajcie temperatura spadnie do przerażających dwudziestu stopni. Do tego podobno, po raz kolejny, deszcz spadnie. W te długoterminowe prognozy pogody przestałem wierzyć jeszcze w Polsce.
Wygląda na to że prognozowanie pogody jest znacznie trudniejsze niż wysyłanie ludzi w kosmos. A efekt motyla tłumaczy to tylko częściowo.
Także dzisiaj nie było aż tak przeraźliwie ciepło, ale było duszno.
June odgraża się że jak nadejdzie zima to faktycznie będzie zimno z powodu wilgotności i nawet te dziesięć stopni na plusie będzie przeszkadzać. Nie wątpię że będzie, ale patrząc na ludzi noszących zimowe kurtki z samego rana gdy idę pobiegać uśmiech aż wskakuje mi na usta. Pojmowanie chłodu jest niezwykle względne. Zresztą ciepła też, chociaż jak jest ciepło to i mi i June jest ciepło. A jak mi jest chłodno to June zamarza.
Dzisiaj dowiedziałem się że będę musiał być obecny w czasie egzaminów, ale kiedy się odbędą to jeszcze nikt nie wie. Jest to o tyle zaskakujące że na początku roku ta nasza opiekunka powiedziała nam że na egzaminach nie musimy być obecni. No cóż, może to i lepiej że ja je przeprowadzę skoro cały egzamin zajmie może z pół godziny. Może, a i tego nie jestem pewien. Nie lubiłem trudnych egzaminów jako student, nie lubię ich też jako wykładowca. Generalnie to wolałbym robić sprawdziany na każdych zajęciach, ale skoro mam je robić tylko dwa razy w semestrze, to będę je robić dwa razy w semestrze. Chociaż może jak się ten rok akademicki skończy to zagadam do dziekana i zaproponuję mój punkt widzenia. Nie spodziewam się cudów, bo wiem jak to działa w Chinach, ale przynajmniej spróbuję.