Podobno

W nocy ma padać, ale ja już w takie bajki nie wierzę. Za stary jestem.

Jest okropnie ciepło, żeby w listopadzie uruchamiać klimatyzację bo się w mieszkaniu wytrzymać nie da to jest już lekka przesada. Spać nie można, taka hica. Generalnie to nie polecam.

W każdym razie. Udało się zarejestrować i opłacić maraton górki (pagórkowaty), w przyszłym tygodniu mam pojawić się po odbiór koszulki i całej reszty. Czyli na plus, na duży plus rzekłbym nawet.

Zawsze lubiłem czytać o polskich sportowcach wyjeżdzających trenować za granicę. Pamiętam jak wielu biegaczy wyjeżdzających do Afryki uskarżało się na temperaturę i wilgotność powietrza, ale mówili że proces adaptacyjny kończy się po kilku tygodniach. Nie wiem czy to wychodzi różnica między zwykłym człowiekiem a zawodowym sportowcem, czy też wilgotność tutaj jest jeszcze większa (dzisiaj tak w okolicach 80 procent, podobno temperatura odczuwalna oscylowała w okolicach 36 stopni w południe), ale po trzech miesiącach nie czuję się ani o krztynę lepiej przygotowany do życia.

Do biegania to i owszem, bo biega mi się coraz lepiej, chociaż ostatnio czuję że temperatura poszła w górę, ale do życia ani trochę.

Pierwszego biegu ultra w górach nie ukończyłem bo się wychłodziłem. Teraz obawiam się że się przegrzeję…Pewnie czeka mnie jeszcze tydzień takich wątpliwości związanych z tym maratonem, ale tak między Bogiem a prawdą to skoro jest 8 godzin na pokonanie tych 42 kilometrów to nawet po górach dam radę. Zawsze można iść.

W ogóle to dotarło do mnie wczoraj że to już tydzień numer 11, a to oznacza że jeszcze jedne zajęcia z niektórymi grupami i pora na egzamin ustny. Pięknie. Minęło to strasznie szybko, chyba szybciej niż rok temu, ale też tych zajęć było mniej. Przynajmniej z niektórymi grupami. W następnym semestrze to dopiero będzie nieźle bo ten wiosenny semestr zawsze jest pełen przerw, świąt i czego tam jeszcze. Z pewnością będę z tego powodu narzekał, ale ja zawsze narzekam na poziom organizacji, więc nie będzie to dla Was nic nowego.