Facet

Nienawidzę tego koguta. Pieje od czwartej nad ranem, dzień w dzień. Skąd wiem że od czwartej? Bo codziennie mnie budzi więc sprawdzam która godzina. Zawsze jest to czwarta. Podobnie było z moim kotem który patrzył na mnie punktualnie o 2:30 każdego dnia z wyjątkiem niedziel. Kotu darowałem, kogutowi też muszę.

Dzisiaj o 5:44 zapiał i gdy miał skończyć urwał, myślałem więc że ktoś już nie wytrzymał i odciął mu łeb. Skąd wiem że była to 5:44? Bo równo minutę później odezwał się mój budzik a w raz z nim kogut. Jednak nikt go nie zabił.

Ruszyłem biegać. Po raz czwarty z rzędu tą samą drogą w górę i po raz czwarty tą samą drogą w dół. Ciągle sobie powtarzam że muszę biegać wolniej i ciągle sam siebie nie słucham, a to nie dobrze. W każdym razie przebiegłem te kilkanaście kilometrów i dotarło do mnie że nowa koszulka jest tak ładna jak niepraktyczna. Może i nadaje się do biegania dla ludzi którzy biegają sobie od czasu do czasu po parę kilometrów ale dla mnie lepiąca się od potu koszula jest dość średnim pomysłem.

Po raz czwarty ludzie w oddalonych o 4-5 kilometry domkach patrzyli się na mnie dziwnie, a ja po raz czwarty patrzyłem się przed siebie i na tę kozę przypiętą do drzewa, której ewidentnie nie w smak było takie życie.

Zawsze gdy widzę kozę przypomina się jak kiedyś w Jiawang jechałem na meridce i zauważyłem kozę skaczącą w dół z trzymetrowego mostu , od razu przyśpieszyłem bo przecież to już dość wysoko dla takiego stworzenia. Tak przynajmniej wtedy myślałem. Teraz myślę że kozy zostały stworzone do skakania.

Wracając zatrzymałem się na moment by kupić świeżo wypieczony chleb , a potem jeszcze paręset metrów, zakręt i…jakiś facet stoi przed drzwiami. Nie mam pojęcia kto to, więc się odsuwam i idę rozciągać gdzie indziej a przy okazji dzwonię do June. Raz, drugi, w końcu trzeci. Nie odbiera. A przemoczona koszula lepi się do ciała w ten nie całkiem ciepły poranek więc decyduję się wejść do mieszkania. Odkręcam zamek, wchodzę, zakręcam i idę obudzić June. Wyrwana ze snu idzie otworzyć drzwi, a facet już stoi w przedsionku.

Na szczęście, bardziej dla Niego chociaż dla nas pewnie też, facet miał sprawę do ojca June, a że Jego nie ma to sobie poszedł. A mnie w tym wszystkim dziwi ten brak poszanowania dla zamknięty drzwi. Rozumiem że wystarczy pokręcić by je otworzyć, ale czy to znaczy że się kręcić powinno?