Upał

I gorąc i w ogóle bleh. Prawdę mówiąc po tym poniedziałku odechciało mi się zupełnie wszystkiego. Od nauczania, poprzez pisanie, na samym pobycie w tym miejscu kończąc. Ciężko, bardzo ciężko jest mi tę szkołę lubić.

A uczniowie krzyczący na mnie gdy biegam i wścibscy panowie tej sytuacji nie poprawiają.

Ot, taka sytuacja z wczoraj.
Przez pierwszą godzinę zajęć ciężko było mi słyszeć własne myśli nie wspominając już nawet o słuchaniu studentów ponieważ z sali obok dobywał się ryk. Nie hałas, ale ryk. Nauczycielka angielskiego w stylu chińskim puszczała studentom słówka, a Oni każde powtarzali. Powtarzali to złe słowo. Wykrzykiwali je trzykrotnie.

Potem nauczycielka postanowiła że będzie prowadzić zajęcia przy otwartych drzwiach, ale niestety pomieszała się jej transparentność z eskalacją hałasu. Otwarte drzwi i mikrofon przy ustach nie jest dobrym rozwiązaniem dla ludzi w salach obok.

Ścierpiałem i to bo stwierdziłem że zostało jeszcze 40 minut i w sumie to nie ma co Jej przeszkadzać, wszystkim jest ciepło i chcą mieć otwarte drzwi, a hałas w sali nie zawsze jest złym znakiem.

Jednak kiedy zaczęła puszczać chińskie piosenki nie wytrzymałem i poszedłem zwrócić Jej uwagę.

Wszedłem do sali, w końcu drzwi otwarte, i od razu rozległ się ryk. Studenci zaczęli krzyczeć Hello! Hello!, zachowywać się jakby nigdy wcześniej nie widzieli kogoś spoza Chin, muczeć jakbym przyszedł tę nauczycielkę co najmniej porwać do tańca i całować, czyli generalnie to tak standardowo jak na dzieciaki z ogólniaka. Tyle tylko że są już na studiach i pewnych rzeczy nie wypada.

Przepraszam, mogłabyś albo zamknąć drzwi, albo ściszyć tę muzykę?
Spróbuję.

Zanim jeszcze wyszedłem z sali, ba, zanim skończyłem to pytanie drzwi były już zamknięte, ale ryk unosił się dalej.

Gdy wróciłem do mojej sali panowała już cisza a moi studenci zaczęli bić mi brawo. Co było miłe, ale tylko potwierdza moje przekonanie że trafiłem na wyjątkowych ludzi, bo reszta jest ogólnie rzecz biorąc, taka jaka jest.