W którym wszyscy przychodzą.
Jednak zanim o dniu dziewiątym, chciałbym napisać coś co mnie strasznie, ale to strasznie rozbawiło wczoraj w English corner, a o czym nie napisałem wczoraj.
– Twój akcent jest trochę inny niż innych nauczycieli.
– No jest, nie da się zaprzeczyć.
– To taka różnica jak między dialektem Henan, a mandaryńskim.
– No niech będzie.
– Bo wiesz, że w każdej prowincji mają inny dialekt, w Henan mówimy inaczej, w Pekinie mówią inaczej, a mandaryński jest jeszcze inny.
– Zasadniczo to za akcent pekiński jest najbliższy standardowemu, może jedynie z tą różnicą, że w nim bardziej akcentują r.
– Nie! Akcent pekiński jest zupełnie inny!
– …No nie. Rząd Chiński wybrał go za standardowy.
(koleżanka tłumaczy po cichu)
– Ach…no tak…masz rację…
Żebym uczył Chińczyków jaki to jest Ich język…
Zresztą we wtorek miałam inną sytuację.
(Wszystko po mandaryńsku)
– BlalalaCO?!
– Nie mów po henansku, bo nie rozumiem!
– Nie mówię po henansku.
– CO powiedziałaś po henansku.
I wszyscy w śmiech.
A dzisiaj wszyscy się pojawili z czego bardzo, ale to bardzo się ucieszyłem, co więcej udało mi się wszystkich przepytać, co cieszy mnie jeszcze bardziej i nastawia mega, ale to mega optymistycznie na jutrzejszą walkę z największą grupą – 37 studentów. Łatwo nie będzie, zwłaszcza że część nie ma prawa zdać, ale może przynajmniej nie będą mi teraz sajiao że Oni się postarają w następnym semestrze.
Ach…dowiedziałem się także że istnieje spora szansa na to że zmienią mi wszystkie grupy, czyli znowu dwa tygodnie witam, nazywam się Bart, pochodzę z Polski, a teraz porozmawiajmy o zasadach…
Zapewne znowu dostanę non-English majors, czyli tych którzy w angielskim się nie specjalizują. Z jednej strony to średnio, bo jednak fajnie byłoby w końcu popatrzeć jaki ten poziom jest naprawdę, a z drugiej…no cóż, przynajmniej pisanie planów zajęć znowu zajmie mi pewnie jeden weekend.