Ciężko cokolwiek o tym dniu napisać bo skoro siedzi się ciągle w pokoju to o czym tu pisać.
Zawsze można pisać o bieganiu. Tyle że dzisiaj biegałem w kółko. Jakoś tak…no nie wiem, uznałem że fajnie będzie wykorzystać ten deszcz i pustkę na bieżni i pobiegać na niej póki mogę. Nie wiem czy uda mi się to powtórzyć w czwartek, a pewnie nie uda, przynajmniej nie na mojej bieżnie, więc trzeba korzystać póki można. Tyle tylko, że to jest takie bieganie dla biegania, bez jakichś ciśnień czy wielkich ambicji…No dobrze, mam rozpisany plan i jest tam zawarta progresja kilometrów, ale i tak jest to tylko tak dla zabawy, dla podtrzymania motywacji. Bieganie jest tutaj celem samym w sobie, nie ma żadnego celu nadrzędnego…
Przez myśl przeszło mi by wystartować w maratonie w Szanghaju, ale z jakiegoś powodu większość biegów w Chinach jest o wiele bardziej kosztowna dla obcokrajowców niż dla Chińczyków. Wpisowe dla nie Chińczyków jest czterokrotnie wyższe od tego dla Chińczyków. Można na to machnąć, nawet na to że trzeba być w Szanghaju dzień wcześniej z samego rana bo biuro zawodów jest czynne tylko do dwunastej, a w dniu zawodów jest już nieczynne, nawet można pokombinować żeby ktoś wziął zajęcia w poniedziałek rano i spokojnie wrócić. Tyle tylko że wypadałoby się do tego maratonu przygotować, a prawda jest taka że nie mam aż takiej motywacji. Czuję w kościach że tę swoją karierę maratończyka zakończę na pięciu, bo zwyczajnie w świecie nie czuję potrzeby by poświęcać mnóstwa czasu na przygotowanie się do maratonu a głęboko wierzę że chęć zwycięstwa jest niczym jeżeli nie masz chęci do treningu. Także maratonów, raczej, biegać nie będę. Za to biegać dla zdrowia jak najbardziej. Po prostu to lubię. Zwłaszcza biegać w deszczu.
Taka refleksja mnie dzisiaj naszła bo z zasady nie używam parasoli. Jedyny jaki mi pasuje jest w Polsce i niech sobie tam pozostanie, innego nie chcę i już. Przed deszczem i tak nie ucieknę, z cukru nie jestem, a suche buty są o wiele ważniejsze niż sucha głowa…eee…refleksja, tak.
W Chinach jest mnóstwo ludzi, naprawdę mnóstwo, ogrom tej ludności jest tak naprawdę nie do wyobrażenia, owszem można popatrzeć na liczby i być pod wrażeniem, ale dopóki się tego nie doświadczy to są to tylko suche liczby i nic więcej także spróbuje to opisać, ale może nie być tak łatwo to dobrze zrozumieć.
Jeżeli sto osób idzie ulicą, to jest to całkiem sporo i może ową ulicę zająć, a teraz przychodzi deszcz i każda z tych stu osób ma parasol przez co zabiera dwa miejsca na drodze i nagle ze stu robi nam się dwieście, z których to część idzie, część stoi, część drepcze, a wszystkie mają parasol na wysokości twojego gardła lub oczu. I teraz przemnożymy sobie te sto przez dziesięć, bo mniej więcej tysiąc rusza codziennie z pobliskich akademików wtedy kiedy i ja ruszam. To jest makabra…owszem, wygląda fantastycznie, ale próby przeciśnięcia się przez to morze parasoli są niezwykle, ale to niezwykle irytujące.